UWAGA: tekst zawiera spoilery!
Tytuł: Zakręty losu
Autorka: Agnieszka Lingas-Łoniewska
Pierwsze wydanie: 2010
Wydawnictwo: Novae Res
ISBN: 978-83-7722-073-3
Stron: 342
Ocena: 1/5
Osoby, których opinie cenię, mieszały twórczość Agnieszki Lingas-Łoniewskiej z błotem, więc nie zamierzałam tracić czasu na czytanie jej książek. Zmieniłam zdanie pod wpływem dyskusji wywołanej wpisem maiooffki, która skrytykowała jedną z powieści tej autorki ("Bez przebaczenia"). Dyskusja rozlała się m.in. na forum carpelibros (wypowiedzi z kwietnia) i facebookowy profil Magdaleny Kordel (tutaj i tutaj).
Pani Kordel zasugerowała, że tacy ludzie jak ja powinni mieć zakaz czytania. Przywołała na tę okazję słowa Tadeusza Boya-Żeleńskiego, który porównał krytyka do eunucha - "obaj wiedzą jak, żaden nie potrafi". Akurat Boy z powodzeniem pisał i krytykował. Ja poprzestaję na czytaniu i publikowaniu swoich opinii i wrażeń.
Postanowiłam przyjrzeć się bliżej twórczości obu autorek. Zaczynam od Agnieszki Lingas-Łoniewskiej wyłącznie dlatego, że na jej powieść krócej czekało się w mojej bibliotece, ale i dla Magdaleny Kordel znajdę kiedyś czas.
Już sam blurb (będący streszczeniem opisu książki znajdującego się na blogu autorki) zwiastuje literacką katastrofę:
Postanowiłam przyjrzeć się bliżej twórczości obu autorek. Zaczynam od Agnieszki Lingas-Łoniewskiej wyłącznie dlatego, że na jej powieść krócej czekało się w mojej bibliotece, ale i dla Magdaleny Kordel znajdę kiedyś czas.
Już sam blurb (będący streszczeniem opisu książki znajdującego się na blogu autorki) zwiastuje literacką katastrofę:
Dramat sensacyjny opowiadający o życiu pełnym pokus, zagrożeń, zgubnych nałogów, fałszywych idei, mafii i wielkiej miłości.Pierwsza część trylogii o braciach Borowskich, pełna wzruszeń, łez i namiętności. Poznajemy Krzysztofa Borowskiego, adwokata broniącego bossów narkotykowej mafii, Katarzynę Kochańską, prokurator oskarżającą w procesie zorganizowanej grupy przestępczej, Łukasza „Lukasa” Borowskiego, starszego brata Krzysztofa, od najmłodszych lat działającego w mafijnych strukturach oraz Małgorzatę Filipiak – dziewczynę, której tragiczny los na zawsze odbił się rykoszetem na życiu pozostałej trójki.Co jest dla nich najważniejsze? Na nowo odzyskane uczucie czy braterska miłość? A może etyka zawodowa i wiara w słuszność podejmowanych decyzji? Rozwiązanie wcale nie jest oczywiste, a co najważniejsze... bezpieczne.
Los odbijający się rykoszetem. Przedszkolak należący do struktur mafijnych. Właściwie mogłabym już nic więcej nie pisać, ale autorki domagają się rzeczowej krytyki. Dysponuję jeszcze wieloma dowodami na to, że przynajmniej jedna z nich to grafomanka, i nie zawaham się przedstawić większości:).
Fabuła nie należy, łagodnie mówiąc, do oryginalnych. Kaśka i Krzysiek. Nastoletnia miłość od pierwszego wejrzenia. Kaśka jest przyszywaną siostrą Gośki, dziewczyny Krzyśka. Krzysiek zrywa z Gośką, która wraca w ramiona jego starszego brata, Łukasza, handlarza narkotyków, z którym już wcześniej była związana. Wraca też do nałogu, ląduje na dnie i umiera, do czego walnie przyczynia się Łukasz. Kaśka ma wyrzuty sumienia, przypuszcza, że Gośka żyłaby nadal, gdyby Krzysiek z nią nie zerwał. Wyjeżdża na studia do Warszawy i całkowicie zrywa kontakt ze swoim ukochanym. Po trzynastu latach wraca do Wrocławia i przypadkowo styka się z Krzyśkiem na sali sądowej. Ona oskarża członków narkotykowego gangu, on ich broni. Znów są razem. Szantażuje ich mafia.
Przełknęłabym może łatwiej ograne schematy i przewidywalność, gdyby nie niechlujność autorki, która nie dopilnowała sprawy podstawowej: zwykłej logiki wydarzeń i jakiej takiej konsekwencji w postępowaniu bohaterów.
Przełknęłabym może łatwiej ograne schematy i przewidywalność, gdyby nie niechlujność autorki, która nie dopilnowała sprawy podstawowej: zwykłej logiki wydarzeń i jakiej takiej konsekwencji w postępowaniu bohaterów.
I tak powieść zaczyna się od przeprowadzki osiemnastoletniej Katarzyny Matczak i jej ojca do domu jego nowej żony Anny Filipiak i jej córki Gośki. Kaśka właściwie od początku popierała nowy związek taty, a jednak teraz jest bardzo zdziwiona, że postanowił zamieszkać razem z Anką. I to w większym domu za miastem. Ja się dziwię, że zrobili to dopiero jakiś czas po ślubie, o którym zresztą wypadałoby wspomnieć choćby w retrospekcji - dla Kaśki musiał to być przecież dzień obfitujący w traumatyczne przeżycia.
Na początku książki dowiadujemy się, że jedną z przykrych konsekwencji przeprowadzki z centrum na przedmieścia będą rzadsze spotkania Kaśki z najlepszą koleżanką Ewką. Dziewczyna nie pojawia się w powieści już ani razu. Dodam nawet, wybiegając nieco w przyszłość, że świadkiem na ślubie Kaśki i Krzysztofa została Sylwka, którą nasza bohaterka znała zaledwie przez kilka miesięcy, a nie Ewka, z którą "kumplowała się od niepamiętnych czasów".
Domy Filipiaków i Borowskich znajdowały się bardzo blisko siebie, więc jak to możliwe, że Gośka poznała Łukasza Borowskiego dopiero na dyskotece?
U Filipiaków znajdowały się co najmniej dwa stacjonarne aparaty telefoniczne, ale - jak można wywnioskować z książki - tylko jeden numer. Krzysiek na pewno go znał, bo chodził z Gośką, a jednak na stronie 41 prosi Kaśkę o numer telefonu, choć już wie, że ona mieszka w domu jego byłej dziewczyny.
Najbardziej niekonsekwentnie zbudowanym bohaterem jest Łukasz. Z zimną krwią doprowadza Gośkę do samobójstwa, a potem nosi kwiatki na jej grób i wyznaje, że ją kochał? Bzdura.
Kompletnie niezrozumiały jest nagły wyjazd Kaśki do Warszawy i poprzedzająca go rozmowa z Krzyśkiem. Dlaczego nie wyjaśniła mu swojej decyzji, dlaczego nagle przestała mu ufać (choć rzekomo wciąż go tak bardzo kochała), dlaczego przez trzynaście lat się z nim nie skontaktowała? Pewnie dlatego, że autorka potrzebowała tego, żeby poprowadzić akcję drugiej części.
Toczy się ona trzynaście lat później, ale mentalnie nasza para pozostaje na poziomie, jaki reprezentowała w liceum. Tylko seks im w głowie. Rekordy bije Krzysiek, który dobrze wie, że mafiozi chcą i są w stanie skrzywdzić jego ukochaną, ale nie robi absolutnie nic, żeby ją chronić, zastanawia się tylko nad wycofaniem się ze sprawy.
Mogłabym tak jeszcze długo. Jako podsumowanie tego wątku recenzji dwa krótkie cytaty:
Wcześniej mieszkali w centrum miasta i tak naprawdę nie miała gdzie biegać. Oczywiście robiła to pomiędzy starymi kamienicami, przebiegając na światłach przez zatłoczone ulice. [str. 14]
Nazajutrz wstała wcześnie, bo z nerwów nie mogła spać. Nie żeby szczególnie się stresowała, traktowała to jako kolejne doświadczenie życiowe. [str. 34]
Brak logiki to niejedyna wada fabuły "Zakrętów losu". Zapowiadany w blurbie wątek sensacyjny pojawia się właściwie dopiero w drugiej części książki, ale i tak w całej powieści dominuje związek Kaśki i Krzyśka. Lingas-Łoniewska sugeruje, że połączyła ich wielka miłość, wydaje mi się jednak, że chodziło raczej o nimfomanię i satyriasis.
