Impresje

wtorek, 14 lipca 2015

MANSON. KU ZBRODNI

Tytuł: Manson. Ku zbrodni (Manson: The Life and Times of Charles Manson)
Pierwsze wydanie: 2014
Autor: Jeff Guinn
Tłumaczenie: Krzysztof Kurek

Wydawnictwo: Agora
Seria: Prawdziwe zbrodnie
ISBN: 978-8-268-1309-2
Stron: 534

If you're going to San Francisco
Be sure to wear some flowers in your hair
If you're going to San Francisco
You're gonna meet some gentle people there

Wśród tych miłych ludzi, o których w maju 1967 roku śpiewał Scott McKenzie, można było spotkać Charlesa Mansona, który pałętał się najpierw po Berkeley (wtedy - centrum protestów studenckich), a potem po Haight-Ashbury, dzielnicy San Francisco, w której kwitł ruch hipisowski.
All across the nation such a strange vibration
People in motion
There's a whole generation with a new explanation
People in motion, people in motion

Do Kalifornii, głównie do Haight, zjechało tego roku mnóstwo młodych ludzi, którzy w gronie równie zbuntowanych rówieśników chcieli odnaleźć sens życia, a pewnie i zrobić na złość rodzicom. W końcu mieli wakacje. Na każdym rogu nauczał jakiś samozwańczy guru, a wszechobecne marihuana i LSD pomagały zrozumieć znaczenie ich kazań i wcielić w życie ich zalecenia.

Manson miał wtedy trzydzieści dwa lata i wiele z nich spędził w różnych instytucjach poprawczych i więzieniach. W marcu wyszedł na wolność po prawie siedmiu latach odsiadki, m.in. za sfałszowanie czeku. Zamierzał zostać muzykiem słynniejszym od samych Beatlesów. Grał słabo na gitarze, tworzył przeciętne teksty, ale oczywiście liczył, że szybko podpisze kontrakt z jakąś wytwórnią. Do tego czasu planował utrzymywać się ze stręczycielstwa, szybko jednak do niego dotarło, że sporo się zmieniło, kiedy siedział za kratami, i w 1967 roku nikt będzie płacić za usługi, z których bez większych problemów można było skorzystać za darmo. Zwłaszcza w San Francisco, w czasie Lata Miłości.


Charliemu nigdy nie brakowało pewności siebie, był przekonany o własnej wyjątkowości, więc postanowił, że dopóki nie zaistnieje w show buisnessie, zostanie guru.

Dwa lata później kilkoro członków sekty Mansona, tzw. Rodziny, popełniło pod jego wpływem zbrodnie, które wstrząsnęły Ameryką, m.in. w bestialski sposób zamordowało Sharon Tate, ciężarną żonę Romana Polańskiego.

Jak do tego doszło? W jaki sposób ten wyrzutek i nieudacznik stał się charyzmatycznym przywódcą, konsolidującym zwolenników, a właściwie swoich niewolników teoriami o rychłym globalnym konflikcie rasowym (Helter Skelter), który ze swoim mistrzem przetrwają pod ziemią? Ten moment w biografii Mansona zainteresował mnie najbardziej.

Umiał manipulować ludźmi. Swój naturalny talent w tej dziedzinie dodatkowo wzmocnił dzięki kursowi Dale'a Carnegiego i rozmowami ze współwięźniami-scjentologami. Zdobywał zaufanie i uznanie, potrafił zwerbować i utrzymać przy sobie odpowiednich ludzi, mimo że życie u jego boku wcale nie było usłane różami, zwłaszcza w przypadku kobiet. Czuły się przy Charliem wyjątkowe, nawet kiedy zmuszał je do grzebania w śmietnikach albo do oddawania się mężczyznom, których pozycję i znajomości chciał wykorzystać. Myślę, że niejedna z nich mogłaby się podpisać pod słowami śpiewanymi przez Anię Dąbrowską:


Manson i jego Rodzina nie byli wcale zjawiskiem tak zupełnie wyjątkowym - wtedy, w Kalifornii. Jeff Guinn barwnie opisuje Amerykę z końca lat sześćdziesiątych, targaną protestami przeciwko wojnie w Wietnamie, konfliktami rasowymi, pokoleniowymi i politycznymi. Gdzie indziej Charlie uchodziłby za co najmniej dziwaka, ale nie w 1967 w Haight-Ashbury, gdzie liczba przeróżnych guru dorównywała pewnie liczbie handlarzy narkotykami. Szybko by o nim zapomniano, gdyby nie morderstwa w willi Romana Polańskiego, choć Charlie wolałby zapewne zdobyć sławę jako muzyk.

