Impresje

sobota, 20 grudnia 2014

Kobieta w literaturze XXIII

Źródło cytatu (za "Wyprawą w Dwudziestolecie" Miłosza): artykuł Marii Milkiewiczowej w "Wiadomościach Literackich" 1936, 10 V, nr 20. Autorka omawiała w nim książkę "Pamiętniki chłopów", wynik prac Instytutu Badań Społecznych.


   Wiejskie dziecko nie ma dzieciństwa. Od piątego, szóstego roku życia dziewczynka niańczy i dźwiga młodsze rodzeństwo, a chłopak pasie krowy. Wzruszająca scena w Wędrówce Joanny Ewy Szelburg-Zarembiny, gdzie malutka Joanna przystawia sobie stołek, bo nie sięga do płyty kuchennej, a gotuje obiad - bynajmniej nie jest fantazją. Autorka 3. pamiętnika opowiada, że kiedy miała sześć lat, czuła się już zupełnie dorosła. Matka, wychodząc do miasta, zostawiała cały dom na jej opiece. Dziewczynka musiała wówczas nie tylko niańczyć dzieci, lecz - ugotować obiad, narządzić strawę dla bydła, wydoić krowy. Rondle stawiała na kuchni przy pomocy stołka. Tak samo czerpała wodę ze studni. Gdy miała osiem lat - całkowicie zastępowała chorą matkę. W domu niańczyła sześcioro dzieci, gotowała, sprzątała, reperowała, prała. W polu pracowała tak ciężko jak człowiek dorosły. W trzy lata potem matka jej umarła. Prócz ciężaru domowego i wiejskiego gospodarstwa, spadła na nią odpowiedzialność moralna, którą ponosił nie ojciec - skąpiec i brutal, lecz jedenastoletnia dziewczynka.
    W czasach, w których zwykłą, wiejską biedę kryzys pomnaża przez krańcową nędzę - kobieta na wsi, świadoma życia, jakie czeka jej dziecko, uważa macierzyństwo za surowy dopust niebios.
   Jedynym środkiem profilaktycznym, dostępnym dla chłopów, jest celibat. Gdyby to zależało wyłącznie od kobiet przeciążonych pracą koło gospodarstwa i dzieci, zmordowanych zbyt częstym rodzeniem i wyniszczonych biedą, środek ów byłby może wystarczający. Mężczyźni jednak niełatwo rezygnują z jedynej przyjemności, jaka jeszcze pozostała w ich życiu. Brutalność męża i własna religijność czyni kobietę uległą. Poddaje się woli męża, przeświadczona, że spełnia w ten sposób wolę boską, a potem nosi dziecko w łonie tak, jakby dźwigała krzyż. Chłop zapomina o roli, jaką odegrał w tej sprawie, i wyzywa brzemienną żonę od maciory, a niepożądane dzieci tłucze o byle co. "Ludzie jak ta pchła mnożą się tam, gdzie więcej brudu" - mówi autor jednego z pamiętników o nadmiernym przyroście wiejskiej biedoty.
   Coraz częściej jednak kobieta na wsi buntuje się przeciwko sprowadzaniu nowego nędzarza na świat. Pozbawiona środków zapobiegawczych, usiłuje wyzbyć się skutków swego małżeńskiego pożycia w sposób rzadziej zabójczy dla płodu niż dla zdrowia, a niekiedy - śmiertelny. Jeżeli nie ma paru złotych, których żąda baba pokątnie trudniąca się spędzaniem płodu - robi tak, jak pisze autor 13. pamiętnika: "Sobie sama brudnym palcem w macicy poskrobie, krew puści i poronienie wywoła. Że ta która z tego do ziemi pójdzie - dodaje chłop - to co to kogo obchodzi. Mówią o jakichś "Malhtusach", co to zapobiegają ciąży - powiada ten sam wieśniak - to przecież chłop tego nie kupi, bo go na to nie stać za jeden raz pięćdziesiąt groszy dać... Jakby tam zrobili, coby taki Malhtus kosztował piętnaście groszy, toby i mniej kobiet albo dziewczyn szło do ziemi".
   Poradnie świadomego macierzyństwa są na wsi koniecznością nie mniej palącą niż dostępne dla wszystkich i dostatecznie gęsto rozmieszczone ośrodki zdrowia. Nie leży w interesie państwa, ażeby przychodziły na świat dzieci chorowite, bo zrodzone z matek wycieńczonych nędzą i nadmiernie częstymi porodami. Człowiek pozbawiony sił i minimum utrzymania - rodzi się jedynie na własne umęczenie i na udrękę własnej matki. Korzyść z tego mogą czerpać tylko ci, co biorą rogatkowe przy wchodzeniu człowieka na ten świat i schodzeniu jego na tamten. Pomnażać ilość nędzarzy dla uszanowania tego rodzaju dochodów jest takim samym absurdem, jak nie przeciwdziałać epidemii, aby nie pozbawiać grabarzy zarobków. [str. 344-246]

