Impresje

piątek, 16 grudnia 2016

BELGRAVIA

Tytuł: Belgravia
Pierwsze wydanie: 2016
Autor: Julian Fellowes
Tłumaczenie: Anna Bańkowska

Wydawnictwo: Marginesy
ISBN: 978-83-65586-07-0
Stron: 462



Kupiłam tę książkę ze względu na autora - kilkanaście lat temu Julian Fellowes napisał scenariusz do "Gosford Park", jednego z moich ulubionych filmów. Po lekturze "Belgravii" stwierdzam, że jest zdecydowanie lepszym scenarzystą niż pisarzem, ale zaznaczam, że to opinia jeszcze bardziej subiektywna niż zwykle, bo do tej pory widziałam tylko jeden film na podstawie scenariusza Fellowesa i przeczytałam tylko tę jedną spośród kilku jego książek. "Belgravia" to bardzo wciągające czytadło, ale jednak tylko czytadło.

Przeciętny widz rzadko odpowiednio docenia pracę scenarzystów, więc wielu admiratorów serialu "Downton Abbey" może nie zdawać sobie sprawy z tego, że Julian Fellowes jest również autorem scenariusza do tej bardzo popularnej produkcji. Na szczęście wydawnictwo Marginesy zadbało, żeby dowiedział się o tym każdy potencjalny czytelnik, o ile tylko nie dostanie oczopląsu od tych złoceń na okładce i zdoła przeczytać zamówione u Małgorzaty Gutowskiej-Adamczyk peany: "Must read tego sezonu!". Może i jestem staroświecka, ale uważam, że zwroty typu must read czy must have wypadają głupio nawet na blogu czy vlogu, a na okładce książki są po prostu żenujące. Przejdźmy jednak do powieści.

Tytułowa Belgravia to wyjątkowo ekskluzywna dzielnica Londynu. Może niektórzy pamiętają, że właśnie tam mieszkała Irene Adler w jednym z odcinków "Sherlocka". Akcja powieści Fellowesa rozgrywa się na początku lat czterdziestych XIX wieku, a więc kilkanaście lat po tym, jak bogacze zaczęli się wprowadzać do wybudowanych tam dla nich pałaców i kamienic. Wśród mieszkańców tej dzielnicy dominowali arystokraci, ale - przynajmniej w książce - od czasu do czasu trafiał się jakiś nuworysz. Ci, którzy pieniądze odziedziczyli po swoich przodkach, gardzili oczywiście tymi, którzy zarobili je dzięki własnym umiejętnościom, i dawali im to odczuć. Bliższe stosunki towarzyskie (o rodzinnych nawet nie wspominając) między przedstawicielami tych grup właściwie się nie zdarzały, o ile nie zaszły jakieś nadzwyczajne okoliczności. Powieść traktuje o jednym z takich właśnie wyjątków.

Pan Trenchard był w gruncie rzeczy synem straganiarza, ale dzięki własnej przedsiębiorczości dorobił się na dostawach dla wojska (cenił go sam Wellington), a w spokojniejszych czasach - na pracy w firmie budującej pałace Belgravii. Zabiegał o znajomości w najwyższych sferach i łudził się, że arystokraci widzą w nim kogoś więcej niż tylko rzutkiego biznesmena, który pomoże im się wzbogacić. Pani Trenchard, kobieta dobrze wychowana i rozsądna, próbowała nieco studzić nadzieje męża, ale nie do końca jej się to udawało. Ku rozczarowaniu rodziców ich syn Oliver nie wykazywał zainteresowania ciężką pracą, więc pan Trenchard postanowił pomóc w karierze pewnemu obiecującemu młodzieńcowi Charlesowi Pope'owi. Jego protektorką została również - ku ogólnemu zdumieniu - lady Brockenhurst, żona lorda Bellasisa.

Pozostali członkowie obu rodzin, zwłaszcza spadkobiercy majątków i tytułu, uznali Pope'a za zagrożenie i postanowili dociec, kim ten młodzieniec w ogóle jest i dlaczego państwo Trenchard i lady Brockenhurst tak się nim interesują. W tym celu zaczęli grzebać w historii obu rodów, a nawet przekupywali cudzych służących, żeby wydobyć na wierzch najbardziej intymne sekrety ich chlebodawców.

