Tytuł: Plan Sary
Pierwsze wydanie: 2011
Autor: Paweł Jaszczuk
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
ISBN: 9788376485829
Stron: 122 (w pdf)
Ocena: 2/5
"Plan Sary" ściągnęłam sobie za darmo z publio.pl, o czym wspominałam w niedawnym moim wpisie, z przeznaczeniem na lekturę tramwajową w dni, kiedy torebkę będę miała już tak wypchaną mnóstwem niezbędnych przecież drobiazgów, że na papierową książkę nie będzie już w niej miejsca. Dni takie zdarzają się dość często, więc z przeczytaniem powieści Pawła Jaszczuka uporałam się szybko.
Pierwsze wydanie: 2011
Autor: Paweł Jaszczuk
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
ISBN: 9788376485829
Stron: 122 (w pdf)
Ocena: 2/5
"Plan Sary" ściągnęłam sobie za darmo z publio.pl, o czym wspominałam w niedawnym moim wpisie, z przeznaczeniem na lekturę tramwajową w dni, kiedy torebkę będę miała już tak wypchaną mnóstwem niezbędnych przecież drobiazgów, że na papierową książkę nie będzie już w niej miejsca. Dni takie zdarzają się dość często, więc z przeczytaniem powieści Pawła Jaszczuka uporałam się szybko.
Cóż mogę napisać? Oczekiwałam niezłego, klasycznego kryminału na tle dekoracji w stylu retro, a otrzymałam wycieczkę krajoznawczą po Lwowie z 1938 roku. Doceniam przygotowanie autora, który starał się wiernie oddać ówczesne realia, międzywojenną atmosferę, ale czasami irytowało mnie nadmierne zagłębianie się w szczegóły, takie jak modne w danym sezonie perfumy czy marka szamponu reklamowanego w gazecie.
Przymknęłabym na to oko, gdyby migawki z epoki i elementy lwowskiej gwary byłyby jedynie miłym dodatkiem do ciekawej intrygi i sprawnie poprowadzonego śledztwa. Sęk w tym, że nawet średnio bystry czytelnik (np. ja) orientuje się, kto jest mordercą, znacznie wcześniej niż Jakub Stern, główny bohater, a zamiast śledztwa mamy tu ciąg przypadkowych wydarzeń, tak często przerywany różnymi wspomnieniami i skojarzeniami Sterna, że chwilami trudno się zorientować, co jest retrospekcją, a co odnosi się do teraźniejszości.
Pokrótce o fabule. Mieszkańcami Lwowa wstrząsnął morderca, który ciała swoich kolejnych ofiar umieszcza przy fontannach w centrum miasta, na samym rynku. Nie są to osoby przypadkowe, wszystkie studiowały na wydziale prawa i uczęszczały na ćwiczenia prowadzone przez Jakuba Sterna. Stern zasłynął opisywaniem dla tabloidowego "Kuriera" wszelkich zbrodni, wynaturzeń i nieszczęśliwych wypadków. Kiedy miał dość pracy w redakcji, zaczął pomagać policji w co bardziej skomplikowanych śledztwach, a w końcu poproszono go o podzielenie się wiedzą i doświadczeniem ze studentami.
Pewnego dnia zlecił im w ramach ćwiczeń przygotowanie "scenariuszy dla fikcyjnego psychopaty". Jako pierwsza swój projekt przedstawiła Sara Reddig, która zaplanowała cztery morderstwa, przy czym sama miała zginąć jako druga.
Ktoś zaczął realizować ten scenariusz, zabił już trzy osoby, w tym Sarę, a działania policji nadal nie przynoszą efektów. Tego rodzaju sprawa to wymarzony temat dla gazety takiej jak "Kurier", więc jego naczelny powierza poprowadzenie dziennikarskiego śledztwa Sternowi, któremu uniwersytet właśnie podziękował za dalszą współpracę, oraz młodej i ambitnej Wildze de Brie.
Zapowiadało się nieźle, a jednak książka okazała się rozczarowaniem. Z pierwszych stron dowiedziałam się, że Stern znany jest z dogłębnych analiz skomplikowanych spraw, i na nie właśnie liczyłam, tymczasem nasz protagonista kieruje się intuicją i wspomnianymi już skojarzeniami, w dodatku ignoruje zupełnie pewne oczywiste wskazówki i ślady. Działało mi to na nerwy. Nie mogłam też zrozumieć, dlaczego prowadzący śledztwo, policyjne i dziennikarskie, konsekwentnie pomijają plan Sary Reddig, który przecież powinien zawierać niezwykle dla nich cenne informacje. Zastanawiało mnie również to, w jaki sposób morderca zdołał nadziać ciało (konkretnie w części szyjnej) jednej z ofiar na trójząb studni czy fontanny w kształcie Neptuna, która wygląda tak.
