Impresje

czwartek, 5 listopada 2009

POKÓJ Z WIDOKIEM

Tytuł: POKÓJ Z WIDOKIEM
Autor: E.M. FORSTER
Pierwsze wydanie: 1908

Wydawnictwo: Oxford Educational
Seria: Klasyka romansu
Rok: 2003
Stron: 240

Ocena: 4/5

Najpierw zachwycił mnie film wyreżyserowany przez Jamesa Ivory'ego. Przepiękne zdjęcia, zwłaszcza Florencji, wspaniałe role, kostiumy, muzyka. Naturalnie, jak to ja, musiałam przeczytać i książkę, na podstawie której powstał scenariusz (nagrodzony Oscarem).
Z punktu widzenia współczesnego czytelnika cała historia może się wydawać nieco banalna. Ostrzegam, będą spoilery, ale przecież romansów nie czyta się tylko dla fabuły...
Młoda Angielka, Lucy Honeychurch, zwiedza Włochy w towarzystwie kuzynki, Charlotte Bartlett. Panna Bartlett była sporo starsza niż Lucy, kurczowo trzymała się skomplikowanych reguł dobrego wychowania, starała się być pomocna i miła, przez co denerwowała wszystkich naokoło.

Panie przybyły właśnie do Florencji i zatrzymały się w dwóch zarezerwowanych wcześniej pokojach w pensjonacie Bertolini.
W liście obiecano im pokoje z widokiem na Arno, a w rzeczywistości okna wychodziły na podwórze. Kuzynki rozmawiały o tym przy kolacji, przy wspólnym stole. Na wieść o ich problemach jeden z gości, pan Emerson, który wraz z synem George'em zajmował dwa pokoje z widokiem, zaproponował zamianę. Panna Bartlett czuła się urażona tak brutalną propozycją i naturalnie odmówiła - nie wypadało, żeby Lucy cokolwiek zawdzięczała obcym mężczyznom, w dodatku, jak podejrzewała Charlotte, socjalistom. W końcu jednak doszło do zamiany pokoi i zacieśnienia znajomości z Emersonami. Przyczynił się do tego pan Beebe, również gość pensjonatu, który od niedawna objął parafię, w obrębie której na stałe mieszkała Lucy. George Emerson, ponury, szukający sensu życia młody człowiek, oczywiście zakochał się w pannie Honeychurch. Co więcej, okazał to całując Lucy. Piękne okoliczności przyrody, w jakich do tego doszło, nie stanowiły w oczach panny Bartlett wystarczającego usprawiedliwienia dla tak ohydnego czynu; również Lucy, pod wpływem kuzynki, tak to oceniała. Następnego ranka udały się do Rzymu.

Tę część podróży spędziły głównie w towarzystwie Cecila Vyse'a i jego matki, których znały od lat. Pan Vyse był inteligentny, oczytany, wykształcony, zamożny oraz wyniosły, niesamowicie sztywny i złośliwy. Lucy przyjęła jego oświadczyny, choć dopiero za trzecim razem; mieli się pobrać za parę miesięcy. Tymczasem w Summer Street (w pobliżu domu Lucy) zamieszkał pan Emerson. Odnowienie znajomości z nim i jego synem, który przyjeżdżał na weekendy, było nieuniknione, choć bardzo krępujące.
Lucy na swój sposób kochała Cecila, ale powoli uświadamiała sobie, że i George nie jest jej obojętny. Cecil widział w niej piękną, umuzykalnioną i tajemniczą nieco pannę,która pod jego kierunkiem stałaby się osobą wykształconą. George kochał ją za to, kim już była. Wybór między nimi z pozoru może i prosty. Ale nie zapominajmy, że akcja toczy się na początku XX w., zaręczyny z Cecilem już ogłoszono, no i nie wypadało rzucać jednego mężczyzny dla drugiego.

Forster przy okazji porusza w tej powieści kilka spraw. Sztywne konwenanse, które każą życzliwość traktować jak chamstwo, a szczerość i bezpośredniość jak prostactwo i nietakt. Konflikt między narzucaną  młodym ludziom w procesie wychowania wiktoriańską pruderią a rzeczywistymi odczuciami i uczuciami, których musieli się wstydzić. Angielscy turyści za granicą, nie ruszający się nigdzie bez bedekera, który dyktuje im, czym i jak się zachwycać. Lubię styl pisania tego autora; czytałam jeszcze "Drogę do Indii" i "Howards End", które również mi się podobały. W tej powieści zdecydowanie dominują dialogi, nawet kiedy bohaterowie zwiedzają włoskie zabytki; mimo to każdy z nich jest interesująco przedstawiony, najpełniej za pomocą jakiejś scenki - panna Bartlett rozliczająca się z pieniędzy za powóz, panna Lavish zachwycająca się zapachem florenckich rynsztoków, niezdarny pocałunek Cecila i Lucy.

