Trafiłam ostatnio w internecie na niezwykle interesującą (dla mnie) książkę "Materyjały do etnografii ludu polskiego z okolic Kielc" zebrane przez księdza Władysława Siarkowskiego (1840-1902), który miał, zdaje się, takie hobby, że spisywał wszystko, co mu okoliczni parafianie naopowiadali:). Poniżej cytuję fragmenty części drugiej wspomnianego dzieła, dotyczące zabobonów związanych z uprawą roli. I szczerze mówiąc, to nie wierzę, że przeciętny chłop stosował czy wierzył w choćby jedną z tych "metod". Chociaż... w różne rzeczy ludzie wierzą i dzisiaj, a co dopiero mówić o niepiśmiennych chłopach sto pięćdziesiąt lat temu... Mocno się uśmiałam, czytając o tych sposobach, czego i Wam życzę:).
Zainteresowałam się tą pozycją, bo moi przodkowie pochodzą ze wsi położonych niedaleko Gór Świętokrzyskich. Autor koncentruje się co prawda na opisie wsi położonych bliżej Kielc i raczej na południe od Gór, podczas gdy moi przodkowie mieszkali na północ od nich, ale myślę, że kilka czy kilkanaście kilometrów dalej życie toczyło się podobnie.
Źródło cytatu: "Materyjały do etnografii ludu polskiego w okolic Kielc" ks. Władysława Siarkowskiego, Drukarnia Uniwersytetu Jagiellońskiego 1879, część II, str. 53-64
W okolicach Kielc obfitość zabobonów, mających łączność z uprawą roli, siewem, żniwem, domem i gospodarstwem, nierównie jest większą niż koło Pińczowa. Przyczyna tej nierówności polega: na większej oświacie ludu powiatu pinczowskiego niż kieleckiego, już wreszcie na samej przyrodzie miejscowej tych dwóch okolic. Wogóle uważając, okolice kieleckie, aczkolwiek piękne, są bardziej górzyste, ponure, ztąd i dziksze niż pinczowskie i dlatego na umyśle swego mieszkańca piętnują pewną szorstkość, którą łatwo dopatrzeć w jego mowie, sposobie życia, śpiewie, a nawet w ubraniu. Ziemia jałowa, nieurodzajna, na wielu miejscach pokryta smugami piasków, nierzadko niewynagradzająca trudu około niej podjętego, zmusza poniekąd właściciela do szukania środków nadnaturalnych, leżących w zabobonach, bo sądzi w dobréj wierze, że one przyczynią się do dopełnienia braków, do pomnożenia plonu. Dodając do nadmienionych przyczyn i tę okoliczność, że wsie w kieleckiém zbyt są od siebie porozrzucane, że ich domy niegromadnie, ale w długim szeregu kolonij poumieszczane, że w kieleckiém mniéj jest kapłanów do sprawowania posług religijnych i rozciągnięcia pieczy duchownéj nad owieczkami, niż w innych w ogóle powiatach, a w szczególności w pinczowskiém, mniéj téż stósunkowo szkół elementarnych w ubiegłej przeszłości było w kieleckiém niż pinczowskiém: to nie będziemy się dziwić, że zabobony w wielkiéj swéj rozciągłości i doniosłości istnieją między Kielczanami. A choć i tu znajduje się niemały poczet oświeceńszych włościan, którzy w gruncie rzeczy nie wierzą w zabobony, to mimo tego, idąc za zwyczajem większego ogółu swoich współbraci — nie odrzucają ich wcale. (...)Uprawa roli pod siew każdego gatunku zboża, sadzenie i okopywanie jarzyn i t. p. czynności rolnicze, mają szczególniej w kieleckiém odrębne zabobony, przesądy, prognostyki i dnie uprzywilejowane. Najwięcej jadnak zabobonów z rozlicznymi waryjantami praktykuje się przy sianiu: rozsady, lnu i konopi jak również sadzeniu kapusty. (...)2. Przed nałożeniem nawozu na piérwszą furę w kieleckiém przestrzegają ściśle tego zwyczaju, że biorą trzy razy gnoju na widły wyrzucają na dach domu, lub obory, następnie naładowaną furę żegnają krzyżem św. i kropią święconą wodą.