Impresje

wtorek, 20 kwietnia 2010

WRONIEC


Tytuł: Wroniec
Autor: Jacek Dukaj
Ilustracje: Jakub Jabłoński
Pierwsze wydanie: 2009

Wydawnictwo Literackie
ISBN: 978-83-08-04392-9
Stron: 247

Ocena: 3+/5

Adaś to chłopiec mniej więcej pięcio- lub sześcioletni, ale potrafiący czytać i, nadal z niejakim trudem, pisać. Po ojcu odziedziczył pewien dar - ludzie przeważnie wierzą w to, co pisze, pozostają pod urokiem jego słów. Ten talent jego ojciec wykorzystuje w działalności opozycyjnej.



Pewnego zimowego dnia "brzydcy panowie zastąpili w telewizji także niedzielną bajkę", a kraj pogrążył się w szarości. Wroniec (wielki czarny kruk) porywa tatę chłopca i ciężko rani jego mamę. Babcia, wujek i maleńka siostrzyczka zostają przewiezieni na komisariat. Adasia ukryto u sąsiada z dołu, pana Betona, byłego przodownika pracy. Chłopiec postanawia odnaleźć rodzinę, a pan Beton mu w tym pomaga. (Ów pan jest "odpowiednikiem peerelowskim takiego komiksowego superbohatera").


W scenerii tej ekspedycji ratunkowej nie brakuje żadnego z elementów charakterystycznych dla opowieści o tamtym okresie - przemówienie Jaruzelskiego w telewizji, koksowniki, gaz, czołgi, MO, ZOMO, SB, pałowanie, donosiciele, szpicle, partyjni towarzysze, suki, kolejki, opozycja, Wałęsa. Z tym że Adaś nazywa je i opisuje po swojemu, dziecinnemu - złe rzeczy są wielkie i straszne, dobre - kolorowe, sympatyczne.

O ile większa część książki będzie zrozumiała nawet dla całkiem małych dzieci, to końcówka jest trochę zagmatwana. Być może morał tej bajki polega na tym, że trzeba wyrzec się indywidualizmu, krytycyzmu, wtopić w szary tłum, aby zyskać święty spokój, poczucie bezpieczeństwa? A może autorowi chodziło o coś innego? Ktoś mnie oświeci?

***
Podobała mi się forma i ilustracje, ale na treść pozostałam, szczerze mówiąc, całkowicie obojętna. Być może dlatego, że urodziłam się za późno i zbyt wcześnie. Za późno, bo dopiero w 1982 roku, więc nie mam żadnych wspomnień związanych ze stanem wojennym, nie mogę porównać swoich przeżyć z przeżyciami Adasia. I zbyt wcześnie, żeby traktować opowieść o tamtych czasach jak coś zupełnie egzotycznego; przecież pamiętam tamtą siermiężną rzeczywistość, którą wspominam zresztą z dużym sentymentem - to było moje dzieciństwo. Ukazywanie ważnych wydarzeń (już) historycznych z perspektywy dziecka, w konwencji bajki czy halucynacji nie wydaje mi się czymś rewolucyjnym ani obrazoburczym, jak to sugerują niektórzy recenzenci. I chyba nie o to chodziło Jackowi Dukajowi.

W wywiadzie dla Dużego Formatu powiedział tak:
To jest utwór pisany całkowicie inaczej niż wszystkie moje poprzednie: na intuicji, na obrazach, na krótkich haustach tekstu, bez wielkiego planowania, cofania się itp. Szedłem naprzód razem z Adasiem. I strasznie się bałem, żeby nie przekombinować. Zacząłem od formy, od języka, konwencji bajki - i takie ćwiczenie sobie narzuciłem. Chwyciło mnie i dalej już poleciało. Dlaczego akurat tak? Najszczersza odpowiedź: bo tak mi się spodobało.
W ogóle jestem przekonany, że ludzie z mojego pokolenia pamiętają w dużej mierze nie stan wojenny, jaki faktycznie przeżyli, ale wtórny konstrukt wepchnięty na to miejsce ex post. Te same ujęcia ulic z koksownikami i żołnierzami, te same kadry z telewizora z Jaruzelskim, śnieg, kolejki, szarzyzna, no i „nie było »Teleranka «”.
Dlatego chyba nie należy się w tej powieści doszukiwać wątków autobiograficznych czy wykładu na temat stanu wojennego. Jacek Dukaj dąży do tego, żeby każda jego książka była inna - tym razem chciał napisać coś w konwencji bajki, a żeby nie wyniknął z tego banał, opowiedział przy okazji o stanie wojennym (tak mówił w Tok FM u Romana Kurkiewicza).
Mamy tu więc przede wszystkim zabawę formą i językiem, która bardzo mi się spodobała (cytaty poniżej). Podobnie jak ilustracje pana Jabłońskiego. Co ciekawe samemu Jackowi Dukajowi nie specjalnie chyba przypadły do gustu, a w każdym razie wolałby, żeby były peerelowskie w formie, a nie w treści (więcej na ten i inne tematy w audycji Tok FM). To że wyszło odwrotnie, wynikło z braku czasu - chciano zdążyć z wydaniem powieści przed 13 grudnia 2009. Obrazki są tu niemal tak istotne jak treść; klimatyczne, niektóre bardzo mroczne. W ogóle książka jest BARDZO ładnie wydana - twarda okładka, szycie, ładny papier, odpowiednie marginesy i czcionka.

