Tytuł: To nie jest kraj dla starych ludzi (No Country for Old Men)
Autor: Cormac McCarthy
Pierwsze wydanie: 2005
Tłumaczenie: Robert Bryk
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
ISBN: 978-83-7469-643-2
Stron: 238
Ocena: 3+/5
Wbrew temu, co napisano w blurbie, to nie jest "wstrząsająca historia wojny, która toczy się w środowisku handlarzy narkotyków". Ten wątek jest stale obecny, właściwie cała opowieść zaczyna się od krwawych porachunków między gansterami z pogranicza Stanów Zjednoczonych i Meksyku, ale wydaje mi się, że celem Cormaca McCarthy'ego było raczej pokazanie jego kraju w okresie przełomu. Zresztą wskazuje na to tytuł zaczerpnięty, jak czytałam, z wiersza Yeatsa pt. "Sailing to Byzantium".
Autor: Cormac McCarthy
Pierwsze wydanie: 2005
Tłumaczenie: Robert Bryk
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
ISBN: 978-83-7469-643-2
Stron: 238
Ocena: 3+/5
Wbrew temu, co napisano w blurbie, to nie jest "wstrząsająca historia wojny, która toczy się w środowisku handlarzy narkotyków". Ten wątek jest stale obecny, właściwie cała opowieść zaczyna się od krwawych porachunków między gansterami z pogranicza Stanów Zjednoczonych i Meksyku, ale wydaje mi się, że celem Cormaca McCarthy'ego było raczej pokazanie jego kraju w okresie przełomu. Zresztą wskazuje na to tytuł zaczerpnięty, jak czytałam, z wiersza Yeatsa pt. "Sailing to Byzantium".
Akcja książki toczy się w 1980 roku w Teksasie. Starsi ludzie wspominają dawne, dobre czasy; nowych nie rozumieją, nowych się boją. Obserwują upadek obyczajów, wzrastającą przestępczość, zanik wartości i moralności, których miejsce zajmuje kult pieniądza. Nie wiedzą, dokąd to wszystko zmierza, ale są pewni, że do niczego dobrego. Mogą być tylko biernymi świadkami zmian.
Tommy Lee Jones jako szeryf Bell |
Moss nie brał udziału w tej jatce, przypadkowo znalazł się tam, kiedy było już po wszystkim, i zabrał stamtąd walizkę z mnóstwem pieniędzy. Szybko zorientował się, że ktoś go intensywnie szuka i że nie odpuści. Zdał sobie sprawę, że może już zawsze będzie musiał uciekać. Do odzyskania pieniędzy wynajęto Antona Chigurha, psychopatycznego i niesamowicie skutecznego mordercę.
***
"Droga" podobała mi się jednak bardziej, może dlatego, że z wiekiem z coraz mniejszą cierpliwością i wyrozumiałością podchodzę do truizmów, a bardziej cenię ciekawe historie i dobry styl. Owszem, ucieczka Mossa i pościg Chigurha trzymają w napięciu, autor miał kilka oryginalnych pomysłów (ta butla z tlenem...), ale to za mało, żebym uznała tę powieść za bardzo dobrą, zwłaszcza że niektóre jej elementy w ogóle mi nie odpowiadały.
Każdy rozdział jest poprzedzony refleksjami szeryfa Bella, które brzmią trochę jak dydaktyczne pogadanki dla młodzieży. Moim zdaniem te wynurzenia należałoby nieco skrócić albo raczej wpleść w resztę tekstu. Kolejna sprawa - wątek narkotykowy jest strasznie pogmatwany i trudno się w nim zorientować, kiedy czyta się książkę po raz pierwszy, a w trakcie powtórnej lektury też nie jest to wcale łatwe. Wreszcie - styl. Wolałabym go nie oceniać, bo podejrzewam, że książka mogła dużo stracić w tłumaczeniu. Weźmy choćby taki fragment, niemal sam początek powieści, który wydał mi sę zupełnie niezrozumiały, więc postanowiłam skonfrontować go z oryginałem:
Nie władam biegle językiem angielskim, ale zdołałam się zorientować, że fragment od "just walked" do "yessir" odnosi się do rozmowy telefonicznej (choć po "sheriff" powinien być chyba przecinek). Poza tym te zdania w przekładzie pana Bryka w ogóle nie mają sensu. To nie zastępca szeryfa nosił tę butlę z tlenem i ten specjalny pistolet, ale Chigurh!!!
Nie przejrzałam pod tym kątem całego tekstu, ale skoro już na początku przekładu jest taka skandaliczna wpadka, to mam prawo podejrzewać, że jest ich więcej.
