Impresje

sobota, 29 grudnia 2018

2018 w obiektywie

Tak jak w roku ubiegłym postanowiłam opublikować trochę zdjęć. W lutym nic się nie działo, a w każdym razie nic godnego sfotografowania. Za to w pozostałych miesiącach było ciekawiej. Poniżej głównie krajobrazy i zabytki, ale wyjątkowo na jednej z fotografii jestem ja;).


 Styczeń
Zesławice, 1 stycznia

 Marzec
Kraków. Manifa

Zesławice, 11 marca

niedziela, 25 listopada 2018

Kobieta w literaturze LX

Źródło: "Uwagi śmierci niechybnej" Józefa Baki (1707-1780), Biblioteka Literatury Polskiej W Internecie


Uwaga damom

Świetne damy, świat was w ramy
Jeszcze w życiu, w dobrym byciu,
   Wprawuje, szacuje
   Tak wzięte, jak święte,

A śmierć ślepa jak szkulepa 
Nic nie zważa, nie poważa.
   Chimera, odziera:
   Co złoto, jej błoto,

Na fontaże Mars pokaże,
Na fryzury głodne szczury
   Gotuje, pudruje
   Siwizną, zg[nili]zną.

Umysł hardy, na kokardy
Fatów spony, girydony,
   Tak szuby jak czuby
   Zwlekają, zdzierają.

W lot kapturki podrą szczurki,
Tam bukiety i tupety.
   Salopy od ropy
   Zbotwieją, struchleją.

Ej, boginie, wszytko zginie!
Wasze imię w krótkiej stymie:
   Śmierć strzyże i krzyże,
   Manele rwie śmiele.

Darmo kanak zdobi głowy,
Gdy u kogo rozum sowy.
   Przeważa, nie zważa:
   Zgnić w grobie ozdobie!

Gdzie testament, tam to lament!
Łzy toczą się na dyjament:
   Ach, perło! Jak berło
   Śmierć zmiata, do kata!

W świata morzu okręt drogi
Z czubem zerwie wicher srogi.
   Popłynie, ach, zginie
   W łez rzeki na wieki!

Rogów moda jak wicina,
Wiatrem dęta pajęczyna
   Skurczy się, pomści się
   Śmierć nagle na żagle.

Nic wam, damy, złote lamy,
Bez urazy ani gazy,
   Mantele, manele
   Nie dadzą, zawadzą.

O Dyjano, z ciebie mara
Czy poczwara, gdy czamara 
   Przybierze w ofierze
   Much rojem, rop zdrojem.

Nic nie miło, gdy się zgniło:
Sztofy, tury i purpury,
   Wachlerze, trup w cerze
   Odmiata, do kata!

Nic po stroju, człek wór gnoju,
Pompę zbrzydzi, świat ohydzi.
   Odrzuci, bo nuci,
   Gazeta! Waleta!

Śmierć niemodna, kiedy głodna,
Na ząb bierze w cudnej cerze
   Z rumieńcem i wieńcem
   Panienki w trunieńki. 

Portrety trumienne w Muzeum Narodowym w Poznaniu

czwartek, 8 listopada 2018

Kobieta w literaturze LIX

Źródło cytatu: "Noce i dnie" Marii Dąbrowskiej,  Prószyński i S-ka 1997, str. 70-72
   A jednak, mimo takiego osądzenia Urszuli Niechcicowej, pani Barbara wracała od niej zawsze pogrążona w podziwie i czarnych myślach. W takim samym usposobieniu wracała zresztą zewsząd, dokądkolwiek bądź pojechali. Mój Boże! Wszak ona się tylko tego obawiała, że poślubiwszy człowieka, co nie miał obycia towarzyskiego ani wyższego wykształcenia, będzie się czuła upośledzona wobec swego dawnego, wyższego świata. Tymczasem sto razy bardziej upośledzona czuła się tu, gdzie nie umiała tego, co wszyscy umieli. Jakże była słaba i niedołężna wobec tych wszystkich skrzętnych, zapobiegliwych gospodyń! A taką się sobie wydając, tym bardziej marzyła, jaka by to była przyjemność, gdyby ją one uwielbiały, lubiły, podziwiały. Bo uwielbienia i podziwu łaknie się najczęściej w okresach słabości i bezradności, gdy aż tego potrzeba, by poczuć, że się istnieje. 
   Więc, śniąc, wyobrażała sobie, że w ciągu krótkiego czasu wyprzedzi w umiejętnościach pani domu wszystkie okoliczne znajome, a wówczas pokaże im, jak się trzeba do tych rzeczy odnosić. O, nie będzie się tak krępująco chwaliła, jak pani Hipolitowa z Turobina. Nie, u niej dobre rzeczy będą się zachwalały dyskretnie, same przez się. Wszyscy będą o nich mówili - prócz niej. Ona zaś będzie prowadzić dom otwarty, nie po to, by schlebiać brzuchom i gustom do niewyszukanej zabawy, ale by ociężałych ludzi tutejszych nauczyć, że sens istnienia polega na szlachetnych zajęciach umysłowych. Tak, zasmakują w rzeczach, o których im się nawet nie śniło, i będą mówić o niej: "Świetna z niej gospodyni, co za kuchnia, a gospodarstwo, ho-ho! A jednak nie zasklepiła się w domowym deptaku. Ma szerszy pogląd na rzeczy i wniosła nowego ducha w życie tych stron". 

niedziela, 4 listopada 2018

Kobieta w literaturze LVIII

Źródło cytatu: "Służące do wszystkiego" Joanny Kuciel-Frydryszak, Marginesy 2018, str. 83-84

   Gdy przychodzą na służbę, zaczyna się ich cywilizowanie. W domu postępowym, o ile pani nie jest skąpa, dziewczyna wysyłana jest do łaźni. Miesięcznik "Zdrowie" w 1904 roku zalecał: "Pierwszego zaraz dnia posłać ją do kąpieli - wydatek nie przekraczający pięciu-siedmiu kopiejek - i taką procedurę powtarzać minimalnie co miesiąc, zwracając uwagę na czystość bielizny".
   Elżbieta Bederska w Dobrej służącej z 1909 roku proponuje inne rozwiązanie: "Co tydzień trzeba całe ciało, tak ze względu na zdrowie, jak i przyzwoitość, natrzeć dobrze mokrym, grubym ręcznikiem, a od czasu do czasu wziąć kąpiel całkowitą".
   Kąpiel to luksus, który wymaga czasu i pieniędzy, i nie wszystkim paniom podoba się marnowanie wody na służącą. Niektóre mogą się kąpać w domu - ale na końcu, w wodzie pozostałej po kąpieli domowników.

