Impresje

czwartek, 4 lutego 2010

OSTATECZNE WYJŚCIE

Tytuł: Ostateczne wyjście
Autor: Natsuo Kirino
Pierwsze wydanie: 1997

Wydawnictwo Sonia Draga Sp. z o.o.
Tłumaczenie: (z ang.) Marek Fedyszak
ISBN: 83-89779-3-4
Stron: 584

Ocena: 3+/5

Mam ostatnio szczęście do makabry - najpierw "American psycho", potem "Ostateczne wyjście", a wczoraj jeszcze "Rewers" - wiedziałam mniej więcej o czym jest film, ale nie przypuszczałam, że bohaterki pozbędą się ciała tak, jak Dorian Gray (przy pomocy byłego kolegi) pozbył się zwłok Bazylego Howarda...

No ale do rzeczy. Miejscem akcji "Ostatecznego wyjścia" jest Tokio, a główne bohaterki to cztery pracownice nocnej zmiany w fabryce gotowych zestawów obiadowych.
Masako Katori zbliża się do pięćdziesiątki, ma męża, któremu jest obojętna i nastoletniego syna, który do nikogo się nie odzywa. Rodzina spotyka się tylko przy kolacji. Masako jest rzeczowa, trzyma wszystkich na dystans i budzi respekt wśród koleżanek i kolegów, ale nie w domu.
Yoshie Azuma jest o ok. 10 lat starsza i też nie miała łatwego życia - mieszka w jakiejś ruderze razem z nastoletnią córką i obłożnie chorą teściową. Jej mąż zmarł kilka lat wcześniej, a starsza córka uciekła z domu i nie odzywa się od lat. W pracy nazywana jest Kapitanem - to jedna z najlepszych pracownic z fabryce.
Kuniko Yonouchi ma 29 lat i skłonność do wydawania więcej niż ma. Tonie w długach zaciąganych w bankach i podejrzanych firmach pożyczkowych. Stara się zamaskować brak urody podróbkami ubrań od znanych projektantów. Jest lekkomyślna, niepoważna, niepraktyczna i myśli tylko o sobie. Mieszka z mężczyzną, na którym nie za bardzo jej zależy.
Yayoi Yamamato jest z nich wszystkich najładniejsza. Ma męża, który nią gardzi z którym wciąż się kłóci i dwoje małych dzieci. Mąż wszystkie oszczędności wydaje na kochankę, hazard i alkohol. Pewnego wieczoru Yayoi nie wytrzymuje i dusi go paskiem od spodni. Gdyby był trzeźwy pewnie nie zdołałaby tego zrobić.

Yayoi nie czuła się specjalnie winna i nie chciała spędzić reszty życia w więzieniu, więc zwróciła się po pomoc do Masako, jedynej osoby w jej otoczeniu, która wzbudzała zaufanie. Masako i Yoshie poćwiartowały ciało i zapakowały je do kilkudziesięciu worków na śmieci. Yayoi obiecała im za to zapłacić. Robiły to w łazience w domu Masako i nakryła je na tym Kuniko. Chcąc nie chcąc musiały dopuścić ją do sekretu (i do pieniędzy). Każda z nich podrzuciła część worków do śmietników w różnych częściach miasta. Kuniko jeszcze raz okazała się idiotką i zostawiła je w koszach w parku, gdzie szybko je znaleziono.

Toczyło się oczywiście śledztwo, a głównym podejrzanym był właściciel kasyna, w którym grał Yamamoto, skazany już kiedyś za morderstwo. Jeden z policjantów podejrzewał Yayoi, ale nie miał dowodów. Wkrótce postępowanie utknęło w martwym punkcie, ale Masako zorientowała się, że ktoś się dowiedział, co się naprawdę stało i że każda z nich jest zagrożona.
*** *** ***

Trochę kryminał, trochę thriller, ale przede wszystkim jest to powieść o samotności. Żadna z tych kobiet nie była kochana, żadna nie miała nikogo bliskiego. Przed morderstwem Yamamoto były tylko koleżankami z pracy - zbrodnia na chwilę je do siebie zbliżyła, a zaraz potem rozdzieliła.

