Impresje

wtorek, 3 grudnia 2013

Kobieta w literaturze XVIII

Źródło cytatu: Kopiec wspomnień 
Wydawnictwo Literackie 1964 (wydanie drugie rozszerzone)
Fragment wspomnień Zofii Muczkowskiej (1890-1973) 



   Bale. W życiu towarzyskim Krakowa dominującą rolę odgrywały bale publiczne, urządzane na cele dobroczynne - przeważnie w karnawale. Należały tu bale na Kolonie Wakacyjne w Rabce lub na cele Towarzystwa Walki z Gruźlicą. Niektóre bale cieszyły się bardzo dużą popularnością. Do tych należała Reduta Prasy w Starym Teatrze, w pierwszych dniach lutego szczególnie uczęszczana przez starszych panów, jak mój ojciec, oraz Bal Rabczański.
   Inne były mniej liczne i na nich właśnie lepiej się bawiono. Była to tak zwana "tańcująca dobroczynność", przynosząca dość poważny dochód instytucjom, na których cele była organizowana. W czas karnawału Kraków się ożywiał, przyjeżdżały majętne rodziny z różnych stron Polski, ażeby się zabawić.
   Bal Rabczański był najbardziej reprezentacyjną zabawą i gromadził najlepsze towarzystwo. Był to jedyny teren, na którym mieszczaństwo stykało się z arystokracją. Stykało, ale nie kontaktowało. Bale te odbywały się w secesyjnie odnowionych salach Starego Teatru, obecnie Teatru Modrzejewskiej. Panny z arystokracji i grawitujące do niej stały w dwa lub trzy rzędy pod galerią z muzyką, czekając na nielicznych danserów. Trzy pozostałe strony gromadziły świat mieszczański, gdzie nie było tak trudno o danserów. Na ogół siedziały (a nie stały, jak arystokratki) tylko te panny (mieszczanki), które nie miały powodzenia, mówiło się o nich, że "pietruszkują". Panny przychodziły na bale zawsze z rodzicami: ojcowie ulatniali się po północy, a mamy, drzemiąc za wachlarzami ze strusich piór, zostawały do rana, bowiem nie uchodziło ażeby panienki wracały do domu same albo odprowadzane przez młodych ludzi. Szanująca się krakowska matka nie wyprowadzała na publiczny bal córki, która nie ukończyła osiemnastu lat.
   Bal rozpoczynał się polonezem przy dźwiękach Chopina, dyrygowanym przez znanego w krakowskich domach wojskowego kapelmistrza Hocka. Kroczyły w polonezie reprezentacyjne pary dygnitarzy wojskowych i cywilnych z dostojnymi starszymi paniami - głównodowodzący twierdzą z prezydentową miasta, a prezydent znowu z którąś z dygnitarskich żon i tak dalej.
   Po polonezie zaczynała się część dla młodzieży walcem, którego z tym samym danserem tańczyło się tylko raz dookoła sali. Zresztą jeszcze przed odtańczeniem tej "rundy" zwykle już inni kandydaci czekali na swoją kolejkę.
   (...)
   Młodzi ludzie na tych balach, spełniający rolę tzw. "froterów", wszyscy w nieskazitelnych frakach i białych rękawiczkach, musieli być przedstawieni pannom i mamom przez wodzireja lub komitetowego, którzy odpowiadali za porządek zabawy.
   Tańce prowadził zwykle znany profesor germanistyki w gimnazjum Sobieskiego - dr Karol Dawidowski, osobistość dość znacznej tuszy, bardzo sympatyczna.
   Po walcu następowały tańce figurowe to znaczy kadryl, inaczej zwany kontredansem, potem mazur, a po północy kotylion, to jest walc z figurami. Do tych tańców prosiło się damy, zapisując się najpierw w karnetach, które bywały bardzo ozdobne i nieraz kosztownie wykonane. Po północy większość towarzystwa, zwłaszcza starszego, przechodziła do sali restauracyjnej, gdzie przy długich stołach można było zjeść dobrą kolację, popijając szampanem.
   Z rozpoczęciem kotyliona najpierwsze firmy kwiaciarskie Krakowa wystawiały w westybulu stoły z wiązankami kwiatów, które młodzi ludzie zakupywali dla swoich wybranek. Były to kosztowne mimozy, sprowadzane z Riwiery francuskiej, lub białe i liliowe bzy, hodowane w szklarniach, dobierane do koloru sukni. Ilość otrzymywanych bukietów była miarą powodzenia.
