Impresje

wtorek, 27 kwietnia 2010

Kobieta w literaturze I

Rodzina siedziała już wokół stołu w napiętej nieco atmosferze.
- Naprawdę nie mam nic przeciwko emancypacji kobiet - mówił właśnie ojciec, trzymając w ręce talerz pełen czarnego bigosu i wpatrując się weń z odrazą. - Twórz, kochana Irenko, pracuj, ale niech się to nie odbywa kosztem mojego żołądka.
- Ależ, Żaczku! - mama była pełna zdumienia. - Zawsze tak lubiłeś bigosik!
- Na sam widok takiego bigosiku dostaję nerwicowych skurczów - oświadczył ojciec z rozżaleniem i odstawił talerz. - Trudno, zjem sobie suchego chleba.
- Dlaczego akurat suchego? - spytała mama ze skruchą.
- Żeby było bardziej dramatycznie! - ryknął Żaczek.
Jajecznica Cesi zażegnała konflikt w zarodku. Obiad zjedzono we względnie pogodnej atmosferze.

Tytuł: Szósta klepka
Autorka: Małgorzata Musierowicz
Pierwsze wydanie: 1977

PS. Ciąg dalszy nastąpi:)

poniedziałek, 26 kwietnia 2010

CNOTLIWY KSIĄŻĘ

Tytuł: Cnotliwy książę. Zanim Henryk VIII został królem
Autor: David Starkey
Pierwsze wydanie: 2008
Tłumaczenie: Rudolf Szymański
Wydawnictwo: Amber
ISBN: 978-83-241-3482-3
Stron: 279
Cena z okładki: 34,80 zł

Ocena: 4/5

Interesuję się historią Tudorów od czasu obejrzenia filmu "Elizabeth: The Virgin Queen", a do sięgnięcia po książki historyków zajmujących się tym tematem zachęcił mnie pierwszy sezon serialu "The Tudors" (obecnie emitowany jest czwarty). Zaliczam się do osób, które lubią wiedzieć, jak to było naprawdę, a w trakcie seansów denerwuję moje jednoosobowe otoczenie uwagami w rodzaju: "wcale tak nie było", "tu trochę podkolorowali", "akurat!". 

Nie tylko filmowcy, ale i historycy bywają nie do końca obiektywni. Dobrze jest, jeśli wyraźnie zaznaczają, w którym miejscu kończą się im informacje ze źródeł, a zaczynają domysły. W swoich książkach o Tudorach David Starkey tu i ówdzie trochę domniemywa, wyraża swoją osobistą opinię o danej postaci czy wydarzeniu, ale uprzedza o tym czytelnika. A jeśli popełni błąd, nie waha się do tego przyznać. 
To już trzecia książka tego brytyjskiego historyka, jaką nabyłam i przeczytałam. Poprzednie to "Sześć żon Henryka VIII" oraz "Elżbieta I. Walka o tron", o której pisałam już na tym blogu.

autor: Hans Holbein Młodszy, ok. 1537/1540 r.


niedziela, 25 kwietnia 2010

O PIĘKNIE

Tytuł: O pięknie
Autorka: Zadie Smith
Pierwsze wydanie: 2005
Tłumaczenie: Zbigniew Batko

Wydawnictwo Znak
ISBN: 978-83-240-0751-6
Stron: 600

Ocena: 3+/5

Jeżeli ktoś w wieku 25 lat pisze taką powieść jak "Białe zęby", to można się tylko zastanawiać, co dalej? czy kolejne powieści dorównają debiutowi? Postanowiłam to sprawdzić:)
"O pięknie" to trzecia powieść Zadie Smith. Coś w rodzaju "Howards End" Forstera, przeniesione w amerykańskie kręgi uniwersyteckie, zróżnicowane kulturowo i etnicznie. W Podziękowaniach autorka wyznaje: "zawsze byłam jego [E.M. Forstera - przyp. Elenoir] dłużniczką i to pod wieloma względami, tym razem chciałam mu w podzięce złożyć hołd".


