Tytuł: Rozmowy z Capote'em (
Conversations with Capote)
Pierwsze wydanie: 1985
Autor: Lawrence Grobel
Przedmowa: James A. Michener
Tłumaczenie: Waldemar Łyś
Wydawnictwo: Rebis
Seria: Konstatacje
ISBN: 83-7120-341-1
Stron: 247
Wydaje mi się, że większość pisarzy to prywatnie niezbyt ciekawi ludzie. Być może uważam tak dlatego, że żadnego literata osobiście nie znam; jakoś mnie nie ciągnie na spotkania autorskie, a i oni mi się nie naprzykrzają:). Od czasu do czasu czytam jednak wywiady z pisarzami. Dopóki mówią o swojej twórczości lub też o literaturze w ogóle, to bywam zainteresowana, natomiast z fragmentów dotyczących innych sfer życia przeważnie wieje nudą i banałem. Niewykluczone, że winę za ten stan rzeczy częściowo ponoszą dziennikarze, którzy często zadają po prostu głupie pytania (w odpowiedzi na nie trudno błysnąć inteligencją) albo za bardzo eksponują w wywiadzie swoją osobę.
Ten drugi wybieg nie powiódłby się na pewno w przypadku rozmowy z Trumanem Capote, którego cechował - tak mi się wydaje - bardzo ekspansywny i nieco apodyktyczny sposób bycia. A może interlokutorów tonowała nieco jego wyjątkowa inteligencja? Lawrence Grobel spotkał się z nim kilka razy w latach 1982 i 1983. To, co miało być początkowo tylko krótkim wywiadem dla telewizji kablowej "Playboya", przerodziło się w tę książkę. Capote dobiegał wówczas sześćdziesiątki, coraz bardziej uskarżał się na swoje zdrowie, którego z pewnością nie poprawiało uzależnienie od alkoholu i narkotyków. Grobel pytał go o sprawy osobiste, twórczość, prosił o potwierdzenie niektórych plotek lub zaprzeczenie im.
Z największym zainteresowaniem czytałam fragmenty dotyczące powieści
"Z zimną krwią", która tak mi się niedawno spodobała, i te dotyczące techniki pisania. No i wypowiedzi Capote'a o Vidalu, o którego książce traktował mój poprzedni wpis.
Capote wcześnie nauczył się czytać, a pisać zaczął w wieku ośmiu lat, codziennie przez kilka godzin. Już jako nastolatek zdobywał pomniejsze nagrody literackie, a jego utwory ukazywały się w prasie.
W wieku szesnastu lat byłem już w pełni ukształtowanym pisarzem. Technicznie pisałem równie dobrze jak dziś. Technicznie. Zrozumiałem cały ten mechanizm. [str. 60]
Odniosłam wrażenie, że nie pochwalał eksperymentów stylistycznych, w każdym razie eksperymentów w wykonaniu innych pisarzy. Wydaje mi się, że nienawidził niemal wszystkich kolegów i koleżanek po piórze, zwłaszcza tych i te, których i które poznał osobiście.
Dlatego ja sam zawsze trzymam się klasycznego stylu pisania, w którym wszystko jest ponadczasowe. Nic nie jest w stanie zdezaktualizować ani jakości pisarstwa, ani tematu. Zawsze byłem o tym głęboko przekonany, a nie jest to łatwe, nie jest łatwo przewidzieć, czym stanie się to, co piszesz. [str. 137]
Widzisz, pracuję cztery godziny dziennie, a potem, zwykle wcześnie wieczorem, czytam to, co napisałem za dnia i wtedy nanoszę przeróżne poprawki i zmiany. Piszę odręcznie i wszystko do razu w dwóch wersjach. Pierwszą wersję piszę na żółtym papierze, a potem przepisuję na biały papier, i w końcu, kiedy jest to mniej więcej to, o co mi chodzi, piszę to na maszynie. Kiedy piszę na maszynie, jest to moja ostateczna wersja. Prawie nigdy już w niej niczego nie zmieniam. [str. 90]
O genezie pisania "Z zimną krwią":
L.G.: A co powiesz o wyborze tematu? Czy to pomysł opisania ponurego morderstwa popchnął cię do napisania Z zimną krwią?