W bohaterkach powieści tkwiło wiele żalu, złości, nienawiści. Morderstwo jakie popełniła Yayoi stopniowo wydobywało to wszystko na wierzch. To były cztery przeciętne kobiety Szczęśliwy i spełniony człowiek przecież nie poćwiartuje niczyich zwłok w swojej łazience, nawet dla pieniędzy.

Spodziewałam się, że powieść okaże się bardziej egzotyczna, przynajmniej dla mnie. Czytam przeważnie książki autorów europejskich i amerykańskich. Tymczasem wydarzenia opisane w "Ostatecznym wyjściu" mogłyby mieć miejsce praktycznie wszędzie - najwyżej bohaterowie nie jedliby pałeczkami. Istotne różnice tkwią w sferze obyczajowej.
Pierwsza to wścibstwo sąsiadów. Nie twierdzę, że u nas to zjawisko nie występuje, ale na pewno trochę inaczej się objawia. Jeden z bohaterów mieszkał chwilowo w bloku. Rzekomo był poręczycielem kredytu udzielonego przez podejrzaną firmę pożyczkową. Kredytobiorczyni prawdopodobnie zniknęła z miasta, więc firma nasłała na niego jakichś podejrzanych typów, którzy mieli go nastraszyć. Bohater rozmawiał z nimi na klatce, a sąsiedzi bez żadnego skrępowania wyszli ze swoich mieszkań i obserwowali cała sytuację. U nas najwyżej próbowaliby podsłuchiwać przez drzwi...

Druga to japoński model zarządzania zasobami ludzkimi - tu pokazany w praktyce. Firma chce wiedzieć o pracowniku wszystko i nikogo to nie dziwi. Ktoś, kto podejrzewał Masako, podpytywał o nią właśnie sąsiadów tłumacząc, że jest z firmy, w której pracowała i sprawdza, jaką cieszy się opinią w życiu prywatnym, co miało mieć wpływ na jej ewentualny awans. Bez specjalnego zdziwienia odpowiadali na pytania. Kobiety są w pracy dyskryminowane. Wcześniej Masako przez ponad 20 lat pracowała w towarzystwie kredytowym. Mężczyźni, których zatrudniono razem z nią awansowali, a ona, mimo swoich kompetencji, nadal wykonywała najprostsze obowiązki. Kiedy poprosiła o awans została spoliczkowana. Rozpuszczano o niej nieprzyjemne plotki, a kiedy konieczna była restrukturyzacja firmy ją zwolniono jako pierwszą.
Firma raz w roku organizowała przyjęcie dla kontrahentów. Podczas tej imprezy młodsze kobiety nosiły kimona i były na sali razem z gośćmi, a starsze przygotowywały potrawy na zapleczu. Do tego nie musiały się przebierać. Co więcej, po przyjęciu kobiety musiały posprzątać cały bałagan, nawet wymiociny ich kolegów z pracy.
Jedyny w miarę sympatyczny mężczyzna w tej książce tylko w połowie jest Japończykiem.

*** *** ***
Sylwetki bohaterek są dobrze nakreślone, akcja trzyma w napięciu. Styl również mi się podobał, choć nie wiem, czy jego autorką jest tak do końca Natsuo Kirino - powieść została przetłumaczona na polski z angielskiego, a nie z japońskiego oryginału. Ale żadnych zgrzytów nie dostrzegłam.

Polecam. Bardzo udane połączenie thrillera i powieści psychologicznej. Chętnie przeczytam jeszcze jakąś powieść tej autorki.

1 komentarz:

  1. Chyba sięgnę po tę książkę, zaciekawiłaś mnie :)
    Pozdrawiam
    Chociaż pomysł ćwiartowania zwłok męża z koleżankami z pracy wydaje mi się mocno przesadzony ;p

    OdpowiedzUsuń

"Błogosławieni, którzy nie mając nic do powiedzenia, nie ubierają tego w słowa". Z drugiej strony lubię meandrujące dyskusje, więc komentarze nie na temat również są tu mile widziane;).

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.