W "Guardianie" zdaje się, określono tę książkę jako "transatlantycką sagę komiczną", z czym ja się jednak do końca zgodzić nie mogę. Komizmu nie dostrzegłam tu wcale, a i ironii, której w "Białych zębach" było całkiem sporo, nie znalazłam tu zbyt wiele. To klasyczna powieść obyczajowa o dwóch rodach, "równą odzianych godnością", ale krańcowo się od siebie różniących. Belseyowie są wyluzowani, liberalni, tolerancyjni. Kippsowie to bardzo zamożni, głęboko wierzący katolicy i konserwatyści, zwłaszcza jeśli chodzi o sferę obyczajową. Głowy rodów, Howarda Belseya i sir Monty'ego Kippsa, łączy jednak uprawianie tej samej profesji - obaj są wykładowcami uniwersyteckimi, zajmującymi się czymś w rodzaju historii malarstwa czy w ogóle sztuki. Szczególnie fascynuje ich Rembrandt, choć na temat jego twórczości mają zupełnie odmienne zdanie. Oczywiście się nienawidzą.
Jak na złość najstarszy syn Howarda zakochuje się w córce Monty'ego (raczej bez długotrwałej wzajemności), a ponadto Monty zaczyna wykładać na tej samej uczelni, co Howard. To nie może się dobrze skończyć.

sobota, 24 kwietnia 2010

PIT przez internet

Po raz pierwszy wysłałam PIT przez internet i zostałam naprawdę miło zaskoczona. Okazało się to znacznie prostsze, niż wcześniej sobie wyobrażałam. Administracja publiczna, mimo milionów, a może nawet miliardów, ładowanych w jej informatyzację, nie radzi sobie z nią zbyt dobrze - wszystko trzeba załatwiać osobiście, wszystkie dokumenty muszą mieć postać papierową i mnóstwo pieczątek. W sprawie PIT-ów jest, na szczęście, inaczej.

Wchodzimy na stosowną stronkę Ministerstwa Finansów, instalujemy aplikację (KTÓRA DZIAŁA NAWET POD LINUKSEM, NIEWIARYGODNE!!!), uruchamiamy ją na swoim komputerze i tworzymy swój profil, czyli wprowadzamy swoje dane, takie jak imię, nazwisko, PESEL, NIP itd. Wymagany jest Adobe Reader, ale jeśli nawet go nie mamy, to nie stanowi to problemu - jego brak jest sygnalizowany i bardzo ławo można go zainstalować. 



Dzięki aplikacji można wypełnić i wysłać PIT 36, 36L, 37, 38 i 39. Robi się to dokładnie tak samo, jak w standardowych programach do wypełniania PIT-ów. Dane, które wpisaliśmy do profilu, automatycznie się uzupełniają. Nie jest wymagane posiadanie specjalnego podpisu elektronicznego. Swoją wiarygodność potwierdzamy wpisując w odpowiednie pole wysokość przychodu z poprzedniego formularza (a więc w tym roku wpisujemy wysokość przychodu za rok 2008 - trzeba odgrzebać PIT z zeszłego roku). Można rozliczyć się wspólnie z małżonkiem i można przekazać 1% podatku na wybraną OPP. 


Można stworzyć sobie kopię roboczą formularza, którą w każdej chwili można edytować. Po wypełnieniu PIT-u wysyłamy go i wyświetla się nam jego numer referencyjny. Wysłane rozliczenie trafia do zakładki "odrzucone" lub "przyjęte". W moim przypadku trwało to zaledwie minutę, w trakcie której sprawdzano zapewne, czy kwota przychodu za 2008 rok została prawidłowo wpisana. Teraz można już wydrukować Urzędowe Poświadczenie Odbioru - dowód, że faktycznie rozliczyliśmy się przez internet. 

Na każdym etapie można wydrukować wypełniany PIT. 

Składanie korekty zeznania możliwe jest tylko z podpisem kwalifikowanym. 

Trwają prace nad usprawnieniem całej tej procedury, ale i tak, jak na coś "państwowego", działa ona całkiem nieźle, jest intuicyjna i estetyczna.

Polecam ten sposób rozliczenia się z fiskusem:)

wtorek, 20 kwietnia 2010

WRONIEC


Tytuł: Wroniec
Autor: Jacek Dukaj
Ilustracje: Jakub Jabłoński
Pierwsze wydanie: 2009

Wydawnictwo Literackie
ISBN: 978-83-08-04392-9
Stron: 247

Ocena: 3+/5

Adaś to chłopiec mniej więcej pięcio- lub sześcioletni, ale potrafiący czytać i, nadal z niejakim trudem, pisać. Po ojcu odziedziczył pewien dar - ludzie przeważnie wierzą w to, co pisze, pozostają pod urokiem jego słów. Ten talent jego ojciec wykorzystuje w działalności opozycyjnej.



