Impresje

piątek, 1 maja 2015

CZAROWNICE Z EASTWICK

Tytuł: Czarownice z Eastwick (The Witches of Eastwick)
Pierwsze wydanie: 1984
Autor: John Updike

Wydawnictwo: Temark 1993
ISBN: 83-85241-92-2
Stron: 328



Skusił mnie blurb, na którym wydawca ogłosił, że "książka jest dowcipna, ironiczna i doskonale charakteryzuje sposób bycia kobiet po trzydziestce - ich bezpośredniość, ich cyniczny optymizm i brak sentymentów". Pomyślałam sobie, że to jakby o mnie, oczywiście pod warunkiem, że z tego opisu usunie się optymizm. Okazało się, że jednak nie.

Nic mi się w tej książce nie spodobało, choć może powinnam doprecyzować: w tym wydaniu książki. Zauważyłam w nim sporo skandalicznych błędów. Nie słyszałam wcześniej o wydawnictwie Temark, nie wiem, czy nadal istnieje, ale w 1993 roku najwyraźniej nie zatrudniało korektorów.

Wbrew temu, co sugeruje tytuł, "Czarownice z Eastwick" to powieść obyczajowa o trzech kobietach w średnim wieku (tzn. po trzydziestce) wciąż zmieniających kochanków, co w prowincjonalnym miasteczku stanowiło pewne wyzwanie. Każda z nich miała za sobą niezbyt udane małżeństwo, które zaowocowało dziećmi i przeświadczeniem, że sformalizowany związek z jednym partnerem tłamsi ich osobowość, kobiecość i naturalną moc. Magia, której używały, była prosta - żeby nie powiedzieć: prymitywna - i praktyczna, pomagała zdobywać mężczyzn, produkować afrodyzjaki, szkodzić osobom, których nie lubiły. Wszystko to można osiągnąć bez czarów.

Aleksandra, Jane i Sukie przyjaźniły się i uzupełniały, ale przybycie do miasteczka ekscentrycznego Darryla Van Horne'a zakłóciło funkcjonowanie tej triady. Wyczuwały w nim inny rodzaj mocy, jego obecność (konkretniej: wspólne kąpiele w jego basenie itd.) wzmocniła i wysubtelniła ich magię. Z trójkąta zrobił się czworokąt, a panie zaczęły rywalizować między sobą o jego uwagę i miejsce w jego łóżku. Może i było w nim coś diabolicznego, ale na przykład przy takim Wolandzie Darryl to tandetny szarlatan, choć nie wydaje mi się, żeby te trzy amerykańskie wiedźmy czytały Bułhakowa.

Podobno "Czarownice z Eastwick" uchodzą za powieść feministyczną, ale chyba tylko dlatego, że właściwie wszyscy mężczyźni w tej książce to nieatrakcyjne fizycznie niedorajdy. Zresztą autor również kobietom bynajmniej nie schlebia: czarownice są złośliwe, okrutne, egocentryczne, zaniedbują nawet własne dzieci, rozbijają rodziny uwodząc cudzych mężów. Cóż, może trzydzieści lat temu właśnie tak definiowano feminizm w literaturze amerykańskiej.

Nie lubię, kiedy autor używa przekombinowanych metafor do opisania najbardziej prozaicznych zdarzeń i przedmiotów, chcąc chyba w ten sposób pochwalić się swoją elokwencją i udowodnić, że jest pisarzem, tzn. stale postrzega rzeczywistość przez literacki filtr. Oczywiście można zapadający zmrok opisać tak:
Poza szarzejącymi romboidalnymi szybami kosy hałaśliwie zajmowały się pakowaniem dnia do torby podróżnej zmierzchu. [str. 37]
Ale po co ta sztuczność? Manierę tę widać zwłaszcza na początku powieści, jakby autor chciał się koniecznie przypodobać redaktorom, którzy odrzuciliby książkę, gdyby nie wykazał się czymś oryginalnym już w pierwszym rozdziale. Mnie się nie spodobał ani pierwszy, ani drugi, ani trzeci. Owszem, na tych trzystu stronach zdarzały się akapity akceptowalne, ale za rzadko. Moją ulubioną czarownicą pozostaje babcia Weatherwax. 


