Impresje

niedziela, 31 października 2010

Jesiennie

(Chwilowo trzeba od razu rozwinąć cały post, żeby widzieć wklejony pokaz slajdów i filmiki na youtube. Nie wiem, dlaczego).

Pogoda w Krakowie była dzisiaj przepiękna, toteż wybraliśmy się na spacerek. Z pętli autobusowej Zakamycze, przez Lasek Wolski, Kopiec Piłsudskiego i zielonym szlakiem na Kopiec Kościuszki. Szkoda, że tak wcześnie zaczęło się ściemniać.
Zdjęcia można też obejrzeć na picasie.




***   ***   ***


Jesień to moja ulubiona pora roku. I zapewne nie tylko moja, przecież napisano na jej temat milion piosenek. Oto kilka z nich:

piątek, 29 października 2010

OSTATNI WYKŁAD

Tytuł: Ostatni wykład (The Last Lecture)
Autor: Randy Pausch oraz Jeffrey Zaslow
Tłumaczenie: Jan Kabat
Pierwsze wydanie: 2008

Wydawnictwo: Nowa Proza
ISBN: 978-83-7534-052-5
Stron: 289

Ocena: 2+/5


Trudno mi było ocenić tę książkę. To przesłanie, credo, rozrachunek z samym sobą, niemal ostatnie słowa, które schorowany, umierający człowiek kieruje do swojej rodziny, przyjaciół, współpracowników i uczniów. Czy można oceniać testament? Oczywiście, zwłaszcza gdy został opublikowany.

Randy Pausch (1960-2008) był profesorem informatyki w Carnegie Mellon University w Pittsburghu, współpracował również z takimi firmami jak Adobe, Google, Walt Disney Imagineers. W życiu prywatnym również mu się powiodło - miał wspaniałych rodziców, siostrę, a później również kochającą żonę i trójkę dzieci. Tę wspaniałą passę przerwał w 2006 roku rak trzustki i przerzuty.

Uczelnia zaproponowała mu wygłoszenie wykładu. Dawniej o "ostatni wykład" proszono, jak rozumiem, starszych profesorów, którzy zechcieli podzielić się swoim życiowym i naukowym doświadczeniem z kolejnymi pokoleniami, potem zmieniono nieco formułę i tematyka miała być związana z osobistymi i zawodowymi podróżami.

Randy Pausch się zgodził, mimo obiekcji żony. Kiedy zastanawiał się nad tematem wystąpienia, dowiedział się, że terapia zawiodła i pozostało mu tylko kilka miesięcy życia. Postanowił mimo wszystko wygłosić ów wykład, pożegnać się w ten sposób ze wszystkimi, coś po sobie pozostawić.

Jego wystąpienie pt. "Prawdziwe spełnienie dziecięcych marzeń" było nagrywane, opisał je również Jeffrey Zaslow, felietonista Wall Street Journal. Wydarzenie stało się głośne. Ta książka jest nieco poszerzoną wersją wykładu, który można obejrzeć w internecie, np. na youtube. Randy Pausch poprosił o pomoc w jej napisaniu właśnie Jeffreya Zaslowa, ponieważ chciał maksymalnie dużo czasu poświęcić swojej rodzinie.

"Ostatni wykład" nie ma żadnej literackiej wartości i chyba też do tego nie pretenduje. Autor chciał opowiedzieć o tym, jak zrealizował swoje dziecięce marzenia (oprócz jednego - grania w NFL), co miało zachęcić innych ludzi (a zwłaszcza jego dzieci) do podejmowania prób w tym kierunku.

piątek, 22 października 2010

POŻEGNANIE Z AVONLEA

Tytuł: Pożegnanie z Avonlea
Autorka: Lucy Maud Montgomery
Pierwsze wydanie: 1920
Tłumaczenie: Ewa Fiszer

