Impresje

poniedziałek, 19 kwietnia 2010

SZKARŁATNY PŁATEK I BIAŁY

Tytuł: Szkarłatny płatek i biały
Autor: Michel Faber
Pierwsze wydanie: 2002
Tłumaczenie: Maciej Świerkocki

Wydawnictwo: W.A.B.
ISBN: 83-7414-154-9
Stron: 839

Ocena: 4+/5

W czasach odległej mej młodości wyobrażałam sobie naiwnie, że filmy i powieści historyczne wiernie oddają realia epok, o których traktują. Żałowałam niekiedy, że urodziłam się zbyt późno, żeby nosić imponujące kreacje dam sprzed wieków czy doświadczać przejawów galanterii ze strony XIX-wiecznych dżentelmenów. Z czasem przyszło otrzeźwienie - dowiedziałam się, że w tamtych rzekomo wspaniałych czasach kobiety były praktycznie ubezwłasnowolnione, a ich rola w społeczeństwie sprowadzała się głównie do rodzenia dzieci i stanowienia najtańszej siły roboczej; że wspaniałe kreacje ukrywały niezbyt zadbane ciała, a pod perukami roiło się od wszy; że taki Skrzetuski czy Wołodyjowski niejedną "mołodycię" czy "sikorkę" mieli na sumieniu, a większość męskich bohaterów powieści Jane Austen na pewno nie raz korzystało z usług burdeli. Jeśli kogoś interesuje szczegółowy opis ciemnej strony Londynu mniej więcej w połowie lat 70-tych XIX wieku, powinien sięgnąć po powieść Michela Fabera.

Główną bohaterką jego książki jest osiemnastoletnia, rudowłosa prostytutka Sugar, znana w branży z tego, że spełnia wszystkie, naprawdę wszystkie życzenia klientów. Pracuje w "domu" pani Castaway, swojej własnej matki, która sama miała ciężkie życie i pilnuje, żeby córce nie powodziło się aby lepiej niż jej. Ów przybytek plasuje się mniej więcej w połowie hierarchii londyńskich burdeli, ale Sugar nie jest przeciętną prostytutką - umie i lubi czytać, a w czasie wolnym pisze powieść, której jest bohaterką, mordującą w wymyślny sposób swoich żałosnych klientów.
Głównym bohaterem jest William Rackham, były dandys, niedoszły genialny pisarz, syn producenta kosmetyków; mąż Agnes - ślicznej i zdradzającej oznaki choroby psychicznej kobiety; ojciec raczej nijakiej, sześcioletniej Sophie; młodszy brat Henry'ego, który pragnie zostać pastorem, ale boi się, że jest na to zbyt grzeszny. William ma odziedziczyć firmę, ale specjalnie się do tego nie pali - kierowanie przedsiębiorstwem wydaje mu się zajęciem szalenie nudnym i straszliwie przyziemnym. Ojciec próbuje sprowadzić go na ziemię zmniejszając mu stopniowo miesięczną pensję. Sytuacja rodzinna i finansowa coraz bardziej przytłacza Williama i zmusza go do szukania zapomnienia i pocieszenia w ramionach pań lekkich obyczajów. Przy ich wyborze kieruje się przewodnikiem pt. "Dalsze hulanki w Londynie - wskazówki dla światowców, radami dla nowicjuszy opatrzone". Chce sobie udowodnić, że, mimo kłopotów, nadal jest mężczyzną i chce to zrobić w sposób dla zwykłych prostytutek zbyt nietypowy. Tak trafia do Sugar.

Dziewczyna schlebia mu w każdy możliwy sposób, umiejętnie poprawia jego samoocenę. Do tego stopnia, że William chce ją mieć na wyłączność i jest gotów za to zapłacić. Nic innego nie zdopingowałoby go równie mocno do przejęcia firmy ojca. Sugar upatruje w tym wszystkim szansy na wyrwanie się z brudnych i niebezpiecznych zaułków Londynu. I rzeczywiście  - najpierw William wynajmuje dla niej elegancki domek w przyjemnej i spokojnej okolicy, a potem zatrudnia ją jako guwernantkę dla swojej córki.
Ale mimo wszystko Sugar nadal pozostaje prostytutką, a William bogatym przemysłowcem. Dzieli ich przepaść.
***