Ponieważ najpierw obejrzałam ekranizację, a potem dopiero przeczytałam powieść, Charlotte Bartlett zawsze wygląda dla mnie jak Maggie Smith, Eleonora Lavish jak Judi Dench, Cecil jak Daniel Day-Lewis itd. Kto kojarzy tego ostatniego aktora tylko z "Ostatniego Mohikanina" albo z "Aż poleje się krew" musi zobaczyć scenę, w której ogania się od pszczół. Bardzo polecam i powieść i film.

Jeszcze jedno - tłumaczenie. Ten akurat egzemplarz kupiłam w Taniej Książce przy Brackiej za 8 zł. Przekładu dokonała Halina Najder. Szczerze mówiąc średnio mi się on podoba. Miejscami jest zbyt dosłowny, bo co to niby są "wartości dotykowe" fresków Giotta??? Z drugiej strony w oryginale do pana Beebe'a i o nim mówiono "Mr. Beebe", a nie "proszę księdza"! Dawno dawno temu czytałam tę powieść w innym przekładzie (ale nie pamiętam autora), mniej może wiernym oryginalnemu tekstowi, ale lepszym literacko.
W tym wydaniu na końcu znajduje się krótki tekst Forstera z 1958 r., który opisuje, jak wyobraża sobie dalsze losy bohaterów "Pokoju z widokiem".

7 komentarzy:

  1. Książki Forstera nie czytałem, ale film jest rewelacyjny - bardzo go lubię!
    Skoro "Pokój z widokiem" Ci się podobał, polecam w tych klimatach ostatnio wydaną u nas debiutancką powieść Virginii Woolf "Podróż w świat". Też Anglicy za granicą, konflikt między pruderią, konwenansem a uczuciami i wiele, wiele więcej...

    OdpowiedzUsuń
  2. Jeśli to też jest napisane techniką strumienia świadomości, to ja podziękuję. Próbowałam przeczytać "Fale", ale ten typ narracji jakoś mi nie odpowiada.

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie, to zupełnie inny rodzaj prozy. To debiut Virginii, jeszcze nie wykształciła w pełni swojego stylu. Zapewniam, że to przepyszna lektura (wkrótce napiszę coś o niej na swoim blogu). A swoją drogą, akurat "Fale" są najbardziej radykalną formalnie książką Virginii. Nic aż tak trudnego już nie napisała. :)

    OdpowiedzUsuń
  4. oj jestem ogrooomną fanką filmu, od tego seansu obejrzałam wsyzstkie filmy z Danielem Day-Lewisem i stałam się jego wierną fanką (scenka o której wspomniałaś albo pocałlunek!)
    do książki z pewnością sięgnę jak tylko będę miała okazję :) Bardzo dobra recenzja!

    OdpowiedzUsuń
  5. snoopy, "Fale" były nie tyle trudne, co ... hmmm... trochę zbyt jednostajne, choć miejscami urocze. Bohaterowie nie za bardzo mnie zainteresowali. Czekam na twoją recenzję "Podróży":)

    papierowa latarnia, dzięki:) Zgadzam się, że Daniel Day-Lewis to świetny aktor, choć moim ulubionym jest Geoffrey Rush.

    OdpowiedzUsuń
  6. Tłumaczenie (ja mam wydanie z biblioteczki "Zwierciadła") - podobnym lapsusem jest "krucyfiks który pocałował mordercę" str. 24. No to chyba powinno być dokładnie na odwrót! http://www.karmel.pl/carmelitana/ciekawostki/baza.php?id=52 Książka zdecydowanie wymaga przypisów od tłumacza Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W takim razie mamy chyba to samo tłumaczenie. Ten fragment w oryginale brzmi: "the crucifix that kissed a murderer—Miss Honeychurch would remember the story". Niby można więc to przełożyć tak jak to zrobiła pani Najder, ale to zdanie nie ma wtedy sensu. Poszperałam w sieci i doszłam do wniosku, że pannie Lavish chodziło o historię Giovanniego Gualberto.
      Również pozdrawiam:)

      Usuń

"Błogosławieni, którzy nie mając nic do powiedzenia, nie ubierają tego w słowa". Z drugiej strony lubię meandrujące dyskusje, więc komentarze nie na temat również są tu mile widziane;).

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.