Impresje

środa, 8 lipca 2009

MAGIA


TYTUŁ: Magia
AUTOR: Sándor Márai
PIERWSZE WYDANIE: 1941

WYDAWNICTWO: Czytelnik
ROK WYDANIA: 2008
STRON: 338

OCENA: 2/5

Nabyłam tę książkę po przeczytaniu wielu pozytywnych recenzji. Zachęcił mnie również opis wydawcy na okładce:
[...] Powracającym wątkiem w opowiadaniach jest tytułowa magia: tajemnicze, niewytłumaczalne siły kierujące ludzkimi losami, niemożliwe do ogarnięcia umysłem i nazwania słowami, prowadzące do wydarzeń wzruszających, dramatycznych, a czasem po prostu zaskakujących. Bohaterowie stają wobec nich bezradni i zakłopotani, ze zdumieniem patrząc na " jakąś nadludzką niestosowność, jakąś surową, wykoślawioną przygodę, życie".
Tylko to ostatnie zdanie oddaje mniej więcej treść i atmosferę tych 35 opowiadań. Nie ma tu żadnej magii, tylko smutna proza życia.
A i to nie do końca, bo przecież każdemu człowiekowi zdarza się czasami coś miłego, jakiś dobry dzień wśród pasma nieszczęść i zdrad. Ale nie bohaterom tej książki. Żyją, ale sens istnienia pojmują po latach poszukiwań, zwykle krótko przed śmiercią (swoją lub, ostatecznie, kogoś bliskiego), kiedy jest już za późno.

Konstrukcja opowiadania polega mniej więcej na tym, że bohaterowie miotają się od ściany do ściany (niekiedy trwa to dziesięcioleciami), a w ostatnim akapicie zdają sobie sprawę (sami albo ktoś im to podsuwa), że to wszystko nie miało sensu. Na końcu uświadamiają sobie jakąś "wielką prawdę", nie wiem, dlaczego dopiero wtedy - nikt jej wcześniej przed nimi nie ukrywał.

"Prawdy" te są wyjątkowo mało odkrywcze, ale podane przez autora jako objawienie albo biblijna przypowieść. Coś jak większość aforyzmów - zgrabne, ale w sumie tylko truizmy. Ja w każdym razie odniosłam takie wrażenie. No bo jak może kogoś zaskoczyć np. stwierdzenie, że niektórzy po prostu mają pecha w interesach, a inni odnoszą sukces ("Trzy łabędzie"), że zbyt zaborcza miłość może ranić jej podmiot ("Pojedynek"), że czasami przepowiednie Cyganki się sprawdzają ("Wróżba"), że przeczucia nie zawsze nas mylą ("Podarunek"), że niekiedy marzenia się spełniają, ale może to mieć nieoczekiwane zgoła skutki ("Wygrana") itd.

Niektóre opowiadania mi się podobały, inne częściowo, niektóre wcale, ale z pewnością nie można przeczytać naraz więcej niż kilka. Są po prostu zbyt dołujące (zwłaszcza jak na pogodę, jaką mieliśmy ostatnio) lub wręcz denerwujące. Być może inne książki tego autora są lepsze (może się nawet kiedyś na jakąś skuszę), ale tej raczej nie polecam. Dziwne - wszyscy krytycy tak ją chwalą, a mnie się nie podoba.

Fragment opowiadania "Łabędzia pieśń", końcówka. Szekspir wraca po latach spędzonych w Londynie do Stratfordu, wiedzie spokojny żywot zamożnego człowieka, nudzi się, spaceruje i nie wie sam, co ze sobą zrobić. Pewnego dnia odwiedzili go dwaj znajomi i przeczytał im fragmenty "Burzy", którą niedawno ukończył (czyli mamy rok 1611, w 1616 Szekspir zmarł).
- Burza - powiedział Shakespeare. - Taki jest tytuł. Jak myślisz, Drayton?
- Piękny tytuł - powiedział poeta powściągliwie. - Trochę głośny.
- Burza jest głośna - powiedział Shakespeare, a język mu się plątał. - Opisałem postać, która w połowie jest potworem, w połowie człowiekiem. I pewnego dnia nauczy się mówić. Kaliban ma na imię. Wiesz, co mówi...? Czekaj, gdzież jest ten fragment...?
Podniósł rękopis w stronę płomienia i podchmielony od wina, jąkając się, zaczął czytać:
- "Mowę mi dałeś; całą z tego korzyść,/ Że kląć dziś mogę"...
Potem zamilkł.
- Czytaj dalej - poprosił dramatopisarz.
- Po co? - powiedział Shakespeare, zmęczony i ociężały, patrząc w ogień. - Więcej o życiu mówić nie warto.
Zebrał arkusze papieru, rzucił je z powrotem na stół, sięgnął po dzban i uprzejmie zaczął nalewać wina swym gościom.
Uważam to za jedną z lepszych point w tym zbiorze, zwłaszcza, kiedy mam zły humor:)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

"Błogosławieni, którzy nie mając nic do powiedzenia, nie ubierają tego w słowa". Z drugiej strony lubię meandrujące dyskusje, więc komentarze nie na temat również są tu mile widziane;).

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.