AUTORKA: Maria Bogucka
WYDAWNICTWO: Trio
ROK WYDANIA: 2006 (wydanie II)
STRON: 380
OCENA: 4/5
Czasy się zmieniały, miał miejsce ogromny postęp w nauce, przemyśle, sztuce, ale sytuacja kobiet przez wieki nie ulegała zbyt dużej poprawie, a bywało, że wręcz w tej kwestii następował regres. Miejsce niewiasty było w domu, przy mężu i dzieciach, w kościele, w kuchni, nad robótką czy praniem. Nieodrodna córka Ewy nie zasługiwała na nic lepszego. Była tanią siłą roboczą, matką, ale i kusicielką, czarownicą, służką diabła, która potrafiła skłonić Bogu ducha winnych mężczyzn do wszelkich bezeceństw. Poważni uczeni zastanawiali się, czy ma duszę i czy w ogóle jest człowiekiem; jeśli nawet, to i tak gorszym niż mężczyzna, a więc siłą rzeczy jemu podległym.
(...) wielu renesansowych medyków widziało w kobiecie monstrum. Wedle sławnego chirurga paryskiego Ambrożego Pare (XVI w.) kobieta to (...) stworzenie spoza normalnego biegu Natury. Częste określenie kobiety w traktatach medycznych tej epoki to (...) okaleczony samiec, aberracja Natury, błąd Natury, stwór przypadkowy. Niemiecki lekarz Casper Hoffman twierdził na początku XVII w. na przykład, że kobieta to "niedoskonały mężczyzna", bo jest "zimniejsza w humorach" i temperaturze (...), a jej genitalia są niedoskonałą wersją męskich, dlatego kryją się we wnętrzu ciała. [str. 123]
Naturalnie w każdej epoce pojawiały się pojedyncze kobiety, które zdobywały wykształcenie, władzę, znaczenie, szacunek, nawet u mężczyzn. Hildegarda z Bingen (benedyktynka, żyjąca w Niemczech w XII w.), Eleonora Akwitańska, Elżbieta I, Maria Teresa, Laura Bassi (w XVIII w. otrzymała doktorat z fizyki i wykładała na uniwersytecie w Bolonii). Traktowano je jednak jako wyjątek potwierdzający regułę. I tak Jakub I, który objął tron Anglii po królowej Elżbiecie zwanej też Wielką, "zabronił córce uczyć się łaciny, mówiąc, że kształcenie kobiet tak samo jak tresowanie lisów prowadzi tylko do tego, że stają się bardziej przebiegłe" [str. 133].
Mimo aktywnego udziału pań w rewolucji francuskiej, Deklaracja Praw Człowieka i Obywatela ich nie dotyczyła. Kodeks Napoleona z 1804 r. ubezwłasnowolnił kobiety z punktu widzenia prawa. Stanowił on, że majątek podlega mężczyźnie i kobieta nie może nim dysponować bez jego zgody, nie może wystąpić o alimenty, dochodzić ojcostwa, rozwodzić się, stawać w sądzie. Ten dokument stał się wzorem dla twórców prawa w innych krajach. Na początku XIX w. romantycy idealizują wybrane kobiety w swoich sentymentalnych utworach, a tymczasem robotnice w fabrykach pracują w ciężkich warunkach po kilkanaście godzin dziennie. Z czasem powstają kobiece organizacje charytatywne i filantropijne, a pod koniec XIX w. również emancypacyjne. Dopiero jednak wojny światowe wymusiły zatrudnianie kobiet na stanowiskach dostępnych wcześniej tylko dla mężczyzn. Stopniowo zyskiwały większy szacunek i prawa wyborcze (w Szwajcarii dopiero w 1971 r., a w Liechtensteinie w 1984 r.), nie bez przeszkód i sprzeciwów i często tylko na papierze. Do dziś przecież kobiety w parlamentach stanowią mniejszość, zarabiają gorzej niż mężczyźni na tym samym stanowisku, znacznie częściej niż oni zajmują się domem i dziećmi.
Książka prof. Marii Boguckiej, historyczki dziejów Polski i Europy, nie jest kolejnym nudnym traktatem historycznym. To ciekawe kompendium wiedzy o miejscu kobiety w rodzinie, biznesie, polityce, nauce i sztuce (czytałam zresztą "Marię Stuart" tej autorki, więc wiedziałam, czego się spodziewać). Choć narzekamy na nasze czasy, cieszmy się, że nie żyłyśmy w gorszych, kiedy to chrześcijaństwo i myśl antyczna wyznaczały kobiecie miejsce na samym dole hierarchii społecznej.
Książka faktycznie nie jest nudna, ale objętościowo powala na kolana. Niemniej to pozycja warta lektury, bo obala kilka błędnych przekonań i daje dość pełny pogląd na sytuacje kobiet na przestrzeni wieków. Naprawdę warto, takich informacji nie znajdziemy w zwykłym podręczniku do historii!
OdpowiedzUsuń380 stron to nie tak dużo, zwłaszcza w porównaniu z niektórymi cyklami fantasy, które czytałam:)
OdpowiedzUsuńPodręczniki i lekcje historii zawsze śmiertlenie mnie nudziły. Ich treść była tendencyjna i ainteresująca. Dostrzegam to teraz, kiedy sięgam po opracowania historyczne dla przyjemności, a nie dlatego, że muszę. Nie twierdzę, że robię to często, nie chcę sprawiać wrażenia, że ten przedmiot to moja pasja.
Hmmm, 380 stron? Serio? To ma tylko tyle? Nie wiem czemu, ale wydawało mi się, że więcej :). To oddaje honor w takim razie :P.
OdpowiedzUsuńJeśli chodzi o podręczniki: całkowicie się zgadzam. Ale cóż się dziwić, skoro były o wszystkim, a w rezultacie o niczym (bo same daty to żadna informacja niestety)
Serio:) Dla mnie ta książka mogłaby być nawet kilka razy dłuższa. Po prostu interesuje mnie ta tematyka.
OdpowiedzUsuń