Wydawnictwo: Nasza Księgarnia
ISBN: 83-10-09616-x
Stron: 143

Ocena: 2/5


Przy innej okazji wspominałam już na tym blogu, że "Ania z Zielonego Wzgórza" to jedna z ukochanych i najważniejszych dla mnie książek. Czytałam ją naprawdę wiele razy, często też wracałam do innych pozycji z tej serii. Oprócz jednej. Wiedziałam o istnieniu "Pożegnania z Avonlea", ale z niejasnego dla mnie samej powodu przeczytałam ten zbiór opowiadań dopiero teraz. W wydaniu, które wypożyczyłam sobie z biblioteki, znajduje się 13 historyjek, podczas gdy w oryginale było ich 15. Ciekawe, czy w innych edycjach (np. tej Wydawnictwa Literackiego, która ukazała się przy okazji setnej rocznicy opublikowania "Ani z Zielonego Wzgórza") znajdują się te dwa brakujące.
Tematyka i styl tych opowiastek w żaden sposób nie odbiegają od innych publikacji Lucy Maud Montgomery, przynajmniej od tych, które znam. Natomiast jeśli chodzi o jakość, to są to rzeczy słabsze. Zresztą tego samego zdania była sama autorka, ale wydawca nie wziął jej opinii pod uwagę.

"Ania z Zielonego Wzgórza" ukazała się po raz pierwszy w 1908 roku nakładem wydawnictwa L. C. Page & Co. z Bostonu. W kontrakcie znalazł się warunek, zgodnie z którym każda książka Lucy Maud Montgomery o tej samej tematyce, napisana w ciągu następnych 5 lat, również będzie wydana przez tę firmę. Pisarka nie przejmowała się wtedy tym zapisem, ponieważ nie spodziewała się, że jej powieść odniesie tak wielki sukces i że czytelnicy będą żądali kontynuacji. Tak się jednak stało i w ciągu kilku kolejnych lat w "the Pages" ukazały się kolejne książki o Ani Shirley. W latach 1908-1939 praktycznie co roku albo co dwa lata Maud coś publikowała.
Akurat w 1912 roku nie przygotowała niczego nowego do druku, więc wydawca poprosił ją o przysłanie napisanych wcześniej opowiadań. Wybrał najlepsze z nich i wydał jako "Opowieści z Avonlea" ("Chronicles of Avonlea").

czwartek, 21 października 2010

POKÓJ LUDZIOM DOBREJ WOLI...

Tytuł: Pokój ludziom dobrej woli... Teksty niewydane
Autor: Leopold Tyrmand
Pierwsze wydanie w formie książkowej: 2010

Wydawnictwo MG
ISBN: 978-83-61297-90-1
Seria: Biblioteka wykształciucha
Stron: 204

Ocena: 3+/5


"Pokój ludziom dobrej woli..." oraz kilka innych książek Leopolda Tyrmanda ("Filip", "Życie towarzyskie i uczuciowe", "Dziennik 1954", "Siedem dalekich rejsów") otrzymałam od Wydawnictwa MG, za co bardzo dziękuję! Uwielbiam dostawać książki:).

"Pokój ludziom dobrej woli" zawiera teksty publikowane wcześniej tylko w polskiej prasie, a teraz wydane po raz pierwszy w formie książkowej. Najstarszy pochodzi z 1944 roku, najmłodszy - z 1963. 

