AUTORKA: Zadie Smith
PIERWSZE WYDANIE: 2000
WYDAWNICTWO: Znak
ROK: 2002
STRON: 499
OCENA: 4/5
Nabyłam tę książkę jakieś trzy lata temu, ale po przeczytaniu mniej więcej 1/3 odłożyłam, już sama nawet nie pamiętam dlaczego, chyba mnie znużyła. Ponownie sięgnęłam po nią w tym tygodniu i tym razem bardzo mnie wciągnęła. Może to kwestia nastroju czytelnika?
Początek dnia, schyłek stulecia, Cricklewood Broadway. Pierwszego stycznia 1975 roku, godzina 6.27. Ubrany w sztruksowy garnitur Alfred Archibald Jones siedział z twarzą wspartą na kierownicy w wypełnionym spalinami samochodzie cavalier musketeer estate, żywiąc w duchu nadzieję, że nie będzie osądzony zbyt surowo. A właściwie leżał krzyżem, z opuszczoną szczęką i rozrzuconymi ramionami, niczym jakiś upadły anioł; w dłoniach ściskał swoje wojskowe odznaczenia (w lewej) i akt ślubu (w prawej), postanowił bowiem zabrać z sobą świadectwa swych porażek.
Zielone światełko migotało mu w oku, sygnalizując skręt w prawo, którego nigdy już nie miał wykonać. Był całkowicie zdeterminowany. Absolutnie przygotowany. Wcześniej rzucił monetę i poddał się wyrokowi losu. To samobójstwo było przemyślane. W gruncie rzeczy powziął coś w rodzaju noworocznego postanowienia. [str.1]
Archie (lat 47) jest jednym z głównych bohaterów tej powieści, więc naturalnie nie umarł w tej pierwszej scenie. Co więcej, w ciągu kilku tygodni po opisanej wyżej próbie samobójstwa poznał i poślubił pochodzącą z Jamajki Clarę Bowden (lat 19). Do małżeństwa z młodą kobietą już wcześniej zachęcał go jego najlepszy przyjaciel Samad Iqbal, Indus, a dokładniej Bengalczyk. Poznali się z Archie'm w 1945 r. podczas wojny. 30 lat później Samad przybył wraz z młodą żoną Alsaną do Wielkiej Brytanii i został kelnerem (co go bardzo upokarzało) oraz odnowił znajomość z towarzyszem broni.
Archie i Clara mieli córkę Irie, a Samad i Alsana dwóch synów bliźniaków - Magida i Millata. Clara nie miała zbyt wielu złudzeń co do Archiego, a on też nie oczekiwał od niej niemożliwego, więc układało im się całkiem nieźle. Za to Alsana - ha, ta kobieta to miała temperament! Nie była typową, pokorną i posłuszną muzułmańską żoną. Różnice zdań między nią i jej mężem doprowadzały ich czasami do rękoczynów, przy czym Alsana, która z wiekiem przybierała na wadze często wychodziła z nich zwycięsko. Kłócili się głównie o wychowanie synów i pieniądze. Samad, w tajemnicy przed Alsaną, wysłał nawet jednego z nich do rodziny w Indiach, aby tam mógł zgłębiać tradycję, kulturę i religię swoich przodków. Na wysłanie drugiego syna nie wystarczyło pieniędzy. Konsekwencję tego posunięcia były dalekie od oczekiwanych.
Fabuła obejmuje lata 1975 - 1999, więc w dalszej części książki głównymi bohaterami stają się Irie, Millat i Magid. Perypetie wszystkich bohaterów są opisane z poczuciem humoru i, często, ironią, które mnie bardzo odpowiadały.
Większość wydarzeń ma miejsce w Londynie, gdzie i wtedy i teraz zderzają się kulturowo prawie wszystkie narody świata. Taka sytuacja rodziła problemy tolerancji, ale i zbyt daleko posuniętej asymilacji, utraty własnej tożsamości. Zadie Smith zresztą jest córką imigrantki z Jamajki i Anglika, więc wiedziała, co pisze. W swojej powieści poruszyła też etyczny aspekt manipulacji genetycznych i zawarła satyrę na tzw. intelektualistów, wojujących ekologów oraz środowisko świadków Jehowy. Ta ostatnia podobała mi się najbardziej. Matka Clary, Hortense Bowden, była gorliwą członkinią tego ruchu, stale oczekującą końca świata i zaproszenia do raju.
[...] Hortense Bowden odczytywała piętnasty werset z trzeciego rozdziału Objawienia ("Znam twoje uczynki, wiem, że nie jesteś ani zimny, ani gorący. Obyś był zimny albo gorący. A tak, skoro jesteś letni, i ani gorący, ani zimny, zamierzam cię wypluć z mych ust".) dosłownie, jako nakaz. Pojmowała "letniość" jako immanentną cechę szatana. Ciągle trzymała mikrofalówkę (to jej jedyne ustępstwo na rzecz nowoczesnej technologii - przez długi czas wahała się pomiędzy chęcią przypodobania się Panu a poddaniem się amerykańskiemu programowi kontroli promieniowania mózgu za pomocą mikrofal) w pogotowiu, żeby podgrzewać wszystko do niesamowicie wysokiej temperatury. Trzymała też całe wiadra lodu do chłodzenia każdej szklanki wody tak, żeby była "zimniejsza niż lód". [...] W przedpokoju trzymała puszkę czarnej farby, aby - gdy nadejdzie czas - nasmarować na drzwiach sąsiadów znak Bestii, oszczędzając Panu trudu oddzielania pszenicy od kąkolu i owieczek od kóz. [str. 369]
Co prawda pod koniec powieści akcja nieco "siada", ale znacząca większość to naprawdę ciekawa i błyskotliwa proza.
Moja ocena: 4/5.
Podam kilka linków do fragmentów powieści:
Początek
Początek c.d.
Początek c.d.
Początek c.d.
Archie i Samad na wojnie
Irie prostuje włosy
Samad o Święcie Plonów, początek romansu
Dzięki bardzo za ten wpis. Chętnie wracam na tego bloga
OdpowiedzUsuń