Autorka od czasu do czasu przebąkuje, że przygotowują się do matury, że on interesuje się historią starożytną i muzyką, a ona zbiera muszle i gra w kosza, a w drugiej części - że przygotowują się do ważnej rozprawy w sądzie; głównie jednak uprawiają seks, względnie - wyobrażają to sobie. Opisy scen łóżkowych są drobiazgowe, dosadne i liczne (stosowne cytaty można znaleźć w biblionetce). Do fabuły wnoszą niewiele, a w końcu zaczynają nużyć. Zdaje się (patrz: wspomniany już wpis maiooffki), że Lingas-Łoniewska uczyniła z nich swój znak firmowy. No cóż, fatalny styl to zbyt mało, żeby się dziś wyróżnić z tłumu ludzi publikujących książki.
Ale i na tym polu autorka odniosła niewątpliwy sukces. Strach pomyśleć, że można ukończyć filologię polską [źródło] i konstruować takie zdania:
[Trening] Pozwalał jej utrzymać formę i potem na boisku dawał olbrzymie możliwości pokazania jej talentu. [str. 14]
Odwróciła wzrok, bo poczuła, że gapi się na niego jak jakaś niedorozwinięta. [str. 15] Oj, nie wypada stosować takich porównań.
Był ubrany w ten sam strój do jazdy, który nader wyraźnie ukazywał jego świetnie rozwinięte mięśnie. [str. 19]
Muzyka zwolniła i dziewczyna chciała uciec, ale pociągnął ją w stronę przeszklonego tarasu, na którym tańczyły pary. A raczej całowały się, tańcząc albo na odwrót. [str. 28]
Poza tym pomyśl, co ty chcesz, a nie cały świat dookoła. [str. 38]
Gdy wróciła do domu i weszła na górę, zmierzając do siebie, usłyszała jakieś głośne krzyki dochodzące z pokoju Gośki. Potem ktoś włączył dudniącą muzykę i już nie było nic słychać. [str. 46]
(...) uśmiechnęła się samymi ustami, podczas gdy jej oczy pozostały nieruchome, aż wydawały się być martwe. (str. 66)
(...) mylisz się w ocenie co do mojej osoby! (str. 80)
Ale byli już dorośli i nikt już nie mógł im stanąć na przeszkodzie do bycia razem. Jednak los układa się tak, jak sam chce. Tak miało być i tym razem, kiedy dał o sobie znać, przyjmując postać dzwoniącej komórki Krzyśka. [str. 230]
Lingas-Łoniewska ma swoje ulubione zwroty i epitety, co samo w sobie niczym złym nie jest, ale niektóre z nich pojawiają się w powieści - w różnych kontekstach - zbyt często: "aż do granic możliwości", "aż do granic wytrzymałości", "gula w gardle", "dwukolorowe oczy". Po przeczytaniu "Zakrętów losu" długo będę odczuwała silną awersję do słów "delikatny", "delikatnie" i "śliczna". Tu nawet party jest delikatne.
Do tego dochodzą wyrażenia w rodzaju: "podał jej rękę, uzbrojoną w rękawiczkę bez palców" (str. 15), "w jego kamiennym spojrzeniu" (str. 196), "jego oczy rzucały błyskawice" (str. 197).
Dialogi wydawały mi się sztuczne, przede wszystkim z powodu wylewającej się z nich egzaltacji. To wrażenie pogłębiał jeszcze sposób, w jaki bohaterowie zwracali się do siebie. Przecież w rozmowie w cztery oczy nie trzeba każdej swojej wypowiedzi zaczynać od imienia interlokutora, w takich sytuacjach normalni ludzie mówią do siebie per "ty". Poza tym zwracanie się do kogoś "panie Matczak" jest nieoprawne i niegrzeczne, o czym Krzysiek powinien wiedzieć jako pedant, chodzący ideał i wyrobiony syn "członków palestry adwokackiej".
Fabuła jest schematyczna, bo tacy są też bohaterowie.
ONA jest, oczywiście, śliczną i inteligentną dziewczyną, która "zawsze mówiła to, co myślała, i często po fakcie zastanawiała się nad sensem wypowiedzianych słów". W dodatku wysportowaną, "gdyż od czterech lat trenowała koszykówkę, jeżdżąc na różne zawody i zgrupowania".
ON jest, oczywiście, równie przystojny i inteligentny. "Ubrany w niebieskie dżinsy, białą bluzę z kapturem i sportową kurtkę, wyglądał jak chodząca reklama kolekcji dla pewnych siebie młodych mężczyzn, do których świat należy". [str. 43] Jest pierwszym i jedynym mężczyzną w JEJ życiu, w trakcie trzynastoletniej rozłąki ONA nawet nie spojrzy na innego, otoczenie podejrzewa, że jest lesbijką. ON co prawda sypia z wieloma kobietami przed ich pierwszym spotkaniem i potem, po JEJ wyjeździe do Warszawy, ale tak naprawdę kocha tylko JĄ. Celibat dla kobiety, seks z tabunami pięknych kobiet dla mężczyzny - zauważam tu pewną nierównowagę i niesprawiedliwość.
Gośka, główna adwersarka Kaśki, też jest piękna, ale jednocześnie głupia, fałszywa, egoistyczna i mściwa. Macocha naszej bohaterki niby jest w porządku, ale gdy przychodzi co do czego, obwinia Kaśkę za postępki swojej córki, poza tym kłamie i jest niezrównoważona. Powieść byłaby znacznie ciekawsza, gdyby postaci były mniej czarno-białe, gdyby np. Kaśka musiała trochę powalczyć z Gośką o uczucie Krzyśka, gdyby on się wahał, którą z nich wybrać, gdyby o względy Kaśki zabiegał jego przyjaciel, gdyby w ciągu tych trzynastu lat któreś z nich założyło rodzinę. Może w następnych tomach, które ukażą się jeszcze w tym roku, Lingas-Łoniewska zrezygnuje z choćby części opisów erotycznych akrobacji na rzecz prawdziwej akcji, dramatu i sensacji.
"Zakręty losu" to jedna z najgorzej napisanych książek, jakie kiedykolwiek czytałam. I nie chodzi tu o jakieś moje prywatne obiekcje, subiekcje czy animozje - podałam dosyć rzeczowych, konkretnych argumentów uzasadniających moją opinię. Powieść Agnieszki Lingas-Łoniewskiej może przypaść do gustu nieletnim dziewczętom, które kontakt ze słowem pisanym utrzymują wyłącznie dzięki lekturze "Bravo Girl" czy innego "Twista", ale nikomu więcej nie powinna.
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńHm... Ale się będzie działo! Rozumiem, że jesteś na to przygotowana? ;)
OdpowiedzUsuńOczywiście jestem gotowa do dyskusji o tym, co napisałam, ale chyba nie będzie ona jakoś szczególnie zażarta, bo ja przecież tylko stwierdziłam fakty.
Usuń:D:D:D Sama zaczytuję się książkami polskich autorów, ale od pisarek typu Michalak czy Lingas - Łoniewska stronię i bardzo mi z tym faktem dobrze:P Nie miałam tej książki nigdy w swoich planach czytelniczych, dodatkowo tak jak ty przeczytałam recenzję maioofki i wiedziałam, że to autorka nie dla mnie. Co do Kordel, to czytałam "Uroczysko" i "Sezon na cuda" i mogę Ci tylko powiedzieć, że schematów tam bez liku, aczkolwiek atmosfera samej książki w miarę przyjemna. Jak dla mnie nie jest to jednak autorka do której twórczości wrócę... Nie polecam również Michalak, która jak dla mnie przeszła samą siebie w swoim "Roku w poziomce"!
OdpowiedzUsuńPoza tym przeczytała dyskusję do której linka podałaś i widzę, że w swojej recenzji zastosowałaś się do wymogów Pań Pisarek:P
Mnie zastanawia tylko jedno - skąd się bierze ten wszechobecny zachwyt tak słabymi książkami ("słabe książki" to w kontekście powyższej krytyki mocny eufemizm). Z nieświadomości czytelnika? Z jego niedbalstwa? Tchórzostwa wobec krytyki? Z atmosfery powszechnego słodzenia wszem i wobec?
UsuńRozumiem, że są książki, których odbiór i ocena zależy od upodobań, gustów, osobowości, zbieżności życiowych doświadczeń i tak dalej. Ale czy grafomaństwo można odbierać w tych kategoriach? No chyba nie!!!
Według mnie z upodobań. Jeśli, powiedzmy, skupiasz się tylko na jednym gatunku literackim i nie czytasz innych książek i nie porównujesz ich względem siebie, ciężko Ci później wywnioskować, czy dana książka jest naprawdę dobra...