Cormac McCarthy wrzuca czytelników w sam środek opowiadanej historii, nie ma tu żadnego zarysu sytuacji czy choćby jakiegoś przedstawienia bohaterów i dlatego niekiedy odnosiłam wrażenie, że czytam scenariusz. Zresztą bracia Coen zrobili naprawdę niezłą i bardzo wierną (oprócz końcówki) ekranizację, z której pochodzą zamieszczone tu zdjęcia.
Właściwie polecam tę książkę, ale doradzam raczej czytanie jej w oryginale albo innym tłumaczeniu, jeśli się kiedyś takowe pojawi.
Ta część wpisu przeznaczona jest dla osób, które lekturę książki "To nie jest kraj dla starych ludzi" mają już za sobą.
Szeryf Bell i Ellis to przedstawiciele starych czasów, zastanawiam się jednak, kto uosabia nowe. Moss i jego żona chyba jednak nie - są raczej pokoleniem przejściowym. Może ci dwaj chłopcy, którzy pomogli Chigurhowi rannemu w wypadku samochodowym? I ten, o którym Bell wspomina na początku, a który został skazany na karę śmierci?
Pytanie, kim jest Chigurh? W oryginale Bell mówi o nim: "a true and living prophet of destruction" (w polskim przekładzie: "prawdziwy demon zła"...). Więc? Ma być zapowiedzią tego, co nastąpi?
Bell i Chigurh różnią się diametralnie, ale między nimi są i podobieństwa: obaj to ludzie z zasadami (nieco odmiennymi), obaj liczą się ze zmarłymi (Bell wciąż wraca pamięcią do kolegów, którzy zginęli w czasie II wojny światowej, Chigurh dotrzymuje słowa danego Mossowi, choć ten już nie żyje). I ptaki. Jest taka scena, w której Bell zauważył na drodze martwego jastrzębia i przeniósł go na pobocze, żeby nie rozjechały go ciężarówki. (Sam chyba nie chciał upodabniać się do tych ptaków, które giną na autostradach, bo zbyt koncentrują się na polowaniu - może dlatego rzucił posadę?). Ciekawa jestem, czy kilkadziesiąt stron dalej Chigurh (który też niedawno spostrzegł swoje ograniczenia) celowo strzelił w balustradę mostu, na której usiadł jakiś ptak, czy może po prostu chybił (w co raczej nie wierzę)? Każda z tych opcji może go postawić w trochę innym świetle, chociaż zawsze pozostanie psychopatycznym mordercą.
Nie dają mi spokoju te komórki (w oryginale: "mobile"). W 1980 roku chyba nawet w Stanach nie posługiwano się telefonami komórkowymi, więc powinno się to chyba jakoś inaczej przetłumaczyć albo chociaż zaznaczyć to w przypisie.
Josh Brolin jako Moss |
The deputy left Chigurh standing in the corner of the office with his hands cuffed behind him while he sat in the swivelchair and took off his hat and put his feet up and called Lamar on the mobile.Pan Robert Bryk przetłumaczył to tak:
Just walked in the door. Sheriff he had some sort of thing on him like one of them oxygen tanks for emphysema or whatever. Then he had a hose that run down the inside of his sleeve and went to one of them stunguns like they use at the slaughterhouse. Yessir. Well that's what it looks like. You can see it when you get in. Yessir. I got it covered. Yessir. [źródło: amazon.com]
Zastępca szeryfa zostawił skutego Chigurha w kącie, a potem usiadł na obrotowym krześle, zdjął kapelusz, oparł stopy na blacie biurka i z komórki zadzwonił do Lamara.
Szeryf właśnie wyszedł. Zastępca nosił przy sobie butlę z tlenem, taką, jakiej się używa przy rozedmie płuc czy innych chorobach. W rękawie miał rurkę połączoną z pistoletem do uśmiercania zwierząt w rzeźni.
- No. Jestem tym, na kogo wyglądam. Zobaczysz, jak przyjdę. No. Ukrywam to. No. [str. 9]
Javier Bardem jako Chigurh |
Nie przejrzałam pod tym kątem całego tekstu, ale skoro już na początku przekładu jest taka skandaliczna wpadka, to mam prawo podejrzewać, że jest ich więcej.
Cormac McCarthy wrzuca czytelników w sam środek opowiadanej historii, nie ma tu żadnego zarysu sytuacji czy choćby jakiegoś przedstawienia bohaterów i dlatego niekiedy odnosiłam wrażenie, że czytam scenariusz. Zresztą bracia Coen zrobili naprawdę niezłą i bardzo wierną (oprócz końcówki) ekranizację, z której pochodzą zamieszczone tu zdjęcia.