Nie wszystkim ta inwestygacja się opłaciła, ale czytelnikom powieści na pewno, bo przyniosła kilka ciekawych zwrotów akcji. Ciekawych, ale chwilami na granicy telenowelowatości (szczegóły ślubu Sophii), czego przyczyną mógł być fakt, że "Belgravia" najpierw ukazywała się w odcinkach w apce - co tydzień udostępniano w niej kolejną z jedenastu części (również w wersji do słuchania). Można było zapłacić od razu za całość, albo co tydzień kupować jeden rozdział. Cliffhangery miały pewnie zachęcać do dalszej lektury (i płacenia).

Powieść rzeczywiście mnie wciągnęła, mimo że style Fellowesa jest trochę nijaki i że od początku wiadomo było, że wszystko musi się skończyć dobrze. Postaci okazały się raczej sztampowe (może z wyjątkiem Susan, synowej Trenchardów), ale nieźle zestawione i myślę, że w serialu, który pewnie kiedyś powstanie, wypadną bardzo dobrze. Mam tylko nadzieję, że twórcy ekranizacji zrobią coś z Charlesem Popem, który w "Belgravii" nie ma chyba ani jednej wady, i dodadzą mu choćby drobną ryskę na jego szlachetnym charakterze.

Pierwsze zdanie wydało mi się cytatem, a internet podpowiada mi, że moje przeczucie było słuszne i że to bardzo luźne nawiązanie do "Posłańca" L.P. Hartleya, którego nie czytałam, ale na podstawie recenzji Anny wnioskuję, że to jednak inna liga niż powieść Fellowesa. A skoro już mowa o literackich skojarzeniach, to zastanawiam się, czy rozmowy między lady Mary i Charlesem Popem o przemyśle włókienniczym nie korespondują trochę z konwersacjami prowadzonymi na ten temat między Margaret Hale i Johnem Thorntonem w "Północy i Południu" Elizabeth Gaskell. W odróżnieniu od Margaret lady Mary nie sądziła wcale, że jest zbyt głupia, żeby rozmawiać o interesach z mężczyzną.


PS. Na stronie 35 natknęłam się na zwrot "w pryzmacie perspektywy" i zachodziłam w głowę, cóż to może znaczyć. Porównałam ten fragment z oryginałem i już wiem, że należałoby to trochę inaczej przetłumaczyć. Mam nadzieję, że to jedyna taka niezręczność.

***

A poza tym uważam, że wyroki Trybunału Konstytucyjnego z 9 marca i z 11 sierpnia 2016 roku powinny zostać opublikowane. 

2 komentarze:

  1. Teraz ja się zastanawiam, co to jest ten pryzmat perspektywy. Brzmi ładnie, ale cóż to znaczy? Zdradzisz, o co chodziło? :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W tłumaczeniu to zdanie wygląda tak:

      Ale kto lepiej od niej mógł wiedzieć, że w pryzmacie perspektywy wszystko wygląda inaczej?

      Kiedy wydaje mi się, że w tłumaczeniu coś zgrzyta, szukam czytanej książki na Amazonie, klikam "Look inside!", jeśli przy danym tytule ona występuje, i w polu "Search inside this book" próbuję wpisywać słowo lub słowa, które - jak mi się wydaje - w oryginale powinny wystąpić w tym konkretnym fragmencie. Sposób nie zawsze jest skuteczny, ale czasami działa.
      Powyższe zdanie w oryginale brzmi następująco:

      But then, as she told herself, who would learn better than she that hindsight is a prism that alters everything?

      Nieprofesjonalnie przetłumaczyłabym to tak: ... upływ czasu jest pryzmatem, który zmienia wszystko. No ale ja się nie znam:).

      Usuń

"Błogosławieni, którzy nie mając nic do powiedzenia, nie ubierają tego w słowa". Z drugiej strony lubię meandrujące dyskusje, więc komentarze nie na temat również są tu mile widziane;).

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.