UsuńA co do grafomaństwa, to bardzo, ale to bardzo zraziły mnie wypowiedzi Pań Pisarek w zalinkowanej przez Elenoir dyskusji. Po kolei bowiem każda z biorących udział w dyskusji pań krytykowała Bogu ducha winnych właścicieli blogów o to, że piszą nieskładnie, niemądrze, w tym samym momencie broniąc tym blogerom tego, by i oni mogli im wypomnieć, że w swoich książkach robią dokładnie to samo, dodatkowo na większą skalę. Skoro ich zdaniem każdy właściciel bloga traktującego o książkach powinien być z wykształcenia polonistą, to każda pisarka powinna posiadać doktorat z polonistyki i dodatkowo być literaturoznawcą! Trochę konsekwencji w wypowiedziach by się przydało. Nie można bronić czegoś innym, nie patrząc na to kim się samemu jest i co się samemu robi...
Paulo, a ja właśnie polskich autorów czytuję rzadko, jeśli już, to na ogół tych polecanych przez osoby o podobnym do mojego guście. A już z największą podejrzliwością traktuję książki recenzowane przez blogerów w ramach intensywnych kampanii promocyjnych prowadzonych przez wydawnictwa.
UsuńWiedziałam z góry, że to powieść nie dla mnie, ale przeczytałam z czystej przekory:). Chcieli rzeczowej krytyki, to mają:). Książki Magdaleny Kordel są podobno trochę lepsze, cóż, przekonam się kiedyś osobiście. Katarzyna Michalak jeszcze mi nie podpadła, więc po "Poziomki" raczej nie sięgnę.
Rzeczywiście sporo w sieci peanów na cześć powieści Lingas-Łoniewskiej, np. na lubimyczytac.pl, ale i na wielu blogach, niestety. Co do przyczyn tego stanu rzeczy podzielam raczej zdanie Oleńki. Nie wydaje mi się, żeby zamiłowanie do jakiegoś szczególnego rodzaju literatury wyłączało zmysł krytyczny lub sprawiało, że zanika znajomość polszczyzny czy zwykłą logika. Prawda jest taka, że mało kto dba dzisiaj o poprawność językową, a spośród osób publicznych prawie nikt. Widocznie niektórzy wydawcy też postanowili nie zaprzątać sobie głowy takimi szczegółami.
Ja uwielbiam polskie pisarstwo. Naprawdę! Uważam, że polscy pisarze piszą świetnie, przekonuję się o tym bardzo często z prawdziwą przyjemnością. Faktem jest jest jednak, że w wyborze książek trzeba umieć oddzielić to przysłowiowe 'ziarno od plew'. Ja nauczyłam się tego z czasem i teraz jestem dumna, że w gąszczu 'poziomek' itp. udaje mi się trafić na takie nazwiska jak Bolecka czy Szostak, których pisarstwo powala wprost profesjonalizmem i które sprawia czytelnikowi niesamowitą wprost radość i daje ogromną satysfakcję. Najlepsza droga by ich znaleźć? Tak jak napisałaś sama: omijać książki reklamowane na każdym kroku:P
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
UsuńPodzielam zdanie co do Boleckiej. Klasa. Zupełnie inna półka. A nie ma wokół niej żadnej promocji, żadnego rozgłosu. Szukajcie a znajdziecie - tyle w sprawie polskiej współczesnej literatury.
UsuńNawet czytadło można napisać w sposób oryginalny. Nawet banalną, schematyczną fabułą można powalić na kolana.
Nigdy nie słyszałam o Boleckiej, ja w ogóle ze współczesną polską literaturą jestem na bakier. O dziwo, w mojej bibliotece jej książki są, więc pewnie kiedyś po którąś z nich sięgnę. Dzięki.
UsuńA tutaj cytaty z innego utworu Lingas-Łoniewskiej, czyli z "Bez przebaczenia" :)
OdpowiedzUsuńhttp://www.biblionetka.pl/art.aspx?id=553172
Agnieszka Lingas-Łoniewska to autorka pod pewnymi względami bardzo konsekwentna - prawdopodobnie wszystkie swoje książki napisała tak samo źle:). Zmiażdżyło mnie porównanie do granatu i skrzywdzonej dziewczynki.
UsuńW tym seksie musi tkwić tajemnica popularność ALŁ:). Bo w czym innym?
OdpowiedzUsuńAutorka zajmuje się marketingiem internetowym (źródło), może w tym jest akurat dobra:).
UsuńCzytałam "Zakład o miłość", czytało mi się nieźle. I pewnie tą książką też bym się zainteresowała, bo fabuła mnie intryguje, tzn. lubię takie schematy, od czasu do czasu, ale litości... są pewne granice...(wytrzymałości) :P
OdpowiedzUsuńMoże "Zakład o miłość" to faktycznie lepsza książka, ale mnie wystarczy przeczytanie tej jednej. Mogę dać autorowi drugą szansę, jeśli pisze choćby przeciętnie, ale do grafomanów raczej nie wracam.
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńMiałam kupić tę książkę, ale teraz wiem, że baaaardzo dobrze zrobiłam rezygnując. I dziękuję za taką recenzję - otwiera oczy niektórym czytelnikom.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :)
Ja kupiłam i bardzo szybko po przeczytaniu wystawiłam na fincie. Mam nadzieję, że nabywcy będzie się bardziej podobało.
UsuńSihhinne, wątpię, by ten mój tekst miał taką siłę oddziaływania:). Mój blog do popularnych nie należy, a poza tym w sieci dominują jednak pochwalne recenzje tej powieści.
UsuńRównież pozdrawiam:)
Matko Bosko, że też Ci się chciało to tak drobiazgowo analizować; ba, że też Ci się chciało to czytać... :)
OdpowiedzUsuńsuper właśnie, że są tacy co im się chce, łatwiej napisać, ze słit, cud miód i rzygowinki, ale zmierzyć się z kimś kto z krytyką nie umie się pogodzić... można tylko tak.
UsuńMooly, powody, które skłoniły mnie do przyjrzenia się twórczości tej autorki, podałam powyżej. Gdyby nie one, odłożyłabym "Zakręty losu" już po pięciu minutach. Rozważałam nawet podjęcie działań dywersyjnych, polegających na zniszczeniu tego egzemplarza książki; w bibliotece jest tylko ten jeden, więc przynajmniej zaoszczędziłabym wielu potencjalnym czytelnikom tego zniesmaczenia, które towarzyszyło mi w trakcie lektury. Nie zrealizowałam jednak moich niecnych planów, bo wolałabym, żeby mnie nie skreślili z listy czytelników:).
UsuńKasiek, na szczęście rzadko musi mi się chcieć, bo rzadko trafiam na tak złą literaturę.
UsuńElenoir, jestem naprawdę pełna podziwu, że wyraziłaś to, co cała blogosfera (no, może prawie cała, myśli o książkach tej pani. Ja szczerze powiem nie miałabym tyle sił i samozaparcia, mnie czytanie tego by bolało. Czasu by mi było szkoda. I nie ze złośliwości to piszę, tylko mówię szczerze. Pozdrawiam
UsuńJa tylko chciałam napisać, że czytałam "Sezon na cuda" Magdaleny Kordel i mi się podobało (zainspirowało mnie zresztą do uruchomienia wyzwania "Znalezione pod choinką") :) , w związku z tym ciekawa jestem Twojego odbioru.
OdpowiedzUsuńAgnieszki Lingas-Łoniewskiej nie czytałam jeszcze nic, ale chyba jednak zaryzykuję, żeby samej się przekonać. Ale może jakiś inny tytuł, bo w tym zgrzyta mi już chociażby to, że niemożliwe jest u nas, by w jednym procesie po dwóch stronach stały bliskie sobie osoby (chodzi o adwokata i prokurator, dodatkowo prokurator oskarża kogoś znajomego, o ile dobrze zrozumiałam?).
Nie, nie jeśli ona jest prokuratorem, a on adwokatem broniącym swego klienta, to kodeksowy konflikt imteresów nie występuje, nie zachodzą też(o ile wiem z recenzji) przesłanki nakazujące wyłączenie prokuratora z mocy prawa(czyli analogiczne stosowanie przepisów do sędziego niewłaściwego, czyli iudex inhabilis), problematyczne jest, czy możliwe byloby wyłączenie prokuratora na wniosek, jako podejrzanego o stronniczość(analogia do iudex suspectus), ale nie znam na tyle ksiażki, aby móc się wypowiedzieć ze stuprocentową pewnością o tej sytuacji...
UsuńO związku Kaśki i Krzysztofa wiedziało na początku bardzo mało osób, wrócili do siebie tuż przed pierwszą rozprawą, ale to ukrywali. Nie znam się na tym, w każdym razie z powieści wynikało, że gdyby rzecz się wydała, konsekwencje dla nich obojga byłyby poważne.
UsuńManiaczytania,
Usuńpodobno nowsze sa staranniej zredagowane (trudno powiedzieć, czy lepsze).
Litości, te cytaty to jakiś dramat. Czytałam tamtą poprzednią recenzję i widziałam oburzenie "bezpodstawną" krytyką, a okazuje się, że zdania samej autorki mówią aż za wiele...
