Impresje

wtorek, 11 stycznia 2011

SREBRNE ORŁY

Tytuł: Srebrne orły
Autor: Teodor Parnicki
Pierwsze wydanie: 1943

Wydawnictwo: Instytut Wydawniczy Pax, 1964
Stron: 542

Ocena: 4/5



Teodor Parnicki (1908-1988) to pisarz obecnie trochę zapomniany, krytyk i autor powieści historycznych (głównie). Może dlatego, że jego twórczość uchodzi za bardzo trudną w odbiorze. Podobno tzw. przeciętny czytelnik jest w stanie przebrnąć tylko przez "Opowiadania", "Aecjusza, Ostatniego Rzymianina" i przez "Srebrne orły", reszta jest dla niego zbyt hermetyczna i zagmatwana, po prostu niestrawna. Nie polemizuję, bo mam za sobą lekturę tylko jednej z tych prostszych powieści.

Mniej więcej do połowy czytanie "Srebrnych orłów" szło mi jak po grudzie. Ponarzekałam sobie, również tutaj, na Parnickiego, ale teraz wiem, że winić za to powinnam raczej własną ignorancję. Za historią, w każdym razie w szkolnym wydaniu, nigdy nie przepadałam, więc często musiałam przerywać sobie lekturę, żeby poszukać informacji o jakimś istotnym wydarzeniu czy osobie, o których autor tylko napomknął. Czy naprawdę wszyscy książęta musieli mieć na imię Bolesław?

Parnicki niczego swojemu czytelnikowi nie ułatwia. Nie ma tu żadnego zręcznie wplecionego wprowadzenia, które przybliżałoby nieco sytuację polityczną i "przedstawiałoby" kluczowych bohaterów. Poza tym chronologia wydarzeń nie zawsze jest zachowana i dość często szczegółowy opis jakiejś rozmowy czy jakiegoś zajścia znajduje się dopiero kilkadziesiąt stron dalej. Całą tę opowieść gmatwa ponadto perspektywa  - otóż wszystko obserwujemy oczyma młodego i niedoświadczonego irlandzkiego mnicha, Arona, choć nie ma tu pierwszoosobowej narracji.
W każdym razie gdy już pamiętałam (od mniej więcej 250 strony), kto jest kim, i zorientowałam się trochę w chronologii, zaczęłam wreszcie czerpać przyjemność z lektury.

Wydarzenia opisane w "Srebrnych orłach" mają miejsce na przełomie X i XI wieku. Otton III próbuje zbudować cesarstwo na wzór dawnego imperium rzymskiego. Rzymianie niechętnie poddają się władzy Sasów i knują wspólnie z Cesarstwem Bizantyńskim, jakby ich z Italii wykurzyć, i od czasu do czasu to im się udaje. Duchowni podporządkowani są władzy świeckiej, a o tym, kto zostaje papieżem, decyduje ten, kto aktualnie rządzi Rzymem. Reformatorzy kluniaccy próbują ukrócić symonię, nepotyzm, nikolaizm i ogólny upadek moralny księży i zakonników.
Na dalekiej północy powstają zręby państw słowiańskich, a władca jednego z nich, Bolesław (nazwany potem Chrobrym), zostaje podczas zjazdu w Gnieźnie mianowany przez Ottona III Patrycjuszem Imperium, co symbolizują srebrne orły właśnie. W 1002 roku zaledwie dwudziestodwuletni cesarz umiera w dość niejasnych okolicznościach, a władzę w Niemczech przejmuje, nie bez sporych problemów, jego daleki krewny Henryk II; natomiast koronę cesarską wywalczy on sobie dopiero w 1014 roku. W 1013 roku Mieszko II, syn Bolesława, poślubia Rychezę, siostrzenicę Ottona III. Rycheza próbuje przekonać męża i teścia do idei cesarstwa uniwersalistycznego, tak drogiej sercu poprzedniego cesarza, i do wypełniania obowiązków patrycjusza, czyli do wyruszenia wraz z Henrykiem II do Italii. Bolesław jest jednak władcą zbyt rozsądnym i przenikliwym, aby kierować się w polityce mrzonkami. Niestety jego syn tych przymiotów chyba nie odziedziczył.
W owym okresie wciąż dochodzi do konfrontacji, że tak powiem, kulturowych: w Rzymie więcej jest Rzymian (a w każdym razie ludzi, którzy się za nich uważają) niż katolickich duchownych, zachowało się trochę starożytnych budowli i dzieł sztuki, ale z północy napierają Sasi, a i Cesarstwo Bizantyńskie chciałoby mieć tu coś do powiedzenia. Kultura łacińska ściera się z grecką, znacznie bardziej wyrafinowaną, jednak nie jest jeszcze pewne, która z nich będzie dominować w przyszłości. Chrześcijaństwo, wschodnie i zachodnie, wkracza na coraz to nowe obszary, ogniem i mieczem (lub grożąc nimi) niszczy lokalne wierzenia i tradycje tak skutecznie, że dziś prawie nic o nich nie wiemy; o niezależności państwa świadczy to, czy posiada ono metropolię kościelną zależną tylko od Rzymu, a nie np. od cesarstwa. Myślę, że Parnickiemu udało się oddać klimat tej epoki.

