Impresje

piątek, 25 lutego 2011

Słów kilka o Jeżycjadzie

Nigdy nie rozumiałam osób, które deklarują, że nie wracają do przeczytanych już książek, bo przecież tyle nieznanych jeszcze arcydzieł czeka na odkrycie, a "stosik" liczy sobie już 5443789247 nowych tytułów. Uważam, że arcydzieł (i po prostu bardzo dobrych książek) nie ma aż tak znowu dużo, więc jeśli już się na jakieś trafi, to warto poświęcić mu trochę więcej uwagi. Poza tym często są to utwory trudne, wręcz wymagające ponownej lektury. 

Istnieją też książki niewybitne, a jednak sprawiające czytelnikowi mnóstwo przyjemności. Do nich wraca się szczególnie miło. 
Jestem wielbicielką Jeżycjady Małgorzaty Musierowicz od czasu, kiedy pod koniec podstawówki wypożyczyłam ze szkolnej biblioteki "Kłamczuchę". Przeczytałam większość cyklu oprócz "Sprężyny", nie dokończyłam też "Kalamburki". Szczególnym sentymentem darzę początek serii: od "Szóstej klepki" po "Opium w rosole" (ze względu na postać Gieniusi), potem bywało raz lepiej, raz gorzej. Niekiedy sięgam ponownie po te moje ulubione tomy i choć niezmiennie mi się podobają, to z wiekiem zaczęłam dostrzegać w nich pewne wady.

Realizm. Bohaterowie powieści zwykle czymś się odróżniają od przeciętnych śmiertelników - mogą to być jakieś nadzwyczajne cechy charakteru, oryginalny wygląd albo niespotykane przygody. Realizm w literaturze nie jest ostatnio modny, a już w powieściach dla młodzieży zwłaszcza. 
Borejkowie są właściwie idealni. Owszem, jakieś tam drobne wady im się zdarzają, ale ich zalety przytłaczają czytelnika. Są bez wyjątku inteligentni, wykształceni, dobrzy, szczerzy, ufni i godni zaufania, kochający, przyjacielscy, przemili, wszyscy niezmiennie pałają do nich przeogromną sympatią i ich podziwiają (może oprócz pani Szczepańskiej, ale i ona zamieniła z czasem zdanie). Kłótnie i spory zdarzają się w tej rodzinie bardzo rzadko, nikt do nikogo nie żywi zbyt długo urazy, uwielbiają się wzajemnie. 
Również wśród znajomych Borejków jest jakoś nadspodziewanie dużo wyjątkowych ludzi - osoby, które ledwo zaczęły liceum, wciąż rozmawiają o filozofii, etyce, teatrze, literaturze, słuchają na ogół muzyki klasycznej, czasami pójdą do kina, trochę potańczą albo się zakochają. Nie kolegują się z ludźmi z innych dzielnic.
Po śmierci oni wszyscy trafią niechybnie na ołtarze. 
Wszystko to zaczyna w kolejnych tomach trochę nużyć i męczyć. Przynajmniej mnie, bo - jak wiadomo - nie lubię przesłodzenia.

Bezinteresowność. Nie wymieniłam jeszcze jednej ważnej zalety Borejków i reszty, bo chciałam omówić ją osobno. Otóż główni bohaterowie mają do dóbr materialnych stosunek wręcz ostentacyjnie lekceważący i jest to stale podkreślane. Jeszcze bym to jakoś przełknęła, gdyby z kolei osoby zaradne nie były tak jednoznacznie krytykowane, przynajmniej na początku serii. Rodzice Pawełka to para snobów ("Kłamczucha"), rodzice Tola ("Szósta klepka") - też, rodzice Klaudiusza ("Ida sierpniowa) - tak samo, właściwie tylko to o nich wiemy, a i ojciec braci Lisieckich ("Ida sierpniowa") nie powinien harować w Niemczech, tylko zająć się synami.
OK, ja wiem, że wiele osób, którym się w PRL-u wiodło, miało to i owo albo nawet sporo na sumieniu, no ale przecież nie wszyscy. 

Dziwny podział. Nie byłam nigdy w Poznaniu, więc może nie mam racji, ale pewna kwestia wydaje mi się po prostu statystycznie niemożliwa. Chodzi mi o to, że opisane w powieściach Musierowicz Jeżyce jawią się nam jako enklawa intelektualistów otoczona zamieszkanymi przez prostaków blokowiskami. Bracia Lisieccy mieszkają oczywiście w blokach, mająca problemy wychowawcze i pedagogiczne Ewa Jedwabińska ("Opium w rosole") - również, a kiedy grupa ESD ("Ida sierpniowa") chce się zająć "zaniedbanymi moralnie dziećmi z okolicy", to naturalnie myślą o jakimś lokalu w jednym z bloków. Wszak w kamienicach patologie nie występują. 

Kobiety i mężczyźni. W świecie stworzonym przez Musierowicz panie muszą koniecznie pół dnia spędzać w kuchni i dogadzać męskim podniebieniom. To one gotują, sprzątają, piorą, podczas gdy mężczyźni takimi trywialnymi sprawami się brzydzą i potrafią tylko marudzić (przykład). A już pan Ignacy Borejko jest pod tym względem po prostu niemożliwy - wszystkie domowe obowiązki spoczywały na barkach jego żony i córek, które mimo tego wszystkiego wciąż go uwielbiały. Raz w życiu, przed ślubem Idy ("Noelka"), postanowił uprać firanki, a w rezultacie spadł z drabiny i tylko narobił wszystkim kłopotu. W kolejnych częściach, o ile dobrze pamiętam, wysilał się tak dalece, że "programował" zmywarkę. 
Wiem, wiem, był to człowiek dobry i szlachetny, ale ja nie potrafię zachwycić się kimś, kto nigdy po sobie nie sprząta.

Z Jeżycjady wynika również, że Małgorzata Musierowicz wyjątkowo nie lubi pięknych kobiet. Ze wszystkimi olśniewającymi urodą dziewczynami coś tu jest nie tak - Julia ("Szósta klepka") to leniwa i kapryśna egocentryczka, Joanna ("Kwiat kalafiora"), kuzynka Borejkówien, jest próżna, Paulina ("Ida sierpniowa") jest dwulicowa i wyjada ludziom kurczaki, Matylda ("Opium w rosole") to wyrachowana kokietka. 

Mimo wszystko do Jeżycjady będę na pewno jeszcze wracać. Uważam, że nastolatki powinny wyrzucić książki Stephanie Meyer do kosza i wziąć się za powieści Musierowicz

55 komentarzy:

  1. Czytałam ten post potakując głową... A na koniec nią pokręciłam. Baaardzo lubię Jeżycjadę i niektóre książki podczytuję nawet teraz, będąc kobietą w wieku bądź co bądź dojrzałym. (Hihihi...)I mam do nich ogromny sentyment... (Tu napiszę jeszcze, że mam na myśli głównie te starsze książki, bo te nowsze trochę mnie nudzą...)A z powodu tego sentymentu jestem głucha i ślepa na wady. Tak, zgadzam się, że są (stąd potakiwanie), ale tak jakoś się dzieje, że wobec niektórych książek jestem zupełnie bezkrytyczna, wad nie widzę, albo je ignoruję. I zastanawia mnie tylko, kiedy autorka skończy serię. Jeśli zamierza ją wogóle skończyć... Bo ja będe te wszystkie książki czytać. Z sentymentu.