OdpowiedzUsuńKsiążki i tak bym nigdy nie czytała, bo to nawet nie sąsiaduje z moimi zainteresowaniami, ale recenzja była bardzo ciekawa. Szkoda, że się wydaje takie książki, bo ja niestety nie uważam, że "obojętne, co się czyta, ważne, że się czyta". Moim zdaniem warto starannie dobierać treści, które wchłaniamy, zamiast faszerować się para-literacką papką z seksem w roli głównej (bo mało tego nastolatkom w tv i w internecie?!).
Uważam, że nie ma to jak dobry cytat. Opinia o książce zawsze jest z natury subiektywna i tak właśnie jest odbierana, więc warto podeprzeć ją stosownym fragmentem omawianego utworu.
UsuńNie przeszkadza mi to, że tego rodzaju książki są publikowane, dziwią i w sumie trochę nawet smucą mnie pozytywne recenzje, które zbiera twórczość tej autorki.
Wczoraj się ubawiłam tą biblionetkową recenzją, a w tej chwili właśnie weszłam na stronę autorki, i tam wcale nie lepiej: "Ale zbierało się to we mnie jak spienione wody górskiej rzeki, która tylko czeka, żeby wylać się szerokim i niszczycielskim strumieniem. I tak było z myślami, buzującymi w mojej głowie". No i jakoś nie mam zaufania do ludzi, których pierwsze słowa na własny temat brzmią: "jestem zodiakalnym Skorpionem".
UsuńWięc to nie był styl dostosowany do możliwości potencjalnych czytelniczek, a zwykły sposób wyrażania się autorki. Musiałabym przez co najmniej dekadę czytać same złe książki, żeby wyartykułować coś przypominającego zacytowany fragment:).
UsuńPodzielam Twoją opinię na temat astrologii:).
Przytoczone przez Ciebie cytaty utwierdziły mnie tylko w słuszności słów:
OdpowiedzUsuń"A panie, które rzekomo są wykształcone i inteligentne, które chciałyby zaistnieć w świecie literatury, zachowują się jak gimnazjalistki. Czy wyobrażacie sobie, że jakiś prawdziwy pisarz na poziomie robiłby taki dramat z opinii blogerów? Poza tym - umówmy się - dla mnie ktoś kto wydaje w wydawnictwie, które wyda każdą książkę, jak tylko 'autor' zapłaci jeszcze wielkim pisarzem nie jest. Zwłaszcza, że jego 'sukces' to głównie opinie właśnie znajomych z bloga." - to tak odnosząc się do całej afery, która wynikła jakiś czas temu.
Sama chciałabym kiedyś przekonać się o co tyle szumu wokół tej autorki, ale jak potem znów mam znosić czyjś brak profesjonalizmu, od razu mi się odechciewa.
Mam nadzieję, że tym razem afery nie będzie i że jeśli autorka trafi na ten tekst, to podejmie rzeczową dyskusję, zamiast porównywać mnie do eunucha:).
UsuńŚwietna recenzja! Podałaś całe mnóstwo rzeczowych argumentów, przytoczyłaś liczne cytaty, podczas których nie wiedziałam czy się śmiać, czy może raczej płakać. Bardzo dobrze, że są osoby, które nie boją się otwarcie przedstawić swojego zdania i zmiażdżyć złej ksiązki, zamiast doszukiwac się w niej na siłę pozytywów. Po lekturze tych cytatów sama się przekonałam, że brak w tej powieści jakiejkolwiek logiki, poprawnej konstrukcji zdań i konsekwencji. Nie dziwię się, że sporo osób zraża się do polskich ksiązek, pomimo wielu interesujących pozycji w naszej rodzimej literaturze, skoro takie rzeczy są wydawane.
OdpowiedzUsuńNic dodać nic ująć. Zgadzam się z tym komentarzem Elen w 100%. Już po samych cytatach odechciało mi się tej książki czytać. Po inne lektury tej autorki może kiedyś sięgnę, ale na pewno nie po tą.
UsuńElen, blogerów, którzy nie słodzą jest sporo, choć czasami trudno do nich trafić. Nigdy nie doszukuję się plusów tam, gdzie ich nie ma:).
UsuńJedna zła powieść na pewno nie zrazi mnie do całej polskiej literatury:).
Uuuu, dziewczyno, szykuj się na krwawą vendettę ze strony wiernych wyznawczyń-czytelniczek i płodzących podobne cuda autorek pospołu, bo, zjednoczone bezlitosnym oburzeniem nad zszarganymi świętościami, ruszą na Cię tłumną krucjatą - co było mi dane zaobserwować onegdaj na Biblionetce, kiedy to zamach poczyniono bodajże na "Poczekajkę" pani Michalak i zwarte hufce w bój ruszyły zajadły. No, ale u Ciebie pierś ze spiżu, więc się anatemą i klątwami nie podłamiesz jak przywołana już przeze mnie biblionetkowa recenzentka nieroztropna, pod gradem ciosów usiłująca rakiem wycofać się z rozpętanej wojny.
OdpowiedzUsuńDawno już straciłam złudzenia, że z literaturą obcują jedynie byty myślące, estetycznie wysublimowane i poszukujące czegoś więcej niż nieskomplikowanej rozrywki na godziny. Apelowanie o jakość - i piśmiennictwa, i czytelnictwa, uważam od jakiegoś czasu za krzyk wariata, skutkujący li i jedynie zdarciem gardła czy zużyciem klawiatury. Popieram dążenia, ale efektów nie przewiduję żadnych. Życzę średniozmasowanego ataku, tak, aby konieczność odpierania kuriozalnych zarzutów nie przerodziła się w walkę z hydrą stugłową ;)
Wycofywać się z niczego nie zamierzam, proszę bardzo, niech święcie oburzeni spróbują podważyć moje argumenty. Jeśli poprzestaną na osobistych wycieczkach, to sami sobie wystawią niepochlebne świadectwo.
UsuńJa osobiście w życiu przeczytałem może ze 2 książki, ale tylko dlatego że miały dużo obrazków. Jednakże recenzję tą zawżdy przeczytać chciałem. I tom uczynił.
OdpowiedzUsuńZastanawia mnie, jak można marnować swój cenny "polonistyczny" czas, na czytanie tak daremnej książki, tylko po to by szukać w niej uhybień? Można go precież było poświęcić na jakieś książki wybitnych autorów, w których nie ma absolutnie żadnych schematów.
Ostatni akapit recenzji, dotyczący domniemanego "targetu" książki pozostawię bez komentarza, gdyż jestem dziecinny. Znam 30-latki, które czytają Bravo.
Polecam teraz przeżucić się ze słowa pisanego na telewizje. Jest równie wybitne dziełoo, warte równie dogłębnej i wnikliwej recenzji, jaką ma książa pani Agnieszki na tym blogu - Moda na sukces. Liczę na jakieđ równie uszczypliwe cytaty wymienite cyaty wyśmiewające fabułę i formę tego niewątpliwego dzieła. Dziękuję. Dorośnij.
Być może "Moda na sukces" jest równie wybitna jak "Zakręty losu". Nie wiem, nie oglądałam. Dziękuję za udział w tej dyskusji. Twoje rzeczowe argumenty wiele do niej wniosły.
UsuńNo wypraszam sobie "Moda na sukces" to zaiste wybitne dzieło ;)
UsuńA "przeżucić" się to jakieś skrzyżowanie rzucania z żuciem? :)
UsuńFaktycznie trafiłem na forum polonistów a nie na blog recenzencki. Dzięki za poprawki mojej wypowiedzi :) Jak będę wydawał książkę, tu już wiem kto powinien zająć się jej korektą :)
UsuńAni to nie jest blog recenzencki, ani forum polonistów. Większość z nas zasady ortograficzne poznawała w podstawówce.
UsuńCzy ta pani na pewno ukończyła studia polonistyczne? Jeśli tak, to lepiej, że wyżywa się w pisaniu niż uczeniu polskiego w szkole.
OdpowiedzUsuńDobrze jest się pośmiać z przytoczonych cytatów, ale niestety to przykre wiedzieć, że wydaje się obecnie "takie coś".
Obawiam się, że takich filologów i w szkołach nie brakuje.
