Impresje

czwartek, 30 września 2010

DZIENNIK POWROTU

Tytuł: Dziennik powrotu
Autor: Sławomir Mrożek
Pierwsze wydanie: 2000

Wydawnictwo: Noir sur Blanc
ISBN: 83-86743-84-0
Stron: 264

Ocena: 4/5

Gdzie nie spojrzę, tam Mrożek. Wydawnictwo Literackie tak zintensyfikowało kampanię reklamową związaną z opublikowaniem pierwszego tomu jego Dziennika, że aż boję się otwierać lodówkę, bo a nuż... Gdyby wydali trochę mniej na marketing, to może wtedy książka nie kosztowałaby prawie 70 zł.

W tym miejscu pozwolę sobie na krótką dygresję (mogę, w końcu ja tu rządzę;)). Może ktoś z Was, "którzy tu wchodzicie", pracuje w jakimś wydawnictwie i mnie oświeci - dlaczego wiele książek ukazuje się tylko w wersji deluxe? Dlaczego np. po miesiącu czy dwóch od premiery książki nie wydaje się jej w miękkiej oprawie, na trochę mniej białym papierze, ale w przyzwoitej cenie? Nie wiem, może to się firmie nie opłaca, w końcu nie jest instytucją charytatywną.
Całkiem dobrze mi się czytało "Mgły Avalonu" Marion Zimmer Bradley w starym, przeciętnym wydaniu - książka była o połowę chyba mniejsza, a już na pewno znacznie lżejsza... A tę nową ledwo wtaszczyłam na czwarte piętro, w dodatku nie da się jej czytać leżąc na plecach, bo na brzuchu tego tomiszcza przecież nie oprę, ani godzinami trzymała nie będę... Koniec dygresji.

poniedziałek, 27 września 2010

Podziemia Rynku w Krakowie

Parę zdjęć z podziemi Rynku Głównego w Krakowie.

sobota, 25 września 2010

UCIEKINIERKA

Tytuł: Uciekinierka (Runaway)
Autorka: Alice Munro
Pierwsze wydanie: 2004
Tłumaczenie: Alicja Skarbińska-Zielińska

Wydawnictwo Dwie Siostry
Seria: Własny Pokój
ISBN: 978-83-608-5072-5
Stron: 392

Ocena: 3+/5

Książkę tę poleciła mi Anna, za co jej niniejszym dziękuję, bo zamieszczone tu opowiadania przeczytałam z przyjemnością:) Niektóre z nich to właściwie mini-powieści, liczące sobie po kilkadziesiąt stron.
Główne role powierzono kobietom w różnym wieku i w różnych sytuacjach życiowych, wszystkie je łączy potrzeba miłości i obawa przed samotnością; akcja niektórych utworów toczy się parę dekad temu, kiedy brak mężczyzny u boku był powodem do wstydu (co za czasy!). Kiedy w ich życiu pojawia się już jakiś pan, to (na ogół) trzymają się go kurczowo, jakikolwiek by on nie był. Szczęście żadnej z nich nie trwa, oczywiście, zbyt długo, ale cierpią przeważnie w milczeniu i biernie. Nie zawsze z powodu mężczyzny - czasami na skutek własnych pomyłek, błędów, zaniechań. Podejmowane przez niektóre z nich próby "ucieczki" kończą się porażką albo tylko połowicznym sukcesem. Przecież nigdy nie można tak do końca odciąć się od przeszłości, prędzej czy później zaczyna uwierać.

środa, 22 września 2010

Absurdy językowe II

Miało być o Media Markt, więc będzie. Na billboardach tej firmy chyba od zawsze goszczą jakieś dziwne osoby albo mało finezyjne teksty, więc niby nie powinnam się dziwić, a jednak. 

Niskie ceny to nasz psi obowiązek

Popatrzyłam, przeczytałam, zamyśliłam się... 
Media Markt od zawsze kieruje swoje reklamy do osób o raczej niskiej samoocenie, promując się hasłem "Nie dla idiotów". Potencjalny klient ma sobie najwyraźniej pomyśleć, że robiąc zakupy w tej sieci, automatycznie trafi do elitarnego klubu inteligentnych i sprytnych konsumentów, dysponujących tajemną wiedzą o tym, gdzie kupować tanio i mądrze. Nie, on nie jest takim idiotą jak ci, którzy kupują, dajmy na to, w avansie. 
Może w czyjeś gusta i potrzeby to rzeczywiście trafia, nie wiem.