Pewnego zimowego dnia "brzydcy panowie zastąpili w telewizji także niedzielną bajkę", a kraj pogrążył się w szarości. Wroniec (wielki czarny kruk) porywa tatę chłopca i ciężko rani jego mamę. Babcia, wujek i maleńka siostrzyczka zostają przewiezieni na komisariat. Adasia ukryto u sąsiada z dołu, pana Betona, byłego przodownika pracy. Chłopiec postanawia odnaleźć rodzinę, a pan Beton mu w tym pomaga. (Ów pan jest "odpowiednikiem peerelowskim takiego komiksowego superbohatera").

poniedziałek, 19 kwietnia 2010

SZKARŁATNY PŁATEK I BIAŁY

Tytuł: Szkarłatny płatek i biały
Autor: Michel Faber
Pierwsze wydanie: 2002
Tłumaczenie: Maciej Świerkocki

Wydawnictwo: W.A.B.
ISBN: 83-7414-154-9
Stron: 839

Ocena: 4+/5

W czasach odległej mej młodości wyobrażałam sobie naiwnie, że filmy i powieści historyczne wiernie oddają realia epok, o których traktują. Żałowałam niekiedy, że urodziłam się zbyt późno, żeby nosić imponujące kreacje dam sprzed wieków czy doświadczać przejawów galanterii ze strony XIX-wiecznych dżentelmenów. Z czasem przyszło otrzeźwienie - dowiedziałam się, że w tamtych rzekomo wspaniałych czasach kobiety były praktycznie ubezwłasnowolnione, a ich rola w społeczeństwie sprowadzała się głównie do rodzenia dzieci i stanowienia najtańszej siły roboczej; że wspaniałe kreacje ukrywały niezbyt zadbane ciała, a pod perukami roiło się od wszy; że taki Skrzetuski czy Wołodyjowski niejedną "mołodycię" czy "sikorkę" mieli na sumieniu, a większość męskich bohaterów powieści Jane Austen na pewno nie raz korzystało z usług burdeli. Jeśli kogoś interesuje szczegółowy opis ciemnej strony Londynu mniej więcej w połowie lat 70-tych XIX wieku, powinien sięgnąć po powieść Michela Fabera.

Główną bohaterką jego książki jest osiemnastoletnia, rudowłosa prostytutka Sugar, znana w branży z tego, że spełnia wszystkie, naprawdę wszystkie życzenia klientów. Pracuje w "domu" pani Castaway, swojej własnej matki, która sama miała ciężkie życie i pilnuje, żeby córce nie powodziło się aby lepiej niż jej. Ów przybytek plasuje się mniej więcej w połowie hierarchii londyńskich burdeli, ale Sugar nie jest przeciętną prostytutką - umie i lubi czytać, a w czasie wolnym pisze powieść, której jest bohaterką, mordującą w wymyślny sposób swoich żałosnych klientów.

niedziela, 11 kwietnia 2010

ORLANDO

Tytuł: Orlando
Autorka: Virginia Woolf
Pierwsze wydanie: 1928
Tłumaczenie: Tomasz Bieroń

Wydawnictwo Znak
ISBN: 978-83-240-0740-0
Stron: 239

Ocena: 3+/5

To moje drugie podejście do twórczości tej autorki. "Fal" niestety nie dokończyłam. Podobał mi się styl, ale książka mnie absolutnie nie wciągnęła. Może kiedyś. Sięgnęłam po "Orlando" zachęcona informacją z okładki, która sugerowała, że połowa akcji toczy się na dworze Elżbiety I, a ja akurat interesuję się historią Tudorów. Owszem, Królowa Dziewica pojawia się tu dwa czy trzy razy, ale tylko na chwilę, a cała książka jest o czymś zupełnie innym. O czym?

Przyznaję, że miałam spory problem z interpretacją. O Virginii Woolf nie wiedziałam prawie nic, a właśnie w biografii autorki znaleźć można klucz do zrozumienia tej powieści. Zajrzałam więc do nieocenionej Wikipedii.
Orientowałam się już wcześniej, że Virginia Woolf, choć zamężna, lokowała uczucia również w przedstawicielkach swojej płci. Jedną z nich była Vita Sackville-West, arystokratka, poetka i pisarka, którą Virginia Woolf poznała w 1922 r. Ich związek trwał kilka lat. To właśnie Vicie dedykowany jest "Orlando" i to jej zdjęcia zawierało ilustrowane wydanie powieści. 5 października 1927 r. Virginia Woolf napisała w swoim dzienniku:
"And instantly the usual exciting devices enter my mind: a biography beginning in the year 1500 and continuing to the present day, called Orlando: Vita; only with a change about from one sex to the other". [źródło: Wikipedia]

sobota, 10 kwietnia 2010

[*] [*] [*]

Edycja z dn. 11.04.2010:

Śmierć nie uszlachetnia. Nie odmienia przeszłości. Nikogo nie czyni lepszym ani gorszym niż był za życia.

