Zarejestrowałam się w należącym do Agory serwisie Publio.pl, ponieważ każdy, kto założy u nich konto do końca maja, może ściągnąć za darmo trzy ebooki: "Plan Sary" Pawła Jaszczuka, "Kaprysik" Mariusza Szczygła i "Kunę za kaloryferem" Adama Wajraka i Nurii Selvy Fernandez. Skopiowałam je już sobie na telefon, wyglądają w porządku.
Strona Publio.pl jest przejrzysta i funkcjonalna. Ceny do najniższych nie należą, ale ten serwis chce podobno konkurować jakością. Prawdopodobnie chodzi o jakość kontentu.
Strona Publio.pl jest przejrzysta i funkcjonalna. Ceny do najniższych nie należą, ale ten serwis chce podobno konkurować jakością. Prawdopodobnie chodzi o jakość kontentu.
Warunkiem założenia konta jest, jak to zwykle bywa, akceptacja ichniego regulaminu, który powinno się wcześniej przeczytać, ale przecież mało kto to robi. Zwykle zadaję sobie ten trud i tak też było tym razem, zwłaszcza że rzucił mi się w oczy podtytuł:
REGULAMIN UDOSTĘPNIANIA PLIKÓW ELEKTRONICZNYCH
z kontentem przeznaczonym do odczytu lub innej formy odtworzenia oraz świadczenia usług dodatkowych [całość tutaj]
KONTENTEM! Kontent to - według autorów regulaminu - "w szczególności e-book, audiobook, e-prasa, aplikacje multimedialne". Czy naprawdę nie można było napisać po polsku: ZAWARTOŚĆ?
Rozumiem stosowanie zapożyczeń z obcych języków w sytuacjach, kiedy nie istnieje w miarę wygodne w użyciu polskie określenie jakiegoś terminu (np. weekend). Niech sobie marketingowcy rozmawiają między sobą o rebrandingach i focusowaniu, dziennikarze sportowi o cornerach i statystykach passów, a informatycy o upgrade'ach i javascriptach.
ALE regulaminy korzystania z różnych usług powinny być zrozumiałe dla przeciętnego użytkownika, czyli napisane po polsku, a regulamin serwisu połączonego z księgarnią internetową powinien charakteryzować się szczególną starannością językową - z szacunku dla klientów, którzy jeszcze czytają i chcą za to płacić.
Regulamin Publio przejrzało pewnie dziesięciu prawników, ale poskąpiono pieniędzy na opłacenie korekty. Tu i ówdzie brakuje przecinków. np. w rozdziale IV, punkt 1, podpunkt 2:
Rozumiem stosowanie zapożyczeń z obcych języków w sytuacjach, kiedy nie istnieje w miarę wygodne w użyciu polskie określenie jakiegoś terminu (np. weekend). Niech sobie marketingowcy rozmawiają między sobą o rebrandingach i focusowaniu, dziennikarze sportowi o cornerach i statystykach passów, a informatycy o upgrade'ach i javascriptach.
ALE regulaminy korzystania z różnych usług powinny być zrozumiałe dla przeciętnego użytkownika, czyli napisane po polsku, a regulamin serwisu połączonego z księgarnią internetową powinien charakteryzować się szczególną starannością językową - z szacunku dla klientów, którzy jeszcze czytają i chcą za to płacić.
Regulamin Publio przejrzało pewnie dziesięciu prawników, ale poskąpiono pieniędzy na opłacenie korekty. Tu i ówdzie brakuje przecinków. np. w rozdziale IV, punkt 1, podpunkt 2:
Użytkownik może zdefiniować czy jego Konto ma mieć charakter Prywatny czy Publiczny.W rozdziale III, punkt 7, podpunkt 1 znajduje się zupełnie niezrozumiały fragment:
Po upływie okresu podanego powyżej Plik może być udostępniony Użytkownikowi i pobrany przez niego na jedno dodatkowe Urządzenie Elektroniczne stacjonarne, uzyskaną od Strony Ujawniającej oraz jedno Urządzenie mobilne z zainstalowanym oprogramowaniem obsługującym DRM Adobe, np.: BlueFire Reader, Aldiko – w nieograniczonej liczbie pobrań – w każdym kolejnym okresie wynoszącym 12 miesięcy;a w punkcie 9 tego samego rozdziału frapujący zapis:
Inne, niż określone w niniejszym Regulaminie utrwalanie, zwielokrotnianie, a także wprowadzanie do obrotu oraz rozpowszechnianie Pliku wymaga zgody właściciela praw, za wyjątkiem przypadków wyraźnie dozwolonych przez prawo.
A czy są jakieś przypadki dozwolone przez prawo niewyraźnie? Nie jestem prawnikiem, nie wiem, może są.
Należy też wyrazić zgodę m.in. na przetwarzanie takich danych jak "oznaczenia identyfikujące zakończenie sieci telekomunikacyjnej lub system teleinformatyczny, z którego korzystał Użytkownik". Czymkolwiek te oznaczenia są.
OK, regulamin jak regulamin, ani lepszy, ani gorszy niż regulaminy innych serwisów, nikt nikogo nie zmusza do akceptacji. Dziwi mnie jednak, tak, jeszcze mnie dziwi, że ta dziwaczna nowomowa jest obecna w całym serwisie, nie tylko w regulaminie. Szczególnie polecam dział Dla Wydawców i Autorów. Dowiemy się z niego, że:
- prostacki wyraz "sprzedaż" wypada obecnie zastępować bardziej elegancką "dystrybucją";
- słowo "klient" jest passé, należy mówić "nabywca ofert";
- "format MOBI jest natywnym standardem e-czytników marki Kindle";
- pliki mp3 "można odtwarzać na różnego typu playerach audio";
- czcionki istniały w czasach Gutenberga, w XXI wieku używa się "fontów";
- potencjalni nabywcy ofert otrzymują "spersonalizowane alerty";
- Publio.pl wyróżnia m.in. "budowanie oferty wydawniczej w oparciu o całe uniwersum piśmiennictwa (nie tylko bestsellery i nowości, lecz wszystkie gatunki i rodzaje piśmiennicze)".
Mam nadzieję, że twórcy serwisu natrafią kiedyś w tym "całym uniwersum" na dobry podręcznik do nauki języka polskiego.
"Fonty" to akurat w branży wydawniczej bardzo popularne słowo, ale "uniwersum piśmiennictwa" mnie rozwaliło :D
OdpowiedzUsuńWięc niech się branża wydawnicza też wstydzi:).
Usuńło żesz...
OdpowiedzUsuńKontent, spersonalizowany alert, universum pismiennictwa.... brakło mi słów ;)
Oni mają nawet Dział Kontentu...
Usuń:))))))))))))))))))))
Usuńproszę Cię... :)))
Szacunek, że chce Ci się czytać regulaminy. Ja zwykle pod tym względem robię z siebie leminga. :)
OdpowiedzUsuńParę lat temu nie doczytałam cennika jakiejś usługi, uderzyło mnie to po kieszeni (50 zł piechotą nie chodzi), więc od tamtej pory staram się czytać takie rzeczy.
Usuń