6 komentarzy:

  1. Gdy tylko przeczytałam tytuł od razu byłam niezwykle ciekawa Twojej oceny tej książki. Nie czytałam jej, wielokrotnie oglądałam natomiast film nakręcony na jej podstawie (z gwiazdorską obsadą - Susan Sarandon, Cher, Michelle Pfeiffer i Jack Nicholson!) i nawet mi się podobał. A Johna Updike'a poznałam z zupełnie innej książki - bardzo egzotycznej, elektryzującej "Brazylii", którą powalił mnie na kolana.

    Bardzo zaskoczyło mnie to, iż powieść nie przypadła Ci do gustu oraz że męscy bohaterowie to męskie niedorajdy! W filmie Darryl (pewnie trochę w tym zasługi Nicholsona) jest bowiem bardzo mocny, męski, demoniczny i przerażający. Chociaż faktycznie - nie do końca atrakcyjny, ale niektóre kobiety lubią takich mężczyzn. Chyba znowu mamy więc do czynienia z tym niechlubnym wyjątkiem, iż to ekranizacja wyprzedza książkę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Być może gdybym wcześniej obejrzała film, moja opinia o powieści byłaby inna. Może sympatia do postaci z ekranu przełożyłaby się na inną ocenę postaci książkowych, zwłaszcza że Nicholsona bardzo lubię. Darryl pociąga kobiety, ale właściwie nie wiadomo, dlaczego (chyba że lecą na pieniądze); poza tym wygłasza naprawdę przedziwne poglądy na różne tematy - wciąż się zastanawiam, czy jego peany na temat współczesnej sztuki były serio, czy może Updike postanowił się trochę powyzłośliwiać.

      Mam nadzieję, że uda mi się ten film zobaczyć, ale też nie można wykluczyć, że spodoba mi się jeszcze mniej niż powieść:). Wspomniałaś, że czasami ekranizacja wyprzedza książkę - rzadko, ale rzeczywiście się zdarza. Tak jest, moim zdaniem, np. w przypadku "Wywiadu z wampirem" Rice czy "Draculi" Stokera.

      Usuń
  2. Jeszcze gorsza od "Czarownic..." jest "Rzecz o Bechu" :)
    Mnie też nic się w "Czarownicach" nie podobało i - po dwóch latach od przeczytania - nie pamiętam z niej niczego oprócz wykładu o glistach. Nie pojmuję, dlaczego Updike uznawany jest za jednego z najważniejszych pisarzy amerykańskich. Z tych kilku jego książek, które przeczytałam, dobrze oceniam tylko "Uciekaj, Króliku" - tam była ciekawa akcja, wiarygodne postacie, niezapomniane sceny. Czytając, miałam uczucie, że to wielka powieść.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To była pierwsza powieść Updike'a, którą przeczytałam, i prędko po drugą nie sięgnę, choć nie wykluczam tego w przyszłości. Pewnie zdecyduję się wtedy na "Uciekaj, Króliku", skoro wszyscy chwalą. Dawno nie miałam wrażenia, że czytam wielką powieść, jakoś mnie ostatnio omijają, no ale może się w końcu kiedyś wezmę za klasykę literatury rosyjskiej i mnie olśni;).

      Usuń
  3. Cóż, film jest rewelacyjny. Ksiazki nie znam, choć kusiła mnie kiedyś jej lektura. Może masz racje, ze jest to backlash feminizmu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie wiem, co autor miał na myśli: czy chciał feminizm poprzeć, czy próbował go skrytykować, w każdym razie wyszła z tego karykatura. Mam nadzieję, że uda mi się jakoś obejrzeć film, choć o ile mogę sądzić na podstawie fragmentów na youtube, to to jest raczej luźna ekranizacja.

      Usuń

"Błogosławieni, którzy nie mając nic do powiedzenia, nie ubierają tego w słowa". Z drugiej strony lubię meandrujące dyskusje, więc komentarze nie na temat również są tu mile widziane;).

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.