Impresje

środa, 22 czerwca 2011

Względność i naturalność

Polecam dyskusję o "Zniewolonym umyśle" Miłosza, która odbywa się na blogu Anny. A teraz interesujący cytat:
Człowiek ma na ogół skłonność do uważania porządku, w którym żyje, za naturalny. Domy, które ogląda idąc do pracy, przedstawiają mu się bardziej jako skały wyłonione przez samą ziemię niż jako dzieło umysłów i rąk ludzkich. Czynności, jakie wykonuje w swojej firmie czy biurze, ocenia jako ważne i stanowiące o harmonijnym funkcjonowaniu świata. Strój, jaki nosi on i jego otoczenie, jest jego zdaniem taki, jaki powinien być, i myśl, że i on, i jego znajomi mogliby równie dobrze nosić rzymskie tuniki czy średniowieczne zbroje, pobudza go do śmiechu. Pozycja społeczna ministra czy dyrektora banku wydaje mu się czymś poważnym i godnym zazdrości, a posiadanie znacznej ilości pieniędzy gwarancją spokoju i bezpieczeństwa. Nie wierzy, że na dobrze mu znanej ulicy, na której śpią koty i bawią się dzieci, może pojawić się jeździec z lassem, który będzie łapał przechodniów i wlókł ich do rzeźni, gdzie natychmiast zostaną zabici i powieszeni na hakach. Przyzwyczajony też jest zaspokajać te swoje potrzeby fizjologiczne, które uchodzą za intymne, w sposób możliwie dyskretny, z dala od oczu ludzkich, nie zastanawiając się wiele nad tym obyczajem właściwym nie wszystkim bynajmniej zbiorowiskom. Jednym słowem zachowuje się trochę jak Chaplin w “Gorączce złota”, który krzątając się po swojej chacie nie podejrzewa, że wisi ona na skraju przepaści.
Już jednak pierwsza wędrówka ulicą, której chodniki pokrywa gruba warstwa szkła z rozbitych przez bomby szyb, a jezdnią wiatr niesie papiery z biur wyewakuowanych w panice, podrywa jego zaufanie do rzekomej naturalności jego dotychczasowych przyzwyczajeń. Jak lecą te papiery z tak wielką ilością pieczątek, z napisem “poufne”, “ściśle tajne”! Ileż sejfów, kluczy, ile mięsistych dyrektorskich podbródków, konferencyj, woźnych, cygar, panienek w napięciu stukających na maszynach! A tu wiatr goni te papiery ulicą, każdy może je podnieść i przeczytać, ale nikt nie ma na to ochoty, są pilniejsze sprawy, na przykład zdobycie kilograma chleba. I nic, świat dalej trwa. Jak dziwnie. Człowiek idzie dalej ulicą i zatrzymuje się przed domem przepołowionym przez bombę. Prywatność ludzkich mieszkań, ich rodzinne zapachy, ich ciepło pszczelego plastra, ich meble przechowują pamięć miłości i nienawiści! A teraz wszystko na wierzchu, dom ukazuje swoją strukturę, nie jest to skała trwająca od wieków: tynk, wapno, cegła, szalowania, a na trzecim piętrze samotna i przydatna chyba tylko dla aniołów biała wanna, z której deszcz wypłucze wspomnienie o tych, co się w niej kiedyś kąpali. Ludzie niedawno jeszcze możni i uwielbiani stracili wszystko, co mieli, idą polami i proszą chłopa o garstkę kartofli. Pieniądze zmieniają wartość z dnia na dzień - stają się stosem bezsensownie zadrukowanych prostokątów. Na kupie dymiących gruzów siedzi mały chłopczyk i dłubiąc w zgliszczach prętem z drutu wtóruje sobie w tej zabawie pieśnią o wielkim wodzu, który jest tak dzielny, że nie pozwoli wrogowi nawet zbliżyć się do granicy. Pieśń jeszcze została, ale wódz w ciągu niewielu dni stał się przeszłością.
Później trzeba nabyć nowe przyzwyczajenia. Natykając się wieczorem na trupa na chodniku obywatel dawniej pobiegłby do telefonu, zebrałoby się wielu gapiów, byłyby wymieniane uwagi i komentarze. Teraz wie, że trzeba szybko minąć tę kukłę leżącą w ciemnej kałuży i nie zadawać niepotrzebnych pytań. Ten, co go zastrzelił, musiał mieć jakieś swoje racje. Wyrok podziemny zapada przeważnie bez wysłuchania oskarżonego. (...) 
Który świat jest “naturalny”? Czy ten sprzed wojny, czy wojenny? Oba są naturalne - sądzi człowiek, jeżeli oba dane mu było poznać. Nie ma instytucji, nie ma obyczaju i przyzwyczajenia, które by nie mogły ulec zmianie. Wszystko, czym żyją ludzie, jest darem formacji historycznej, w jakiej się znaleźli. Płynność i ciągła przemiana są cechą zjawisk, a człowiek jest istotą plastyczną i można sobie wyobrazić dzień, w którym cechą szanującego się obywatela będzie chodzenie na czworakach z rodzajem wieżyczki z kolorowych piórek, którą będzie dźwigał na tyłku. 
[str. 46-48, 50-51]

Tytuł: Zniewolony umysł
Autor: Czesław Miłosz
Pierwsze wydanie: 1953
Krajowa Agencja Wydawnicza Kraków 1990
ISBN: 83-03-03132-5

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

"Błogosławieni, którzy nie mając nic do powiedzenia, nie ubierają tego w słowa". Z drugiej strony lubię meandrujące dyskusje, więc komentarze nie na temat również są tu mile widziane;).

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.