Właściwie polecam tę książkę, ale doradzam raczej czytanie jej w oryginale albo innym tłumaczeniu, jeśli się kiedyś takowe pojawi.
***
Ta część wpisu przeznaczona jest dla osób, które lekturę książki "To nie jest kraj dla starych ludzi" mają już za sobą.
Szeryf Bell i Ellis to przedstawiciele starych czasów, zastanawiam się jednak, kto uosabia nowe. Moss i jego żona chyba jednak nie - są raczej pokoleniem przejściowym. Może ci dwaj chłopcy, którzy pomogli Chigurhowi rannemu w wypadku samochodowym? I ten, o którym Bell wspomina na początku, a który został skazany na karę śmierci?
Pytanie, kim jest Chigurh? W oryginale Bell mówi o nim: "a true and living prophet of destruction" (w polskim przekładzie: "prawdziwy demon zła"...). Więc? Ma być zapowiedzią tego, co nastąpi?
Bell i Chigurh różnią się diametralnie, ale między nimi są i podobieństwa: obaj to ludzie z zasadami (nieco odmiennymi), obaj liczą się ze zmarłymi (Bell wciąż wraca pamięcią do kolegów, którzy zginęli w czasie II wojny światowej, Chigurh dotrzymuje słowa danego Mossowi, choć ten już nie żyje). I ptaki. Jest taka scena, w której Bell zauważył na drodze martwego jastrzębia i przeniósł go na pobocze, żeby nie rozjechały go ciężarówki. (Sam chyba nie chciał upodabniać się do tych ptaków, które giną na autostradach, bo zbyt koncentrują się na polowaniu - może dlatego rzucił posadę?). Ciekawa jestem, czy kilkadziesiąt stron dalej Chigurh (który też niedawno spostrzegł swoje ograniczenia) celowo strzelił w balustradę mostu, na której usiadł jakiś ptak, czy może po prostu chybił (w co raczej nie wierzę)? Każda z tych opcji może go postawić w trochę innym świetle, chociaż zawsze pozostanie psychopatycznym mordercą.
Nie dają mi spokoju te komórki (w oryginale: "mobile"). W 1980 roku chyba nawet w Stanach nie posługiwano się telefonami komórkowymi, więc powinno się to chyba jakoś inaczej przetłumaczyć albo chociaż zaznaczyć to w przypisie.
Wiesz co, ja książki nie czytałam, dlatego trudno odnieść mi się do książki, do stylu, języka, warstwy symbolicznej, do ciągłości akcji... Oglądałam film, którym zresztą byłam zachwycona. Ale, jak przeczytałam to, co napisałaś, że tłumacz popełnił tak kardynalny błąd o tym np. kto nosił butlę z tlenem, to jestem w szoku. Oczywiście, że to Chigurh nosił tą butlę, jako doskonałe narzędzie zbrodni! Jeśli książka została tak fatalnie przetłumaczona, to wstyd.
OdpowiedzUsuńCzytam oba fragmenty i brak mi słów. Tłumaczenie jest po prostu skandaliczne. Pan Bryk w ogóle nie rozumie tekstu!
OdpowiedzUsuńCzytelnicy powinni zgłaszać się do wydawnictwa po zwrot pieniędzy za zakup książki.
Mobile to może być także krótkofalówka (patrz definicja poniżej), co w kontekście pracy policjantów by się zgadzało;)
Mobile radio or mobiles refer to wireless communications systems and devices which are based on radio frequencies, and where the path of communications is movable on either end. There are a variety of views about what constitutes mobile equipment. For US licensing purposes, mobiles may include hand-carried, (sometimes called portable), equipment. An obsolete term is radiophone.
Matyldo, pomyłka co do tej butli wystąpiła tylko w tym jednym akapicie, w dalszej części nosi ją już Chigurh. Jest to jednak praktycznie początek książki i takie tłumaczenie może wprowadzać czytelnika (zwłaszcza takiego, który nie oglądał filmu) w błąd.
OdpowiedzUsuńStyl McCarthy'ego jest bardzo, jak to się mówi, oszczędny i każdy wyraz czy zwrot mogą mieć znaczenie. Ja widzę ogromną różnicę między zwrotem "prawdziwy demon zła" i "a true and living prophet of destruction", tłumacz najwyraźniej nie, więc jego przekład nie może mi się podobać.
Anno, może wydawnictwo śpieszyło się, żeby skorzystać z sukcesu filmu Coenów i stąd taka wpadka?
Też sobie pomyślałam, że może chodzi o krótkofalówkę, ale numer swojej komórki (w oryginale: mobile phone number) podawał również Carson Wells i to mnie trochę zbija z tropu. Czy krótkofalówki mają swoje numery i można na nie dzwonić z telefonów stacjonarnych? Pojęcia nie mam.