Ale ten "psi obowiązek" to już przesada. Tego zwrotu używają osoby mocno zakompleksione i pozbawione elementarnego wychowania w stosunku do swoich podwładnych albo innych osób im podległych. Tak, pies najlepszym przyjacielem człowieka, ale mimo wszystko jest to wyrażenie bardzo pogardliwe. 
Media Markt maksymalnie płaszczy się przed klientem. Kup u nas, kup, towar przyniesiemy ci w zębach, jeśli rzucisz nam piłeczkę, to zaaportujemy, a naszym pracownikom możesz w każdej chwili urządzić pokazową tresurę. 
Żenujące jest to odwoływanie się do najniższych instynktów potencjalnych klientów. A przecież można inaczej: "Kupuj taniej w Tesco" albo "Codziennie niższe ceny" (Biedronka). Można? Można. Sens tych haseł jest taki sam, ale nie ma w nich tej odpychającej agresji.

poniedziałek, 20 września 2010

Absurdy językowe I

Przeglądając czasami różne serwisy internetowe, zwłaszcza te tzw. informacyjne i podobne, słuchając reklam w radiu czy tv, natykając się na billboardy, trafiam czasami na tak absurdalny tekst lub zwrot, że najchętniej użyłabym rękoczynów w stosunku do ich autora/autorki, choć na ogół jestem spokojną i niegroźną osobą:) Powiedzmy, że umiarkowana znajomość języka polskiego nie razi mnie aż tak w rozmowach, ale jeśli już coś się publikuje, to wypadałoby zadbać o korektę. 

Do rzeczy. Na onet.pl zauważyłam taki nawet dość ciekawy artykuł autorstwa Dominiki Kaszuby o Eugeniuszu Bodo. I jaki on ma tytuł? Jaki? 

Idol pensjonarek, kobiet i starszych pań

Czyli co? Pensjonarki i starsze panie nie są kobietami? Autor/autorka tego tytułu (zdaję sobie sprawę, że to niekoniecznie musi być pani Kaszuba) uważa chyba, że na miano kobiety zasługują tylko osobniki płci żeńskiej zdolne do rodzenia dzieci, a przedtem i potem to są to tylko twory kobietopodobne, zbyt niedojrzałe lub zbyt przejrzałe. I na głównej stronie onetu takie coś... (był obrazek, tytuł i link)


Cykl będzie kontynuowany - ostatnio często mijam billboard z reklamą Media Markt...

piątek, 17 września 2010

PIERŚCIENIE SATURNA

Tytuł: Pierścienie Saturna (Die Ringe des Saturn)
Autor: W.G. Sebald
Pierwsze wydanie: 1995
Tłumaczenie: Małgorzata Łukasiewicz

Wydawnictwo: W.A.B.
ISBN: 978-83-7414-541-1
Stron: 343

Ocena: 4+/5

To pierwsza książka W.G. Sebalda, po którą sięgnęłam, toteż nie wiedziałam, czego oczekiwać. Chociaż może nie do końca - spodziewałam się bardzo dobrej prozy, bo to przyrzekali mi recenzenci, również blogowi. Opisy fabuły czy też treści były jednak trochę enigmatyczne, więc w trakcie czytania pierwszych kilkudziesięciu stron zastanawiałam się, co to w ogóle ma być: pamiętnik intelektualisty, notatnik erudyty, może jakiś zbiór felietonów czy esejów? Po dwukrotnym przeczytaniu "Pierścieni Saturna" nadal nie umiem odpowiedzieć na to pytanie; jestem natomiast przekonana, że trudno tę pozycję określić mianem powieści, i jeszcze - że jest to naprawdę dobra literatura.

poniedziałek, 13 września 2010

BAUDOLINO

Tytuł: Baudolino
Autor: Umberto Eco
Pierwsze wydanie: 2000
Tłumaczenie: Adam Szymanowski
Wydawnictwo: Noir Sur Blanc
ISBN: 83-884559-17-1
Stron: 514

Ocena: 3+/5

Szczerze mówiąc jeśli zachwyci mnie jakaś książka danego autora/autorki, boję się później sięgnąć po inne jego/jej utwory, żeby się nie rozczarować; zwykle oczekuje się przecież kolejnego arcydzieła, a rzadko się je otrzymuje. "Imię róży" od kilkunastu już lat należy do moich ulubionych książek i chętnie do tej powieści powracam od czasu do czasu, ale dopiero teraz odważyłam się poszerzyć moją znajomość twórczości Umberto Eco. Wybór padł, bardzo przypadkowo, na "Baudolino".