Autor: Paweł Pierściński (zdjęcie powojenne)

   Małżeństwo zawiera się prawie zawsze dla korzyści materialnej. Chłop żeni się, bo osiąga tą drogą obsługę gospodarstwa domowego i pomoc w gospodarstwie wiejskim. Póki jest kawalerem - żąda ponadto pieniędzy, ziemi, konia, słowem - posagu. Chłop rzadko kiedy odstępuje od postawionych przez niego warunków, nawet gdy jest już po ślubie. Autorka 3. pamiętnika opowiada, że mąż nie wpuścił jej do domu, dopóki nie otrzymał od teścia krowy stanowiącej posag. Kobieta, która wniosła mężowi gotówkę, wydaje się chłopu balastem, gdy ta gotówka się wyczerpie. "Posag znika jak kamfora, pozostaje sama żona" - mówi autor 38. pamiętnika, na pewno nieświadom gorzkiego cynizmu własnych słów.
   Wdowiec domaga się posagu znacznie rzadziej niż kawaler. Okres spędzony z dziećmi bez kobiety nauczył go cenić jej usługi. Na płatną pomoc go nie stać, a sam nie podoła w żaden sposób. Bez kobiety dom by mu zmarniał, a dzieci - jak powiada jeden z chłopów w pamiętnikach - stałyby się łazęgami, złodziejami i bandytami. Rad nierad, żeni się powtórnie, i to możliwie prędko.
   W dzisiejszych czasach powszechnej nędzy wiejskiej dziewczynie łatwiej wyjść za mąż za wdowca niż za kawalera. Kawalerowie żenią się coraz bardziej niechętnie. O posag, nawet w naturze, niezmiernie trudno. Dzieci na świat sprowadzić łatwo, a wychować prawie nie sposób. Wreszcie, rolę hamulca w zawieraniu małżeństw gra także wzgląd podany przez autora 6. pamiętnika: "Z żoną trzeba żyć trochę lepiej, trzeba (...) trochę wygód, jak opał, światło itp." [str. 350-351]

Autor: Paweł Pierściński

wtorek, 16 grudnia 2014

KATARZYNA ARAGOŃSKA. HISZPAŃSKA KRÓLOWA HENRYKA VIII

Tytuł: Katarzyna Aragońska. Hiszpańska królowa Henryka VIII (Catherine of Aragon: Henry's Spanish Queen)
Pierwsze wydanie: 2010
Autor: Giles Tremlett
Tłumaczenie: Emilia Skowrońska

Wydawnictwo Astra 2013
ISBN: 978-83-89981-61-0
Stron: 108


Czytałam "Królowe: sześć żon Henryka VIII" Davida Starkeya, "Sześć żon Henryka VIII" Antonii Fraser i kilka jeszcze innych książek o tym władcy i jego córkach, ale kiedy trafiam na kolejny tytuł o Tudorach, nie mogę się powstrzymać i kupuję. Giles Tremlett nie poszerzył jakoś znacząco mojej dotychczasowej wiedzy o Katarzynie Aragońskiej (Starkey i Fraser poświęcili jej w swoich pracach bardzo dużo miejsca), ale jego książkę również czytałam z dużym zainteresowaniem.

Autor nie jest historykiem, jest dziennikarzem, jego sposób opowiadania o Katarzynie jest bardziej narracyjny, ale ta metoda nie jest obca innym autorom (również tym wyżej wymienionym) - tak się teraz pisze prace popularnonaukowe. Tremlett pisze o domniemanych emocjach postaci historycznych, ale absolutnie nie pozwala sobie na fabularyzowanie.