Wspomniany Aron wiódł ruchliwy, jak na tamte czasy, żywot i wszystkie wymienione wyżej osoby poznał osobiście, a nawet był kimś w rodzaju osobistego asystenta papieża Sylwestra II. Daleką drogę musiała przejść irlandzka sierotka, aby zostać w końcu arcybiskupem i pierwszym opatem klasztoru benedyktynów w Tyńcu. Wszystko to zawdzięczał sobie, swojej inteligencji i pilności, dzięki którym posiadł rzadką wśród łacinników znajomość greki, oraz przynależności do sprawnej międzynarodowej organizacji, czyli do kościoła katolickiego.
A jednak, mimo tej swojej uczoności i sporej wyobraźni, niekiedy był po prostu ślepy. Nie interesował się zupełnie tym, co działo się poza granicami cesarstwa, nie umiał zdobyć się na zawieszenie, choćby na chwilę, sposobu myślenia wpojonego mu przez religię i instytucję, którą współtworzył. Co z tego, że bywał bezpośrednim świadkiem ważnych wydarzeń, skoro często błędnie lub zbyt powierzchownie je interpretował. Inni uświadamiali mu ich prawdziwy sens, drugie dno. Ten bohater przypominał mi, pod pewnymi względami, innego powieściowego mnicha - Adsa z Melku, z "Imienia róży" Eco, choć Aron nie do końca jest postacią fikcyjną.

Na ogół nie darzę sympatią naiwnych ludzi i takich bohaterów powieściowych. A jednak Arona polubiłam. Za momenty niezdecydowania. Za to, że podziwiał dzieła sztuki i osiągnięcia naukowe, których autorami byli poganie, starożytni i współcześni. Za to, że miał to sobie za złe. To rozdarcie czyniło go bardziej ludzkim, na chwilę opadał z niego kurz bibliotek i skryptoriów.

W "Srebrnych orłach" dzieje się sporo, ale bardzo niespiesznie; to raczej ciąg zdarzeń, bez cezur. Scen batalistycznych właściwie nie ma, opisów przyrody też nie, o zjeździe gnieźnieńskim traktuje ledwo parę zdań, Bolesław Chrobry pojawia się dopiero na samym końcu, nie dowiedziałam się nawet, jak Sylwester II został papieżem, po prostu nagle to on zajmował to stanowisko, a nie Grzegorz V. Parnicki skupił się na dość długich, jak na dzisiejsze standardy, dialogach oraz na warstwie psychologicznej (z elementami psychoanalizy, co mnie nieco śmieszyło, ale w latach czterdziestych pewnie uchodziło za nowatorskie). Myślę, że udało mu się wlać trochę życia w postacie znane ze sztywnych średniowiecznych wyobrażeń. Pokazał, jak ogromny wpływ na losy społeczeństw i państw ma jednostka, czasami nawet nie jednostka, a jakiś detal - np. bose stopy Teodory Stefanii, żony konsula rzymskiego, Krescencjusza. Czy zdołałaby pomścić męża, gdyby podczas pierwszego spotkania z Ottonem III była obuta? Wątpię.  

Spodobał mi się specyficzny styl Parnickiego, choć nie od pierwszych stron - musiałam się do niego przyzwyczaić. Przypadł mi do gustu również sposób, w jaki autor wypełnił braki w źródłach historycznych wymyśloną przez siebie fikcją. I te jego porozumiewawcze mrugnięcia w stronę współczesnego czytelnika: alternatywna w stosunku do legendy o Lechu geneza godła naszego kraju albo autoironiczne wypowiedzi Dytmara (czyli Thietmara z Merseburga) o jego kronice. 