Pamiętamy dobre i złe wydarzenia związane z osobami publicznymi, które zginęły w wyniku katastrofy lotniczej w Smoleńsku, ale teraz o nich nie wspominamy. Niektórzy - dlatego, że istnieje zwyczaj niemówienia o zmarłych źle, inni - z szacunku dla cierpienia rodzin i bliskich ofiar.

We wszystkim potrzebny jest jednak umiar. Porównywanie tego zdarzenia ze zbrodnią katyńską sprzed lat, a ofiar katastrofy - do zamordowanych żołnierzy, to jakieś wielkie nieporozumienie. Nie bardzo też się orientuję, skąd się wziął ten zwyczaj przyklękania przy trumnie czy na miejscu wypadku.
Wielu z tych osób nigdy, łagodnie mówiąc, nie ceniłam. Nie życzyłam im niczego złego i teraz bardzo współczuję ich rodzinom, ale swojej opinii na ich temat nie zmienię. Ta katastrofa znajdzie się na pewno na kartach podręczników do nauki historii i mam nadzieję, że zmarli w Smoleńsku politycy i inne osoby publiczne zostaną w nich przedstawieni obiektywniej, niż to się teraz dzieje w mediach.

Absolutnie się nie łudzę, że ta tragedia zmieni cokolwiek w naszym życiu publicznym. Może na czas kampanii prezydenckiej, nie dłużej. Nie odmieni też nas, Polaków. Tak, ludzie palą znicze, idą do kościoła, wpisują się do ksiąg kondolencyjnych. Ale większość robi to na pokaz albo żeby za jakiś czas móc powiedzieć - "byłam tam", "widziałem to na własne oczy". Oglądałam telewizyjną relację z przejazdu karawanu do Pałacu Prezydenckiego. Na Polsacie pokazano żenującą scenę, w której ludzie tak się przepychali, żeby lepiej wszystko widzieć, że karetka nie mogła przejechać. W TVP tych ujęć nie było.
No i po co, no naprawdę, po co komu zdjęcia z takich uroczystości?? Wkleją do albumu obok zdjęć z wakacji, czy oprawią i powieszą na ścianie? Jedną ręką rzucali kwiaty, drugą trzymali włączony aparat albo kamerę.

Jedyny pozytywny aspekt tych wydarzeń to nadzieja na trwalszą poprawę stosunków z Rosją i Rosjanami. Co by nie myśleć o Władimirze Putinie i Dimitriju Miedwiediewie, to w tej sprawie stanęli na wysokości zadania. Miejmy nadzieję, że nasze elity polityczne pokażą podobną klasę.

czwartek, 8 kwietnia 2010

ABHORSEN

Tytuł: Abhorsen
Autor: Garth Nix
Pierwsze wydanie: 2003
Tłumaczenie: Agnieszka Kuc

Wydawnictwo Literackie
ISBN: 83-08-03872-7
Stron: 418

Ocena: 3+/5

To kontynuacja dwóch poprzednich powieści o Starym Królestwie i Magii Kodeksu: "Sabriel" i "Lirael".  Autorowi z pewnością nie brakuje pomysłów na fabułę - już na samym początku mamy trzęsienie ziemi (nie dosłownie), potem napięcie jeszcze rośnie, a finał całej tej historii jest naprawdę widowiskowy. Chętnie obejrzałabym ekranizację powieści Gartha Nixa.

W "Abhorsenie" po raz pierwszy przekraczamy wraz z Lirael Ósmą Bramę Śmierci, poznajemy genezę Magii Kodeksu, dowiadujemy się, kim tak naprawdę są Mogget i Podłe Psisko oraz co i dlaczego wykopał Hedge w pobliżu Krawędzi.

W tej książce, podobnie jak w przypadku "Sabriel", autor skupia się przede wszystkim na fabule, może trochę za bardzo kosztem opisów. Mimo wszystko powieść czytałam z dużym zainteresowaniem i z przyjemnością. Targetem twórczości Gartha Nixa jest młodzież, ale (choć ja od dawna już się do niej nie zaliczam) polecam ją każdemu, kto lubi fantasy.

"To było tak" - Bohdan Łazuka

Jedna z moich ulubionych piosenek z Kabaretu Starszych Panów. Świetny tekst, świetne wykonanie, świetna aranżacja. A Łazuka - wprost uroczy!

PS. Trzeba trochę podgłośnić*.



*Byłam święcie przekonana, że mówi się "podgłosić", ale pod tak zapisanym słowem pojawił się czerwony wężyk. Sprawdziłam tutaj i okazało się, że przeglądarka miała rację, a nie ja.