niedziela, 28 października 2018

TESSA D'URBERVILLE

Tytuł: Tessa d'Urberville. Historia kobiety czystej (Tess of the d'Urberville. A Pure Woman)
Pierwsze wydanie: 1891
Autor: Thomas Hardy
Tłumaczenie: Róża Czekańska-Heymanowa

Wydawnictwo: Świat Książki 2003
Seria: Wielkie Miłości
ISBN: 83-7311-811-X
Stron: 445


Moje pierwsze spotkanie z prozą Hardy'ego trudno uznać za bardzo udane. Być może tragiczna historia Tessy Durbeyfield trafiała w gust wiktoriańskich czytelników, ale dzisiaj zalatuje nieco kiepskim melodramatem. Oczywiście krytykuję tutaj - na razie - tylko warstwę fabularną, dostosowaną (jak podejrzewam) do publikowania powieści w odcinkach w prasie. Najpierw kolejne epizody ukazywały się w tygodniku "The Graphic", wydanie książkowe nastąpiło później. Odnoszę zresztą wrażenie, że fabuła była dla Hardy'ego kwestią trochę drugorzędną, raczej środkiem do celu niż celem w samym sobie. Ów cel trudno dostrzec przez gąszcz symboli, często niełatwych do zinterpretowania dla dwudziestopierwszowiecznego czytelnika-amatora. 

Czegóż tu nie ma: nawiązanie do obrzędów ku czci rzymskiej bogini Ceres, korelacja między porami roku a losem bohaterów i relacjami między nimi, sugerowany wpływ postępowania odległych nawet przodków na sytuację współczesnych pokoleń (coś w rodzaju sprawiedliwości dziejowej) i kiczowata właśnie przez swój nachalny symbolizm scena na Stonehenge - w tym momencie przerwałabym lekturę, gdyby do końca książki nie pozostało już tylko kilka kartek. Dysonans między naturalizmem większości fragmentów i metaforycznością niektórych okazał się dla mnie zbyt silny.

sobota, 27 października 2018

Korektorzy potrzebni od zaraz!

Wiem, że wydawanie książek w Polsce nie jest jakimś szczególnie intratnym biznesem. Wiem, że wydawcy - podobnie jak przedsiębiorcy w każdej innej branży - starają się maksymalnie obniżać koszty. Ja to rozumiem, gdybym miała firmę, robiłabym tak samo. Nie może się to jednak odbywać kosztem jakości produktu, zwłaszcza jeśli jest nim książka, z definicji skierowana do osób o co najmniej minimalnych kompetencjach językowych. 

Jestem w stanie zaakceptować trochę gorszy papier albo "marketingową" okładkę, ale błędy w tekście utrudniają mi lekturę i sprawiają, że jako klient czuję się po prostu oszukana. 

Po powrocie z Targów Książki zaczęłam jeszcze raz przeglądać zakupione przeze mnie i przez męża tytuły. Pod blurbem na okładce "Sapiens. Od zwierząt do bogów" Yuvala Noah Harari przeczytałam, że:
Książkę polecają wielcy tego świata:
Barack Obama, Mark Zuckenberg i Bill Gates
Pozycję tę wydało PZWL Wydawnictwo Lekarskie Sp. z o.o., jedna z marek Grupy PWN, więc wcale nie mamy tutaj do czynienia z jakąś niszową oficyną dla self-publisherów. Egzemplarz, który kupiliśmy, to dodruk i ciekawa jestem, czy ten błąd pojawił się dopiero teraz, czy został powielony. Być może zasadnicza treść książki jest w stu procentach poprawna, ale taka literówka w takim miejscu nie powinna się przydarzyć. A tak na marginesie: książkę przetłumaczył Justyn Hunia, ale wspomniane wydawnictwo na swojej stronie jako autorkę przekładu wskazało Justynę Hunia (a jako wydawcę Dom Wydawniczy PWN).

Wspomniany błąd był jednak tylko kroplą, która przelała czarę mojej goryczy, że się tak pompatycznie wyrażę. Kupiłam niedawno trzy książki Wydawnictwa Poznańskiego: "Mayflower. Opowieść o początkach Ameryki", "Religie dawnych Słowian" i "Życie miasta średniowiecznego" Henryka Samsonowicza. Pierwszej jeszcze nie przeczytałam, "Religie" okazały się pozycją bardzo interesującą, natomiast lektura tego ostatniego tytułu była drogą przez mękę. 

Wydawca informuje, że jest to piąte wydanie, że w procesie wydawniczym uczestniczył redaktor prowadzący Bogumił Twardowski, a korektę wykonała Anna Gredecka; z uwag wstępnych dowiadujemy się, że są to szkice "poprawione i uzupełnione po trzydziestu latach od ich pierwszego wydania". Co w takim razie poszło nie tak? Ponieważ nie wierzę, że w WP pracują ludzie tak niekompetentni, podejrzewam, że może do drukarni przez pomyłkę przesłano niewłaściwy plik. Cóż, zdarza się, należałoby jednak wycofać tę część nakładu i ewentualnie - w miarę możliwości - zwrócić nabywcom pieniądze.