Opowiadania z lat czterdziestych dotyczą II wojny światowej i, jak sądzę, są w pewnej mierze (choć kto wie jak dużej, w końcu kto jak to, ale Tyrmand potrafił się kreować) oparte na osobistych przeżyciach i wspomnieniach autora. 
Leopold Tyrmand nie był żołnierzem, partyzantem, ani powstańcem. Na początku wojny wyjechał do Wilna. Latem 1940 roku (po wkroczeniu do miasta wojska radzieckich) podjął pracę w wydawanym po polsku dzienniku pod znaczącym tytułem "Prawda Komsomolska", w którym zajmował się tematyką sportową i kulturalną, ale też publikował teksty polityczno-propagandowe. Ja osobiście nie mam mu tego za złe. Była wojna, chciał ją jakoś przetrwać, a w jego przypadku było to jeszcze o tyle trudniejsze, że był żydem; rodziców Tyrmanda wywieziono do Majdanka, gdzie zginął jego ojciec. 
Jesienią 1940 roku Leopold Tyrmand nawiązał kontakt (cokolwiek to znaczy) z AK, a w kwietniu 1941 roku został aresztowany przez NKWD i skazany na 8 lat więzienia za przynależność do antyradzieckiej organizacji. Udało mu się wraz z kolegą uciec ze zbombardowanego przez Niemców transportu kolejowego i wrócić do Wilna. Zdobył dokumenty stwierdzające, że jest obywatelem francuskim i zgłosił się dobrowolnie do pracy w Niemczech. Imał się tam bardzo różnych zajęć, m.in. był kelnerem, tłumaczem i marynarzem. W 1944 roku próbował przedostać się ze statku, na którym pracował, do neutralnej Szwecji, został jednak schwytany i osadzony w obozie koncentracyjnym w Grini na terenie Norwegii, gdzie przebywał do końca wojny. Tyle mniej więcej wyczytałam w Wikipedii
Można zatem powiedzieć, że wojnę przetrwał w dość nietypowy sposób.

środa, 13 października 2010

Ankieta: Czym jest obciach?

(GŁOSOWANIE ZAKOŃCZONE)

W ostatnim numerze Tygodnika Powszechnego sporo miejsca poświęcono obciachowi (czytałam tylko artykuły już dostępne w sieci). Oczywiście obciach to pojęcie bardzo względne. Postanowiłam zaprezentować swoje zdanie na ten temat, a przy okazji "zbadać" preferencje osób, które czasami odwiedzają mój blog. Ja wszędzie zaznaczyłabym "Tak";).

Ankieta zawiera dwadzieścia sześć punktów, po cztery na stronie. Aby przejść do kolejnych, należy kliknąć przycisk "Continue".



Wyniki poprzedniej ankiety, w której pytałam o "idealną recenzję", znaleźć można TUTAJ.

wtorek, 12 października 2010

EUROPA - niedokończona przygoda

Tytuł: Europa - niedokończona przygoda (Europe An Unfinished Adventure)
Autor: Zygmunt Bauman
Pierwsze wydanie: 2004
Tłumaczenie: Tomasz Kunz
Wydawnictwo Literackie
ISBN: 83-08-03702-X
Stron: 215

Ocena: 4/5

Wypożyczyłam sobie tę książkę jako kontynuację "Strzelb, zarazków i maszyn" Jareda Diamonda. Diamond dowodził w swej książce, że decydujący wpływ na tempo oraz sposób rozwoju społeczeństw zamieszkujących różne kontynenty miały, ogólnie mówiąc, lokalne warunki geograficzne. Miażdżąca przewaga Europejczyków (zwłaszcza militarna) w epoce wielkich odkryć geograficznych nie była, jego zdaniem, przypadkowa, ale jej źródłem nie były jakieś wyjątkowe przymioty intelektualne naszych przodków, lecz czynniki środowiskowe, które stworzyły im lepsze "startowe" możliwości niż mieszkańcom Australii, Afryki, Ameryk i większej części Azji. 
Wówczas, w XV-XVI wieku, rozpoczęła się ekspansja Europejczyków, europejskiego stylu życia i systemu wartości we wszystkich możliwych kierunkach. Bardzo długo "cywilizowany" równało się "europejski" lub "zgodny z europejskimi standardami". Ostatnio to się zmienia. Powstaje pytanie: co dalej? 
Zygmunt Bauman, znany i uznany socjolog i filozof, próbuje odpowiedzieć na to pytanie w tej właśnie książce. 

