Impresje

sobota, 6 czerwca 2015

FLORYSTKA


Tytuł: Florystka
Cykl: o Hubercie Meyerze (tom 3)
Pierwsze wydanie: 2012
Autorka: Katarzyna Bonda

Wydawnictwo: Muza SA
ISBN: 978-83-7758-961-8
Stron: 576


Sporo się ostatnio o Katarzynie Bondzie mówi, najczęściej w superlatywach, więc postanowiłam osobiście się przekonać, czy rzeczywiście zasługuje na miano "królowej polskiego kryminału", które przyznał jej Zygmunt Miłoszewski. Autorka najwyraźniej się z nim zgadza, bo zwrot ten umieściła na pieczątce, którą przybija w swoich książkach na spotkaniach z czytelnikami. Rozumiem konieczność intensywnej autopromocji, bo trudno się wybić na naszym rynku wydawniczym, ale mnie taka megalomania jednak razi. Być może na tle innych polskich kryminałów twórczość tej autorki pozytywnie się wyróżnia, tego nie wiem, ale "Florystka" zdecydowanie nie jest wolna od wad.

Sam pomysł na intrygę jest dobry: zaginęła dziewczynka, utalentowana uczennica szkoły muzycznej, daleka krewna naczelnika wydziału kryminalnego białostockiej policji, któremu tak bardzo zależało na wyjaśnieniu tej sprawy, że nie zawahał się zatrudnić byłego policyjnego profilera ze szarganą nieco reputacją, który mimo wszystko nadal pozostawał najlepszym specjalistą w tej dziedzinie. Krąg podejrzanych stale się powiększał, a sytuację dodatkowo komplikowało podobieństwo tej sprawy do innej, sprzed kilku lat. 

To jest główny wątek "Florystki", ale bynajmniej nie jedyny. Tych pobocznych jest zdecydowanie za dużo i są zbyt rozbudowane. Rozumiem, że Bonda chciała w ten sposób ożywić poszczególnych bohaterów, ale trochę przesadziła. Gdybym była redaktorką, doradziłabym autorce wycięcie wątku badaczy wilków, usunięcie wyjazdu Sochackich do egzorcystki, zdecydowane skrócenie opowieści o drwalu Jekelu i Pawle Nawrockim. 

Poza tym widać, że Bonda chciała pochwalić się przed czytelnikami informacjami zdobytymi w trakcie przygotowań do pisania tej książki, ale wolałabym poznać lepiej zawód profilera niż tytułowej florystki. Tymczasem o amarylisach wiem po tej lekturze sporo, ale o profilowaniu właściwie nic. Śledztwo z udziałem dwojga proflilerów niczym się właściwie nie różni od moich wyobrażeń o zwykłym dochodzeniu. Może o kulisach tego zawodu Bonda napisała więcej w dwóch poprzednich tomach cyklu o Hubercie Meyerze, których nie czytałam.

Autorka zadbała o niektóre realia: mamy tu policyjny slang i sugestywnie opisane miejsce akcji, czyli Białystok (okazało się, że miejscem zbrodni może być miasto cokolwiek prowincjonalne, a nie tylko Wrocław, Kraków czy Warszawa). Z drugiej strony po pewnych szczegółach prześlizgnęła się zbyt łatwo, co mnie zirytowało. Całkiem sprawnie myliła tropy, podsuwając kolejnych podejrzanych, ale moim zdaniem posunęła się tu nieco za daleko (więcej na ten temat na końcu wpisu). 
Zabrakło mi też w tej powieści konkretnych wskazówek dotyczących upływu czasu, a kryminale ma to szczególne znaczenie; właściwie nie wiadomo, jak długo toczy się śledztwo, ani jaki okres czasu dzieli jedne wydarzenia od drugich: dzień, tydzień, miesiąc? Styl też pozostawia trochę do życzenia, niektóre zdania były trochę pokraczne.

To wszystko nie są rzeczy nie do poprawienia. Może inne, późniejsze książki Bondy są już lepsze? Współpraca z dobrym redaktorem mogłaby tu chyba dużo pomóc.

Mimo wszystko "Florystkę" czytało mi się dobrze, fabuła mnie wciągnęła, naprawdę chciałam się dowiedzieć, kto był winny. I dlatego finał tak mnie rozczarował. Prawdopodobnie kryminały Agathy Christie przyzwyczaiły mnie do tego, że w końcówce detektyw szczegółowo przedstawia okoliczności popełnienia przestępstwa. Lubię taki schemat. U Bondy profilerzy i policjanci wskazują winnego, ale zabrakło mi właśnie tego domknięcia, z którego jednoznacznie wynikałoby, że oskarżyli odpowiednią osobę. Mnie się wydaje, że dysponowali tylko poszlakami, natomiast sąd na tej podstawie wydał najsurowszy wyrok, żeby było bardziej dramatycznie.

Plusik za cenę wydania kieszonkowego: 14,90 zł.



SPOILERY
Miałam napisać o nieścisłościach.
Po pierwsze, niech mi ktoś wytłumaczy, jak maestra - w końcu starsza już kobieta - zdołała dokonać tych wszystkich zbrodni, a przede wszystkim, jak udało jej się przetransportować ciała tak, żeby nikt na całym blokowisku nie zwrócił na to uwagi? Jak udowodniono, że podtruwała florystkę? Czym, kiedy, w jakich dawkach? 