UsuńHmmmmm. Od opublikowania posta na moim blogu i od szumu, który się wokół niego podniósł (dzisiaj na opak, czyli krytyka recenzentki) , postanowiłam nie wypowiadać się na temat recenzji. W szczególności tyczących moich książek. Uznałam, że nie ma to najmniejszego sensu, skoro można mówić jedynie w superlatywach. Ale tutaj chciałabym tylko zaznaczyć, że głównie chodzi mi o sposób wypowiedzi: http://www.facebook.com/permalink.php?story_fbid=155613824565634&id=100003510515029. Link ten sam co na początku podany przez autorkę bloga. Zresztą o to samo chodziło w moim poście. Nie o skarżenie się o to co, ale jak. Niech każdy czyta i ocenia, wystawia opinie, prowadzi bloga, jak mu się żywnie podoba, ale skoro zdecydował się na publiczne wystawianie ocen, komentarzy, to niech to czyni w sposób przyzwoity. Przepraszam, jeżeli kogoś urażę, ale wyrażenie "zjechać książkę" nie podobało mi się wtedy, nie podoba dzisiaj i nie będzie podobało nigdy. Tak samo jak niezrozumiałe dla mnie będzie czytanie wszystkich książek autorów, których się nie lubi. Jedna, dwie, w porządku, daje się sobie (i autorowi) szansę. Ale dalej? Po co? To ostanie nie odnosi się do Pani recenzji, jest ogólnym spostrzeżeniem i nawiązaniem do określenia jakiego użyłam o masochizmie czytania.
OdpowiedzUsuńNie bardzo rozumiem, dlaczego przykłada Pani tak dużą wagę do intencji recenzenta i do formy czy tonu recenzji. Kluczowa jest raczej jej zasadność. Krytyk nie musi być miły, taktowny, nie musi dbać o dobre samopoczucie autora. I uważam, że ma prawo zjechać, tak, właśnie zjechać źle napisaną książkę.
UsuńZresztą chyba nie da się oględnie wytknąć komuś grafomanii. Co, Pani zdaniem, powinnam napisać o stylu "Zakrętów losu"? Że autorka powinna jeszcze trochę nad nim popracować? A może w ogóle powinnam przemilczeć tę kwestię i zamiast tego rozpływać się nad kolorem papieru, na którym powieść wydrukowano? Prawdopodobnie Agnieszce Lingas-Łoniewskiej będzie przykro, ale publikując takie coś, sama się podłożyła.
Podobnie jak Pani nie rozumiem osób, które katują się kolejnymi książkami znienawidzonych przez siebie autorów.
Oczywiście krytyk nie musi być miły podobnie jak nauczyciel nie musi lubić uczniów, których uczy. Wszystko zależy od człowieka. Jednak to jak piszemy i jak się wyrażamy świadczy o kulturze osobistej. Zresztą, jak Pani słusznie zauważyła w recenzji, krytyce, czy jak to tam zwał, chodzi głównie o celność argumentów. A tego typu zwroty mają to do siebie, że sugerują (nawet jeżeli jest to nieprawdą), że recenzent chce po prostu przywalić autorowi i odwracają uwagę od argumentów. Z jakiś konkretnych powodów w mediach dba się zazwyczaj o kulturę wypowiedzi.
UsuńMoim zdaniem nic w zamieszczonym powyżej tekście nie wskazuje, że nie jestem osobą kulturalną. Widocznie Pani pojęcie kultury osobistej różni się od mojego.
UsuńMoże i jestem niemiła, ale brak jakiejkolwiek merytorycznej polemiki sugeruje, że mam rację:).
Ja nie o recenzji:) O recenzji się nie konsekwentnie nie wypowiadam. Po prostu przywołała Pani link do mojego fb, więc napisałam, co mnie w tym zwrocie tak poruszyło. Poza tym pytała Pani czemu przykładam wagę do formy czy tonu, odpowiedziałam:) Ale tak zupełnie z innej beczki, to chętnie przeczytam Pani recenzje którejś z moich książek. I bardzo liczę na szczerą opinię, nawet jeżeli nie będzie najlepsza. Tylko jeżeli mogę mieć osobistą prośbę: proszę ją skrytykować, wyłowić błędy (jeżeli będzie miała Pani coś miłego do powiedzenia, oczywiście też nie będę się wzbraniać:)), ale proszę jej nie zjeżdżać. Zjeżdżanie nieodmiennie kojarzy mi się z nartami i stokiem i zimą, za którą jak na razie nie tęsknię.
UsuńZa darmo????
UsuńNasunęło mi się to samo pytanie:))). Wydaje mi się, że wskazywaniem i poprawianiem błędów zajmują się OPŁACENI redaktorzy i korektorzy PRZED opublikowaniem książki. Zdaję sobie sprawę, że wydawcy starają się na tym oszczędzać, jak tylko mogą, ale może firma Prószyński i S-ka nie zagalopowała się jeszcze tak daleko jak Novae Res.
UsuńRedakcja i korekta to często bardzo niewdzięczne zajęcie. Wyobrażam sobie, że wykonuję jeden z tych zawodów i dostaję do przejrzenia takie "Zakręty losu". Szybko dochodzę do wniosku, że właściwie całość należy przepisać od nowa albo wyrzucić do kosza. Jaka płaca, taka praca, więc poprawiam tylko co bardziej rażące błędy i sięgam po następne "arcydzieło".
Nie wiem, czy się jeszcze kiedyś zdecyduję na tak szczegółowe opisanie na blogu błędów znalezionych w jakiejś książce. "Zakrętom losu" musiałam poświęcić sporo czasu, a i tak niektóre wpadki pominęłam. Rozśmieszył mnie np. fakt, że część pierwsza nosi podtytuł "Trzynaście lat wcześniej", a część druga - "Trzynaście lat później". Przecież w tym przypadku sens ma tylko ten drugi dopisek.
Oczywiście, że zajmują się tym ludzie kompetentni, ja nie mówiłam o korekcie, bo tą mam bardzo dobra i kompetentną. Usiłowałam tylko być w miarę kulturalna i podejść do Autorki normalnie, ale się nie da. Przykre to, ale w sumie czegóż innego można się było spodziewać...
UsuńUważasz, że wciskanie komuś bubla do czytania jest normalne i kulturalne??? Hahaha
UsuńA może Anonimowy poćwiczy czytanie ze zrozumieniem? Dobrze mu to zrobi.
UsuńA co do zrecenzowania moich książek, polecam Okno z widokiem, taka szczegółowa bardzo mu się przyda:)
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że Pani książki są lepiej napisane albo poddawane staranniejszej korekcie i redakcji.
UsuńOoo, jak widzę, zemsta jest słodka, szyki zwarte, prawda? ;-)))
OdpowiedzUsuńBarbara L.
Nie należę do osób, które nadstawiają drugi policzek.
UsuńJedna z moich czytelniczek podesłała mi link do tego bloga, z adnotacją "Agi, sorki, ale powinnaś to zobaczyć". No cóż, nie wiem czy do końca jestem o tym przekonana, bo chyba siły negatywnej oceny nie poznał nikt, kto sam nie był po drugiej stronie. Ale taka jest kolej rzeczy, coś tworząc na tak zwany "użytek publiczny", a i książka do tej grupy należy, liczyć się należy z różnorakim odbiorem. Ostatnio przeczytałam inną recenzję mojej innej książki. Był to kryminał "Szósty", tekst recenzencki opublikowany został na portalu Zbrodnicze siostrzyczki. Z tamtej opinii dowiedziałam się wielu cennych rzeczy, nad którymi powinnam popracować, były także plusy mojej opowieści i właściwie cała recenzja była utrzymana w nader pozytywnym tonie. Takie opinie krzepią i mogą być wskazówką dla autora. Czy Pani recenzja jest dla mnie wskazówką? Nie wiem, cały czas się zastanawiam, czego mogłabym się z niej nauczyć, bądź co może być wskazówką na przyszłość. Na pewno to, aby nie czytać pozycji z musu, albo w celu nie do końca dla mnie zrozumiałym. Nie wiem czym się Pani sugeruje podczas doboru lektury, ale ja przykładowo nie sięgam po fantasy, bo ten gatunek wybitnie mi nie podchodzi (używam kolokwializmów, co pewnie zrani tutaj niektóre polonistyczne dusze). Może gdybyśmy kierowali się własnym gustem, chęciami i zainteresowaniami, a nie tym, że "ktoś, coś gdzieś napisał i rozpętał to i owo", nie musielibyśmy się męczyć przy lekturze, a potem przy przepisywaniu cytatów. No chyba że to lubimy, albo czytamy książkę po to tylko, aby odnaleźć w niej same niedociągnięcia.
OdpowiedzUsuńCóż, życzę więcej pozytywnych lektur w odbiorze, pozdrawiam serdecznie i Panią i wszytskich tu komentujących.
"Czy Pani recenzja jest dla mnie wskazówką? Nie wiem, cały czas się zastanawiam, czego mogłabym się z niej nauczyć, bądź co może być wskazówką na przyszłość"
UsuńChwileczkę, ale od kiedy to recenzja ma zawierać wskazówki dla pisarza? Sądziłam, że recenzja zawiera wskazówki dla czytelników, natomiast dla pisarzy są rozmaite warsztaty kreatywnego pisania.
