Impresje

czwartek, 10 września 2009

MIASTECZKO SALEM

TYTUŁ: Miasteczko Salem
AUTOR: Stephen King
PIERWSZE WYDANIE: 1975

WYDAWNICTWO: Prószyński i S-ka

ROK: 2008

STRON: 528


OCENA: 4/5


Chociaż nie jestem wielbicielką horrorów (w żadnej formie), to, jak chyba każdy, lubię się czasami jednak trochę pobać. Co prawda bardzo rzadko. Zresztą chodzi mi wtedy bardziej o nastrój niż fizyczne doznania - tzn. czytam odpowiedniego rodzaju książkę, zamiast samej iść o północy na cmentarz.

Mamy rok 1975. Ben Mears, pisarz, którego powieści spotykają się ostatnio z mniejszym uznaniem i który wciąż nie może pogodzić się ze śmiercią żony, przyjeżdża do Jerusalem, małej mieściny w stanie Maine. Spędził tu kiedyś 4 szczęśliwe lata i traktuje tę podróż jako swego rodzaju terapię.

W Jerusalem, zwanym często Salem, właściwie nic się nie zmieniło. Życie toczy się tu niespiesznie, a najbardziej emocjonującym wydarzeniem jest zebranie Klubu Kobiet raz w tygodniu. Ale w historii każdej, nawet najbardziej zapadłej dziury, kryją się jakieś mroczne i niewyjaśnione wydarzenia, o których jej mieszkańcy starają się na co dzień nie pamiętać. W Salem wiążą się one z Domem Marstenów. Marstenowie zamieszkali tu w 1928 r., ale nie integrowali się z lokalną społecznością i niewiele o nich wiedziano. W 1939 r. listonosz znalazł ich ciała - pani Marsten miała odstrzeloną połowę czaszki, a jej mąż (i prawdopodobnie jej morderca) się powiesił. Potem nikt tam przez wiele lat nie mieszkał, a nawet mało kto odważył się wejść do środka. Ben, jeszcze jako dziecko, zrobił to i było to dla niego traumatyczne przeżycie. Teraz, już jako dorosły człowiek, pisze o tym Domu książkę. Myślał nawet o jego wynajęciu, ale okazało się, że rok wcześniej ktoś go kupił, a wkrótce po przyjeździe Bena do Salem ktoś w nim zamieszkał. Dom należał do panów Starkera i Barlowa, tego drugiego jednak nigdy nie widywano.
W miasteczku zaczęły dziać się dziwne rzeczy; dziwne i coraz dziwniejsze. Niektórzy jego mieszkańcy po prostu znikali, niektórzy umierali, a potem znikały ich ciała, niektórzy zaczęli się dziwnie zachowywać. Ben, jego dziewczyna Susan Norton i miejscowy nauczyciel Matt Burke dość szybko znajdują tego przyczynę i starają się zapobiec kolejnym tragediom. Mimo to Salem zaczyna się wyludniać.

Książka trzyma w napięciu i gwarantuje czytelnikowi taki specyficzny, nieprzyjemny nastrój w trakcie i po zakończeniu lektury. Przez dwa wieczory wolałam nie patrzeć w okna. Nie ma tu jakichś bardzo obrzydliwych opisów (tego typu obrazami epatują zwykle filmy). Klimat powieści przypominał mi ten z "Miasteczka Twin Peaks".

Podsumowując: polecam. Jak na horror to to jest naprawdę niezła książka.



SPOILER



Książki i filmy o wampirach są ostatnio niesamowicie popularne, choć trudno trafić na jakieś dobre. Mnie osobiście nie za bardzo podobała się klasyka gatunku, czyli "Drakula" Brama Stokera (za to film Coppoli bardzo). Lepszy był "Wywiad z wampirem" Ann Rice (ale i tu bardziej mi się podobała ekranizacja). Ciekawa była też postać wampira Regisa w "Wiedźminie" Sapkowskiego. Nie mam za to zamiaru czytać żadnej książki Sephanie Meyer - poniżej pewnego poziomu nie schodzę. Obejrzałam za to niestety pierwszy odcinek tak zachwalanego serialu "Czysta krew" i więcej nie zamierzam - fajny pomysł, ale realizacja tragiczna, pod każdym względem. Podobno jest i książka, ale dziękuję bardzo.

Autorzy większości wymienionych wyżej powieści i filmów "uczłowieczają" wampiry, nadają im możliwość odczuwania ludzkich emocji; tak, że nie różnią się one specjalnie od reszty śmiertelników, poza tym, że w każdej chwili mogą się nimi pożywić.
King nie poszedł w tę stronę (może dlatego, że nie było to jeszcze wtedy popularne) - wampiry w "Miasteczku Salem" to niebezpieczne potwory, które zrobią wszystko, aby przeżyć. Zapukają nawet do okien ukochanych osób...

4 komentarze:

  1. :-D Widzę, że mamy podobne podejście do klasyki gatunku wampirzego, poza True Blood, który uwielbiam (serial, książki nie czytałam). Jeśli brać ten serial jako dekonstrukcjonizm mitu wampira, wizję amerykańskiego miasteczka i bohaterów w krzywym zwierciadle, to jest to naprawdę dobra robota:-D No i boski Eric... ;> Charlaine Harris sparodiowała nawet Zmierzch Meyer, chociaż książka tej pierwszej ukazała się parę ładnych lat wcześniej;-) I poza Wywiadem z wampirem Rice - dla mnie zarówno książka, jak i film są bardzo dobre. A jeśli chodzi o Kinga... Nie przemawia do mnie groza w jego wykonaniu.

    OdpowiedzUsuń
  2. Na mnie ten serial wywarł jak najgorsze wrażenie. Co prawda widziałam tylko pierwszy odcinek, ale to mi wystarczyło. Anna Paquin jakaś drętwa (no i to głupie imię), niby słyszy myśli innych, ale trochę wybiórczo; ten pierwszy wampir, którego poznała też jakiś niewydarzony, no ale jej się oczywiście podoba. Sceneria nudna i sztuczna. Jak dla mnie to kolejny zmarnowany pomysł.
    Ale chyba jestem odosobniona w swych opiniach na ten temat...

    OdpowiedzUsuń
  3. Uwielbiam filmowe horrory, ale nie mogę strawić przez książkowe. Jak to jest? Od czego to zależy? Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  4. Ja też się lubię pobać oglądając film, ale niestety tam źródłem strachu czy napięcia są przeważnie jakieś obrzydliwości, a ja na takie rzeczy patrzeć się nie mogę. Nie przepadam też za książkowymi horrorami, wobec czego w ogóle ich nie czytam, z wyjątkiem kilku powieści Kinga. Choć w sumie nie wiem, czy to takie typowe horrory...
    Wieczory stają się powoli coraz dłuższe, więc można kilka z nich poświęcić np. na "Smętarz dla zwierzaków" tegoż autora. Oczywiście należy zacząć od znalezienia sobie jakiegoś spokojnego kącika.

    OdpowiedzUsuń

"Błogosławieni, którzy nie mając nic do powiedzenia, nie ubierają tego w słowa". Z drugiej strony lubię meandrujące dyskusje, więc komentarze nie na temat również są tu mile widziane;).

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.