Stosunkowo sporo miejsca poświęcił pochodzeniu i dzieciństwu Katarzyny i okresowi między jednym i drugim małżeństwem. Zaciekawiły mnie zwłaszcza opisy hiszpańskiego dworu, który dzięki wpływom kultury islamskiej stał wtedy na znacznie wyższym poziomie cywilizacyjnym niż w większości innych państw europejskich.

Księżniczka zapewne pozostałaby najchętniej w niedawno zdobytej przez rodziców Alhambrze, ale nie dano jej wyboru - z księciem Arturem zaręczono ją, kiedy miała trzy lata, więc kiedy osiągnęła stosowny wiek, musiała udać się w niebezpieczną podróż do dżdżystej i mniej wyrafinowanej Anglii, żeby wyjść za mąż i przedłużyć dynastię Tudorów. Opowieść o jej dalszych losach chyba nie może nie być interesująca i taka właśnie jest praca Gilesa Tremletta.

Autor często cytuje korespondencję i ówczesne kroniki, co bardzo lubię w tego rodzaju książkach. Przedstawia kolejne wydarzenia szczegółowo, ale przystępnie, bez przytaczania faktów, które zainteresować mogą już tylko historyka specjalizującego się w tej epoce.


***

Oto opis stroju królowej Izabeli, w jakim wystąpiła na zaręczynach swojej córki z angielskim księciem:
Para królewska ubrana była w stroje "utkane w całości ze złota". Szaty króla poszyto najkosztowniejszym sobolim futrem, jednak to strój królowej wprawił Machada (herolda angielskiej delegacji - przyp. E.) w prawdziwy zachwyt. Wspaniała kreacja i biżuteria, które miała na sobie tego wieczoru, oraz pozostałe suknie, zakładane przez nią w ciągu następnych dni wizyty ambasadorów podczas wystawnych biesiad, potyczek, walk byków i tańców, były jego zdaniem warte szczegółowego opisu.
   Na złotą szatę Izabela przywdziała "kaptur jeździecki z czarnego aksamitu z otworami, przez które przebijało złoto", ozdobiony linią grubości palca składającą się z prostokątnych bloków ze złotej nici, inkrustowanych klejnotami "tak wspaniałymi, że ludzkie oko takich dotąd nie widziało". Biały, skórzany pas z sakwą, wyglądający zdaniem Machada na męski, został ozdobiony "czerwonym spinelem [z Persji] o rozmiarach piłki tenisowej, pięcioma wybornymi diamentami oraz innymi drogimi kamieniami wielkości fasoli".
   Biżuteria królowej wywoływała podobny zachwyt. "Na szyi miała piękny złoty naszyjnik, złożony z białych i czerwonych róż, a każda z nich zdobiona dużym klejnotem; poza tym dwie wstęgi, zawieszone po obu stronach piersi, upiększone wielkimi diamentami, spinelami oraz rubinami, perłami i wszelkimi innymi kamieniami szlachetnymi w liczbie stu lub więcej. Na suknię założyła przepiękny krótki płaszcz ze szkarłatnej satyny, podszyty gronostajowym futrem. Został on zarzucony [niedbale] ukośnie na lewe ramę. Równie okazale prezentował się stroik z tyłu głowy (oryg. coiffe de plaisance)". Machado, który potrafił ocenić wartość odzieży i biżuterii, oszacował, że złoto królowej było warte około 200 tys. koron (tyle miał być wart posag Katarzyny - przyp. E.)
   Każdy rubin, diament i fragment drogocennej tkaniny czy futra podkreślał przewagę Izabeli nad uczestnikami doniosłych wydarzeń. W rzeczywistości ustalone prawa antyzbytkowe zabraniały osobom ze ściśle określonego otoczenia królowej przewyższania jej w dostojeństwie. Nakazy te regulowały wszystko: od stosowania jedwabiu i brokatu, aż po posrebrzanie lub pozłacanie ostróg. Nikt nie mógł przyćmić rodziny monarszej. [str. 27-28]