    Przez to wszystko mam ochotę sobie poczytać Jeżycjadę..! Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  2. Zaznaczam, że też jestem zagorzałą miłośniczką Jeżycjady, która towarzyszy mi od niepamiętnych czasów.
    Moje ulubione tomy to "Szósta klepka", "Kłamczucha", "Kwiat kalafiora" i "Opium w rosole".
    Do wad, o których wspominasz, dodałabym jeszcze:

    * Powtarzalność
    Problem dotyczy ostatnich tomów. W mojej pamięci zlewają się w niejasną całość.
    To jest problem z wszelkimi cyklami - z jednej strony rozstanie z bohaterami jest bolesne, z drugiej jednak autor powinien wiedzieć, kiedy powiedzieć "koniec". To nie jest na pewno decyzja łatwa, biorąc pod uwagę aspekt finansowy, naciski ze strony wydawnictwa i zdesperowanych czytelników, etc.

    * Ilość ≠ jakość
    Kwestia ściśle związana z poprzednią. Pisząc w takim tempie chyba nie sposób uniknąć schematów i uproszczeń, trudno też tworzyć głębokie, zapadające w pamięć na zawsze portrety psychologiczne.

    * Dziwne imiona
    Tu też kłania się statystyka. Wydaje mi się, że autorka trochę przesadziła z doborem oryginalnych i rzadko spotykanych imion. Mają sporo uroku, ale robią dość dziwne wrażenie.

    A kontynuując temat realizmu: zawsze mnie intrygowała sielanka panująca w tak małym mieszkaniu przy takiej liczbie mieszkańców, z których duża grupa to osoby w tzw. trudnym wieku.

    Wydaje mi się, że lubimy wracać do Jeżycjady nie tylko po to, żeby spotkać Borejków i ich przyjaciół, ale również samych siebie z czasów podstawówkowo-licealnych, gdy połykało się te powieści z entuzjazmem.

    OdpowiedzUsuń
  3. Czytało się, czytało;) Skończyłam z chwilą zakończenia podstawówki, bodaj na "Opium w rosole". Chyba uznałam, że wyrosłam z tych klimatów;)
    Do tej pory miło jednak cykl wspominam, a siostrzenicom cytuję "Kto mlaszcze, dostanie w paszczę";) Moje główne skojarzenie - ciepło.

    Może po tylu latach przerwy sięgnę po nowsze tomy i sprawdzę, kogo jeszcze pamiętam, i czy nadal pokutują tam stereotypy, o których wspominasz;)

    OdpowiedzUsuń
  4. W najnowszych tomach to dopiero są stereotypy i uproszczenia, o szaleńczo rozpasanych imionach nie wspominając:) Te starsze to naprawdę są wysublimowane pod każdym względem:) I proszę nie narzekać, że licealiści fascynują się filozofią i takimi tam, jako nastolatek dostałem na tym tle takich kompleksów, że a) przeczytałem Marka Aureliusza, który jest jedynym filozofem przeze mnie przeczytanym, b) ruszyłem do nadrabiania zaległości w klasyce i tak mi do dziś zostało. A, i jeszcze moje córki nazywają się Ida i Gaba. Co jednak znaczy siła literatury:P

    OdpowiedzUsuń
  5. rany, a ja nigdy nie czytałam Musierowicz. Czy to normalne? ;D

    OdpowiedzUsuń
  6. Bardzo ciekawe przemyślenia :)
    Co prawda przeczytałam tylko dwie pozycje. Oklepaną ,,Kłamczuchę,, i ,,Kwiat kalafiora,,.
    Wracam bardzo często, jeśli mam ochotę powspominać czasy podstawówkowe i wtedy przymykam oko na wszystko inne :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Właśnie - "Jeżycjada" jest niby pełna wad, a i tak ma tylu fanów (i to w bardzo różnym wieku). Bo do "Jeżycjady" miło wracać, bo u Borejków zawsze jest tak przyjemnie. Powtórzyłam całą serię jakieś półtora roku temu, więc na razie mi wystarczy, ale kiedyś jeszcze do Musierowicz wrócę.

    Nie przepadam tylko za najnowszymi tomami. "Sprężynę" mogę jeszcze znieść, ale "Żabie" czy "Czarnej polewce" zupełnie brakuje uroku wcześniejszych części.

    OdpowiedzUsuń
  8. Czytałam jak byłam mała tj. w podstawówce, potem kupiłam niepotrzebnie jeden z tych późniejszych/niepotrzebnych/na siłę pisanych i nawet nie przeczytałam do końca i ostatecznie nim zabiłam tę miłość(tu rzęsiste łzy).A serio to najlepiej jest mi teraz, więc nie mam sentymentu ani do Jeżycjady, ani do naszej-klasy, ani do tego nieszczęsnego 'czerwonego roweru' Kozłowskiej, którym kobiety się tak zachwycają na blogach.
    Też nie toleruję tych subtelnych panów wg których od ogarniania rzeczywistości są matki żony i kochanki, nawet w ukochanych muminkach mnie to denerwuje.
    Po latach myślę, że Jeżycjada ma wiele cech książki frustracyjnej,tak jak "Niania w NJ'. Tzn. bogaci są źli, świat czarno-biały, a piękne dziewczyny to pustaki.

    OdpowiedzUsuń
  9. Dabarai, ja też nastolatką nie jestem, ale książki dla dzieci i młodzieży lubię sobie czasami poczytać:). Z sentymentu albo dla odprężenia się.
    Czytałam, że "Kalamburka" miała być ostatnią częścią serii, ale autorka ugięła się pod presją żądań i błagań czytelników.
    Nie wiem, ile tomów jeszcze powstanie, ale pod koniec roku ma się ukazać kolejny pt. "McDusia". Nie pobiegnę do księgarni, ale kiedyś pewnie przeczytam.
    Również pozdrawiam;).

    Lirael, wymienione przez Ciebie tomy ja również zaliczam do ulubionych, a oprócz nich jeszcze "Idę sierpniową" - mam słabość do tej dziewczyny;).
    Powtarzalność to zarazem wada i zaleta. Z jednej strony schematy zaczynają nudzić, z drugiej - podobno najbardziej lubimy to, co już znamy. W prawie każdym tomie siedemnastoletnia mniej więcej smarkula poznaje miłość swojego życia, ale na szczęście romans to zwykle tylko jeden z wątków powieści, a towarzyszą mu humor i ciekawi bohaterowie drugoplanowi.

    Z jakością rzeczywiście różnie bywa, ale też nie powinno się oczekiwać wyjatkowej głębi psychologicznej w książkach dla młodzieży...

    Co do sielanki - właśnie, trudno sobie wyobrazić, że nie dochodziło do dantejskich scen pod łazienką:).

    Imiona mnie nie dziwią - w końcu pan Borejko był filologiem klasycznym. Zresztą ja mam słabość do rzadziej spotykanych imion - Eleonora, Marianna (wiadomo skąd), Aurora ("Czułe słówka) itd.; może dlatego, że moje imię jest najbanalniejsze pod słońcem: Ania, a drugiego nie mam wcale.

    W czasach podstawówkowo-licealnych byłam bardzo naiwna i niedojrzała, więc za bardzo za tym okresem nie tęsknię, chyba że podświadomie;).