Jakie błędy mam na myśli? Różne, różniste.
  • ortograficzne: "nie opodal" - strona 42
  •  brak zapowiadanej aktualizacji: "przez obecny plac Dzierżyńskiego" (w Warszawie) - strona 56
  •  literówki: "przymus drożni" (powinno być "drożny") na stronie 91, "kooecielnych" - strona 214
  •  zdania bez sensu, w których np. brakuje jakiegoś słowa:
  • Duży majątek można było zdobyć udział w handlu międzynarodowym. - strona 67
  • W zasadzie przeciętna poruszania się statków była dwu-trzykrotnie wyższa od przeciętnej poruszania się lądem. - strona 152
  • Zmianom - pana domu - główną rolę w "rodzinie naturalnej" przejmował stryj. - strona 176
  • Tylko w Włoszech, poczynając już od XIII wieku powstawało uczone traktaty wprowadzające w wiedzę ogólniejszą. - strona 209
  • mała litera zamiast wielkiej: "w warunkach życia średniowiecznego" - tak zaczyna się jedno ze zdań na stronie 72, a tak inne na stronie 112: "w europie północnej i wschodniej". Naprawdę.
  • pomyłka w dacie:
 W 1421 roku jego dochody wynosiły 20 reńskich guldenów, w 1430 - około 300, w 1400 roku - około 700, by w 1450 roku osiągnąć wysokość 1100 guldenów. - strona 172
  •  i na koniec hit: 
Mieszczanie traktowali opatrzność jako swego kontrahenta, w zamian za kupno mszy, ufundowanie owiec, świętych obrazów, kaplic, za pobożne fundacje kupiec chciał uzyskać opiekę nad przeprowadzonymi transakcjami. - strona 215
Nie znam się na tym, możliwe, że mieszczanie czasami kupowali dla parafii albo klasztorów zwierzęta hodowlane, ale z kontekstu wynika, że autorowi chodziło tutaj o świece, a nie o owce.

Nie wymieniłam wszystkich błędów, z drugiej strony oczywiście większość książki napisana jest poprawnie, choć ja przeredagowałabym sporo zdań, żeby były lepiej zrozumiałe dla czytelnika. 


Nie po raz pierwszy spotykam tak źle wydaną książkę. Kilka lat temu narzekałam na tłumaczenie "To nie jest kraj dla starych ludzi" McCarthy'ego (Prószyński i S-ka), na korektę "Miłości wyczytanej z nut" Tyl (Prozami) i tragiczne pod względem językowym "Zakręty losu" Lingas-Łoniewskiej (Novae Res). Najwyraźniej nic się nie zmieniło.

Książki w Polsce są stosunkowo drogie, dlatego nie rozumiem, dlaczego wciąż oferuje się nam, czytelnikom, towar wybrakowany. Zła korekta i redakcja (a tym bardziej ich brak) niszczą książkę, a także reputację wydawnictwa i konkretnych osób odpowiedzialnych za publikację danego tytułu. Nie wypada na tym oszczędzać! Poza tym naprawdę ktoś powinien przeczytać świeżo wydrukowaną książkę zanim trafi ona do sprzedaży, wyłapać ewentualne drobne błędy i zadecydować o dodrukowaniu erraty. Wydawnictwa nie mogą liczyć na to, że czytelnik jest głupi i niczego nie zauważy.


poniedziałek, 8 października 2018

"Krótki przewodnik dla mecenasów sztuki, krytyków itd."

Na wystawie "Kraków 1900" w Kamienicy Szołayskich w Krakowie zauważyłam przezabawny cytat z czasopisma "Liberum Veto", które ukazywało się na początku XX wieku. Fragment ten skierowany jest co prawda  przede wszystkim do osób zainteresowanych malarstwem, ale myślę, że można go odnieść i do innych dziedzin sztuki. 


NA WYSTAWIE OBRAZÓW
Krótki przewodnik dla mecenasów sztuki, krytyków itd.

   Przy oglądaniu obrazów należy mieć zawsze minę krytycznie uśmiechniętą. Dobre wrażenie robi też szybkie przybliżanie się i oddalanie od obrazu. Uwagi można czynić następujące:

czwartek, 13 września 2018

Kobieta w literaturze LVII

Źródło cytatu: "Ludzie gościńca w XVII-XVIII w." Bohdana Baranowskiego, Wydawnictwo Łódzkie 1986 r., str. 218-220

   A wreszcie na gościniec zbiegały brzemienne dziewczyny, które rodząc nieślubne dziecko skazywała się na surowe kary, a także na pośmiewisko całej społeczności miejskiej lub wiejskiej. W tamtych czasach nieślubna matka narażona była na różnego rodzaju szykany ze strony swego środowiska. Niekiedy sądy małych miasteczek wymierzały nawet surowe kary niezamężnym kobietom, które urodziły dziecko. W r. 1745 w Uniejowie przed sądem miejskim rozpatrywana była sprawa o „[...] niecnoty płodzące białogłowy, jako to Grzelina wdowa, Katarzyna dziewka i Jadwiga dziewka, które wszystkie trzy spłodziły dzieci źle poczęte [...] Więc miasto, a bardziej urząd, zachodząc dalszym niecnotom i obrazy Pana Boga, ażeby te niecnotliwe akcyje więcej nie bywały [...] naznacza sąd dekretem swoim kary, aby każda wzięła na 3 rogach pod ratuszem plag po 15 pomiatałkami i wieńce słomiane, aby na głowach swoich miały przy wygnaniu z miasta Katarzyna i Jadwiga, Grzelicha zaś aby przed nimi szła z [...] świecą zapaloną w ręku niosąc za miasto, a to na ukaranie im i inszym“.
   Niekiedy zdarzało się, że nieślubna matka ponosiła karę nawet wówczas, gdy była ofiarą zgwałcenia. W r. 1761 sąd miejski Uniejowa rozpatrywał sprawę młodej dziewczyny, która urodziła nieślubne dziecko. Dziewczyna tłumaczyła się, „iż nie z woli i chuci swojej cielesnej obciążona została i płód ten na świat wydała [...], ale z napaści w drodze przejeżdżających 2 ludzi do chorągwi w brzezinie za Dominikowicami gwałtem zniewolona będąc w płód zaszła i w ciąży została“. Sąd jednak, ponieważ w odpowiednim czasie nie złożyła skargi o zgwałcenie, wymierzył jej grzywnę pieniężną oraz niewysoką karę pozbawienia wolności.

sobota, 25 sierpnia 2018

PODPALACZ

Tytuł: Podpalacz
Pierwsze wydanie: 2012
Autor: Wojciech Chmielarz

Wydawnictwo: Czarne 2012
Seria: Ze strachem, Cykl: Jakub Mortka (tom 1)
ISBN: 978-83-7536-469-9
Stron: 358


WRESZCIE nieco się ochłodziło, więc jestem w stanie wykrzesać z siebie krótki tekst. Mogłoby się wydawać, że ostatnio czytam same kryminały, ale tak nie jest, po prostu wybrałam książkę, o której napisać będzie najłatwiej. Na ambitniejszy wpis zdobędę się chyba dopiero wraz z nadejściem jesiennych przymrozków...

wtorek, 7 sierpnia 2018

Kobieta w literaturze LVI

Źródło cytatu: "Płomień i lód. Przygody mojego życia" Arthura Koestlera, tłum. Władysława Jeżewskiego, Wydawnictwo Magnum 2009, str. 84-88.