Ta recenzja jest właśnie idealna jako źródło wskazówek dla autora. Najprościej spojrzeć na przytoczone w niej cytaty i zrobić szybkie wyszukiwanie w tworzonym właśnie tekście, sprawdzając czy nie ma tam podobnych zwrotów. Po czym jak najszybciej poprawić. Albo znaleźć lepszą korektę, zależy co łatwiejsze/szybsze/tańsze. To na szybcika, natomiast kolejnym krokiem mogłoby być przemyślenie tematów, które autorka bloga zaznaczyła pogrubioną czcionką.
UsuńAle, ale ... najpierw trzeba by się zastanowić czy to ma sens. Jeśli jest spora grupa czytelników i czytelniczek, którym nie przeszkadza koślawy styl, schematyczna i nielogiczna fabuła itp. (argumenty przytaczam za autorką bloga, książki nie czytałem, choć trzeba przyznać, że niektóre cytaty są dosyć wymowne), a cieszą się, kiedy dostaną "drobiazgowe, dosadne i liczne" sceny łóżkowe plus egzaltowane dialogi itd. (znowu przytaczam za autorką bloga), to próba poprawy/zmiany któregoś z tych elementów może doprowadzić do utraty części fanów, a wcale nie musi skutkować pozyskaniem nowych. Z biznesowego punktu widzenia, obecna grupa docelowa pani książek, może być o wiele bardziej pożądana, niż bliżej nieokreślony finansowo krąg miłośników zgrabnego stylu, wyrazistych bohaterów oraz nietuzinkowej fabuły.
Pani Agnieszko, nie piszę "recenzji" ku pokrzepieniu serc autorów ani ku ich nauce, ale wydaje mi się, że z tego mojego wpisu wyziera jedna wielka wskazówka, której naprawdę trudno nie zauważyć: "proszę już nie pisać". Nie oczekuję, oczywiście, że się Pani do niej zastosuje, zwłaszcza że podobno są osoby, które bardzo cenią Pani twórczość.
UsuńTrochę się dziwię, szczerze mówiąc, że w ogóle nie próbuje Pani polemizować z moim tekstem, nie odnosi się Pani do argumentów, których użyłam, żeby uzasadnić swoją opinię o "Zakrętach losu". Naprawdę nie ma Pani nic na swoją obronę?
Bo przecież obroną nie można nazwać Pani sugestii, jakoby powieść mi się podobała, bo nie lubię dramatów sensacyjnych czy historii nastoletnich miłości. Może lubię, może nie - to nie zmienia faktu, że Pani nie potrafi poprawnie posługiwać się językiem polskim. I dobrze Pani wie, o ile przeczytała Pani mój tekst, że nie o kolokwializmy tutaj chodzi.
koczowniczko, otóż to.
UsuńAnonimowy1, moje rozważania dotyczyły wyłącznie literackiego aspektu twórczości Lingas-Łoniewskiej, finansowy mnie nie interesuje. W każdym razie ten biznes musi się opłacić, bo autorka ma już na swoim koncie sporo powieści.
Mnie to naprawdę nie przeszkadza, praca jak każda inna, żyjemy jednak w czasach, w których nawet "konserwatorów powierzchni płaskich" rozlicza się z efektów, więc uważam, że trzeba szczególnie uważać, co się podpisuje swoim nazwiskiem.
"Ostatnio przeczytałam inną recenzję mojej innej książki. Był to kryminał "Szósty", tekst recenzencki opublikowany został na portalu Zbrodnicze siostrzyczki. Z tamtej opinii dowiedziałam się wielu cennych rzeczy, nad którymi powinnam popracować, były także plusy mojej opowieści i właściwie cała recenzja była utrzymana w nader pozytywnym tonie. Takie opinie krzepią i mogą być wskazówką dla autora."
UsuńOpinie negatywne, które nie krzepią, nie mogą być wskazówką dla autora? Właśnie chyba w tekstach, które nie krzepią, ale konkretnie i rzeczowo wskazują niedociągnięcia wskazówek dla autora dzieła jest najwięcej. (?)
Ależ Pani Agnieszko, z tej recenzji również można wiele wywnioskować. I myślę, że na tych krytycznych (czy jak to Pani nazywa: jadowitych) recenzjach też się Pani w jakiś sposób opiera. Delikatnie mówiąc, nie jestem fanem "Bez przebaczenia" i "Zakrętów losu", ale zaskoczył mnie za to pozytywnie "Zakład o miłość". Zastanawiałem się, na ile wzięła Pani sobie do serca krytykę, przynajmniej tą dotyczącą nagromadzenia scen erotycznych. Bo wiecie co - i tu zwracam się do wszystkich anty-fanów "Zakrętów losu" - "Zakład o miłość" to całkiem zgrabny romansik. Nie jest to może wielka literatura, ale literatura całkiem przyzwoita. Pozdrawiam-Michał.
UsuńNie zamierzam oceniać tutaj twórczości pani Lingas - Łoniewskiej ani pani Kordel, pragnę jedynie wyrazić moją opinię na temat tego, w jaki sposób Pani ocenia książki... Osobiście uważam, że kultura osobista jest niezbędna, jeśli czytelnik podejmuje się recenzowania, tak jak konieczne jest odpowiednie wyrażanie się, a Pani wyraźnie tego brakuje. Każdy jest człowiekiem i każdego należy szanować, pisarzy także za to, że są na tyle wytrwali, by usiąść i napisać 200 stron książki. Owszem, o gustach się nie dyskutuje, nie każdemu podoba się to samo - w takim razie po co zadręczać się twórczością autora, który Pani wcale nie przekonuje? Z lektury powinna płynąć przyjemność, nie ma być to przykry obowiązek. Skąd w ludziach tyle jadu, dlaczego poświęcają swój wolny czas na coś, co jedynie kaleczy ich zdanie o literaturze? Serdecznie pozdrawiam, z życzeniami większej ilości mile spędzonego czasu.
OdpowiedzUsuń" (...) po co zadręczać się twórczością autora, który Pani wcale nie przekonuje?"
UsuńJeśli nie doczytałeś: Autorka recenzji wyraźnie uzasadniła, dlaczego poświęciła swój czas na owo zadręczanie się. Patrz akapit pierwszy, drugi i trzeci.
Oleńko, właśnie.
UsuńAnonimowy, pominął Pan, zdaje się, te fragmenty mojego wpisu, w którym wyjaśniłam, dlaczego sięgnęłam po tę powieść. Nie zamierzam się powtarzać.
Czy, Pana zdaniem, kulturalnemu człowiekowi nie wypada wypowiadać się krytycznie o niczym i o nikim? Czy mam szanować kogoś tylko dlatego, że "usiadł i napisał 200 stron książki"? Też mi osiągnięcie. I jeszcze raz podkreślę: to nie jest kwestia mojego gustu, "Zakręty losu" to po prostu bardzo kiepska książka.
Dziękuję za życzenia.
A mnie się wydaje, że recenzja jest napisana bez jadu, a za to solidnie. Przeczytałam ją z zaciekawieniem. Chciałabym się odnieść do wątku o 'zjechaniu książki" - być może wyrażenie samo w sobie nie jest zbyt ładne, ale ja odbieram je jednak z przymrużeniem oka, i tak też rozumiem cytat, który wywołał taką burzę. Wszyscy na blogach częściej książki chwalimy, niż krytykujemy, zapewne przede wszystkim dlatego, że każdy wybiera książki, które mają szanse mu się spodobać - ja w każdym razie nie znam masochistów, którzy by z rozmysłem wybierali książki kiepskie. A skoro wciąż chwalimy, to od czasu do czasu nawet w ramach żartu można stwierdzić, że czas jakąś książkę "zjechać" - nie doszukiwałabym się w tym złośliwości.
OdpowiedzUsuńElenoir - chętnie przeczytam Twoją recenzję "Uroczyska" lub innej książki pani Kordel, z ciekawości, bo mnie akurat ten cykl się dość podobał:)
Mojej wypowiedzi u maiooffki rzeczywiście nie powinno traktować się tak poważnie. Zwłaszcza że wystarczy zajrzeć na mój blog, żeby się przekonać, że najniższe oceny wystawiam bardzo rzadko.
UsuńSkoro się już zobowiązałam, to na pewno jakąś książkę Magdaleny Kordel przeczytam, ale nie w najbliższym czasie:)
podziwiam - świetnie i solidnie napisane, bez zbędnego jadu i złośliwości :) Mimo, że nie raz apelowałem o szczerość recenzji i nieodpuszczanie grafomanii, to nie miałem tyle samozaparcia co Ty - w 'Bez przebaczenia' zdolałem przeczytać tylko pierwszą stronę ;)
OdpowiedzUsuńOdrzuca, prawda? Sęk w tym, że nie każdego. To i jeszcze kilka innych zjawisk, np. istnienie osób kolekcjonujących chipsy o dziwnych kształtach, dowodzi, że koniec naszej cywilizacji jest bliski.