    Anno, a ja pod koniec podstawówki dopiero zaczęłam to czytać:). Może lepiej przypomnieć sobie te najstarsze, najlepsze tomy? W każdym razie czytaj po kolei - w kolejnych częściach pojawia się mnóstwo różnych dzieci i łatwo o pomyłkę.

    zacofany.w.lekturze, no proszę, a ja myślałam, że tylko dziewczyny czytają Musierowicz;)! Ja po przeczytaniu początkowych tomów wyobraziłam sobie, że do liceum chodzą sami mądrzy i oczytani ludzie na poziomie, że tam będzie zupełnie inaczej niż w podstawówce... Rzeczywistość szybko pozbawiła mnie tych złudzeń:).
    Mnie starożytność niestety zupełnie nie pociąga. Za imieniem Gabriela nie przepadam, ale Ida podoba mi się bardzo.

    Mary, normalne, choć rzadko spotykane;) Myślę, że “Kłamczucha” mogłaby Ci się spodobać. Nie chodzi oczywiście o tytuł, po prostu wydaje mi się, że mogłabyś polubić główną bohaterkę:).

    biedronko, w takim razie polecam Ci jeszcze “Szóstą klepkę” i “Idę sierpniową” - na pewno przypadną Ci do gustu:).

    ultramaryno, rzeczywiście, kolejne tomy to już nie to samo. Może trudniej starszej już w końcu autorce pisać przekonująco o przygodach i uczuciach młodzieży XXI wieku?
    Części publikowane po “Pulpecji” czytałam tylko raz i wątpię, czy kiedyś do nich wrócę.

    porzadek_alfabetyczny, może wydam Ci się infantylna, ale ja nigdy nie pozbędę się sentymentu do książek mojego dzieciństwa:). W ogóle jestem sentymentalna, co objawia się np. w ten sposób, że płaczę na wzruszających filmach (najgorzej było na "Tańcząc w ciemnościach") i nie lubię niczego wyrzucać, bo każdy przedmiot coś mi przypomina.
    Jeżycjadę ratuje jednak poczucie humoru i to, że - jak wspomniałam - nastoletnia miłość to tylko jeden z wątków powieści.
    Tak, Mama Muminka chyba nigdy nie zdejmowała tego pasiastego fartucha. Ja tam najbardziej lubiłam Małą Mi;).

    OdpowiedzUsuń
  10. Masz rację, "Ida sierpniowa" też była świetna! Jak mogłam o niej zapomnieć.
    Ja za oryginalnymi imionami wręcz przepadam, ale ich nagromadzenie w realistycznej powieści uważam za trochę dziwne.
    Tu nie chodzi o córki pana Borejki, moim zdaniem ich imiona są piękne, ale o Mamerta, Genowefę, Klaudiusza, etc.
    Ciekawa jestem, czy oglądałaś adaptację filmową "Kłamczuchy"? Niestety, nie pamiętam tytułu. Była koszmarna! Poczułam się tak, jakby na moich oczach skalano świętość.
    Z przyjemnością przeczytałam autobiograficzne impresje Musierowicz "Tym razem serio: Opowieści prawdziwe", lubię też "Frywolitki".

    OdpowiedzUsuń
  11. @Elenoir: Żyjesz w świecie stereotypów:P Znam paru facetów, którzy lubią Musierowicz, głównie ze względu na aspekt humorystyczno-obyczajowy, a nie romansowy, rzecz jasna:)
    @Lirael: To się nazywało "ESD", chyba jakiś mix "Kłamczuchy" i "Kwiatu kalafiora". Krzyś Ibisz w tym grał, absolutny koszmar:P

    OdpowiedzUsuń
  12. sama czytam właściwie każdej jesieni 'listopad w dolinie muminków' więc jakby mi przyszło do głowy nazywać sentyment do książek z dzieciństwa infantylnym, to sama siebie bym kopała, a wystarczy mi w zupełności to, co funduje mi Amos Oz;)
    Ja po prostu nie mam sentymentu do Jeżycjady i dlatego nie mam przekonania do twojego pomysłu, żeby wyrzucić Meyer i czytać Musierowicz. Czy wolałabym, żeby mojej córce wydawało się, że do liceum chodzi się po to, żeby modlić się do kolegi z ławki (Meyer), czy też, że pieniądze są brudne, ładna kobieta to zła kobieta itd.(Musierowicz)? wydaje mi się, że Meyer czyta się w ogóle z nastawieniem, że to bzdurka jest, a Musierowicz,że to coś dobrego, w dodatku obraz świata z książek Musierowicz jest taki kusząco prosty, nie wiem czy to nie większe zło niż głupoty o wampirach.

    OdpowiedzUsuń
  13. Przeczytałam post i muszę się z nim zgodzić, choć w moich wspomnieniach Jeżycjada jest cudowna, ciepła, zabawna - same ochy! Kiedy czytałam te książki w podstawówce i liceum, świat w nich przedstawiony wydawał mi się bardzo realny, choć mój dom, moje miasto i moi znajomi byli inni niż Borejków. Przygodę z Jeżycjadą skończyłam na "Tygrysie i róży" albo "Kalamburce" - już nie pamiętam. Nie mogę zatem wypowiadać się co do wartości nowszych części serii. Pod podsumowaniem posta podpisuję się jednak obiema rękami: przy wszystkich tych stereotypach, uproszczeniach i idealizowaniu, książki M.Musierowicz są niebo lepsze od "Zmierzchu" itp. i warto po nie sięgać, zwłaszcza gdy jest się zakompleksioną/nym nastolatką/kiem (któż nią/nim nie był choć przez chwilę?) i brakuje wiary w to, że humor, inteligencja i dobre serce wystarczą, żeby znaleźć swoje miejsce w świecie i bratnią duszę. A weryfikację poglądów na równouprawnienie, zasady podziału domowych obowiązków i wpływ urody na charakter można przeprowadzić kilka lat później:)

    OdpowiedzUsuń
  14. Ja tez lubię wracać o książek już przeczytanych, ale Jeżycjady nie ma na tej liście. Czytałam prawie całą serię w podstawówce i do dziś wspominam ciepło, tę szczególną atmosferę (chyba tylko Musierowicz potrafi tak pisać ) i tę ralność, o której wspomniałaś. Jednak teraz po latach przekartkowałam chyba "Kłamczuchę" u mojej kuzynki i nie dostrzegam tam już tego wszystkiego, co pokochałam jako dziewczynka. Może jestem za stara ;) Ale sentyment do całej Jeżycjady pozostał ;)

    OdpowiedzUsuń
  15. :)) no dobrze że dodałaś że nie chodzi o tytuł :D
    Kłamczucha to mi się kojarzy, ale nie pamiętam, czy być może film widziałam? Wiesz, ja jakoś wolałam takie 'chłopięce' ksiązki typu Przygody Tomka Sawyera albo Nienackiego "Pan Samochodzik" wszystkie części.. coś w tym stylu.

    OdpowiedzUsuń
  16. Rzeczywiście sporo w Jeżycjadzie tych "nieżyciowości", choć - podobnie jak to napisała viv - stwierdzam to dopiero teraz, po latach, bo kiedy się miało te naście lat i pochłaniało się jedną część za drugą z wypiekami na twarzy, takie rzeczy nie raziły tak bardzo :) a te nowsze książki - też uważam, że nie mają już tego uroku, moim zdaniem "Kalamburka" pięknie zamknęłaby cały cykl, była taka "podsumowująca" i pożegnalna.

