Impresje

środa, 19 czerwca 2019

Kobieta w literaturze LXVII

Źródło cytatu: "Aleja Włókniarek" Marty Madejskiej, Wydawnictwo Czarne 2019, str. 75-77.



Fabrykant Kessler z Ziemi obiecanej wybierał sam, spacerując po halach przędzalniczych. W powieści Izraela Joszuy Singera Bracia Aszkenazy to służący Melchior "znał się na smacznych kąskach i guście dyrektora". Pośród fabrycznych dziewcząt wyszukiwał odpowiednią, odprawiał ją od warsztatu do sprzątania dyrektorskich pokoi, "wracały potem do fabryk z siniakami na szyjach i ramionach, w nowej taniej sukience i z rublem w kieszeni". Na podobne fragmenty trafiam w literaturze faktu i fikcji, w prasie i biuletynach politycznych. Ich ilość jest przytłaczająca. Dzisiaj powiedzielibyśmy: mobbing, molestowanie, wykorzystywanie seksualne w miejscu pracy. Fabrykanci, dyrektorzy, kierownicy, majstrowie, buchalterzy. W ogromnych, wielotysięcznych zakładach, w średnich manufakturach, w małych tymczasowych fabryczkach. W upale hal produkcyjnych swobodnie snuli erotyczne fantazje nad odsłoniętymi ramionami robotnic. Gliszczyński i Mieszkowski (ci, którzy porównywali Łódź do brzydkiej, ale posażnej panny) pisali w 1894 roku: "w wielu fabrykach praktykowany jest »haracz ze wstydu«, płacony majstrowi za przyjęcie dziewczyny do pracy". Publicysta podpisany "Janek" w kronice tygodniowej "Rozwoju" w 1898 roku wskazywał majstrów jako głównych sprawców wykorzystywania.

Nie nowina to wcale, a wiarygodność jej stwierdzają listy otrzymywane przez redakcyę "Rozwoju", iż w niektórych fabrykach łódzkich są majstrowie lub ich zastępcy, którzy korzystając ze swego położenia, zmuszają biedne dziewczęta fabryczne, aby były im... powolne, pod grozą pozbawienia zarobku lub szykan rozlicznych, które zatrują życie biednej robotnicy i dalszy jej pobyt w fabryce niemożliwym uczynią. 

   W maju 1905 roku z łamów tego pisma apelowano bezpośrednio do członków Stowarzyszenia Majstrów. Na fali wydarzeń rewolucyjnych robotnicy nagminnie wyrzucali wtedy za bramy fabryczne najbardziej opresyjnych nadzorców pracy.

[...] należałoby, aby Stowarzyszenie Majstrów Fabrycznych w Łodzi postarało się o wszczepienie w każdego ze swych członków następujących przykazań:
1. Pamiętaj, abyś w robotnicy swej młodej nie widział nic więcej, jeno pracownicę, zasługującą na szacunek za to już samo, że pracą zarabia na utrzymanie swoje, a niekiedy i rodziny.
2. Pamiętaj, że fabryka to nie harem, robotnica nie odaliska, a ty nie jesteś sołtanem i że cześć kobiety dla każdego uczciwego człowieka powinna być nietykalną.
3. Pamiętaj, że kto chce, aby go szanowano, powinien uszanować innych bez względu na stanowisko, jakie zajmują; oceniać sumiennie i sprawiedliwie ich pracę, być wyrozumiałym i względnym o ile tylko można, a przede wszystkim sprawiedliwym i grzecznym.

   W wielu fabrykach spośród poszukujących pracy dziewcząt przyjmowano raczej te ładne. Żeby było przyjemnie, żeby cieszyły oko, żeby, jak w Reymontowskiej scenie z Kesslerem, "było z czego wybierać". Niespełna pół wieku po Kesslerze całkiem realny, nieliteracki, dyrektor żyrardowskich zakładów lniarskich w reportażu Pawła Hulki-Laskowskiego z 1932 roku krzyczy:

Cóż za nogi bilardowe?! Wyrzucić! Wyrzucono oczywiście nie tylko nogi nie dość zgrabne, ale i ich właścicielkę. Pan dyrektor rozejrzał się jeszcze tu i ówdzie i wskazał palcem. Tamta ma za duże brzucho, ta w ogóle za tłusta. Wyrzucić! Przyjmować należy tylko ładne, smukłe, rosłe dziewczyny. Selekcja! Dla kogo? Między innymi dla racjonalizatorów. Cenią wdzięki swoich ładnych robotnic i umieją uprzystępnić je swoim sentymentom.

   Brak uległości oznaczał "stempel" w książeczce zatrudnienia, czyli utratę pracy. Szczególnie w czasie recesji i masowych zwolnień, kiedy konkurencja o miejsce pracy była jeszcze większa. Autor pamiętnika nr 23 z anonimowych Pamiętników bezrobotnych zbieranych przez Instytut Gospodarstwa Społecznego w latach trzydziestych XX wieku wspominał historię siedemnastoletniej sieroty pracującej w łódzkiej tkalni:

[...] mocno zabiedzona, jednakże o pięknych lśniących czarnych włosach i ciągle załzawionych oczach. Pracowała spokojnie dopóty, dopóki pan majster, 60-letni starzec, nie zauważył jej piękności. Odtąd ustawicznie ją nachodził, w końcu kategorycznie powiedział, że od dziś nie reperuje jej krosna. Pracowała jeszcze parę tygodni, ciągle jej przeskakiwały czółenka, wyrywając każdorazowo moc nici. Płakała, rwała sobie włosy, w końcu kierownik wypędził ją, ponieważ "przestała umieć robić".

   Dziewczyna z nieładnymi nogami z reportażu Hulki-Laskowskiego też płacze "i kupuje za sześćdziesiąt groszy esencji octowej. Trzy odwieczne etapy dziewczyn niepodobających się Coeurom [właścicielom - przyp. M.M.]: fabryka, szpital, cmentarz. Panie, świeć nad duszą służebnicy twojej, której dałeś nogi bilardowe, jako się wyraził Mr. le directeur général!".