A tak wyglądała w 1494 roku Grenada według norymberskiego humanisty Hieronymusa Münzera"
"Nie ma piękniejszego miasta w naszym kontynencie", oznajmił z zachwytem. Dla mieszkańca Europy Północnej był to egzotyczny świat fig, szafranu, purpurowych wiśni, karczochów, migdałów, rodzynek, dzikich zielonych palm, oliwek, granatów, pomarańczy, cytryn, jabłek, gruszek i niezrównanego w smaku pstrąga. Kozy, owce i woły - obok dzików, saren i kuropatw - zapewniały duże ilości pożywnego mięsa.
   W piątki rozbrzmiewało w mieście nawoływanie  do modlitwy. (...)
   Według szacunków Münzera w mieście, w którym przy wąskich uliczkach sytuowały się małe domki, mieszkało niewiele ponad 50 tys. osób. "Niemal wszyscy mogli cieszyć się [bieżącą] wodą i zbiornikami", relacjonował. "Są dwa rodzaje rur i akweduktów: jednymi płynie czysta woda do spożycia, drugie zaś zbierają nieczystości, ekskrementy etc [...]. Na każdej z ulic znajdują się specjalne kanały, aby mieszkańcy domów , nie mających dostępu do rur , mogli nocą wylewać do nich brudną wodę". Wokół głównego meczetu znalazł - oprócz standardowych miejsc do ablucji - pisuary i kompleksy toalet tureckich, połączonych bezpośrednio z podziemnym kanałem. (...)
   Alhambra ujrzana przez Münzera, w której mieszkała Katarzyna, była znacznie większa i wytworniejsza niż obecnie. "Widzieliśmy niezliczone pałace, pokryte wspaniałym białym marmurem, przepiękne ogrody, pełne drzew cytrynowych i mirtów, z marmurowymi basenami oraz misami", pisał Münzer. Sypialnie były okazałe, a w każdym pałacu znajdowały się miednice z białego marmuru z krystalicznie czystą wodą. Lśniący marmur był niemal wszędzie, zarówno we wnętrzu, jak i na zewnątrz budowli, wznoszono z niego kolumny, tworzono podłogi z wielkich płyt o długości czterech i pół metra. Woda była dostępna w ogrodach i pokojach dzięki systemom rur i kanałów, których często podróżujący Münzer nigdy wcześniej nie widział. "A łaźnia - cóż to za cudo! - ze sklepionym dachem", relacjonował pełen zachwytu. W łaźniach znajdowały się sale z gorącą, ciepłą i zimną wodą - o wiele wspanialsze aniżeli renesansowe pałace imitujące Alhambrę, zamówione w XVI wieku przez cesarza Karola V. (...)
   "We wszystkich pałacach budziły zachwyt kasetonowe sufity ze złota, lapis lazuli, kości słoniowej i drewna cyprysowego odznaczające się tak wielką różnorodnością stylów. iż nie da się tego wyjaśnić ani opisać" - nie mógł wyjść z podziwu Münzer. (...)
   Dziedziniec Mirtów wyłożono białym marmurem. Nocą biło od niego łagodne, a zarazem zjawiskowe światło. W księżycowym i gwiezdnym blasku lśnienie marmuru wzmacniały błyszczące tafle czystej wody w basenach. [str. 50-51]

piątek, 12 grudnia 2014

Pomoc dla Ukrainy

Kupiłam już sobie prezent pod choinkę, czyli "Wyprawę w Dwudziestolecie" Miłosza. Na początku książki autor porusza m.in. temat kształtowania się granic II Rzeczpospolitej po I wojnie światowej, więc oczywiście dużo się tam mówi o naszych obecnie wschodnich sąsiadach. Historia relacji między Polakami i Ukraińcami jest bardzo skomplikowana, ale myślę, że warto jednak skupić się na tym, co się tam dzieje teraz. 

Wskutek działań wojennych na wschodzie kraju wielu Ukraińców straciło źródło utrzymania, domy i mieszkania, zdrowie i życie. Uważam, że jeśli ma się taką możliwość, warto tych ludzi wspomóc, zwłaszcza w tym okresie - nie chodzi tylko o zbliżające się święta, ale przede wszystkim o nadchodzącą wielkimi krokami zimę, która na Ukrainie na pewno będzie cięższa niż u nas. 

Można to zrobić w bardzo prosty sposób: wpłacając choćby drobną kwotę np. na konto Polskiej Akcji Humanitarnej