    OdpowiedzUsuń
  17. Mam sentyment do Jeżycjady, bo to lektura z dzieciństwa, zaczytana doszczętnie, może dlatego nie oczekiwałam od niej realizmu i nawet mi się ten snobizm intelektualny podobał. Ale nowe tomy już lekko denerwują- to, jak się przedstawia kobiety to jakiś dramat, naprawdę kiepskim wzorem dla potencjalnych młodych czytelniczek jest Pyza, która za chłopem idzie na fizykę, potem zalicza wpadkę i czeka aż on "dojrzeje" do roli i się nią zajmie! Natomiast lubię pyskatego Tygrysa i osobiście faworyzuję "Pulpecję" :) A co do tych rzadkich imion to osobiście zauważyłam taki pęd wśród "młodych, wykształconych z dużych miast", bo mam znajomych co to albo mają Leny albo Oliwiery albo Laury (socjologicznie ma to na pewno jakieś znaczenie, sama nie jestem bez winy, osobiście planuję Melanię :)). Ale i tak czekam na kolejny tom, chociaż "Kalamburka" była ostatnią częścią, do której wracam.

    OdpowiedzUsuń
  18. Tak sobie myślę,że jak mam wybierać między zbolałą idiotką ze 'Zmierzchu' lub Pyzą, która czeka aż on dojrzeje, to wybieram 'Carrie Diaries' Bushnell

    OdpowiedzUsuń
  19. @viv moja babcia dała mi, siostrze i kuzynce jednozdaniową lekcję feminizmu kiedy miałyśmy naście lat:) więc podział obowiązków domowych itd przerobiłam raczej wcześniej niż później i cieszę się że nie musiałam niczego weryfikować. po co karmić nasze córki czymś takim?

    OdpowiedzUsuń
  20. Cóż za kontrowersyjna seria - człowiek mógłby pomyśleć ;)

    Książki Musierowicz są moim lekarstwem na chandrę do dziś. Nie żadne landrynkowe Szwaje czy wyzwolone i pseudo zabawne Grochole. Stereotypy? Feminizm? Za dobre brzydale z tych Borejków? Jeśli pozbawilibyśmy te historie tych elementów, ktoś jeszcze by o nich pamiętał? O rodzinie blokersów, która nie czyta, ale ogląda telewizję, nie widuje się za dnia, a rozmowy ogranicza do pewnych formułek, próbuje robić kariery i zalicza kolejne etapy życia, bo tak się robi? To jest statystyczna Polska. Mało wychowawcza, niezbyt zachęcająca do samodoskonalenia, a przecież takie ma zadania literatura młodzieżowa.

    Czy niemożliwe jest, by kobieta lubiła zajmowanie się domem? Czy wychowanie dzieci zawsze jest jej wielkim życiowym poświęceniem? Czy autorka nie ma prawa swoich własnych wartości użyczać bohaterom, bo dla grona czytelniczek jest to niepoprawne politycznie? Z autobiografii autorki i rozmów z nią publikowanych można przekonać się, że w jej rodzinie pewna erudycja, niezwykły szacunek do wiedzy (wykształcenie), niesamowita gościnność (dla obcych również) czy silne więzi są czymś normalnym. I nie mówię, że są idealni. Ale odrzucanie świata jej wartości świadczy raczej o czytelnikach a nie o samej prozie.

    Skoro kolejne pokolenia sięgają po książki Musierowicz, to widać w pewnym wieku taki wyidealizowany obraz świata jest nam potrzebny. Po prostu. Nikt nie zmuszał i nie zmusi do czytania jej książek młodzieży. Tak było przed Meyer, Bushnell i agresywną promocją tego typu miernych autorów.

    PS. Wypadło jak kampania obronna, ale bić się nie będę, obiecuję :) Przyznam także, że nie przepadam za najnowszymi tomami serii. Nie za sprawą uproszczeń czy roli kobiet, ale raczej z powodu nowszych bohaterów.

    OdpowiedzUsuń
  21. @maiooffka: dlaczego wg ciebie Bushnell jest 'mierna'?

    OdpowiedzUsuń
  22. Porządek_alfabetyczny,
    Na pytanie "dlaczego" nie znam odpowiedzi. Może cierpi na niedobór witamin? Czekam na takie pobudzające talent od dawna ;)
    Za to mogę napisać "co" w jej SATC mnie nie przekonuje zupełnie. Słaby styl. Nachalny humor. Drewniane dialogi. Miałki dobór materiału.

    "Wygląda na to, że ostatnio Carrie ma ciągle zrobione włosy. Skarży się fryzjerowi:
    - Nie mogę sobie na to pozwolić.
    - Nie możesz sobie na to nie pozwolić - stwierdza jej stylista"
    Kurtyna w dół. Brawa. Moja potencjalna córka ma materiał do przemyśleń na kilka następnych dni.

    Czy jej książki czytano by u nas, gdyby nie serial? Czy serial odniósłby sukces, gdyby nie odeszli od formuły książki? Najbliższe jej tekstom są pierwsze odcinki, w moim odczuciu - najsłabsze z wszystkich serii.

    Oczywiście każdy lubi co innego. Nic mi do tego. Ale Bushnell zamiast Musierowicz dla młodzieży? Litości. Dla tych biednych duszyczek :P

    OdpowiedzUsuń
  23. Lirael, mój tata ma rzadko spotykane imię, znałam też kiedyś jednego Liwiusza, więc właściwie z wymienionych przez Ciebie imion dziwne wydaje mi się tylko Mamert. Moja babcia miała na imię Genowefa, tu był to tylko pseudonim Aurelii Jedwabińskiej:). A Klaudiusz – może jego rodzice lubili Gravesa?
    O adaptacji filmowej wcześniej nie słyszałam, ale poszukałam na filmwebie. Plakat jest okropny, poza tym piszą tam, że Gabrysia była brunetką! Znalazłam też kilka fragmentów na youtube. Rzeczywiście koszmar, w każdym razie w porównaniu z książkami.
    Nie czytałam innych niż Jeżycjada utworów Musierowicz, ale może kiedyś...

    zacofany.w.lekturze, tak, niestety, stereotypy otaczają mnie zewsząd, ale ja się nie poddaję;). Serio, nie znam osobiście żadnego mężczyzny, który czytałby Musierowicz:). Namawiam do lektury mojego P. Przez “Dumę i uprzedzenie” Jane Austen przebrnął, więc może i w tym przypadku odniosę sukces:).

    porzadek_alfabetyczny, nie mam dzieci, więc mogę sobie tylko poteoretyzować, ale wydaje mi się, że większy wpływ na ich światopogląd mają obserwacje poczynione w domu, a nie powieści. Polecałam Musierowicz zamiast Meyer, bo uważam po prostu, że Jeżycjada jest o wiele lepiej napisana niż saga Zmierzch (więc zgadzam się z viv), a Borejkowie i reszta to o wiele ciekawsi bohaterowie niż te beznadziejne wampiry. Świat wymyślony przez Musierowicz jest prosty i wyidealizowany, ale miło się weń od czasu do czasu zanurzyć. Dla równowagi można dziecku kazać czytać między jednym i drugim tomem Jeżycjady powieści Zoli czy Balzaka;).

    Ksiażek Bushnell nie czytałam (nawet nie oglądałam serialu na ich podstawie), więc na ich temat wypowiadać się nie będę.

