Tytuł: Ross Poldark
Tłumaczenie: Tomasz Wyżyński
Tłumaczenie: Tomasz Wyżyński
Pierwsze wydanie: 1945
Autor: Winston Graham
Wydawnictwo: Czarna Owca
Seria: Dziedzictwo rodu Poldarków (cz.1)
ISBN: 978-83-8015-165-9
Stron: 464
Nie każdy potrafi pisać równie dobrze jak Jane Austen –
rzecz niby oczywista, ale szczególnie mnie to irytuje, kiedy sięgam po powieść,
której akcja rozgrywa się właśnie w tamtej epoce: wtedy zawsze towarzyszy mi
cicha nadzieja, że kolejnemu autorowi udało się równie inteligentnie i stylowo
przedstawić ówczesne charaktery i relacje międzyludzkie, i niezmiennie doznaję
rozczarowania.
Pierwszy tom sagi rodu Poldarków Winstona Grahama to
niestety tylko czytadło, które jednak ponad siedemdziesiąt lat temu musiało się
spodobać publiczności, w przeciwnym razie autor nie napisałby jeszcze jedenastu
części… Zastanawiam się, co takiego urzekło czytelników wtedy, i co (poza Aidanem Turnerem w ekranizacji BBC i na okładce) wywołuje
ich entuzjazm dziś.
Fabuła nie porywa, niby sporo się dzieje, ale kolejne
wydarzenia naprawdę łatwo przewidzieć: na początku główny bohater ma kłopoty,
ale wiadomo, że dzięki swojej ciężkiej pracy wyjdzie z nich obronną ręką. Dawna
ukochana poślubiła innego, ale autor szybko podsuwa Rossowi inne dziewczę,
które za kilka lat dorośnie i będzie w sam raz. Zresztą wątek romansowy
sfastrygowano moim zdaniem nieco zbyt grubymi nićmi.
Główny bohater Ross Poldark nie wzbudził mojej sympatii,
choć teoretycznie powinien, skoro generalnie lubię postaci, które postępują słusznie,
ale nieszablonowo, nie przejmując się zupełnie tym, „co ludzie powiedzą”.
Przypuszczam, że to w dużej mierze wina Winstona Grahama: w powieści ledwie
naszkicował tę postać, niewiele napisał o jej przeszłości i poglądach, a
najmniej o jej uczuciach (tak jakby Rossa poruszyć mogła tylko piękna kobieta
albo chętna dziewczyna). Ross Poldark prawie do wszystkiego podchodzi ze
stoickim spokojem, a skoro on się nie przejmuje, to dlaczego ja miałabym?
Lepiej udała się autorowi postać kuzynki głównego bohatera, Verity
Podark. Ta młoda kobieta ma przynajmniej jakieś głębsze życie uczuciowe, a
scena, w której w samotności żegna się z nadziejami na szczęśliwą przyszłość,
wypadła nastrojowo i prawdziwie.
Znacznie ciekawsza jest warstwa obyczajowo-społeczna tej
powieści. Jej akcja rozgrywa się w latach osiemdziesiątych XVIII wieku w
Kornwalii, głównie z sferze ziemiaństwa, ale to trochę inni ludzie niż u Jane
Austen. Przede wszystkim ich głównym źródłem dochodu nie są odsetki od odziedziczonych
kapitałów ani uprawa i dzierżawa ziemi, ale udziały w kopalniach. To konkretny biznes, w którym stale trzeba trzymać
rękę na pulsie, w którym zdarzają się kryzysy i hossy, który daje pracę
większości okolicznych mieszkańców. Winston Graham w odróżnieniu od Jane Austen
opisuje również bohaterów pochodzących spoza warstw uprzywilejowanych: ich
poziom życia jest katastrofalny, pracują w fatalnych – z dzisiejszego punktu
widzenia - warunkach, a czasami muszą kraść, żeby wyżywić siebie i rodzinę.
Słyszałam, że ekranizacja BBC zawiera wiele malowniczych
kadrów, ale ówcześni Kornwalijczycy chyba nie przejmowali się za bardzo
walorami krajobrazu. Bez wahania zabierano się za kopanie i kucie, nawet jeśli
złoża miedzi odkryto w najbardziej urokliwym klifie, a kiedy zimą trzeba było
ogrzać dwór, to po prostu ścinano najbliższej rosnące drzewa.
Czy warto sięgnąć po tę powieść? Można – jeśli szukamy niezobowiązującego
przerywnika między lepszymi lekturami. Ja przeczytałam „Rossa Poldarka”, żeby się
nie uczyć do testów na prawo jazdy;).
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
"Błogosławieni, którzy nie mając nic do powiedzenia, nie ubierają tego w słowa". Z drugiej strony lubię meandrujące dyskusje, więc komentarze nie na temat również są tu mile widziane;).
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.