Jak rzekomo zamroczona lekami Ola zdołała w tym czasie prowadzić firmę i realizować zamówienia na najwyższym poziomie i na czas?

Od kiedy wystarczy wręczyć komuś gdzieś w lesie akt własności domu, żeby przenieść na niego własność ? Przecież taki dokument sporządza notariusz, a adresat darowizny musi zapłacić podatek, czasami niemały.

Dzięki jakim badaniom na jakimś terenie mogą pojawić się bobry?

Itd.

8 komentarzy:

  1. Jakbym czytała swoją recenzje Pochłaniacza: za duzo bohaterów i wątków, za mało o zawodzie profilera, policyjny slang...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Akurat zastosowanie policyjnego slangu w dialogach uważam za zaletę tej powieści.
      Przeczytałam Twoją recenzję "Pochłaniacza". Widzę, że Bonda powtarza pewne schematy: dwie zbrodnie odległe w czasie, ale jakoś powiązane, co udowadnia profiler. "Pochłaniacz" powstał dwa lata później, ale najwyraźniej Bonda nie zrobiła żadnych postępów od czasu "Florystki". Może byław tym czasie zajęta pisaniem poradnika kreatywnego pisania...

      Usuń
  2. Nie czytałam nic tej autorki, ale tylko dlatego, że drażni mnie to wywyższanie się.
    Ja tam wole naszą Szaszę Hady XD Kocham jej książki :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No właśnie. Rozumiem, że można okazywać pewność siebie,dumę z jakości tego, co się tworzy, ale są chyba jakieś granice.
      O Saszy Hady nie słyszałam, ale zapamiętam sobie to nazwisko:).

      Usuń
    2. Koniecznie musisz przeczytać!

      Usuń
    3. W dzielnicowej bibliotece nie ma żadnej jej książki, a w wojewódzkiej są dwie, ale wypożyczone:(.

      Usuń
  3. Po Katarzynę Bondę sięgnęłam ze względu na moją polonistkę, która twierdziła, że "skoro zaczytujesz się, Natalko, w tych skandynawskich kryminałach (przeczytałam jedną książkę Nesbo, szał ciał po prostu), to powinnaś poznać też te lepsze, polskie - nasze". Po skończeniu "Pochłaniacza" (670 stron, dzisiaj ostatnia przeczytana strona o 14:26) miałam kaca książkowego. I to nie dlatego, że książka była wybitna, pięknie napisana, nic podobnego, ale... Ale autorka pozostawiła tylko cholernych wątków niedomkniętych, tyle postaci wykreowała, zagłębiła się w ich życiorysy, pokazała ich motywy, już już miała powrócić do przeszłości, do charakteru, ja już zacierałam ręce, mówiłam do siebie: "no nareszcie coś się przybliży, zrozumiem to wszystko i dam tej książce 12/10", a tu... Nie chcę wylewać tutaj swoich żalów, ale widzę po Twojej recenzji, że autorka podobnie postępuje w innych swoich książkach (nie czytam wersji ze spojlerami, bo to skutecznie psuje mi radość z czytania, a po Florystkę naprawdę chcę sięgnąć, bo podoba mi się pomysł na fabułę). Brak jakiejkolwiek ramówki, kiedy toczyło się śledztwo, elementy, które łatwo było przewidzieć i CAŁKOWITE olanie niektórych bohaterów - no naprawdę, aż mnie głowa rozbolała, chyba na uspokojenie jakiś romans teraz muszę przeczytać :/ W trakcie czytania Pochłaniacza byłam zafascynowana, końcówka jak i dla Ciebie w przypadku florystki była jednym wielkim rozczarowaniem.
    Okay, teraz to już poważnie zastanawiam się, czy sięgać po wcześniejsze książki Bondy, bo jak to ma być coś tego rodzaju, to boję się, że wyrzucę powieść przez okno.
    Wybacz chaotyczność, emocje wciąż nie opadły.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie rozumiem: książki Bondy mają być lepsze już tylko dlatego, że są polskie? Dziwne podejście ma ta Twoja polonistka.

      Na żadnym etapie lektury "Florystki" nie oceniałam tej powieści jako szczególnie dobrej, ale do pewnego momentu wydawała mi się niezłym czytadłem. Katarzyna Bonda ma zadatki na dobrego rzemieślnika, ale chyba nigdy nie poprawi swojego warsztatu, skoro już teraz uważa się za tak świetną pisarkę, że uczy innych. Nie dostrzega swoich błędów, więc je powiela i będzie powielać. Ja raczej nie zgłębiam twórczości pisarzy, których książka mi się nie spodobała, więc to moje ostatnie spotkanie z kryminałami Bondy.

      Dobry romans nie jest zły;).

      Usuń

"Błogosławieni, którzy nie mając nic do powiedzenia, nie ubierają tego w słowa". Z drugiej strony lubię meandrujące dyskusje, więc komentarze nie na temat również są tu mile widziane;).

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.