W ubiegłym roku ukazała się powieść Elżbiety Cherezińskiej pt. "Gra w kości" (recenzja montgomerry na  blogu Słowem malowane), która traktuje właśnie o Bolesławie Chrobrym i Ottonie III na przełomie tysiącleci. Pierwszy tom cyklu "Północna droga" tej autorki jakoś mnie specjalnie nie zachwycił, nie ulega jednak wątpliwości, że potrafi ona tworzyć zajmujące fabuły, więc może i w tej najnowszej książce to jej się udało. Myślę, że "Gra w kości" (albo fragmenty dobrego podręcznika do historii) może być niezłym wstępem do lektury powieści "Srebrne orły" Teodora Parnickiego, którą wszystkim polecam. Ciekawy miał życiorys i ciekawie pisał.


***   ***   ***

W "Srebrnych orłach" Parnicki opisał kilka rzymskich świątyń i zrobił to w sposób, moim zdaniem, bardzo ujmujący. Oto Panteon:




Trochę krzywe te skany, ale nie chciało mi się przepisywać.

5 komentarzy:

  1. Czekałam na tę notkę, gdy widzialam, ze to czytasz:0.
    Próbowałam czytać Parnickiego gdzieś w okolicach matury, bez specjalnych sukcesów, ale skoro przetestowałaś, że nadaje się do czytania przez szaego człowieka bez doktoratu z historii, to może powtórzę lekturę:).

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie wiem jak inne książki, ale "Srebrne orły" może czytać każdy, choć dobrze by było poprzedzić lekturę małą powtórką z historii. Przydatny bywa też internet - sprawdzałam tam niektóre informacje i szukałam zdjęć opisywanych przez Parnickiego budowli, np. wspomnianego Panteonu. Zwróć jednak uwagę, Izo, że przekonałam się do tej książki dopiero po przeczytaniu połowy:).

    OdpowiedzUsuń
  3. Czyli slow reading się kłania (właśnie odwiedziłam bloga Padmy:).
    Znalazłam własnie "Słowo i ciało" na podaj.net, ale muszę się zastanowić, czy ją chcę, bo notka w biblionetce sugeruje faktycznie jakąś jazdę bez trzymanki (na prawie 700 stron:).

    OdpowiedzUsuń
  4. W "Słowie i ciele" jest, o ile dobrze pamiętam, parę nawiązań do wcześniejszej powieści Parnickiego "Koniec Zgody Narodów", ale da się ją bez problemu czytać jako samodzielną pozycję. Problemem może być spora ilość postaci i wątków (oczywiście wymieszanych chronologicznie) - pamiętam, że kiedy czytałem tę powieść i po przebrnięciu mniej więcej połowy odłożyłem ją na parę tygodni, to po powrocie miałem problemy z zorientowaniem się kto jest kim (zresztą od początku lektury miałem z tym problemy:). I o ile "Srebrne orły" może rzeczywiście czytać każdy, bez szczególnego przygotowania historycznego, to przy "SiC" wydaje mi się, że wiele by mi wtedy ułatwiło, gdybym wiedział co się działo w Rzymie po śmierci Kommodusa (tego z Gladiatora) i znał parę informacji o ważniejszych postaciach historycznych, sytuacji politycznej itd.

    Moim zdaniem warto przed wyborem czegoś z Parnickiego zobaczyć na pewnej stronie wykres zalecanej kolejności czytania jego książek ze względu na łatwość odbioru i powiązania między poszczególnymi powieściami: http://www.kkozuchow.republika.pl/galezie.jpg

    P.S. Mój egzemplarz "SiC" ma tylko niecałe 500 stron.

    OdpowiedzUsuń
  5. Izo, podejrzewam, że w każdej bibliotece są jakieś powieści tego autora, więc warto poszukać najpierw tam:). Mapka, do której linkuje Paweł, może być przydatna przy wyborze lektury.

    Określenie "slow reading" średnio mi się podoba, szczerze mówiąc. Nie chodzi przecież o tempo czytania, a o jego jakość. Ale wpis Padmy rzeczywiście ciekawy.

    OdpowiedzUsuń

"Błogosławieni, którzy nie mając nic do powiedzenia, nie ubierają tego w słowa". Z drugiej strony lubię meandrujące dyskusje, więc komentarze nie na temat również są tu mile widziane;).

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.