Już z pierwszego zdania dowiedziałam się, że autor ponownie umieścił akcję w realiach średniowiecznych, a konkretniej: w drugiej połowie XII wieku. Właściwie można się było spodziewać, że Eco jeszcze wróci do tej epoki w innej swojej książce. W Dopiskach na marginesie "Imienia róży" cytował swoją wcześniejszą wypowiedź:

sobota, 11 września 2010

Ederlezi

Nigdy nie przepadałam za muzyką ludową, może dlatego, że w czasach, w których kształtował się mój muzyczny gust, uważano ją za coś obciachowego (mówi się tak jeszcze?). O internecie w tym moim powiatowym miasteczku nikt jeszcze wtedy nie słyszał, o serwisach typu youtube czy last.fm nie wspominając, nasze domowe radio nawet nie odbierało UKF, a moi rodzice słuchali głównie Radia Kielce i czasami Programu Pierwszego PR. W tej pierwszej stacji puszczano często coś, co mi wtedy przypominało śpiewy kółek gospodyń wiejskich, i jakieś smęty w cotygodniowym koncercie życzeń. Toteż do muzyki ludowej się zraziłam na długie lata, choć tak na dobrą sprawę nic o niej nie wiedziałam.
Dziś nie jest ze mną pod tym względem o wiele lepiej, słucham raczej innego rodzaju muzyki (co widać chociażby w zakładce Muzyka na tym blogu), ale przynajmniej nie mam już uprzedzeń i od czasu do czasu coś z tego gatunku mi się spodoba. Np. uwielbiam "Ederlezi".

Tekst jak tekst, ale muzyka... Jak mi podpowiada Wikipedia to tradycyjna i bardzo popularna piosenka mniejszości romskiej na Bałkanach. Tytułowy (tytułowe? tytułowa?) "Ederlezi" to romska (nie wiem, czy powinnam pisać: "cygańska") nazwa święta obchodzonego w tamtych rejonach 6 maja (wg kalendarza juliańskiego - 23 kwietnia) na cześć św. Jerzego i początku wiosny.

Tekst brzmi mniej więcej tak (choć istnieją różne wersje):

wtorek, 7 września 2010

UCIECZKA OD WOLNOŚCI

Tytuł: Ucieczka od wolności (Escape from Freedom)
Autor: Erich Fromm
Pierwsze wydanie: 1941
Przedmowa: Franciszek Ryszka
Tłumaczenie: Olga i Andrzej Ziemilscy
Wydawnictwo: Czytelnik
ISBN: 83-07-02357-2
Stron: 276

Nazwisko Ericha Fromma oczywiście obijało mi się o uszy od czasu do czasu, ale szczerze mówiąc, nie kojarzyło mi się z niczym konkretnym. (Po tym jak wyznałam, że przeczytałam "Zmierzch" Stephanie Meyer, nic mnie już chyba bardziej nie pogrąży, więc przyznaję się i do tego;)). "Ucieczka od wolności" wydawała mi się kolejną klasyczną pozycją, którą wypada znać. I jest nią rzeczywiście. Wydaje mi się jednak, że dla wielu czytelników, zwłaszcza takich, którzy (jak ja) rzadko (albo nigdy) sięgają po książki z zakresu psychologii albo filozofii, może być czymś więcej - źródłem bodźców do snucia refleksji i autorefleksji na kilka ładnych tygodni. W każdym razie tak właśnie jest w moim przypadku i chociaż na ogół oszczędzam osobom postronnym słuchania i czytania moich "przemyśleń", to tym razem powstrzymać się nie mogę i niektóre opublikuję;). To te pisane kursywą.

czwartek, 2 września 2010

ZAPOMNIANY OGRÓD

Tytuł: Zapomniany ogród (The Forgotten Garden)
Autorka: Kate Morton
Pierwsze wydanie: 2008
Tłumaczenie: Anna Dobrzańska
Wydawnictwo: Albatros
ISBN: 978-83-7359-911-6
Stron: 536
Ocena: 3/5

Szczerze mówiąc spodziewałam się czegoś lepszego. Kate Morton chciała chyba w tej książce upchnąć za dużo niezwykłości i zupełnie nieprawdopodobnych zbiegów okoliczności, co sprawiło, że miejscami powieść ociera się trochę o kicz, w każdym razie w warstwie fabularnej. "Zapomniany ogród" to coś pomiędzy powieścią gotycką, "Oliverem Twistem" (miejscami), utworami Frances Hodgson Burnett (która zresztą pojawia się tu osobiście) i tzw. literaturą kobiecą (obejmującą romansidła i "dramatyczne" historie rodzinne). Owszem, wciąga i jest sprawnie napisana, ale z pewnością mnie nie zachwyciła.

Nie będę się szeroko rozwodziła na temat fabuły; stosunkowo niedawno pisało o tej książce sporo osób, no a poza tym nie chciałabym tu wyjaśniać powieściowych tajemnic, bo "Zapomniany ogród" czyta się głównie po to, żeby je poznać albo samemu rozwikłać. Styl autorki wydaje mi się poprawny, ale raczej przeciętny. (Właśnie skończyłam czytać "Pierścienie Saturna" Sebalda, więc może to dlatego).