Zaczęłam ją czytać chyba w lipcu, a skończyłam dopiero przedwczoraj. Jest bardzo przystępnie napisana, a jej lektura nie sprawia problemów nawet osobie, która z socjologią nie ma na co dzień nic wspólnego (mówię tu choćby o sobie;)). Skąd zatem ta zwłoka? Otóż zirytowało mnie nieco przedstawione na pierwszych stronach jakieś takie idealistyczne pojmowanie naszego kontynentu, jako misji, oraz opisywanie pierwszych eksporterów europejskości jako wędrowców, "awanturników", poszukiwaczy przygód, niespokojne duchy. Przecież to byli najpierw: żołnierze, kupcy i księża, działający w imieniu i na rzecz europejskich monarchii i organizacji handlowych, a potem: nadwyżki z przeludnionej Europy, szukające szczęścia i chleba poza jej granicami. Z zastanymi w nowym miejscu autochtonami, ich stylem życia i tradycjami, z tamtejszym środowiskiem naturalnym jedni i drudzy robili, co chcieli. Zyski w dużej części transferowano do Europy. No i gdzie ta szlachetna misja?

piątek, 8 października 2010

PLEWY NA WIETRZE, ŻMIJOWA HARFA

Tytuł: Plewy na wietrze
Cykl: Saga o zbóju Twardokęsku, tom 1
Autorka: Anna Brzezińska
Pierwsze wydanie: 2006
Agencja Wydawnicza Runa
ISBN: 978-83-89595-28-7
Stron: 576

Ocena: 4/5




Tytuł: Żmijowa harfa
Cykl: Saga o zbóju Twardokęsku, tom 2
Pierwsze wydanie: 2007
ISBN: 978-83-89595-31-7
Stron: 521

Ocena: 4/5



W Esensji ukazał się niedawno ranking 50 najlepszych polskich powieści fantastycznych. Oczywiście większości z nich nie znam, ale na miejscu 21 figuruje "Saga o zbóju Twardokęsku" Anny Brzezińskiej, a ja właśnie skończyłam czytać drugi tom. W sumie składa się ona z czterech części:
1. Plewy na wietrze
2. Żmijowa harfa
3. Letni deszcz. Kielich
4. Letni deszcz. Sztylet
Chwilowo nie mam dostępu do trzeciego tomu, bo ktoś go podstępnie wypożyczył przede mną. "Podłość ludzka nie zna granic", jak mawiała Bożena Dykiel w "Wyjściu awaryjnym". Toteż dzisiaj napiszę o dwóch pierwszych częściach.

Głównym bohaterem tego cyklu jest zbój Twardokęsek, herszt bandy grasującej w okolicach Przełęczy Zdechłej Krowy, w Górach Żmijowych. Przeczucie zbliżającego się kryzysu wieku średniego skłoniło go do porzucenia dotychczasowej profesji i rozpoczęcia nowego życia na południu. W Krainach Wewnętrznego Morza ubezpieczenia emerytalne (ani żadne inne zresztą) nie istniały, toteż Twardokęsek wyruszył na nową drogę życia zaopatrzony w skarbczyk będący własnością całej kompanii. Bez wiedzy owej kompanii, toteż podróżował nader prędko i chyłkiem.

czwartek, 7 października 2010

Różne różności

Śniło mi się, że czytam na jakimś książkowym blogu bardzo krytyczną recenzję mojego opowiadania, które zamieściłam gdzieś w internecie. Zarzutów pod jego adresem padło sporo, ale zapamiętałam tylko dwa: nadużywanie młodzieżowego slangu oraz posługiwanie się stereotypami. To był oczywiście tylko sen, majak i ułuda, bo nigdy w życiu nie napisałam żadnego opowiadania, a gdyby nawet - wątpię, czybym je komuś pokazała. 
Zastanawiałam się kiedyś nad swego rodzaju wyzwaniem, nie czytelniczym, ale dla czytelników - osoby na co dzień krytykujące cudzą twórczość podjęłyby próbę napisania opowiadania na dowolny temat, które byłoby opublikowane na specjalnym blogu czy forum, a pozostali uczestnicy mogliby je tam ocenić. Przekonalibyśmy się wtedy na własnej skórze, jak trudno wymyślić interesującą fabułę, ciekawych bohaterów i sensowne dialogi. 
Tylko czy to by miało sens? Dość jest już grafomanii w internecie, zresztą - wszędzie. Po co ją jeszcze dodatkowo mnożyć? Ze smutkiem konstatuję, że nawet na blogach książkowych zdarzają się błędy frazeologiczne... (Mam nadzieję, że na Impresjach nie, ale w razie czego zwróćcie mi, proszę, uwagę).