Wśród paryskich domów publicznych były przybytki poważne i mniej poważne. Te pierwsze bardzo dbały o swoją reputację; nie zezwalano tam na pijaństwo, hałaśliwe zachowanie ani oskubywanie klientów, a dziewczęta musiały przestrzegać ścisłej etykiety. W Paryżu działało wiele luksusowych domów publicznych, takich jak Chabannais, Sphinx albo lokal przy rue des Victoires, specjalizujący się w „żywych obrazach”, w których występowali mnisi, zakonnice, książęta i pastereczki w pozach rabelaisowskich. Ale takie miejsca, jak wszystko, co związane z turystyką, traktowano w branży z pogardą. Poważne domy służyły mieszkańcom dzielnicy, miały swoją mniej lub bardziej stałą klientelę, przystępne ceny i miłą atmosferę. Gość mógł w nich siedzieć przez godzinę nad szklanką piwa lub kieliszkiem koniaku, zapłacić i nie nagabywany wrócić do domu – co właśnie czyniła mniej więcej połowa klientów. Nierzadko nawet przychodzili z żonami lub kochankami, które chciały zaspokoić ciekawość i zobaczyć „dom” od środka; tylko w tanich zakładach, obawiających się konkurencji, obowiązywał zakaz wstępu dla kobiet. 
Henri de Toulouse-Lautrec

środa, 1 sierpnia 2018

Chłopi w literaturze II

Źródło: "Pamiętniki chłopów", Pamiętnik nr 20, Instytut Gospodarstwa Społecznego 1935, str. 270-281.

Gospodarz na osadzie pięciomorgowej w pow. iłżeckim

 (...) Otóz taki to jest nas los biednych ludzi, chociaz by cłowiek ręce sobie urobił to do niczego nie przyjdzie i niczem być nie moze, by tylko zawsze biedny. Teraz opisę jakie to jest zycie małorolnego, otóz w tem kryzysie z pięciu mórg ziemi piątej klasy jeżeli jest dobrze obsiane, zyta, jak dobry urodzaj to w tem roku był średni, wysiałem trzy metry to zebrałem trzy kopy. Z kopy po wymłóceniu, czyli kopa wyda trzy metry, to mam dziewięć metrów. Wysiałem trzy pozostało sześć, na chleb miesięcznie potrzebuję 3/4 metra t. j. na rok 9 metrów to mi brakuje, trzy metry na chleb. Kar­tofli ukopałem 35 korcy, miesięcnie potrzebuje pięć korcy t. j. 60 korcy to moze mi braknie 25, do tego to jęcmienia trzy metry i owsa trzy korce. To jęcmienia jakby trzymać jakie prosie to tez trzeba kupić owies dla kur których 10, słomy, moze być razem wszystkiej dwie kop do trzech to na pasę dla jednej krowy starcy, ale trzeba dokupić siana i na pościółkę słomy to na to mozeby starcyło. Prosie jezeli go bede mugł dotrzymać chociaz na 100 zł., kury mogą dać przez cały rok 25 zł. to sie nie zje ani jednego jajka, chyba, ze na święta, bo nie wolno. Krowę mam jedną to ni mozna na nią liczyć, ze da jaki przychód, ale i ona musi dać, bo daje trzy litry mleka dziennie, to sie odbiera tłusc i zrobi sie masło, niech Bóg broni zeby dziec­ku pokazać masło, bo trzeba sprzedać, bo jezeli dzieciom masła to by musiało nago i boso chodzić, a tak to jak zbiera przez tydzień to sie uzbiera na sól, bo przeciez bez soli ni mozna jeść, choć nieokrasone, ale jak osolone to jakoś sie lepiej zje, a nawet niektórzy to juz pró­bują niesolić, bo nima za co soli kupić. Kura jak jakie jajko zniesie to tez sie go takze nie zje chyba, ze kto chory na płuca to jak sie połozy, ze juz nie moze wstać to dopiero musi. Ale dzieci za to boso chodzą, bo i u mnie jest zona chora i od doktorów ma zakazane, azeby dobrze jadła, mleko, masło, jajka, ale czy to robi, kiedy nimozna bo jest czworo dzieci małych, trzeba ogarnuć i obuć to z cze­go jaki gros sie zrobi. Jedno chodzi do szkoły to tez potrzeba to na zesyt, to na ksiązki, to atrament, to rózne wymysły jak to te nase szkoły teraz wymagają. Tak ze niejeden biedak nie posyła dziecka do szkoły, bo nima na to wszystko skąd brać, albo nima w czem chodzić do szkoły to jesce przez lato to chwała Bogu, bo pójdzie boso i w jakimkolwiek ubraniu, a zimą to nie wiem jezeli nima szkoły w swej wsi, to większa połowa dzieci do szkoły chodzić nie będzie z braku obuwia i cieplejszego ubrania. Ja sam tez nie poslę nima w czem, a do szkoły jest przesło dwa kilometry. Tak to my biedni zyjemy na wsi, jak dalej będzie to nie wiem, bo zabudowania się pustoszą, a na nową nima pieniędzy, stodołę mam taką, ze wrota się niechcą i juz otwierać, bo dach cały sie wali. Obora czyli chlew co w nim mam wszystko i krowę i kury i świnie i to się tez leje bo nima czem poszyć, bo słomy ledwo na pasę dla jednej krowy starczy. Z domu co mieszkam tez krokwie sie załamują, a zdałoby sie i o nowem pomyśleć, bo zaciasny zaledwo moze się zmieścić dwa łózka, to na jednem łóżku śpi czworo dzieci.
   Ale skąd wziąć pieniędzy, aby to wszystko poprawić. Dawniej to chociaz mozna było pozyczyć jeden od drugiego, a jak nie to cho­ciaz u zyda. A teraz to niema o tem co mówić, o pozyczce bo nikt nima pieniędzy, a choć kto ma to teraz nie pozyczy.(...)