***
Warto zapoznać się z tą powieścią, nawet jeśli nie jest się fanką/fanem prozy Jacka Dukaja (ja nie jestem). W końcu niewiele książek dotyczy tego momentu w historii naszego kraju. 

***
PS. Wydaje się, że opisane tu wydarzenia mają miejsce w Warszawie, ale narrator zdecydowanie pochodzi z południa kraju (prawdopodobnie z Tarnowa;)). Dwukrotnie, o ile się nie mylę, występuje w książce zwrot "na pole", którego chyba nigdy nie zaakceptuję...

***
Przyciskał czoło do zimnej szyby. Robotnicy chodzili po dachach i błyskali niebieskimi płomieniami. Od tych płomieni latały pod powiekami kolorowe mroczki. Babcia mówiła, żeby tam nie patrzył, bo oślepnie. Adaś patrzył i nie oślepł. Zrozumiał, że babcia się nie zna na budownictwie. [str. 9-10]

W pokoju było ciemno. Tylko rysa światła pod drzwiami pozwalała odróżnić meble od potworów. [str. 14]

Już nie było domu. Połamali, porozbijali, porozdzierali, powywracali, porozlewali, potłukli, porozsypywali, podziurawili, powyrywali, pobrudzili, pokaleczyli, pognietli, postrącali, pomieszali, poniszczyli, zniszczyli. [str. 24]

Miasto zszarzało. Ulice zszarzały, domy zszarzały, samochody zszarzały, sklepy zszarzały, śnieg zszarzał, niebo zszarzało, ludzie zszarzeli.
- Dlaczego wszyscy są tacy szarzy?
- Maszyna pracuje - odparł pan Jan. Wskazał ruchem głowy dzielnice po drugiej stronie rzeki. - Nie zbliżaj się do maszyny, mały. Ale nie, nie wszyscy zszarzeli.
To prawda: jedni byli mniej, drudzy bardziej szarzy.
Ci zupełnie szarzy chodzili tak: tuż przy ścianie, równo po wydeptanej w śniegu ścieżce. Sztywnymi nogami stawiali krótkie kroki. A wyglądali tak: ręce schowane w kieszeniach płaszczy i kurtek, głowa opuszczona, wciśnięta w kołnierze płaszczy i kurtek, oczy wbite w błoto przed sobą. [str.39]

Na skrzyżowaniu stał żelazny kocioł czarci i dymił czarnym dymem. W kręgu wokół kotła zebrali się grubo opatuleni Wojacy-Wroniacy z kanciastymi karabinami na plecach. Po kolei nachylali się nad kotłem i wdychali ciemne wyziewy. A kto wziął wdech mocny, ten robił się zaraz bardziej żołnierski, karabinowaty i wrońcowaty. [str. 39]


Zza zakrętu wyszedł wprost na Adasia Miłypan.
Adaś czmychnął w pierwszą bramę i wpadł na Kolejkę do Sklepu.
- Pantuniestał!
Adasia odrzuciło, jakby bruk wierzgnął mu pod nogami.
- Pantuniestał!
I znowu odskoczył dalej wzdłuż Kolejki.
- Pantuniestał!
- Pantuniestał!
- Pantuniestał! Pantuniestał!
- Pantuniestał!
Zatrzymał się dopiero za ostatnią panią z torbami.
- Pamiętaj, za kim Stoisz.
Adaś kiwnął głową. Chciał się tylko skryć przed Milipantem. [str. 54-55]

Widział wyrastającą z centralnego placu wielką, betonową Wieżę Wrońca. Wieńczył ją szpic nad szpicami. Do niego muszą nadawać szpice wszystkich Szpicli. Od Wieży i do Wieży co chwila podlatywały Puchacze-Słuchacze. Wieża była szara, jak wyschnięte błoto, a jeszcze większa szarość migotała w tysiącu jej okien. Wokół szczytu Wieży wirowały czarne spirale: stada kruków. [str. 74]

Wybiegli na ulicę rozkopaną przez Roboty Drogowe. Roboty stały nieruchomo pod grubymi kożuchami śniegu. [str. 122]

Mijają Suki przyczajone. Z półrozwartymi pyskami, ze ślepiami reflektorów ledwo rozjarzonymi. Zimny pot ścieka po ich blachach. Drapią asfalt chromowanymi pazurami. Warczą cicho. [str. 159]