***

Nie napiszę o Nagrodzie Nobla, bo wszyscy już to zrobili, a poza tym czytałam tylko jedną książkę zwycięzcy i wcale mnie nie urzekła. Z drugiej strony lepszy już taki news, niż wałkowanie non stop tematu dopalaczy. Naród i władza pospołu zapłonęły świętym oburzeniem. Niedługo prawy obywatel będzie się czuł uprawniony, ba! - zobowiązany do polowania na sprzedawców tego świństwa i do podkładania bomb pod inkryminowane sklepy. 

***

Postanowiłam zmienić szablon bloga, bo tamten mi się znudził.

***

Odwiedziłam w tym tygodniu Muzeum Archeologiczne w Krakowie. Była to już druga moja wizyta w tym miejscu. Znajduje się ono w samym centrum miasta, więc jeśli ktoś w Stołecznym Królewskim Mieście będąc, ma wolne dwie czy trzy godziny i nie wie, co z nimi zrobić, to polecam. 

Lubię muzea, bo lubię starocie. Nie jestem w stanie dostrzec pewnych niuansów w malowidłach na sarkofagach egipskich mumii z różnych dynastii, ale jest coś fascynującego w oglądaniu z tak bliska przedmiotów sprzed tysięcy lat, które kiedyś tkwiły w głębokich grobowcach, a teraz są na wyciągnięcie ręki. 

wtorek, 5 października 2010

DOM SIÓSTR

Tytuł: Dom sióstr (Das Haus des Schwestern)
Autorka: Charlotte Link
Pierwsze wydanie: 1997
Tłumaczenie: Ryszard Wojnakowski
Wydawnictwo: Świat Książki
ISBN: 83-7391-266-5
Stron: 637

Ocena: 4-/5

Miło by było spędzić święta Bożego Narodzenia w wiekowym domku w Yorkshire. I nawet gdyby ogromne opady śniegu odcięły mnie na pewien czas od świata, nie cierpiałabym za bardzo z tego powodu, o ile miałabym ogrzewanie, wystarczającą ilość jedzenia i trochę książek. Mogłabym sobie wyobrażać, że jestem uwięzioną Cathy Heathcliff;)
Barbara i Ralph Ambergowie, para niemieckich adwokatów, która wynajęła na okres świąt Westhill House, nie mieli czasu na takie głupstwa. Podróż do Anglii była ostatnią próbą ratowania ich małżeństwa. Od dłuższego czasu łączył ich jedynie wspólny adres, a teraz musieli nagle razem poradzić sobie w dość ekstremalnych warunkach: na skutek intensywnych opadów śniegu nie mieli prądu, wystarczających zapasów jedzenia, nie działały telefony, a żeby całkiem nie zamarznąć, musieli nauczyć się rąbać drwa na opał. Nie jest to sytuacja, która by sprzyjała rozwiązywaniu problemów, raczej przeciwnie.
Zresztą żadne z nich paliło się jakoś specjalnie do tzw. poważnych rozmów. Barbara przypadkowo odkryła coś w rodzaju pamiętnika Frances Gray, dawnej właścicielki domu, i większość czasu poświęcała tej lekturze. Nie musiała wtedy myśleć o sytuacji, w której się znalazła.
Ralph rąbał drwa.

Frances urodziła się pod koniec XIX wieku, uczestniczyła w protestach sufrażystek, pracowała w szpitalu polowym podczas I wojny światowej, potem sama zarządzała farmą.