O tak, wydawnictwo ewidentnie się spieszyło i dlatego tłumacza z łapanki zatrudniło;( Moim zdaniem tłumaczenie ww. fragmentu jest wyjątkowo nieudolne. Błędy stylistyczne można od biedy zwalić na pośpiech, ale braku wiedzy - nie;(
OdpowiedzUsuńCo do komórek - może autor po prostu zapomniał, że w latach 80-tych komórki nie były jeszcze na porządku dziennym? Film oglądałam, ale nie pamiętam, czym się posługiwano (choć to nie musi być wierna ekranizacja;).
bracia Coen zapytani przez jakiegoś dziennikarza, w jaki sposób pisze się scenariusz na podstawie książki: 'jest nas dwóch, więc jeden trzyma książkę otwartą na właściwej stronie, a drugi przepisuje!' jak ja ich lubię:)
OdpowiedzUsuńTo tłumaczenie porażające. McCarthy nie wyróżnia dialogów w swych tekstach cudzysłowami, ale to przecież nie jest żadne usprawiedliwienie.
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że się nie obrazisz do Cormaca;) to jeden z moich ulubionych autorów, tę akurat książkę faktycznie przeczytałam po angielsku, ale wszystkie wydawane przez Wydawnictwo Literackie są na wysokim poziomie tłumaczenia.
OdpowiedzUsuńAnno, w filmie używano telefonów stacjonarnych. Kilka dni temu obejrzałam go ponownie i specjalnie zwracałam na to uwagę. Chyba nigdy się nie dowiem, o co chodziło z tymi komórkami - raczej nie będę miała nigdy okazji, żeby zapytać o to autora:).
OdpowiedzUsuńporzadek_alfabetyczny, ja też ich lubię. Nie oglądałam wszystkich filmów Coenów, ale każdy z tych, które widziałam, coś w sobie miał.
Ta ekranizacja jest bardzo wierna, większe skróty dotyczą tylko końcówki. Poza tym spróbowali trochę jaśniej niż w książce przedstawić wątek narkotykowy.
maarcuss, no właśnie. W polskim przekładzie "Drogi" też cudzysłowów nie ma, a wszystko jest zrozumiałe.
Tłumacz nie zepsuł omawianej tu książki do końca - przeczytałam ją dwa razy i mimo wszystko za każdym razem czytało mi się ją całkiem nieźle.
Seso, na pewno się nie obrażę:). "Droga" podobała mi się bardzo (no, może poza końcówką), więc kiedyś sięgnę jeszcze po inne powieści tego autora.
Zaintrygowałaś mnie tym "mobile" więc pogrzebałam w swojej wersji i wyraźnie jest tam opisane jak bohater podnosi "mobile" i dzwoni do kogoś czy wymienia się z innym numerem, więc przypuszczam, że chodzi o komórki, bo krótkofalówki raczej nie mają numerów. Poza tym na amazonie tez rozgorzała dyskusja :) http://www.amazon.com/1980-/forum/Fx2GC9K3GI98ZWJ/Tx1OU3DAGJQN4N5/1?_encoding=UTF8&asin=0307387135
OdpowiedzUsuńPolecam obejrzeć ten genialny film: http://filmy.ehq.pl/movies/to-nie-jest-kraj-dla-starych-ludzi/
OdpowiedzUsuńPrzecież z mojego wpisu wynika, że oglądałam. Nie rozumiem, jak można komentować tekst, którego się w całości nie przeczytało...
UsuńKochani, to co wypuścił pruszyński i ska. to skandal. Ten facet po prostu popełnił jakieś qrwa przestępstwo przeciwko literaturze. Gość nie przełożył tylko przetłumaczył książkę dosłownie zdanie po zdaniu co w efekcie przypomina bełkot :( masakra, masakra, masakra. Doskonałą książkę zamienił w niezrozumiały ciężki do przetrawienia bełkot
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńZrobiłem sobie niedawno maraton. Przeczytałem oba polskie tłumaczenia i oryginał.
OdpowiedzUsuńObejrzałem także film w dwóch wersjach: z polskim lektorem oraz rosyjskim dubbingiem, co akurat może nie ma znaczenia dla tematu.
W każdym razie atak na Roberta Bryka uważam za niezasłużony. Oprócz wpadki z dialogiem, a raczej monologiem przez telefon na początku powieści, potem jest całkiem dobrze, całkiem wiernie, a zaryzykuję nawet stwierdzenie, że jego tłumaczenie czyta się lepiej niż to nowsze.