Nikt nie pokona pana Betona! [str. 201]

Wroniec unosił się na zimnym wietrze pośrodku otwartej na mrok sali. Zasłaniał chmury i Księżyc. Noc najciemniejsza rozpościerała się ze skrzydeł Wrońca, milion czarnych piór nad miastem.
Bubeki i panowie zakruczeni przynosili Wrońcowi Papiery i Dokumenty. Wroniec obracał łeb z morderczym dziobem i łypał ślepiem martwym. Bubeki i panowie zakruczeni klękali przed nim, a on dziobał ich w serce. Odchodzili jeszcze bardziej zwrońcowani. [227]

Wieczorem Adaś obejrzał w telewizji Dobranockę i podobała mu się. [str. 246]

7 komentarzy:

  1. Wrażenia jak widzę podobne, co u mnie, z tym, że ja, jako urodzony jedynie za późno, więc nieco mocniej odbierałem również obraz rzeczywistości. Niemniej zgodzę się, pierwsze skrzypce gra tutaj plastyczność i obrazowość języka.
    Jeżeli chodzi o zakończenie to chyba wszyscy je krytykują, i chyba nikt do końca go nie rozumie.

    OdpowiedzUsuń
  2. Sama koncepcja i autor są zachęcające, ale strasznie mnie zaczęło odrzucać od literackich opisów naszej historii najnowszej. W każdym czuć klucz intrpretacyjny zgodny z linią którejś partii. Chyba, póki co, pozostanę czytaniu smutnych panów z IPNu;). Jakoś mniej mnie razi ideowość historyka niż literata.
    Niemniej recenzja spowodowała,że musiałem sobie przypomnieć powody mojej niechęci bo w pierwszej chwili poczułem się nad wyraz zachęcony, nawet mimo przeciętnej oceny;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja pomysł na interpretację zakończenia mam zupełnie inny. Właśnie jestem po lekturze i niedługo pewnie napiszę recenzję;)

    http://evelka-d.blog.onet.pl

    OdpowiedzUsuń
  4. Przypuszczam, że konstruując zakończenie Dukaj odniósł się do motywów i symboli jemu doskonale znanych, ale większości czytelników już niekoniecznie. Nie natknęłam się w sieci na interpretację finału książki, raczej też nie liczę na wytłumaczenie ze strony autora, więc z chęcią poznam to evelki.

    goodbye-blue-monday, cała historia jest opowiedziana z perspektywy dziecka i nie wywarła na mnie wrażenia wykładu jedynie słusznych poglądów na stan wojenny w Polsce. Ja sama nie mam sprecyzowanego na ten temat zdania - nie było mnie wtedy na świecie, nie jestem historykiem ani politykiem, a zdania, nawet profesjonalistów, są bardzo podzielone.
    Zresztą książka jest (wbrew pozorom) krótka, więc dużo czasu byś na nią nie stracił.

    W moich oczach IPN skompromitował się ostatecznie prowadząc śledztwo przeciwko m.in. Hitlerowi, które zostało umorzone po 8 (!) latach i przesłuchaniu 171 świadków (źródło).

    OdpowiedzUsuń
  5. No IPN co rusz się kompromituje spektakularnie kopiąc w grobach czy też prowadząc takie właśnie odkrycze procesy.
    Jednak pojedyncze publikacje jej członków są nie raz, co najmniej ciekawe, nawet jeśli kontrowersyjne lub tendencyjne. Polecam choć bez jakiegoś specjalnego entuzjazmu;) Zawsze to tylko babranina w niezbyt przyjemniej tematyce.

    OdpowiedzUsuń
  6. Ja chyb pozostanę przy swojej niechęci do Dukaja, bo fragmenty mnie raczej odrzuciły niż zachęciły. Jednak nie lubię jego zabaw z formą i chyba nikt nic na to nie poradzi.

    Niemniej dzięki za recenzję, przynajmniej wiem co we "Wrońcu" piszczy. :)

    OdpowiedzUsuń
  7. goodbye-blue-monday, mnie nie za bardzo interesuje problematyka,którą zajmuje się IPN. Owszem, jakoś tak pod koniec liceum czytałam nawet trochę o powojennej historii Polski, ale nigdy do tego potem nie wróciłam. Może kiedyś. Obecnie czytam wszystko o Tudorach:)

    ysabell, ja też fanką Dukaja nie jestem. Czytałam "Inne pieśni" i "Extensę", ale nie jest to mój ulubiony typ literatury:) "Wroniec" mi się jednak podobał - lubię takie zabawy z formą, a przede wszystkim - ze słowami.

    OdpowiedzUsuń

"Błogosławieni, którzy nie mając nic do powiedzenia, nie ubierają tego w słowa". Z drugiej strony lubię meandrujące dyskusje, więc komentarze nie na temat również są tu mile widziane;).

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.