Wiem, że wydawanie książek w Polsce nie jest jakimś szczególnie intratnym biznesem. Wiem, że wydawcy - podobnie jak przedsiębiorcy w każdej innej branży - starają się maksymalnie obniżać koszty. Ja to rozumiem, gdybym miała firmę, robiłabym tak samo. Nie może się to jednak odbywać kosztem jakości produktu, zwłaszcza jeśli jest nim książka, z definicji skierowana do osób o co najmniej minimalnych kompetencjach językowych.
Jestem w stanie zaakceptować trochę gorszy papier albo "marketingową" okładkę, ale błędy w tekście utrudniają mi lekturę i sprawiają, że jako klient czuję się po prostu oszukana.
Po powrocie z Targów Książki zaczęłam jeszcze raz przeglądać zakupione przeze mnie i przez męża tytuły. Pod blurbem na okładce "Sapiens. Od zwierząt do bogów" Yuvala Noah Harari przeczytałam, że:
Książkę polecają wielcy tego świata:
Barack Obama, Mark Zuckenberg i Bill Gates
Pozycję tę wydało PZWL Wydawnictwo Lekarskie Sp. z o.o., jedna z marek Grupy PWN, więc wcale nie mamy tutaj do czynienia z jakąś niszową oficyną dla self-publisherów. Egzemplarz, który kupiliśmy, to dodruk i ciekawa jestem, czy ten błąd pojawił się dopiero teraz, czy został powielony. Być może zasadnicza treść książki jest w stu procentach poprawna, ale taka literówka w takim miejscu nie powinna się przydarzyć. A tak na marginesie: książkę przetłumaczył Justyn Hunia, ale wspomniane wydawnictwo na swojej stronie jako autorkę przekładu wskazało Justynę Hunia (a jako wydawcę Dom Wydawniczy PWN).
Wspomniany błąd był jednak tylko kroplą, która przelała czarę mojej goryczy, że się tak pompatycznie wyrażę. Kupiłam niedawno trzy książki
Wydawnictwa Poznańskiego: "Mayflower. Opowieść o początkach Ameryki", "Religie dawnych Słowian" i
"Życie miasta średniowiecznego" Henryka Samsonowicza. Pierwszej jeszcze nie przeczytałam, "Religie" okazały się pozycją bardzo interesującą, natomiast lektura tego ostatniego tytułu była drogą przez mękę.
Wydawca informuje, że jest to piąte wydanie, że w procesie wydawniczym uczestniczył redaktor prowadzący Bogumił Twardowski, a korektę wykonała Anna Gredecka; z uwag wstępnych dowiadujemy się, że są to szkice "poprawione i uzupełnione po trzydziestu latach od ich pierwszego wydania". Co w takim razie poszło nie tak? Ponieważ nie wierzę, że w WP pracują ludzie tak niekompetentni, podejrzewam, że może do drukarni przez pomyłkę przesłano niewłaściwy plik. Cóż, zdarza się, należałoby jednak wycofać tę część nakładu i ewentualnie - w miarę możliwości - zwrócić nabywcom pieniądze.
Jakie błędy mam na myśli? Różne, różniste.
- ortograficzne: "nie opodal" - strona 42
- brak zapowiadanej aktualizacji: "przez obecny plac Dzierżyńskiego" (w Warszawie) - strona 56
- literówki: "przymus drożni" (powinno być "drożny") na stronie 91, "kooecielnych" - strona 214
- zdania bez sensu, w których np. brakuje jakiegoś słowa:
- Duży majątek można było zdobyć udział w handlu międzynarodowym. - strona 67
- W zasadzie przeciętna poruszania się statków była dwu-trzykrotnie wyższa od przeciętnej poruszania się lądem. - strona 152
- Zmianom - pana domu - główną rolę w "rodzinie naturalnej" przejmował stryj. - strona 176
- Tylko w Włoszech, poczynając już od XIII wieku powstawało uczone traktaty wprowadzające w wiedzę ogólniejszą. - strona 209
- mała litera zamiast wielkiej: "w warunkach życia średniowiecznego" - tak zaczyna się jedno ze zdań na stronie 72, a tak inne na stronie 112: "w europie północnej i wschodniej". Naprawdę.
W 1421 roku jego dochody wynosiły 20 reńskich guldenów, w 1430 - około 300, w 1400 roku - około 700, by w 1450 roku osiągnąć wysokość 1100 guldenów. - strona 172
Mieszczanie traktowali opatrzność jako swego kontrahenta, w zamian za kupno mszy, ufundowanie owiec, świętych obrazów, kaplic, za pobożne fundacje kupiec chciał uzyskać opiekę nad przeprowadzonymi transakcjami. - strona 215
Nie znam się na tym, możliwe, że mieszczanie czasami kupowali dla parafii albo klasztorów zwierzęta hodowlane, ale z kontekstu wynika, że autorowi chodziło tutaj o świece, a nie o owce.
Nie wymieniłam wszystkich błędów, z drugiej strony oczywiście większość książki napisana jest poprawnie, choć ja przeredagowałabym sporo zdań, żeby były lepiej zrozumiałe dla czytelnika.
Książki w Polsce są stosunkowo drogie, dlatego nie rozumiem, dlaczego wciąż oferuje się nam, czytelnikom, towar wybrakowany. Zła korekta i redakcja (a tym bardziej ich brak) niszczą książkę, a także reputację wydawnictwa i konkretnych osób odpowiedzialnych za publikację danego tytułu. Nie wypada na tym oszczędzać! Poza tym naprawdę ktoś powinien przeczytać świeżo wydrukowaną książkę zanim trafi ona do sprzedaży, wyłapać ewentualne drobne błędy i zadecydować o dodrukowaniu erraty. Wydawnictwa nie mogą liczyć na to, że czytelnik jest głupi i niczego nie zauważy.