Książka jest naprawdę dobra. Autor miał pomysł na fabułę, stworzył interesujących bohaterów, świetnie opisał nawet tych drugo- i trzecioplanowych: Agnes - chorą psychicznie damę, Caroline - prostytutkę z nędznego domu publicznego, Henry'ego - który każdą niepobożną myśl uważał za niewybaczalny grzech, Emmeline - kobietę, która łączyła głęboką wiarę z niezależnością sądów i poczuciem humoru. Największą zaletą tej powieści jest jednak szczegółowy i plastyczny opis Londynu. Nie chodzi tylko o topografię miasta, ale przede wszystkim o przybliżenie nam mentalności jego ówczesnych mieszkańców (z różnych warstw społecznych), ich codzienności i zwyczajów. Dowiadujemy się np., że dopiero zatrudnianie "męskiej" służby (o wiele lepiej opłacanej niż ta "kobieca") świadczyło o prawdziwej zamożności i ilu przygotowań wymagało uczestnictwo w Sezonie. Opisy nie są dodatkiem wprowadzonym tylko po to, żeby autor mógł się pochwalić pilnością i erudycją. Umożliwiają obiektywną ocenę poczynań bohaterów. Szczegółowe przedstawienie pracy prostytutek może się komuś wydać zbyt dosłowne czy dosadne, ale pozwala nam ono lepiej zrozumieć ambicje Sugar, decyzję Williama o wyrwaniu jej z tego środowiska i powody, dla których ostatecznie tak a nie inaczej ją potraktował.
***

Dziwne to musiały być czasy, ten XIX wiek, kiedy kobiety postrzegano i traktowano w sposób tak skrajnie odmienny, w zależności od tego, czy urodziły się w zamożnych, czy w biednych rodzinach. Panie ze swojej sfery dżentelmeni traktowali jak kruche cacka z porcelany, które mają ładnie wyglądać i umilać panom posiłki pogodną konwersacją (oraz rodzić spadkobierców), toteż trzeba na nie chuchać, dmuchać i separować od wszelkich złych wpływów. Prostytutki traktowali niemal jak zwierzęta, od których za marne grosze można wymagać absolutnie wszystkiego. A jednak niektóre kobiety świadomie decydowały się uprawiać ten zawód - w porównaniu choćby z pracą w fabryce oferował większe zarobki, więcej czasu wolnego i, wbrew pozorom, większe bezpieczeństwo. To jest chyba najbardziej szokujące. Damy i niezamożne kobiety mogły przebywać w jednym pomieszczeniu tylko, jeśli jedna była panią domu, a druga jej służącą. Mężczyzna mógł usunąć ze swojego otoczenia każdą kobietę, bez względu na jej status - żonę można było wysłać do zakładu dla obłąkanych, służącą zwolnić, a o zamordowaną prostytutkę nikt by się po prostu nie upomniał.
***

Pewną wadą tej powieści może być zakończenie. Akcja zostaje przerwana chyba trochę zbyt gwałtowanie, a autor w żaden sposób nie sugeruje, jakie były dalsze losy bohaterów. O tym podobno traktuje zbiór opowiadań pt. "Jabłko", ale niestety ktoś bezczelnie wypożyczył go przede mną. "Szkarłatny płatek i biały" polecam z czystym sumieniem, choć nie należy się chyba nastawiać na lekturę do przeczytania w dwa czy trzy wieczory.
***

Jako uzupełnienie lektury powieści Michela Fabera polecam dwa artykuły, które ukazały się kiedyś na łamach Polityki: "Wiktoriańskie ladacznice" Sławomira Leśniewskiego oraz "Sprzedajność niewiast na ziemiach polskich" Bogusława Zająca.
***

Z fragmentami powieści można zapoznać się TUTAJ i poniżej.