sobota, 28 lipca 2018

SEANS W DOMU EGIPSKIM

Tytuł: Seans w Domu Egipskim
Pierwsze wydanie: 2018
Autorka: Maryla Szymiczkowa (czyli Jacek Dehnel, Piotr Tarczyński)

Wydawnictwo: Znak
Seria: trzecie śledztwo profesorowej Szczupaczyńskiej
ISBN: 978-83-240-4785-7
Stron: 299


W finale "Rozdartej zasłony" Zofia z Glodtów Ignacowa Szczupaczyńska stała w tłumie wiwatującym na cześć Najjaśniejszego Pana, ale nie podzielała już powszechnego entuzjazmu i wzruszenia, jakie towarzyszyły tej krótkiej wizycie. Zakończone niedawno śledztwo zmusiło ją do dostrzeżenia wreszcie niesprawiedliwości i bezzasadności modelu społecznego, w którym kobiety codziennie i stale są dyskryminowane dlatego, że są kobietami - bez względu na ich status majątkowy, ale oczywiście tych uboższych dotykało to szczególnie.

Iluminacja ta była niestety wyjątkowo krótkotrwała, bo w "Seansie" nie ma już nawet śladu po tego rodzaju refleksjach. Nie oczekiwałam oczywiście, że Zofia Szczupaczyńska zacznie organizować manify we wciąż jeszcze dziewiętnastowiecznym Krakowie, ale liczyłam, że chociaż we własnym domu zaznaczy swoją indywidualność w sposób bardziej otwarty niż do tej pory. Ale nie, profesorowa poczyna sobie całkiem śmiało, ale zawsze dba o pozory i o to, żeby mąż o niczym się, broń Boże, nie dowiedział. Kiedy chce wymknąć się niezauważona na wieczór sylwestrowy, dolewa mu do bawarki laudanum...

A może to właśnie Ignacy oderwał się na chwilkę od lektury "Czasu" albo od pochłaniania obiadu i spacyfikował jej domniemane emancypacyjne zapędy? Trudno powiedzieć, bo mimo że między wydarzeniami opisywanymi w obu powieściach mijają ponad trzy lata, to autorzy zupełnie ten okres pomijają, skupiając się wyłącznie na sprawach bieżących. Szkoda. Myślę, że należałoby uzupełnić narrację o jeden czy dwa akapity, w których wyjaśniono by, co też w tym czasie działo się z profesorową. Oczywiście książka i bez tego bardzo mi się podobała, ale tego rodzaju drobna dygresja byłaby dodatkową wisienką na smacznym torcie. Być może ucierpiałaby na tym odrobinę struktura powieści, ale oddani fani pani Zofii byliby usatysfakcjonowani. 

wtorek, 10 lipca 2018

Marzenie Hernando

W poprzednim numerze "Polityki" natrafiłam na bardzo interesujący artykuł Andrzeja Hołdysa o synu Krzysztofa Kolumba i jego zamiłowaniu do map i książek. Całość można znaleźć w tygodniku, ale mam nadzieję, że autor nie obrazi się za to, że zacytuję tu kilka obszernych fragmentów.

(...) Hernando miał jedno marzenie: chciał zgromadzić pod jednym dachem wszystkie książki, jakie ukazały się na świecie. Zaraz po zakończonej niepowodzeniem konferencji w Badajoz powrócił do Sewilli, aby rozpocząć budowę domu, który wedle jego planów miał stać się największą biblioteką ówczesnej Europy. Był w niej tak rozmiłowany, że – jak przyznał w testamencie spisanym kilka lat przed śmiercią – „nigdy się nie ożenił, ponieważ kobieta nie dałaby mu tego, co dały mu książki”.

sobota, 30 czerwca 2018

Dziewięć

Przy okazji ósmej rocznicy pisałam, że o kolejnej prawdopodobnie zapomnę, tak się jednak nie stało, chyba dzięki refleksjom, które spłynęły na mnie po obejrzeniu relacji z Okrągłego stołu blogerów i wydawców na Big Book Festivalu. Winę za opóźnienie, z jakim pojawia się ten wpis, ponosi FIFA, ale mecze 1/8 finału dopiero w sobotę, a zatem...

Dziewiąty rok istnienia Impresji postanowiłam "uświetnić" fotografią tytułów, które w tym okresie pojawiły się w naszym mieszkaniu i zdążyły już rozproszyć się na różnych półkach. Przy okazji zyskałam jakieś pojęcie o tempie, w jakim powiększa się kubatura naszych zbiorów, co jest o tyle istotne, że wkrótce będę musiała podjąć pewne decyzje co do zakupu nowych szafek.



U większości blogerów piszących o literaturze fotografia ta wzbudzi co najwyżej uśmiech politowania, ewentualnie - u tych bardziej empatycznych - odruch współczucia, bo takie stosiki mogliby prezentować co miesiąc albo co dwa. Nie o ilość jednak chodzi, choć rzeczywiście należę do osób, które lubią otaczać się półkami wypełnionymi, a nawet przepełnionymi książkami. Niektóre z nich to pozycje wyczekiwane i kupione zaraz po premierze, na inne decydowałam się ze względu na naprawdę okazyjne ceny. Nigdy nie wybieram książek z założeniem, że pozbędę się ich zaraz po przeczytaniu.

środa, 13 czerwca 2018

Kobieta w literaturze LV

Źródło: "Pod klątwą. Społeczny portret pogromu kieleckiego. Tom 2. Dokumenty", Wydawnictwo Czarna Owca 2018, str. 625-627.