    OdpowiedzUsuń
  24. viv, ja też dawniej tych wad nie dostrzegałam, teraz je widzę, ale co z tego - lubię sobie od czasu do czasu po kilka pierwszych tomów ponownie sięgnąć. Dla zakompleksionych nastolatek to rzeczywiście lektura jak znalazł:). Właściwie to... może wracam do tych książek, bo nadal mam kompleksy;)?

    przyjemnostki, może dlatego, że tylko kartkowałaś:)? Może lepiej czyta się te książki, kiedy dopada człowieka kiepski nastrój – wówczas Jeżycjada plus czekolada stanowią świetny środek zaradczy. Bywa też tak, że niektóre książki starzeją się dla nas zbyt szybko, a może to my za szybko dorastamy:).

    Mary, “chłopięce” książki też czytałam: cały cykl o Tomku Wilmowskim kilka razy, parę powieści Twaina i Karola Maya, do Nienackiego tylko jakoś nie mogłam się przekonać. “Dziewczęcych” powieści było jednak więcej, bo po prostu takie właśnie dostawałyśmy (ja i moja siostra).

    naia, właśnie “Kalamburki” nie doczytałam, ale nie prowadziłam wtedy bloga, więc nie pamiętam, dlaczego;). Na Wikipedii jest napisane, że po wspomnianej już “McDusi” ukaże się jeszcze “Silva rerum” - encyklopedia Jeżycjady. Może ona zakończy cykl?

    OdpowiedzUsuń
  25. ~ zacofany.w.lekturze
    Dziękuję Ci, chodziło mi właśnie o film "ESD". A Ibisza moja podświadomość wyparła całkowicie, zupełnie go nie zapamiętałam.
    Tytuł trochę mylący, niektórzy widzowie mogli spodziewać się transowych wizji, a tu poczęstowano ich Eksperymentalnym Sygnałem Dobra. :)

    OdpowiedzUsuń
  26. ~ Elenoir
    Straszliwie spięci aktorzy, wyglądający na studentów a nie licealistów, przemawiający do siebie smutnymi, drewnianymi głosami, kompletnie nie odbierający na tych samych falach co autorka powieści - tak zapamiętałam ten film. Zdecydowanie nie polecam.

    OdpowiedzUsuń
  27. Seso, ja zauważyłam powrót do imion “staropolskich”, tzn. popularnych wśród pokolenia naszych dziadków i pradziadków – Jan, Antoni, Józef itd. Gdyby w mojej klasie w podstawówce ktoś miał na imię Józef, to miałby ciężkie życie... No ale już lepszy Antoni niż Oliwier:).

    Snobizm intelektualny też robił kiedyś na mnie wrażenie, zwłaszcza że osobiście żadnych intelektualistów wtedy nie znałam;). Hmm... właściwie to i dziś nie znam.
    O ile w starszych tomach harujące kobiety i wylegujący się w tym samym czasie mężczyźni tak nie dziwili, bo takie były czasy i takie zwyczaje, to w powieściach, których głównymi bohaterkami są inteligentne i wykształcone dziewczyny, nasze rówieśniczki, mocno to już razi.

    maioofka, owszem, są kobiety, które po prostu lubią zajmować się domem, dziećmi i mężem i ja ich absolutnie nie krytykuję. (Ja sama nawet lubię sprzątać, zwłaszcza myć okna). Nie mam też za złe Małgorzacie Musierowicz, że o takich właśnie paniach pisze. Uważam jednak, że mogłaby od czasu do czasu napisać, choćby dla równowagi, również o parze, która dzieli się obowiązkami domowymi po równo. Przecież jej bohaterki również pracowały (choć pani Borejko chałpuniczo), tak samo jak ich mężowie, ale tylko one po pracy musiały jeszcze gotować, sprzątać i zajmować się dziećmi. Chyba jedynym facetem na te 18 tomów, który gotuje, jest Benard Żeromski, no ale on był wyjątkowy pod każdym względem:).

    Lirael, z fragmentu na youtube, do którego linkowałam, wynika, że dobrze zapamiętałaś. Ta Aniela jeszcze nie była taka zła, ale Danusia albo Pawełek... szkoda gadać.

    OdpowiedzUsuń
  28. Wychodzi jednak na to, że były dwa filmy: "Kłamczucha" i "ESD", i to drugie zdecydowanie gorsze, o ile coś może być bardziej drewniane:)

    OdpowiedzUsuń
  29. Szukałam jakiejś prostej i optymistycznej książki, którą mogłaby przeczytać 14latka zamiast Jeżycjady i Zmierzchu i nadal myślę o 'Carrie Diaries'. Maioofka bardzo ładnie udowodniła, że nie jest to arcydzieło, ale nie o to pytałam. Swoją drogą, ciekawe ile książek można by wyrzucić do śmieci, oceniając je po kilku wyrwanych z kontekstu zdaniach...Anyway, podstawowa różnica między bohaterką Zmierzchu i kobietami z Jeżycjady a Carrie jest taka, że Carrie zajmuje się sama sobą. To niby nic takiego, ale spróbujcie obudzić się i pomyśleć: 'co mogę dziś dla siebie zrobić?'. W Zmierzchu i Jeżycjadzie kobietom nawet nie przyjdzie to do głowy. Jasne, że Carrie przejmuje się fryzurą, klikami w szkole, chłopakiem, jak wszystkie nastolatki. Ale poza tym walczy o to, co dla niej ważne, próbuje pisać i za wszelką cenę dostać się do Nowego Jorku, i jest naprawdę zdeterminowana. Jasne, że to prosta książka z optymistycznym zakończeniem. Ale jej optymizm nie bierze się ze snobizmu, i tego mocno niefajnego dzielenia ludzi na lepszych i 'materialistów' lansowanego w Jeżycjadzie. Carrie nie czerpie sił życiowych z modlenia się do swojego chłopaka (jak panna ze Zmierzchu), tylko z siebie.
    Pewnie, że najważniejsze jest to, co dziecko zobaczy w domu, ale myślę, że to co czyta, jest też bardzo ważne.
    I, wbrew podejrzeniom maioofki, nie czepiam się wcale kobiet które zajmują się domem. Sama spędzam długie godziny w kuchni, ale nie dlatego,że mój chłopak nie umie gotować (umie i to jak!) czy dlatego,że gotowanie jest poniżej jego godności, tylko dlatego, że lubię gotować. To duża różnica.
    A w ogóle to nie pamiętam, kiedy ostatni raz szukałam pocieszenia w książkach, może to o to chodzi i dlatego nie rozumiem zachwytów nad Jeżycjadą?

    OdpowiedzUsuń
  30. Elenoir, chyba się wytłumaczę - podtrzymuję to co napisałam, tylko że nie było to wymierzone w Twój wpis. Natrafiłam niegdyś na forum gazety, gdzie atak na książki Musierowicz był masowy i zupełnie dla mnie niezrozumiały - albo kupujemy wersję o wyjęciu "całych i zdrowych" babci i Czerwonego Kapturka z brzucha wilka, albo nie sięgamy po bajki więcej. Nie odezwałam się jednak w tych dyskusjach, by nie burzyć atmosfery kółka wzajemnej adoracji. I teraz czytając Twój wpis, dałam upust moim emocjom wówczas zrodzonym. Obudziłaś potwora ;P

    Z bohaterek 'wyzwolonych' przychodzi mi do głowy: Ida, zupełnie nie przypomina Matki Polki wybierając karierę lekarki, która nieregularnie i w doskokach bywa w domu; następnie Aniela - artystka totalna; Tygrys również nie zapowiada się na kapłankę domowego ogniska; a Nutria i Robrojek? Nie odbieram ich jako krytyki takiego sposobu na życie - te postacie odmalowane są równie ciepło i pozytywnie, co "potulna" cześć obsady. Mam raczej wrażenie, że dla Musierowicz istotne jest ukazanie jakości więzi rodzinnych, które często tracą na pogoni za majątkiem, sukcesem. Ona jeszcze dostrzega różnice między pasją a zwykłym nienasyceniem materialnym.