T.C.: Nie napisałem tego ze względu na jakieś szczególne zainteresowanie ta tematyką. Wybór był taki, ponieważ postanowiłem napisać coś, co nazwałem powieścią faktu - książkę, którą czyta się dokładnie tak jak powieść, z tą jednak różnicą, że każde zawarte w niej słowo będzie absolutnie prawdziwe. Już wcześniej napisałem taką powieść Słychać muzy. Była to krótka książeczka o Rosji. Każde słowo w niej było prawdziwe, a czytało się ją jak krótką powieść. Ja jednak chciałem napisać coś wielkiego. Zaliczyłem dwa - że tak powiem - puste przebiegi z tematami, które, jak się okazało, nie miały w sobie dość materiału, żebym mógł osiągnąć to, co sobie założyłem, tak że w końcu zdecydowałem się na tę mroczną zbrodnię w odległym zakątku stanu Kansas, gdyż czułem, że jeśli prześledzę ją od początku do końca, dostarczy mi ona materiału, żebym mógł pokazać prawdziwą techniczną wirtuozerię. Był to eksperyment literacki, polegający na wyborze tematu nie ze względu na jego atrakcyjność, a ze względu na to, iż służył moim celom literackim.
A jednak nie udało ci się pozostać na uboczu, kiedy tylko historia morderstw cię wciągnęła. Czy ta przygoda wessała cię wbrew twojej woli?
Tak, ponieważ tak bardzo się w nią zaangażowałem, że zawładnęła ona całym moim życiem, wypełniła je bez reszty. Wszystkie te procesy, odwołania, nie kończące się wertowanie dokumentów, do którego byłem zmuszony - jakieś osiem tysięcy stron samych zapisków - oraz znajomość z tymi dwoma chłopcami, którzy popełnili tę zbrodnię. Wszystko. Ja to przeżywałem dzień po dniu. (...) [str. 116]
O Perrym Smicie i Richardzie Hickocku:
L.G.: Czy w jakikolwiek sposób odwzajemniałeś tę sympatię? Czy po tym, jak przez długi czas byłeś tak blisko nich i byliście w tak dobrych stosunkach, czy sądzisz, że polubiłeś któregoś z nich?
T.C.: Nie polubiłem żadnego z nich, miałem jednak dla nich wiele zrozumienia, a na dokładkę wiele współczucia dla Perry'ego. Dick wydał mi się drobnym kanciarzem, który wskoczył do stanowczo zbyt głębokiej wody i tak naprawdę to on był odpowiedzialny za całe to morderstwo, dokonane rękami Perry'ego. Perry nigdy by nie popełnił zbrodni, gdyby go ktoś nie popchnął do tego - jak mawiają Francuzi - folieà deux*. [str. 122]
Capote uwielbiał wygłaszać opinie o innych ludziach, zwłaszcza tych z Towarzystwa, tworzył i rozpowszechniał plotki o osobach z pierwszych stron gazet, nawet, a może zwłaszcza o tych, z którymi się przyjaźnił. Rozmowy z nim musiały być elektryzujące. Jego sądy, przynajmniej na tym etapie życia, były kategoryczne, jednoznaczne. "Nie wiem" odpowiadał tylko na pytania o wiarę w życie po śmierci.
Tłumacz Waldemar Łyś dołączył do książki przypisy, które ułatwiają polskiemu czytelnikowi zrozumienie niektórych wypowiedzi Capote'a (np. gdy mówił o gwiazdach amerykańskiej telewizji). Popełnił jednak dwa przedziwne błędy: z Pearl S. Buck uczynił mężczyznę, przekręcił też imię prezydenta Kennedy'ego na "Jack".
Polecam "Rozmowy z Capote'em" wszystkim zainteresowanym życiem i twórczością tego pisarza. To barwna postać, warto dowiedzieć się o nim czegoś więcej.