9.2. Ida Gerstman, podróżująca pociągiem, 11/7/1946

Źródło: Archiwum ŻIH, Relacje, sygn. 301/4567


   Kraków, 11 VII 1946 r.
   Ida Gerstman, ur. 23 VIII 1923 w Komarnie k. Lwowa, córka Jakuba i Sabiny z Heislerów. Przed wojną mieszkała we Lwowie, Gródecka 99. Obecnie Kraków, Wiślisko 15 m. 7. Okupację przeżyła we Lwowie i w Krakowie na papierach aryjskich.
   Protokołowała M. Holender

   Do Kielc przyjechałam we wtorek 2 VII wieczorem. We środę do godziny 9-ej rano panował zupełny spokój. O godzinie 9-ej rano [4 lipca] słyszałam w urzędzie hipotecznym, od znajomego Żyda, że tłum otoczył dom na Plantach 7, gdzie mieścił się Komitet Żydowski, kibuc i gdzie mieszkali repatrianci powracający z Rosji. W tymże urzędzie mówili Polacy, że Żydzi w swojej obronie rzucali na ludność granatami. Urzędnik niejednokrotnie wyganiał mnie i kilku Żydów, między innymi Marka Kaunera (Kraków, Wybickiego 48 m. 3; obecnie ciężko ranny w szpitalu; wskutek ekscesów w Kielcach, w szpitalu w Łodzi). Prosiłam go, by mi pozwolił schować się pod ławką, ale to było bezskuteczne, ponieważ twierdzili, że kończą urzędowanie i musimy wyjść. A mogli przy dobrej woli nas zamknąć w biurze i w ten sposób uratowaliby wielu Żydów. Nie pomogły prośby. O 2.30 kierownik wygonił nas, byśmy poszli, bo jeszcze nas kto tu zobaczy. Bałam się bardzo wyjść na ulicę, ponieważ słyszałam, że napadają na Żydów i mordują. Ale nie miałam innego wyjścia. Na ulicach widziałam, jak bito Żydów i kopano nogami. Postanowiłam z moim znajomym, który w tymże dniu przyjechał do Krakowa, Markiem Kaunerem, dojść do następnej stacji, by ominąć napady uliczne. Kauner szedł przede mną z aryjczykiem, który go chciał ratować, a ja postępowałam za nimi o parę kroków w tyle. 

czwartek, 7 czerwca 2018

PAN WHICHER W WARSZAWIE

Tytuł: Pan Whicher w Warszawie
Pierwsze wydanie: 2012
Autorzy: Agnieszka Chodkowska-Guyrics i Tomasz Bochiński

Wydawnictwo: Instytut Wydawniczy Erica 2012
ISBN: 978-83-62329-68-7
Stron: 494


Powieść "Pan Whicher w Warszawie" była dla mnie swego rodzaju intermedium między pierwszymi i drugimi tomami "Polski stanisławowskiej w oczach cudzoziemców" i "Pod klątwą" Joanny Tokarskiej-Bakir. W bibliotece rozglądałam się właściwie za tak ostatnio chwalonymi kryminałami Wojciecha Chmielarza, oczywiście wszystkie były wypożyczone, więc zgarnęłam z półki to, co było, i co miało - jak mi się wydawało - jakiś potencjał.

Moją uwagę przyciągnął tekst z okładki: "Książę detektywów Scotland Yardu na tropie zbrodni w ogarniętej powstańczą gorączką XIX-wiecznej Warszawie"; z kolei informacja o tym, że książkę napisały dwie osoby, nieco moje zainteresowanie ostudziła, ale tylko na chwilkę - wszak Dehnel i Tarczyński znakomicie sobie poradzili, więc może w przypadku kryminałów retro duety po prostu się sprawdzają?

czwartek, 31 maja 2018

Chłopi w literaturze I

Źródło: wspomnienia Huberta Vautrina, fragment z pierwszego tomu "Polski stanisławowskiej w oczach cudzoziemców", opracowanie i wstęp - Wacław Zawadzki, PIW 1963, str. 707-713.

"Ziemia", Ferdynand Ruszczyc, 1898
   W takim to stanie znajduje się Polska, gdzie zaledwie doszukać się można śladów człowieka. Podróżny, który wziąłby zboże za dziko rosnącą roślinę, mógłby przebyć dziesięć mil nie przypuszczając nawet istnienia mieszkańców. Polacy sami czasem przyznają, że brak im rąk do pracy. Na pytanie, dlaczego to lub owo bagno nie zostało osuszone, odpowiadają, że brak im siły roboczej. Zapytajcie, dlaczego olbrzymie przestrzenie pokrywają ugory, a odpowiedzą wam, że mało w tym kraju rolników. Gdy zapytacie, dlaczego tak dużo spotyka się dzikich zwierząt, które nie ośmieliłyby się pokazać gdzie indziej, otrzymacie odpowiedź, że ludność nie jest tu dość liczna, by je wypłoszyć albo wytępić.

poniedziałek, 28 maja 2018

POLSKA STANISŁAWOWSKA W OCZACH CUDZOZIEMCÓW (tom I)

Tytuł: Polska stanisławowska w oczach cudzoziemców (tom I)
Pierwsze wydanie: 1963
Autorzy: K. H. Heyking, J. H. Bernardin de Saint-Pierre, G. G. Casanova de Seingalt, J. Harris, J. Marshall, J. Bernoulli, N. W. Wraxall, W. Coxe, H. Vautrin
Opracowanie i wstęp: Wacław Zawadzki

Wydawnictwo: PIW 1963
Seria: Biblioteka pamiętników polskich i obcych
Stron: 957


Książka wydana została po raz pierwszy w 1963 roku w 4000 + 250 egzemplarzach i chyba nigdy nie została wznowiona. Nie trafiłabym na nią, gdyby nie to, że lubię oglądać cudze biblioteczki.

U cioci mojego P. zaczęłam kartkować pracę, w której opiewano dzieje małej podkarpackiej wsi, w której się właśnie znajdowaliśmy, i zauważyłam w niej interesujący cytat właśnie z "Polski stanisławowskiej", o ile dobrze zapamiętałam - fragment, w którym Vautrin opisał strój osiemnastowiecznych chłopów pańszczyźnianych. Znajduję jakąś masochistyczną przyjemność w czytaniu o niedolach moich ciemiężonych przodków, więc uznałam, że KONIECZNIE muszę poznać całość.