Tak się nie stało, show business nie poznał się na geniuszu Mansona i nie pomogła nawet przypadkowa znajomość z Dennisem Wilsonem, członkiem bardzo popularnej grupy The Beach Boys. No ale przynajmniej Jeff Guinn zyskał pretekst, żeby trochę o tym środowisku opowiedzieć, a było o czym. Czytałam niedawno "Ojca chrzestnego" Puzo i dostrzegam wiele podobieństw między stylem życia gwiazd Hollywood w latach czterdziestych i branży muzycznej w latach sześćdziesiątych; ci drudzy częściej może sięgali po narkotyki. 

Guinn nie silił się na jakiś oryginalny styl, jest obszernie i rzeczowo. Na początku trochę mnie irytowała drobiazgowość niektórych opisów, ale doszłam do wniosku, że skoro jest to również opowieść o pewnej epoce, to warto uchwycić jej detale i koloryt. Trudno zrozumieć swoisty fenomen Mansona, a bez tego kontekstu byłoby to zupełnie niemożliwe.

Autorowi nie udało się porozmawiać z Charliem, ale swoją książkę oparł na wywiadach z niektórymi byłymi członkami Rodziny, krewnymi i znajomymi Charliego, na artykułach prasowych, książkach, filmach, raportach i innych dokumentach. Jeśli relacje różnych osób o jakimś wydarzeniu są sprzeczne lub niejasne, Guinn nas o tym informuje. 

Przedstawił życie Mansona od trudnego dzieciństwa do czasów współczesnych (bohater jego książki wciąż żyje - oczywiście w więzieniu). Opisał śledztwa, które doprowadziły do skazania Charliego i kilkorga członków jego Rodziny, widowiskowe procesy oraz późniejsze - niekiedy bardzo "barwne" - losy niektórych z nich. Uniknął wyciągania zbyt prostych wniosków i udzielania zbyt pobieżnych odpowiedzi. 

Mimo że książka zawiera kilka drastycznych fragmentów, warto ją podsunąć nastolatkom, którzy mogą być szczególnie nieodporni na wpływy mniej lub bardziej groźnych sekt i religii. Guinn dobrze opisał stosowany przez Mansona mechanizm werbowania i manipulowania członkami grupy, wyróżnianie jednych, wzbudzanie poczucia winy w drugich, nagradzanie, karanie, wykorzystywanie i ciągłą kontrolę. Być może Charlie był i jest szalony, ale równocześnie pod pewnymi względami bardzo konsekwentny i racjonalny.


Oczywiście łatwiej dostrzec manipulację, jeśli się stoi z boku. (I kiedy tak na przykład oglądam sobie serial "Mr. Robot", działania tytułowej postaci wobec Elliota kojarzą mi się bardzo z postępowaniem Mansona wobec jego wyznawców, ale genialny haker daje się wodzić za nos. Ciekawa jestem, czy się w końcu zorientuje). Niektórzy członkowie Rodziny pozostawali pod wpływem Charliego jeszcze długo po jego aresztowaniu. Szkoda, że nie potrafił lepiej grać na gitarze - może gdyby zajął się poważnie muzyką, nie znalazłby czasu na mieszanie ludziom w głowach.

***

Janis Joplin też występowała na festiwalu w Monterey w 1967. Zorientowałam się wreszcie dzisiaj, o co to całe zamieszanie wokół Twardocha, i skojarzyło mi się to z pierwszą zwrotką jej piosenki:

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

"Błogosławieni, którzy nie mając nic do powiedzenia, nie ubierają tego w słowa". Z drugiej strony lubię meandrujące dyskusje, więc komentarze nie na temat również są tu mile widziane;).

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.