    Niech sobie ci niedzisiejsi Borejkowie będą swoistą foremką wzorniczą, w myśl idealizmu platońskiego, niech stanowią wyzwanie dla charakteru, bo przecież w życiu chcielibyśmy właśnie takich ludzi spotykać: inteligentnych, otwartych, uczynnych pasjonatów, otaczających opieką słabszych, gotowych bezinteresownie wyciągnąć rękę. Bajka, ale niemożliwa tylko z powodu ludzkich ułomności, a nie braku różdżki magicznej i smoka.

    OdpowiedzUsuń
  31. Porządek_alfabetyczny,
    A o co pytałaś, bo sądziłam, że o mój stosunek do pisarstwa Bushnell? Wybrana przeze mnie scenka niczym nie odbiega od reszty tekstu. Nie musiałam daleko szukać. Dobre książki otwiera się na dowolnej stronie i trudno je odłożyć. Z Bushnell tak nie ma.

    Carrie faktycznie nie ma nic wspólnego ze snobizmem - za wszelką cenę chce dostać się do NY, ubierać w markowe ciuchy i odwiedzać tylko modne kluby. Naprawdę uważasz, że myślenia o sobie samym trzeba uczyć właśnie nastolatek? Których świat rozpada się, gdy rodzice nie zafundują kolejnej bluzki a znajomi nie zaproszą na imprezę? Okres dojrzewania jest właśnie czasem wybitnego skupienia się na sobie, brakiem dystansu do własnej osoby, skupieniem się na własnych potrzebach i rojeniach. Wskazówki amerykańskiej, dość pustogłowej panienki wydają się raczej zbędnym vademecum w tym wieku - kiedy właśnie altruizmu i wyjrzenia dalej niż czubek własnego nosa trzeba się nauczyć.
    Musierowicz stara się wychowywać, a nie tylko zabawiać "prostą i optymistyczną" historią. Rozumiem, jeśli jej sposób nie trafia do każdego czytelnika (naprawdę!). Ale jednak literacko Bushnell również daleko do poziomu polskiej autorki.

    Ok, rozumiem, że my możemy lubić gotować i dbać o dom, ale bohaterki książek już nie? Bo jest to im narzucone, tak? Przez autorkę? Ucisk kobiet przez kobietę? Nie kojarzę bowiem nigdzie fragmentów, gdzie bohaterki Jeżycjady byłyby zmuszane do siedzenia w domu, wbrew własnej woli i przekonaniom. Może jest to zatem pewna nadinterpretacja czytelnicza? Lepiej wiemy co one czują? Choć jesteśmy ponad to, ponieważ same tak nie czujemy - robimy w życiu tylko to, co lubimy ;)

    Dodam jeszcze, że nie namawiam tutaj do lubienia Jeżycjady! Uważam tylko, że idealizm jest wpisany w wiek dojrzewania (stąd idole, kompleksy itd) i lepiej żeby przekuwać takie potrzeby w coś pozytywnego. Z drugiej strony: gust czytelniczy można w sobie wyrobić i równanie w dół do mało wartościowych czytadeł nie jest najlepszym prezentem, jaki możemy dzieciakom sprawić.

    OdpowiedzUsuń
  32. no właśnie ona nie skupia się na swoich rojeniach, tylko na swoich planach, a to spora różnica.i to nie snobizm, tylko lust for life, i to też jest różnica. i nie wierzę, że książki mogą 'wychowywać'.

    OdpowiedzUsuń
  33. @porzadek_alfabetyczny: trochę mi podniosłaś ciśnienie tym ostatnim stwierdzeniem, bo uważam, że książki (te dla dzieci i młodzieży, bo pal licho to, co czytają dorośli) nie tylko mogą, ale i powinny wychowywać. Mają uczyć współczucia, wartości przyjaźni itepe. Mają pokazywać, co to zaufanie, lojalność. To wszystko brzmi górnolotnie, ale nic na to nie poradzę. Wymaga też wysiłku od rodziców, bo moja pięciolatka wolała drukowane na kredzie Smerfy i inne kucyki niż moje kryzysowe wydania Muminków i różnych dyplomatycznych zachodów wymagało przekonanie jej, żeby chociaż zaczęła słuchać. Jak już zaczęła, no to wiadomo, sama żądała kolejnych tomów.

    OdpowiedzUsuń
  34. @ zacofany.w.lekturze: ja mojej pięciolatce też czytam muminki, ale nie dlatego, że wychowują, ale dlatego, ze przyjemnie je czytac. czytalam jej tez kucyki, wrozki,ksiezniczki i co tylko chciala, we wszystkich kolorach różu.czytamy wyłącznie dla przyjemności, duzo, codziennie.

    OdpowiedzUsuń
  35. "no właśnie ona nie skupia się na swoich rojeniach, tylko na swoich planach, a to spora różnica.i to nie snobizm, tylko lust for life, i to też jest różnica."
    Z prawdami objawionymi dyskutować pewnie nie powinnam. A jednak określanie siebie poprzez metkę na spódnicy czy miejsce zamieszkania nie brzmi jak "lust for life", która to fraza oznacza głód przeżyć i doświadczeń a nie dóbr materialnych. Bliżej takiemu podejściu do snobowania się właśnie, rozumianemu jako powielaniu pewnych schematów, by za wszelką cenę upodobnić się do podziwianej sfery społecznej, stojącej w mniemaniu powielacza wyżej oczywiście.
    Nie odnosisz się do żadnych argumentów tylko wyrwanych słówek. Krytyka Carrie to jakiś osobisty temat? Bo dla mnie ciekawsze wydało się interpretowanie bohaterek Musierowicz jako zmuszanych do prac domowych. Nie wiem skąd taka opinia, więc czekam na jakieś rozwinięcie. Bo przecież postaci literackie nie mogą być złe tylko dlatego, że nie utożsamiamy się z nimi, prawda?

    Nie mam zamiaru przekonywać Cię, do czegoś co jest faktem - książki wychowują i to od wieków. Nie zamiast rodziny czy bliskich, ale dodatkowo. Nie przypadkiem współcześnie powstają liczne bajki terapeutyczne, które treściowo wypełniają luki tematyczne nie objęte poprzez tradycyjne baśnie, podania i bajki. Podobnie jest z literaturą młodzieżową, której wartość również zależy od tego, jak radzi sobie z problemami typowymi dla wieku docelowych czytelników. Uczymy się przez naśladownictwo, od urodzenia do śmierci, a książki rozszerzają wachlarz poznawanych przez nas sytuacji życiowych i postaw. Przygotowują nas na pewne dylematy, poddają naszej ocenie wybory bohaterów.