***
Krótko mówiąc, ta okolica to zupełnie inny świat, w którym dobrobyt stanowi odległy niczym gwiazdy na niebie, egzotyczny sen. Church Lane to ulica, na której nawet koty są chude i mają zapadłe oczy, bo nie jadają mięsa, ulica, na której mieniący się robotnikami mężczyźni chyba wcale nie pracują, a tak zwane praczki rzadko cokolwiek piorą. Na tej ulicy filantropi nie są w stanie uczynić nic dobrego, więc kiedy mieszkańcy przeganiają ich stąd, uchodzą, unosząc rozpacz w sercach i nieczystości na butach. Wzorowy przytułek dla potrzebujących i ubogich, otwarty w pobliżu z wielką filantropijną pompą przed dwudziestu laty, znajduje się już w rękach niegodziwców, a poza tym jest mocno nadgryziony zębem czasu. Inne, jeszcze starsze i bardziej zniszczone domy, choć dwu- albo nawet trzypiętrowe, zioną podziemnymi wyziewami, jak gdyby wydobyto je z jakiegoś gigantycznego wykopu archeologicznego niczym gnijące szczątki zaginionej cywilizacji. Wiekowe budynki chromają o kulach żelaznych rynien, maskując swoje rany i ułomności kompresami stiuków, temblakami sznurów do suszenia bielizny albo przepaskami zbutwiałego drewna. Dachy łączą się w szaloną plątaninę, okna na poddaszach są spękane i poczerniałe, podobnie jak murarka, a górujące ponad nimi niebo zdaje się gęstsze niż tutejsze powietrze, tworzące sklepiony sufit, który przypomina szklany dach fabryki albo stacji kolejowej: niegdyś jasny i przezroczysty, a dziś zasnuty brudem. (...)
Na tej ulicy ludzie nie chodzą spać o określonej godzinie, lecz wtedy, kiedy zaczyna na nich działać dżin lub gdy zmęczenie każe im zaprzestać przemocy. Na tej ulicy ludzie budzą się, kiedy opium dodawane do osłodzonej wody dla dzieci przestaje działać uspokajająco na małych nieszczęśników. Na tej ulicy co bardziej cherlawi mieszkańcy wpełzają do łóżek tuż po zachodzie słońca i leżą, czuwając i nasłuchując szczurów. Na tę ulicę dźwięk dzwonów kościelnych i królewskich fanfar dociera jedynie słabym, nader słabym echem.
[str. 10-12]

- Zrobimy wszystko, żeby spróbować wszystkiego - przyznaje Bodley.
- Oto przekleństwo nowoczesnego mężczyzny - stwierdza Ashwell. [str. 355]

(...) pragnie powiedzieć mu wszystko, odsłonić przed nim swoje najstarsze i najgłębsze blizny, zaczynając od pewnej gry, jaką prowadziła z nią pani Castaway, kiedy Sugar była małą dziewczynką: skradała się mianowicie do łóżeczka, po czym błyskawicznym ruchem ściągała kołderkę z na wpół lodowatego ciałka dziewczynki. - Tak postępuje Bóg - mówiła wtedy matka tym samym ohydnie donośnym szeptem, którym opowiadała jej bajki. - Bóg uwielbia tak robić. - Zimno mi, mamo! - wołała wówczas Sugar. A pani Castaway stała w świetle księżyca, przyciskając kołdrę do piersi i przykładając rękę do ucha. - Ciekawa jestem, czy Bóg cię usłyszał - odpowiadała. Bo wiesz, kobiecych głosów to on chyba nie słyszy. [str. 423-424]

8 komentarzy:

  1. ciekawa recenzja, na pewno zachęciłaby mnie do przeczytania "Płatka" gdyby nie to, że już go czytałam i moim zdaniem był okropny. Epatowanie brudem, wulgarnością i zepsuciem było dla mnie - wydelikaconej przez Jane Austen, siostry Bronte i E. Gaskell:-) - zbyt już straszne. Nie wiem czy czytałaś "Złodziejkę" Sary Waters - tam też wiktoriańskie panienki nie są takie znów niewinne - ale podane jest to w znacznie bardziej nęcącej formie. A od czytania "Płatka" było mi czasem wręcz niedobrze. Mimo to przeczytałam też "Jabłko", ostatecznie jestem zbyt wielką fanką epoki wiktoriańskiej by odmawiać sobie takich książek:-) - i wrażenie było jeszcze gorsze. Zdaje się, że nieco tajemnic z "Płatka" jest tam wyjaśnionych, ale jedyne co pamiętam to tylko wydzieliny, brud i pomyje. Dzięki za załączone linki do artykułów, na pewno do nich zajrzę.