Ku mojemu zdziwieniu znalazłam "Polskę stanisławowską" w miejskiej bibliotece i przeczytałam na razie pierwszy tom. Nie jest to pozycja szczególnie rozchwytywana - w ciągu ostatnich trzydziestu dwóch lat wypożyczono ją zaledwie 11 razy. Co prawda dzisiejsi Polacy podobno bardzo interesują się tym, co się o ich kraju pisze za granicą, ale może ich ciekawość nie sięga aż do drugiej połowy XVIII wieku.

środa, 18 kwietnia 2018

Kobieta w literaturze LIV

Źródło: wspomnienia Huberta Vautrina, fragment z pierwszego tomu "Polski stanisławowskiej w oczach cudzoziemców", opracowanie i wstęp - Wacław Zawadzki, PIW 1963, str. 791-796.

   Wychowanie dziewcząt, jeśli chodzi o ich rozwój fizyczny, przebiega inaczej. Jak wszędzie, i w Polsce panuje zdanie, że jedynym przeznaczeniem kobiet jest podobanie się płci brzydkiej i że sama przyroda nie ukształtowałaby ich tak, aby zadowoliły mężczyzn. Wobec tego mają ograniczoną swobodę ruchów, teren ich zabaw zamyka się w czterech ścianach domu, a mięśnie rozwijają się jak w pudle. Sprowadza się z Paryża zabójczy futerał zwany gorsetem i z braku rzemieślnika, który umiałby go przystosować do dziecięcego ciałka, zakłada się go taki, jaki jest. Figura ma się ukształtować według tej sztywnej formy. Niewygoda i bóle, których doznaje nieszczęsne stworzenie skrępowane w swym rozwoju, nie wzruszają nawet matki. Lęk przed gniewem starszych tłumi w końcu daremne skargi i roślina pod swą sztuczną korą przybiera nieregularne formy, a rezultatem tej praktyki jest słabe zdrowie i nieodwracalne zniekształcenia. 
   Temu właśnie zgubnemu zwyczajowi przypisać należy fakt, że dobrze zbudowane kobiety są tu rzadkością i nie znajdziesz ich wśród pań z arystokracji. Pewna bardzo ładna księżna niemiecka, która wyszła za mąż za Polaka, miała nieszczęście zwrócić na to uwagę. Urażone pretensje rozpętały burzę zawiści przeciwko nierozważnej obserwatorce, tak że w końcu poczyniła ona kroki, którym pisarkowie nadali w gazetach rozgłos o posmaku skandalu. Do jej antagonistek zaliczała się dama, która pod pozorami pięknej figury ukrywała nierówne łopatki. Wada ta powstała na skutek szczególnego przyzwyczajenia, które narzuciła jej duma ojca. Człowiek ten, wielki miłośnik i mecenas literatury, kazał swej młodziutkiej córce przepisywać dla niego książki i rękopisy na klęczkach, jako wyraz szacunku dla jego obecności. Położenie ręki, która wodziła piórem, sprawiło, że jedno ramię sterczeć zaczęło wyżej od drugiego. (...)

piątek, 13 kwietnia 2018

Kobieta w literaturze LIII

Źródło cytatu: "O czym się nie mówi" Gabrieli Zapolskiej, Universitas 2002 r., str. 190-192.

   Pokój wąski, długi, szkaradny.
   W pokoju woń straszna, zabójcza. Cuchną cygara podłe, niedopałki papierosów, źle wymyte naczynia, mydło, mięta, cuchnący odór przygodnie oczyszczanych ciał, jakiś tłuszcz zwierzęcy, pot -  słowem, wszystko, co może zło­żyć się na trujące wyziewy trzeciorzędnych miastowych zajazdów.
   W murach to tkwi, w tych obiciach ciemnych, sza­rych, wiszących łachmanami od sufitu. Pająki za nimi czyhają nieruchome, wyprządłszy z swej piersi mordownię i śmierć. Z firanek zieje, z tych firanek, o klasycznym kolorze zakrzepłej krwi, po których brudne barwy żółte i czarne się znaczą krzywizną linii. Z mebli smrodliwych zgniłem sianem, z tego łóżka ohydnego, wciśniętego w kąt, czyhającego i uległego, jak zwierz wytresowany w nędzy i pod batem plugawego dozorcy.
   Na stole świeca cienka, ledwo tlejąca. Płomień jej tańczy leciutko i wydobywa od czasu do czasu tajemniczą plamę zwierciadła, wiszącego nad kanapą i pokrytego jakby szarą, nieprzenikliwą mgłą.
   Nic nie zdoła jednak oddać tego czegoś nieuchwyt­nego, czego ten pokój, ten ,,n u m e r“ hotelu pod Złotą Hieną jest pełen.

czwartek, 12 kwietnia 2018

O CZYM SIĘ NIE MÓWI

Tytuł: O czym się nie mówi
Pierwsze wydanie: 1909
Autorka: Gabriela Zapolska

Wydawnictwo: Universitas 2002
Seria: Klasyka mniej znana
ISBN: 83-242-0187-4
Stron: 248

Spoilery

W ciemnych zaułkach Lwowa belle époque traciła cały swój blichtr. Prostytucja była zjawiskiem powszechnym, tradycyjną, tanią i ławo dostępną formą "rozrywki", niby potępianą, ale akceptowaną jako zło konieczne. Oceniano ją w kategoriach moralnych, ignorując przeważnie tło społeczne*. Oryginalność powieści Gabrieli Zapolskiej polega chyba właśnie na nieco innym ujęciu tego tematu. Autorka wyposaża prostytutki w podmiotowość, uczucia, ambicje, charakter - ecce homo, chciałoby się powiedzieć. Na ogół nie postrzegano takich kobiet w ten sposób (polecam cytat w poprzednim wpisie).