    OdpowiedzUsuń
  36. @porzadek_alfabetyczny: ja też czytuję córce różowe wróżki, bez (mojej) przyjemności. Bo chciałbym, żeby jednak cokolwiek z tej lektury wyniosła oprócz oszołomienia całą tą różowością. I mam cichą nadzieję, że jednak uda mi się w niej zaszczepić chęć słuchania opowieści, które nie zapewniają tylko chwilowego oczopląsu na widok ilustracji:)

    OdpowiedzUsuń
  37. Wiem m.in. po sobie, że książki potrafią wychować, dobry polonista umiejętnie rozmawiający o lekturach - również. Nie jest nowością, że książki dla dzieci i młodzieży właśnie pod tym kątem są często pisane. Pamiętam z dzieciństwa hasło: "Książka uczy, bawi, wychowuje";)

    OdpowiedzUsuń
  38. @zacofany.w.lekturze: myślę, że ten róż za chwilę im się znudzi, inne książki są po prostu ciekawsze. a jeśli chodzi o ilustracje, to niektóre książki panny Z. są w 99% nimi wypełnione,i to też nie szkodzi.Yumi, D.O.M.E.K, D.E.S.I.G.N., Miasteczko Mamoko to są książki do oglądania,ale co tam można zobaczyć! zwłaszcza, że dzieci patrzą uważniej od nas.
    Ja mam cichą nadzieję, że uda mi się pannę Z. przekonać do tego, że książki to jest świat 100% wolności, takiej, której na próżno szukać gdzie indziej, a z której tak wielu ludzi dobrowolnie rezygnuje.

    OdpowiedzUsuń
  39. @wszyscy wierzący w to że książki wychowują: ok, rozumiem, ale ja nie wierzę, to tak jakbyście mnie próbowali przekonać do tego że bóg istnieje

    OdpowiedzUsuń
  40. @maioofka: Nie, to nie jest osobisty temat. Po prostu takie ćwiczenie: bronić książki, którą tak łatwo jest krytykować. ale jestem tym już zmęczona, zwłaszcza, że ja piszę o 'carrie diaries' a ty o metkach z serialu, którego nawet nie lubię (a książkę 'Seks w wielkim mieście' lubię bardzo). I tak, to co ma w sobie Carrie z 'Carrie diaries', to jest lust for life (rozumiany właśnie jako 'głód przeżyć i doświadczeń ') i ten rodzaj energii i determinacji, który jest mi bliski. może dajmy już sobie spokój?
    A co do kobiet w Jeżycjadzie, to nawet największe fanki serii piszą w komentarzach, że Musierowicz przesadziła.

    OdpowiedzUsuń
  41. @porzadek_alfabetyczny: toteż nic na siłę, chce różowe wróżki - ma różowe wróżki, ale jednak trzeba dziecku pokazywać, że poza tym istnieje cały świat mniej różowy:P
    A co do tych przegięć w Jeżycjadzie, to zdaje mi się, że awantura wybuchła o "Żabę" i to kretyńskie potraktowanie Pyzy, która ma czekać aż ukochany "dojrzeje". Mnie osobiście też krew zalała, natomiast nigdy wcześniej nie traktowałem kobiet w tych powieściach jako kuchennych niewolnic, więc nie uogólniałbym tak dalece:)

    OdpowiedzUsuń
  42. P_a,
    Fakty nie potrzebują wiary. Tak jak nie trzeba wierzyć w istnienie bakterii, by zostać przez nie zarażonym.

    Nie rozumiem też po co zaczynać dyskusję, skoro jedyna odpowiedź w temacie właściwym, to zasłanianie się opiniami innych. Plus protekcjonalne traktowanie rozmówców.


    Zacofany w lekturze,
    E tam, od razu zalewać się krwią! Wybranek miał tylko "lust for life", a to przecież takie piękne i inspirujące! ;P

    OdpowiedzUsuń
  43. @maiooffka: Jeśli chodzi o protekcjonalne traktowanie rozmówców, to dałaś mi kilka lekcji na tym blogu. Może nie rozumiesz, po co zaczęłam dyskusję, ale chyba rozumiesz, czemu ją kończę.

    OdpowiedzUsuń
  44. P_a,
    Nie sądzę, żebyś potrzebowała jakichkolwiek lekcji akurat w tym względzie.
    Swoją drogą, było to bardzo ciekawe doświadczenie - przekonać się, jak osoba domagająca się rzeczowych dyskusji na blogach, traktuje osoby o innych niż własne poglądach.

    OdpowiedzUsuń
  45. zacofany.w.lekturze28 lutego 2011 09:19

    @maiooffka: niech sobie wybranek ma dowolny lust, tylko czemu wszyscy się uparli go tej Pyzie nieszczęsnej wpychać w objęcia, no naprawdę:P

    OdpowiedzUsuń
  46. Zacofany w lekturze,
    Nie mogłam sobie przypomnieć tego, o czym napisałeś, więc przekartkowałam "Żabę". Oni tam raczej spierają się między sobą, jak postąpić, ale przede wszystkim - jak ochronić Różę przed rozczarowaniem. Takim jakie spotkało Gabę. Fryderyka broni Mila, surowo krytykuje Ignacy, Gabrysia mu nie ufa, a Ida wygłasza opinie naukowe o konieczności posiadania obojga rodziców. Front nie jest więc jednolity. Jak w życiu - każdy ma swoje "dobre" rady ;)
    Ale, jak napisałam, to tylko przekartkowanie - może zrobię sobie powtórkę dla pewności.

    A jak ma się to 'doradzanie' Róży do kwestii miejsca kobiet w powieściach Musierowicz? Bo ja sądziłam, że dyskusyjne jest obarczanie pań domowymi pracami, a ta ciąża zdaje się nie mieć z tym nic wspólnego. Czy też ma? :)

    OdpowiedzUsuń
  47. Będę miał wyrzuty sumienia, jeśli z mojego powodu będziesz musiała jeszcze raz czytać "Żabę". Mnie się ogólnie nie spodobał pomysł autorki na rozwiązanie całej sytuacji. Najpierw robi z Schoppego egoistę zapatrzonego w czubek własnego nosa, a potem urządza łzawe sceny pojednania. Buech. A rodzina Borejków w tej sytuacji trzymała się dzielnie i szlachetnie. Nic to nie ma moim zdaniem do kuchennego niewolnictwa. Natomiast dyskusja, jaka się na ten temat toczyła bodajże na forum GW, to inna para kaloszy. Zdaje się, że autorka obrywała głównie za swój zaściankowy katolicki tradycjonalizm i za to, że jednak jakimiś pokrętnymi sposobami tego Fryderyka zawlokła przed oblicze brzemiennej:) Na szczęście nie miałem wtedy czasu się w te boje wczytywać.

    OdpowiedzUsuń
  48. zacofany.w.lekturze, rzeczywiście – pisałam o “ESD”, a linkowałam do fragmentu “Kłamczuchy”. Mój błąd. Nie wiem, jak to wyjaśnić:(. Może to dlatego, że nie jestem przyzwyczajona do tylu komentarzy. Zwykłam odpowiadać na każdy i nie stanowi to problemu, gdy jest tych komentarzy kilka; teraz pojawiło się ich kilkadziesiąt i wszystko mi się pomieszało:). Nie spodziewałam się, że ten wpis wywoła taką dyskusję:).

    maiooffko, ja też nie znoszę kółek wzajemnej adoracji! Kiedy pod moimi postami pojawiają się same pozytywne komentarze, to zaczynam się niepokoić, czy i na tym blogu nie powstaje coś takiego. Na szczęście chyba nie:).