UsuńA ja mam do Ciebie jedno pytanie, Szanowna Autorko niniejszego bloga. Jakie Ty masz wykształcenie? Jesteś polonistką, dziennikarką, językoznawcą? A może pobierałaś nauki u prof. Miodka lub Bralczyka? I jakie doświadczenie masz w redagowaniu tekstów w języku polskim? Oj, niechcący zadałam aż trzy pytania. Myślę, że nie złapiesz zadyszki, odpowiadając mi na nie. Z góry serdecznie dziękuję.
OdpowiedzUsuńJola
Nie, nie jestem polonistką, dziennikarką, językoznawczynią ani redaktorką. Z profesorami Miodkiem i Bralczykiem nie zetknęłam się nigdy osobiście, natomiast przed laty oglądałam "Ojczyznę polszczyznę" tego pierwszego, a teraz śledzę "wgady" tego drugiego, czytałam również po jednej książce każdego z nich.
UsuńDomyślam się, że Twoim zdaniem nie jestem osobą kompetentną, żeby oceniać czyjąś twórczość, natomiast ja uważam, że książki ma prawo oceniać każdy czytelnik, choć można z jego opinią polemizować. Jeżeli z jakiegoś powodu sądzisz, że nie miałam racji, oceniając tę powieść tak nisko, to przedstaw, proszę, kontrargumenty zamiast robić osobiste wycieczki.
Moja poprzednia wypowiedź była na wskroś ironiczna i dziwię się, że tej ironii z niej nie wyczytałaś. Swoją odpowiedzią jedynie utwierdziłaś mnie w przekonaniu, że nie warto wierzyć Twoim opiniom. Poza tym jeśli ktoś używa wyrażenia: "lubię zjechać książkę", to jest dość prymitywny, a osoby prymitywne raczej nie znają się na literaturze i tym podobnych zjawiskach kulturalnych.
UsuńJola
Gratuluję przenikliwości.
UsuńO to nie tylko mnie to razi? Cieszę się, bo już myślałam, żem zupełnie odosobniona:)
UsuńJestem dziennikarką , a z wykształcenia polonistką. Wrażenie "zjechać książkę" mnie nie razi. Dziękuję za uwagę.
UsuńBrawo Elenoir! Twoja recenzja daje nadzieję, że w śmietniku "ochów i achów" na blogach recenzenckich, można jeszcze trafić na prawdziwe perełki.
OdpowiedzUsuńWidzę po Twoich odpowiedziach, że nie przejmujesz się "krytyką" pokrzywdzonych autorek i tak trzymaj!
Do recenzowania ma prawo każdy czytelnik. Nie ważne jakie posiada wykształcenie czy zawód. Jeżeli recenzja jest miażdżąca - tym gorzej dla autora, a nie recenzenta!
Krytyką popartą dobrymi argumentami przejęłabym się na pewno, ale takie tu nie padły.
UsuńMoim zdaniem miażdżące recenzje ze strony niektórych blogerów autorzy powinni potraktować jako komplement;).
Elenoir, w Wielkiej Brytanii od tego roku przyznaje się nagrody za najlepszą złą recenzję napisaną przez profesjonalnego krytyka (wręcza ją założycielka strony http://www.theomnivore.co.uk, skupiającej różne recenzje). Gdyby coś takiego przyznawano w Polsce i mogliby startować nie tylko profesjonalni krytycy, miałabyś duże szanse na odznaczenie :) Świetny tekst, bardzo konstruktywna i rzeczowa krytyka i udało ci się uniknąć pułapki wycieczek ad personam w stosunku do autorki. A przy tym jak doskonale się to czyta!
OdpowiedzUsuńDzięki za komplement:). Ja oceniam swoje wpisy znacznie surowiej.
UsuńCiekawy pomysł z tymi nagrodami, ale wydaje mi się, że trudno taki konkurs przeprowadzić - jury musiałoby przeczytać nie tylko zgłoszone doń recenzje, ale i oceniane w tych tekstach książki - żeby ocenić literacką wartość recenzji oraz ich adekwatność. Przynajmniej tak mi się wydaje.
@Elenoir - podziwiam samozaparcie i ogólny spokój w tej całej dyskusji.
OdpowiedzUsuńTwórczości pani A-L-Ł nie znam, i raczej bym nie poznała,ale warto było poczytać komentarze pod rzetelną recenzją :)
Mnie też ten spokój ucieszył i niniejszym dziękuję za jego zachowanie uczestnikom dyskusji:).
UsuńNIE ZGADZAM SIĘ Z RECENZJĄ ELENOIR
OdpowiedzUsuńMoje kontrargumenty:
Nieoryginalna fabuła - w mojej opinii fabuła ,,Zakrętów losu" jest dość interesująca. Uczucie łączące Kaśkę i Krzyśka pokazane jest w czasie ich lat młodzieńczych jak i po wielu latach rozłąki. Poznajemy ich bliskich i relacje jakie ich z nimi łączyły. Wątek narkotyków i związanej z nimi tragedii, jaka spotkała Małgosię przedstawiony jest w niezwykle wzruszający sposób. Ciekawym pomysłem było ukazanie dalszych zdarzeń po trzynastu latach.
Logika zdarzeń:
Sylwia była przyjaciółką Kaśki i Krzyśka. To nie prawda, że główna bohaterka i Sylwia znały się tylko kilka miesięcy. Po powrocie Kaśki (po 13 latach) nadal utrzymują ze sobą kontakt, często się spotykają i dzwonią do siebie, a to wskazuje na to, że prawdopodobnie utrzymywały jakiś kontakt przez wcześniejsze lata.
Gośka i Lukas poznali się dopiero na dyskotece, gdyż starszy Borowski szybko wyprowadził się z domu i raczej nie odwiedzał bliskich. Należy zauważyć, że bohaterów łączyła spora różnica wieku, zatem w momencie wyprowadzki Lukasa Gosia była jeszcze dzieckiem. Jest zatem całkiem logiczne to, że poznali się w innych okolicznościach.
Kaśka podaje Krzyśkowi numer swojego telefonu komórkowego a nie stacjonarnego. Szkoda, że autorka recenzji nie zapoznała się dokładniej z treścią książki.
Co do Lukasa to, żeby poznać dokładniej jakie motywy nim kierowały, trzeba przeczytać trzecią część trylogii pt. ,,Spowiedź Lukasa", wtedy wszystko stanie się jasne. Co prawda recenzja dotyczy pierwszej części, ale wiadomo było, że autorka będzie kontynuować powieść w kolejnych tomach, zatem absurdalne jest krytykowanie konsekwencji w budowaniu postaci.
Kaśka wyjeżdża do Warszawy i nie wyjaśnia niczego Krzyśkowi, ponieważ czuła się winna śmierci Małgosi, bała się, że ukochany ją potępi i odsunie się od niej, dlatego woli wyjechać niczego nie wyjaśniając. Nie mogłaby żyć ze świadomością, że on nią gardzi.
Przez te wszystkie lata ona nie kontaktuje się z nim, bo jest pewna, że on ułożył już swoje życie z kimś innym.
Nie zgadzam się z tym, że po trzynastu latach bohaterowie mentalnie zachowują się tak, jak za czasów liceum. To, że czują do siebie pożądanie jest chyba normalne w przypadku dwojga zakochanych ludzi, którzy po trzynastu latach wracają do siebie. Krzysiek chciał chronić Kaśkę i wycofał się z dalszego prowadzenia sprawy sądowej. Bardzo wymowna jest jego reakcja po tym jak gangsterzy brutalnie na nią napadają. Omal nie zabija wtedy własnego brata.
Co do logiki zdarzeń to uważam, że nie można twierdzić, że jest jej brak. Autorka miała wszystko dokładnie przemyślane, napisała przecież jeszcze dwa tomy kontynuujące historię braci Borowskich.
Rzecz gustu. Mnie się w tej książce nie podobało absolutnie nic. "Zakręty losu" czytałam ponad dwa lata temu, więc siłą rzeczy nie mogę się odnieść do wszystkich Twoich argumentów, zwłaszcza że podpierasz się lekturą kolejnych tomów, na którą ja na pewno nigdy się nie zdecyduję.
UsuńW każdym razie jeśli chodzi o telefony - o ile dobrze pamiętam z kontekstu wynikało, że chodzi o aparaty stacjonarne, a poza tym akcja części pierwszej toczy się najpóźniej w 1997 roku, kiedy mało kto miał komórkę, a jeśli już, to raczej biznesmeni, a nie licealiści.
W każdym razie autorka, która ma problemy z zachowaniem sensu i logiki w dwóch sąsiadujących ze sobą zdaniach (podałam przecież przykłady), będzie też miała problemy z konstrukcją fabuły, choćby nie wiem, ile tomów sobie "przemyślała".