    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  2. Mnie się też bardzo podobała.
    Pożyczyłam i straciłam... Nie mogę odżałować.

    OdpowiedzUsuń
  3. Panno Emilko, mnie zahartowała lektura "American psycho" - w porównaniu z powieścią Ellisa "Szkarłatny płatek i biały" wydaje się stonowany i subtelny.

    Wiek XIX ze względu na rozwój nauki i przemysłu był na pewno epoką interesującą, ale nie możemy jej idealizować. Ludzkość się nie zmienia - wyzysk i przemoc istnieją od zawsze i zawsze będą istnieć. Być może myśl, że za uszycie wytwornej kreacji ówczesnej damy jakaś kobieta dostała grosze, które nie wystarczały jej nawet na wyżywienie dzieci nie jest przyjemna, ale przecież nie można obrażać się na fakty. Brudów i pomyj nie brakuje i teraz - po prostu ich nie widzimy, bo biegnące pod ziemią rury odprowadzają je nie wiadomo dokąd. Ja lubię poznawać drugą stronę medalu.

    Zawsze będę ceniła Jane Austen (choć jej twórczość chyba do epoki wiktoriańskiej się nie zalicza) i siostry Bronte, ale ich utwory pokazują tylko niewielki wycinek ówczesnej rzeczywistości i są to raczej romanse niż powieści obyczajowe.

    "Złodziejki" jeszcze nie czytałam, ale nie omieszkam.

    Również pozdrawiam:))

    Joanno, ja tak długo męczyłam moją siostrę, że oddała mi książkę pożyczoną kilka lat wcześniej:) Nie poddawaj się:)

    OdpowiedzUsuń
  4. Już za Twoją namową na moim blogu postanowiłem zdobyć i teraz, po przeczytaniu Twojej recenzji, przesunąłem trochę tę książkę w kolejce lektur do góry.
    Ciekaw jestem, podsumowując komentarze, jak ja ocenię tę pozycję ^^
    I dziękuję za linki do artykułów, informacji o epoce wiktoriańskiej nigdy nie za mało :)

    OdpowiedzUsuń
  5. A mnie mroczny i brudny Londyn XIX wieku nie przeraża, uwielbiam te czasy i ta książka znalazła się na mojej liście życzeń:)

    Pozdrawiam z mroźnego, ale pięknego Gdańska:)

    OdpowiedzUsuń
  6. Też tak kiedys marzyłam :) Tylko się jeszcze zastanawiałam, jak oni myli zęby, jak sie kochali, skoro się nie myli :) Królowa Wiktoria uchodziła za ewenement, ponieważ myła się raz w tygodniu (bo tak trzeba) :) I jak sobie radziły z kobiecymi przypadłościami :) Dlatego później doszłam do wniosku, że jednak chciałabym pozostać w naszych czasach. Zamieniłabym tylko krajobrazy na tamtei samochody na bryczki :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Mateuszu, książka generalnie zbiera dobre recenzje, ale oczywiście nie podoba się wszystkim. Niektórych razi dosłowność, innych rozwlekłość, a jeszcze innym przeszkadza zakończenie. Mam nadzieję, że Tobie się jednak spodoba:)

    Eruano, dziękuję za pozdrowienia:)

    Skryptorium, a wyobraź sobie jazdę bryczką po tych naszych drogach... ;)

    OdpowiedzUsuń
  8. Dosłowność, rozwlekłość i opisowość raczej mnie nie zrazi. W takim razie pozostaje zakończenie ;) Ale pewnie trochę jeszcze będzie musiała poczekać, do końca sesji (a potem wakacje! wreszcie za Lód Dukaja się zabiorę)

    OdpowiedzUsuń

"Błogosławieni, którzy nie mając nic do powiedzenia, nie ubierają tego w słowa". Z drugiej strony lubię meandrujące dyskusje, więc komentarze nie na temat również są tu mile widziane;).

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.