   Wspaniałe kosztowne toalety pań i kontrastujące z nimi czarne fraki panów, przyczyniały się do podniesienia atmosfery, która była dostojna i jakby świąteczna zarazem,a  jednak wesoła i ożywiona. Nigdy jednak sztywna, jak tego chcą nie znający tamtych czasów.
   Malowniczość tego widowiska podnosiła też wspaniała, historyczna biżuteria arystokratek: można było oglądać istną wystawę jubilerska na rasowych manekinach - "zmysłowe piękno rodowych pereł", olbrzymich szmaragdów, jak historyczny szmaragd hrabiny Cosel, wielkości niemal dłoni, otoczony niezbyt efektownymi diamentami, i inne. Nikt się wówczas nie zastanawiał nad tym, jaki kapitał więzi takie cacko, za które można by kupić całe małorolne gospodarstwo.
   Jedna z dm, Radziwiłłówna, będąc jedną z gospodyń balu, a zmuszona wystąpić w żałobie, nałożyła skromną czarną aksamitną suknię oraz diadem i riwierę z brylantów wielkości dziesięciogroszówek. Były to klejnoty habsburskie.
   Panny natomiast bywały ubrane skromnie, bez żadnej biżuterii i niezbyt elegancko. Nigdy nie używały kosmetyków ani żadnych pudrów, cerę miały świeżą, nie zniszczoną nadmiernym słońcowaniem. Panowało powszechne przekonanie, że młodość najlepiej zdobi. Na pierwszy bal obowiązywała według tradycji biała suknia.
   Prasa krakowska delegowała na każdy bal swoich reporterów, którzy dnia następnego podawali dokładne sprawozdanie o toaletach elegantek. Każda elegancka dama ambicjonowała się, żeby jej suknia była wymieniona w gazecie. Na sali balowej nigdy nie powtarzał się identyczny model sukni; jeżeli przypadkiem zdarzyło się to kiedy, wówczas jedna z tych pań lub obydwie wracały do domu. Panie krakowskie i nie krakowskie dbały o indywidualność aparycji.
   Jedną z bardziej znanych postaci na terenie krakowskich zabaw był austriacki generał Hohenauer. Wprowadzał on niegdyś moją matkę we Lwowie w świat, a w dwadzieścia lat później, w Krakowie, wywijał ze mną "marymoncką figurę" mazura. Marymoncka figura był to gimnastyczny wyczyn wymagający dużej zręczności od panów, a siły w rękach od pań. Tańczono ją tylko na prywatnych zabawach i to późno nad ranem, a pobłażliwsze mamy zasłaniały się wachlarzem.
   (...)
   W dwudziestoleciu międzywojennym role zmieniły się. Córki tych matek, które przed czternastym rokiem podpierały do rana lustra i ściany, przeszły do akcji i w sukniach do kolan robiły konkurencję swoim dorosłym, a nawet zamężnym córkom, tańcząc nowe tanga i inne foxtroty. Program taneczny uległ dużej metamorfozie - tańce figurowe i walce zastąpiono innymi tańcami, tańce narodowe,  jak mazur i oberek, znikły prawie zupełnie z sal balowych. [str. 61-64]

3 komentarze:

  1. Wrzuciłem w gugla tę "marymoncką figurę", ale moja ciekawość nie została zaspokojona. Czy w książce są jakieś szczegóły na jej temat :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mnie też to zastanawiało, ale nie znalazłam nic poza bardzo enigmatyczną informacją na tej stronie.

      W tamtych czasach wszystko mogło uchodzić za nieprzyzwoite. Może do tej figury zdejmowano rękawiczki? ;)

      Usuń
    2. Nie dość, że w obcym języku, to jeszcze bardzo lakonicznie :D I tylko bardziej zaostrzyło ciekawość. Karuzela?? :D

      Usuń

"Błogosławieni, którzy nie mając nic do powiedzenia, nie ubierają tego w słowa". Z drugiej strony lubię meandrujące dyskusje, więc komentarze nie na temat również są tu mile widziane;).

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.