Wracając do sprawy tych telefonów, to akcja na pewno nie toczy się w 1997 roku. W powieści jest mowa o telefonach komórkowych, telewizorze plazmowym, który matka Gośki kupuje Kaśce do nowego pokoju. Bohaterowie korzystają z laptopów, i Poda, można więc przypuszczać, że akcja toczy się w czasach współczesnych. Zresztą nie jest to w powieści wyraźnie zaznaczone. Moje argumenty w większości opierają się na tomie I, jedynie w odniesieniu do Twojej oceny postaci Lukasa, wskazałam, że trzeci tom wyjaśnia motywy postępowania tego bohatera.
UsuńNadal uważam, że Twoje zarzuty co do braku logiki fabuły są zupełnie nieuzasadnione.
Śmieszne. Powieść została wydana (zgodnie z informacją na stronie autorki) w 2010 roku, a zatem akcja części drugiej książki toczy się - można przyjąć - najpóźniej w 2010 roku. Nigdzie nie ma wzmianki, że to wszystko dzieje się w bliżej nieokreślonej przyszłości, np. w 2023 roku.
UsuńWydarzenia opisane w części pierwszej miały miejsce 13 lat wcześniej, czyli najpóźniej w 1997 roku. Telefony komórkowe pojawiły się na pewno w drugiej części, czy były w pierwszej - nie wydaje mi się. Jeśli w pierwszej pojawił się iPod, to byłoby to o tyle dziwne, że to urządzenie zaczęło być sprzedawane dopiero w 2001 roku. A plazmy w latach dziewięćdziesiątych to kupowali może polscy milionerzy i to raczej nie do pokojów swoich dzieci, a macocha Kaśki chyba aż taka bogata nie była.
Cytaty z cz.I (13 lat wcześniej)
UsuńKrzysiek mówi do Kaśki:
,,- Poczekaj, daj mi swój numer telefonu, masz przy sobie komórkę? - Spytał jednocześnie wyciągając swój telefon z kieszeni." - str.33 z tym, że mam wydanie elektroniczne i nie wiem czy pokrywa się z książkowym
Wygląd pokoju Kasi po przeprowadzce do Filipiaków:
,,(...) Na ścianie powieszony był telewizor plazmowy, a w rogu na podłodze, wysokiej klasy odtwarzacz CD." - u mnie str 6
Posiadanie iPoda przez główną bohaterkę:
,,Krzyknęła (...), że idzie pobiegać, założyła na uszy słuchawki od iPoda (...)'' - str. 7
Według mnie moje argumenty w zupełności obalają Twoje zarzuty odnośnie braku logiki w powieści.
Ano właśnie. Tego rodzaju wydawnictwa są znane z tego, że czasami książka przechodzi tam kolejną redakcję i korektę już po wydaniu.
UsuńW każdym razie akcja pierwszej części "Zakrętów losu" w wersji książkowej, którą ja dysponowałam, toczy się w latach dziewiećdziesiątych, i to nie jest mój wymysł, bo jak się pogrzebie w internecie, to można trafić np. na notę wydawcy z 2010 roku, która potwierdza to, co ja napisałam. Ten sam tekst można też znaleźć w innych miejscach w sieci.
Więc ten iPod i plazma to anachronizmy. Co do telefonów - nie mam pod ręką książki, więc nie sprawdzę.
A może, może ... po prostu nowe wydanie uwzględnia moje uwagi z powyższego wpisu i głosy innych zdegustowanych czytelników? ;) Jeśli tak, to nasza dyskusja jest bezprzedmiotowa, bo mówimy o dwóch rożnych wersjach. Zauważ jedną ważną rzecz: kiedy opublikowałam powyższy wpis wiele osób się ze mną nie zgadzało, ale nikt, nawet sama autorka, nie zarzucił mi błędów rzeczowych.
Ha! Byłam dziś w bibliotece i na półce zauważyłam to wydanie "Zakrętów losu", które swego czasu czytałam. I co się okazuje? Że prawdopodobnie są co najmniej dwie wersje tej powieści.
UsuńPrzejrzałam kilka pierwszych stron, bo pamiętałam, że przytaczałaś cytat z iPodem - w tym wydaniu Kaśka biega z wysłużonym walkmanem, a w jej nowym pokoju na pewno nie wisi plazma. Być może autorka poprawiła też inne elementy swojej książki i ona już tak nie straszą, jak w tej wcześniejszej wersji. Ja czytałam i oceniałam tę wcześniejszą.
NIE ZGADZAM SIĘ -cd
OdpowiedzUsuńJęzyk powieści może i nie jest doskonały, ale przecież sięgając po powieść Agnieszki Lingas-Łoniewskiej czytelnik ma świadomość, że nie jest to epos z wyszukaną poetyką. Opisy erotyczne - jest ich sporo, ale na pewno nie są wulgarne, dobrze oddają pożądanie łączące głównych bohaterów.
Zupełnie nie zgadzam się z tym, że postaci są czarno-białe. Przecież przedstawiono ich przemyślenia i odczucia, a także zmiany w ich zachowaniu. Krzysiek po tym, jak został porzucony przez Katke, najpierw stacza się na dno, z którego wydostaje go brat. Potem, kiedy jest już znanym adwokatem, staję się człowiekiem pozbawionym wszelkich uczuć, bardzo surowym i wymagającym w stosunku do swoich pracowników. Zmienia to dopiero powrót Kasi. Zatem bohater pozytywny ma także wady. Niejednoznaczność postaci najbardziej ukazuje tom trzeci, który poświęcony jest Lukasowi z jednej strony gangsterowi, a z drugiej wspaniałemu synowi, bratu i mężowi.
Uważam, że przedstawiłam wiele argumentów przemawiających za tym, że warto sięgnąć po powieść ,,Zakręty losu", bo obfituje ona w wiele bardzo ciekawych zdarzeń, których kontynuację można znaleźć w dalszych częściach trylogii. Na pewno nie jest to banalna historia jaką można znaleźć w większości powieści obyczajowych. Pomysł autorki na stworzenie historii dwóch braci uważam za jak najbardziej trafiony. Największym atutem książki jest to, że wzbudza wiele emocji, od śmiechu po łzy. I choć nie jestem zagorzałą fanką tego typu literatury to cała trylogia bardzo przypadła mi do gustu, zwłaszcza trzecia część poświęcona starszemu Borowskiemu - Lukasowi. Dlatego zachęcam do jej przeczytania nie tylko małolaty gustujące w ,,Bravo Girl" ale wszystkich którzy lubią ciekawe historie z wątkiem miłosnym i sensacyjnym.
Język powieści jest FATALNY, ale też nigdzie nie zarzucałam autorce wulgarności. Szkoda, że nie "zapoznałaś się dokładniej z treścią" mojego wpisu.
Usuń"Przemyślenia" i odczucia bohaterów są wyjątkowo monotematyczne. "Czarno-białość" postaci definiujemy chyba w odmienny sposób. Powtarzam - nie znam tomu trzeciego. Napisano miliony książek o dwóch braciach - co jest oryginalnego w tym pomyśle?
Wiem, że ta pisarka ma swoich fanów, ale ja będę jej "twórczość" omijać szerokim łukiem. Nie dam drugiej szansy komuś, kto nawet nie potrafi poprawnie pisać po polsku.
Zgadzam się z tym, że nigdzie w swojej recenzji nie zarzuciłaś autorce wulgarności, faktycznie mogłam wnikliwiej przeczytać Twoją ocenę.
UsuńByć może i są miliony książek opowiadające o historii dwóch braci. Ale czy te historie przedstawione są równie emocjonalnie jak w powieści Pani Łoniewskiej? Gdybyś mogła, to proszę przytocz mi jakieś inne tytuły, być może są utwory na których wzorowała się autorka. Z chęcią zajrzałabym do takich pozycji.
Nie jestem fanką twórczości Agnieszki Lingas-Łoniewkiej, przeczytałam trylogię ,,Zakręty losu" i uważam, że nie zasługuje ona na tak miażdżącą krytykę. Oczywiście wybór należy do czytelnika. W mojej ocenie są powieści znacznie gorsze, ale jak mówi łacińska sentencja ,,de gustibus non est disputandum" .
Czy ja napisałam, że się na kimś wzorowała? Może i tak, nie wiem, nie znam źródeł jej inspiracji. Moim zdaniem fabuła nie jest interesująca, niczym szczególnym się nie wyróżnia i tyle. Jeśli interesują Cię dobre powieści o dwóch braciach, to polecam np. "Na wschód od Edenu".
UsuńCzy naprawdę uważasz, że komplementem dla autorki może być stwierdzenie, że inni popełnili gorsze książki?
A ta sentencja nie ma nic wspólnego z rzeczywistością, zresztą jak wiele innych przysłów.