Kryminał to nie powieść psychologiczna, ale może gdyby autor nie rozpisywał się tak szeroko np. o tym, ile kawałków wiedeńskiego sernika kupił Stern w kawiarni Raucha, to więcej miejsca mógłby poświęcić na charakterystyki bohaterów, które są właściwie szczątkowe. Najgorzej skonstruowana jest chyba Wilga: upozowana początkowo na profesjonalną w każdym calu dziennikarkę śledczą, w finale zachowuje się jak ostatnia idiotka. Z kolei Stern to wyjątkowo wkurzający cwaniak: zdradza żonę i w dodatku poczytuje sobie za zasługę, że jej nie obił, kiedy zrobiła mu awanturę po tym, jak w dniu jej urodzin wrócił do domu mocno spóźniony i pijany. Wiem, wiem: opisywanie problemów rodzinnych detektywa jest w obecnie wydawanych kryminałach wręcz nieodzowne, ale niech te osobiste perypetie nie zastępują właściwej akcji.
"Plan Sary" ma jednak pewne zalety: zobrazowany może nieco zbyt nachalnie, ale jednak barwnie klimat ówczesnego Lwowa. I tylko z tego powodu warto przeczytać powieść Pawła Jaszczuka. Jako kryminał wypada słabo.
Prawdopodobnie dam temu autorowi mimo wszystko jeszcze jedną szansę. Może w "Marionetkach", które są kontynuacją "Planu Sary", lepiej wykorzystał potencjał tkwiący w stworzonych przez siebie postaciach?
Pokrótce o fabule. Mieszkańcami Lwowa wstrząsnął morderca, który ciała swoich kolejnych ofiar umieszcza przy fontannach w centrum miasta, na samym rynku. Nie są to osoby przypadkowe, wszystkie studiowały na wydziale prawa i uczęszczały na ćwiczenia prowadzone przez Jakuba Sterna. Stern zasłynął opisywaniem dla tabloidowego "Kuriera" wszelkich zbrodni, wynaturzeń i nieszczęśliwych wypadków. Kiedy miał dość pracy w redakcji, zaczął pomagać policji w co bardziej skomplikowanych śledztwach, a w końcu poproszono go o podzielenie się wiedzą i doświadczeniem ze studentami.
Pewnego dnia zlecił im w ramach ćwiczeń przygotowanie "scenariuszy dla fikcyjnego psychopaty". Jako pierwsza swój projekt przedstawiła Sara Reddig, która zaplanowała cztery morderstwa, przy czym sama miała zginąć jako druga.
Ktoś zaczął realizować ten scenariusz, zabił już trzy osoby, w tym Sarę, a działania policji nadal nie przynoszą efektów. Tego rodzaju sprawa to wymarzony temat dla gazety takiej jak "Kurier", więc jego naczelny powierza poprowadzenie dziennikarskiego śledztwa Sternowi, któremu uniwersytet właśnie podziękował za dalszą współpracę, oraz młodej i ambitnej Wildze de Brie.
Zapowiadało się nieźle, a jednak książka okazała się rozczarowaniem. Z pierwszych stron dowiedziałam się, że Stern znany jest z dogłębnych analiz skomplikowanych spraw, i na nie właśnie liczyłam, tymczasem nasz protagonista kieruje się intuicją i wspomnianymi już skojarzeniami, w dodatku ignoruje zupełnie pewne oczywiste wskazówki i ślady. Działało mi to na nerwy. Nie mogłam też zrozumieć, dlaczego prowadzący śledztwo, policyjne i dziennikarskie, konsekwentnie pomijają plan Sary Reddig, który przecież powinien zawierać niezwykle dla nich cenne informacje. Zastanawiało mnie również to, w jaki sposób morderca zdołał nadziać ciało (konkretnie w części szyjnej) jednej z ofiar na trójząb studni czy fontanny w kształcie Neptuna, która wygląda tak.
Kryminał to nie powieść psychologiczna, ale może gdyby autor nie rozpisywał się tak szeroko np. o tym, ile kawałków wiedeńskiego sernika kupił Stern w kawiarni Raucha, to więcej miejsca mógłby poświęcić na charakterystyki bohaterów, które są właściwie szczątkowe. Najgorzej skonstruowana jest chyba Wilga: upozowana początkowo na profesjonalną w każdym calu dziennikarkę śledczą, w finale zachowuje się jak ostatnia idiotka. Z kolei Stern to wyjątkowo wkurzający cwaniak: zdradza żonę i w dodatku poczytuje sobie za zasługę, że jej nie obił, kiedy zrobiła mu awanturę po tym, jak w dniu jej urodzin wrócił do domu mocno spóźniony i pijany. Wiem, wiem: opisywanie problemów rodzinnych detektywa jest w obecnie wydawanych kryminałach wręcz nieodzowne, ale niech te osobiste perypetie nie zastępują właściwej akcji.
"Plan Sary" ma jednak pewne zalety: zobrazowany może nieco zbyt nachalnie, ale jednak barwnie klimat ówczesnego Lwowa. I tylko z tego powodu warto przeczytać powieść Pawła Jaszczuka. Jako kryminał wypada słabo.
Prawdopodobnie dam temu autorowi mimo wszystko jeszcze jedną szansę. Może w "Marionetkach", które są kontynuacją "Planu Sary", lepiej wykorzystał potencjał tkwiący w stworzonych przez siebie postaciach?