    Podkreślę raz jeszcze – bardzo lubię powieści Małgorzaty Musierowicz (te starsze), nawet do nich od czasu do czasu wracam, choć przecież tzw. targetem od dawna nie jestem:). Lubię je za poczucie humoru, fajnych bohaterów, ciepło i optymizm. Tu napisałam akurat głównie o drobnych wadach, ale wydawało mi się, że mój wpis zachęca jednak do ich lektury.

    Aniela jest postacią pierwszoplanową tylko w “Kłamczusze”, drugoplanową w “Kwiecie kalafiora” i “Brulionie Bebe B.”, potem pojawia się już rzadziej. Szczerze mówiąc nie pamiętam zbyt dobrze, jaka była Ida po ślubie, więc może masz rację. Co do Tygrysa i Nutrii – może się na kapłanki nie zapowiadały, ale Gabrysia początkowo też nie.
    Nie twierdziłam nigdzie, że nad bohaterkami Jeżycjady stali z nahajmi ich mężowie czy narzeczeni. Faktem jest jednak istnienie pewnej presji społecznej, presji opinii publicznej, która skłaniała i skłania kobiety do myślenia przede wszystkim o mężu i dzieciach, a o sobie na końcu. Jeśli nie przygotuje codziennie dwudaniowego obiadu dla całej rodziny, to czuje się gorsza. Jeśli na święta dom nie lśni czystością, to ona jest winna. Itd. Na całe szczęście to się zmienia, choć ja uważam, że zbyt powoli. Może Małgorzata Musierowicz rzeczywiście stykała się tylko ze szczęśliwymi paniami domu, których nikt do niczego (przynajmniej wprost) nie zmuszał, ale pisarze są podobno obdarzeni dużą wyobraźnią i spostrzegawczością, więc może i o problemie braku równouprawnienia mogłaby choć w jednym tomie wspomnieć.
    Jeśli w następnej powieści Musierowicz pojawi się bohaterka, która podzieli się obowiązkami domowymi po równo ze swoim mężem czy partnerem, pomyśli od czasu do czasu tylko o sobie, a jednocześnie będzie szczęśliwa i miła, to przestanę marudzić:). Obiecuję!;)



    Nie czuję się kompetentna, żeby wziąć udział w dyskusji o wychowywaniu dzieci, bo ich nie mam. Wspomnę tylko, że moim zdaniem książki mogą wpływać na wychowanie dziecka, choć większą chyba rolę odgrywa w tym procesie rodzina i otoczenie. Czy szkoła, lektury i nauczyciele też, o czym wspomniała Anna? Z tym to chyba różnie bywa...
    Gdybym kiedyś dzieci jednak miała, to chciałabym, żeby czytały różne rzeczy – i o różowych wróżkach, i o Muminkach, i o Borejkach, i o egoistkach, które wiedzą, czego chcą, co postulowała porzadek_alfabetyczny, i o hobbitach, i o wiedźminach, i w ogóle o wszystkim. Żeby czytały.

    OdpowiedzUsuń
  49. Przede wszystkim powinna wychowywać rodzina, ale książki i szkoła powinny wspomagać, bo nie każdy ma światłych rodziców;). Gdyby nie sensowni nauczyciele (w rażącej mniejszości) nie zainteresowałabym się np. teatrem. Książki w domu mi podsuwano, ale o nich nie rozmawiano, a to za mało dla młodego człowieka;)

    OdpowiedzUsuń
  50. Moi rodzice nie czytają książek, ale kiedy byłyśmy z siostrą małe, to mama albo babcia czytały nam bajki. Potem nauczyłam się czytać sama (tzn. pewnie ktoś mi pomógł, ale zupełnie tego nie pamiętam) i... zaczęło się;). Niestety nikt mi w kwestii lektur nigdy nie doradzał, zawsze wybierałam je sobie sama. Może dlatego mam takie braki w znajomości klasyki;). W moich szkołach nauczyciele cieszyli się, kiedy przeczytało się lektury, raczej nie przychodziło im do głowy, żeby zachęcać do czegoś więcej.

    OdpowiedzUsuń
  51. u mnie prawie wszyscy czytają, ale prawie nic się o przeczytanych książkach nie mówi, tzn. nic ponad 'podobało mi się'/'nie podobało mi się'. w sumie zaczęłam uważać to za normalne, i do tej pory nie pozwalam sobie właściwie na jakieś bardziej osobiste wynurzenia na temat tego, co czytam. tak jakby czytanie było czymś bardzo intymnym - i może jest.
    a jednak zaczęłam blożyć, co samą mnie dziwi.
    jeśli chodzi o moją wiarę w to że szkoła wychowuje...hmm... pewnie to znowu jakieś bakterie, które po prostu są, ale może ja nie mam obniżonej odporności i na mnie to nie działa. zmarnowałam np. pół roku w klasie o profilu humanistycznym, który powinien się moim zdaniem nazywać 'schronienie dla tych, którzy boją się matematyki'.
    moje oczekiwania co do szkoły, do której za chwilę pójdzie panna Z. są takie: proszę, żeby zaniedbaniem, głupotą i 'przerabianiem' lektur nie zmarnowali tego, co z jej tatą i dziadkami wypracowaliśmy przez te kilka lat.

    OdpowiedzUsuń
  52. Nie twierdzę, że trzeba dzieciaka przepytywać z przeczytanej książki, dobre i ogólne uwagi typu fajne/niefajne, podobało mi się to i owo, bardziej niż...
    A czy rozmawiając z kimś o konkretnej książce nie macie wrażenia, że dyskusja daje pełniejszy obraz? Często można zwrócić uwagę na coś, co wcześniej umknęło.
    Co do nauczycieli: mój polonista napomykał np. że kwestia X świetnie została pokazana przez Kapuścińskiego w "Cesarzu" i zainteresowani szli do biblioteki;)
    Macie rację: dobry nauczyciel to unikat.

    OdpowiedzUsuń
  53. @ czytanki anki: co do rozmów o konkretnych książkach, to jestem wielką fanką. przez jakiś czas uczestniczyłam w spotkaniach dyskusyjnego klubu książki i było to niesamowite przeżycie http://porzadekalfabetyczny.blox.pl/tagi_b/132564/Dyskusyjny-Klub-Ksiazki.html

    OdpowiedzUsuń
  54. Zacofany w lekturze,
    Czytanie Musierowicz nie jest dla mnie karą! Nawet jej ostatnie powieści mają nadal urok - słabszy, zatruty dorosłym spojrzeniem, ale mają :) Zatem sumienie masz czyste, przynajmniej w tym względzie :P

    Elenoir,
    Wydaje mi się, że wszystkie dorosłe postaci tracą status głównych bohaterów w Jeżycjadzie. Tworzą tło. Są wśród nich kobiety zajęte karierą i domem. Jak w życiu, tylko trochę inaczej ;)

    A co do wychowania - przez szkołę, rodzinę, książki - znając znaczenie pojęcia, łatwiej o tym dyskutować. Wychowanie to coś więcej niż nauka matematyki.

    OdpowiedzUsuń
  55. @Maiooffka: Skoro mnie rozgrzeszyłaś, to mam czyste sumienie w każdym względzie:P

    OdpowiedzUsuń

"Błogosławieni, którzy nie mając nic do powiedzenia, nie ubierają tego w słowa". Z drugiej strony lubię meandrujące dyskusje, więc komentarze nie na temat również są tu mile widziane;).

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.