"O czym się nie mówi" to pod pewnymi względami bardzo kameralna historia. Krajewski, znudzony urzędnik podatkowy, wyrusza na miasto w poszukiwaniu kolejnej kochanki, ale nieoczekiwanie znajduje miłość swojego życia, Franię Wątorek, którą nazywa Porankiem. Ich związek jest z góry skazany na niepowodzenie. Pochodzą z bardzo różnych sfer: on ma dobry rodowód i wykształcenie, arystokratyczny wygląd i maniery, ale nie ma majątku, natomiast ona jest ubogą, ładną, ale nieco ordynarną szwaczką - przynajmniej tak się wydaje Krajewskiemu, a dziewczyna nie wyprowadza go z błędu.

poniedziałek, 2 kwietnia 2018

Kobieta w literaturze LII

Źródło cytatu: "O czym się nie mówi" Gabrieli Zapolskiej, Universitas 2002 r., str. 13-17.

   Dlatego też, gdy zaraz nazajutrz z wielkim cynizmem i spokojem Konitz ofiarował mu ni stąd, ni zowąd swoją dotychczasową kochankę, ani na chwilę nie przyszło mu na myśl - odmówić.
   I owszem. - Przyjął zaofiarowanie uprzejmie, jakby rzecz naturalną. - Ci dwaj panowie od biurka do biurka ustępowali sobie kobietę i jej pieszczoty i wszystko, co jej było, tak jakby ustępowali sobie laskę albo jakiś inny przedmiot, którego jeden miał już nadto, a drugi potrzebował. - Przy szmerze ciekącego po szybach jesiennego deszczu, w zimnie i szarudze zanurzeni w duszne ciepło biura z jego nudną i śmiesznie ogłupiającą farsą rozmaitych hec ocieniowych, dopełniali swej szarej, monotonnej egzystencji tym bezpłatnym handlem, jaki pomiędzy sobą prowadzili.
   Pierwszy znów ozwał się Konitz:
   - Więc kolega chce ją naprawdę?
   Krajewski, nie zmieniając pozycji, odparł obojętnie:
   - Chcę!
   Po chwili przecież dodał:
   - Kto to?
   - Szwaczka.
   - To dobrze.
   Konitz powstał i zbliżył się do niego.
   - A cóż kolega myślał? że co?
   - Nic. A dawno się puszcza?
   - Czy ja wiem! Powiada, że nie. Ale kto tam może co wiedzieć. Grunt jest tylko w tym, abym był jeden. Prawda? - No naturalnie, że wolę, że jest tak, jak jest. Ale... jeden. O! to grunt.
   - Dużo pan na nią wydaje?
   Konitz się zachłysnął.
   - Coś tam, ale prawie z miłości. Wierna mi jest...

czwartek, 29 marca 2018

FINCH

Tytuł: Finch
Pierwsze wydanie: 2009
Autor: Jeff VanderMeer
Tłumaczenie: Robert Waliś

Wydawnictwo MAG 2011
Seria: Uczta wyobraźni
ISBN: 978-83-7480-194-2
Stron: 345


Ostatnio czytałam raczej non-fiction, więc tym razem postanowiłam wypożyczyć z biblioteki coś zupełnie innego. W takiej sytuacji każda pozycja z cyklu "Uczta wyobraźni" wydawnictwa MAG wydawała mi się dobrym wyborem, przygarnęłam więc "Fincha" z półeczki z bibliotecznymi nowościami (nowością wydawniczą bynajmniej nie jest).

Dopiero w trakcie lektury dowiedziałam się, że właśnie czytam trzeci tom "Cyklu o Ambergris". I o tym, że VanderMeer jest również autorem trylogii "Southern Reach", na podstawie której zrealizowano niedawno "Anihilację" - film uznany za zbyt trudny dla masowego odbiorcy (przez ludzi, którzy o masowym odbiorcy mają najwyraźniej bardzo niepochlebną opinię) i dlatego w wielu krajach niedystrybuowany w kinach, dostępny tylko na Netfliksie.

W rzeczywistość Ambergris zanurzałam się powoli, bo w ogóle nie wiedziałam, czego się spodziewać, a więc jak interpretować to, o czym czytałam. Opis na okładce sugerował czarny kryminał: dwa trupy i detektyw, który ma znaleźć sprawcę. Fabuła wydawała się na początku schematyczna, ale oryginalna sceneria działała na wyobraźnię już od pierwszych stron: wraz z głównym bohaterem mijamy ruiny ludzi i ruiny miasta wyniszczonego wojną i od kilku lat rządzonego przez dziwaczne i tajemnicze istoty zwane szarymi kapeluszami, wspomagane przez Stronników. Wszechobecne zarodniki grzybów odmieniają przedmioty i ludzi: niektóre stanowią pokarm, inne narkotyk, jeszcze inne przyspieszają rozkład.

wtorek, 20 marca 2018

CZARNY PIĄTEK 23.03.2018


Rok temu pisałam o "Opowieści podręcznej" Margaret Atwood. Być może już wkrótce obudzimy się w naszej polskiej wersji Gileadu. Dla niezorientowanych:
Sejmowa komisja sprawiedliwości pozytywnie zaopiniowała dla komisji polityki społecznej i rodziny projekt „Zatrzymaj aborcję”, nowelizujący ustawę o planowaniu rodziny, ochronie płodu ludzkiego i warunkach dopuszczalności przerywania ciąży. Głosowało w sumie 25 posłów, za było 16, przeciw 9.
Nowelizacja wzbudza ogromne kontrowersje, bo zakłada całkowity zakaz przerywania ciąży ze względu na ciężkie wady płodu. Projekt składa się wyłącznie z jednego punktu i nie zakłada żadnych rozwiązań systemowych, które wspierałyby kobiety opiekujące się ciężko chorymi lub niepełnosprawnymi dziećmi.
Pod obrady komisji polityki społecznej projekt „Zatrzymaj aborcję” może trafić już 21–23 marca.
Komisja sprawiedliwości jest już drugą sejmową komisją, która popiera zakaz aborcji ze względów embriopatologicznych. W lutym na ten temat wypowiedziała się już komisja ustawodawcza, uznając, że „selekcyjnego charakteru przesłanek eugenicznych nie można uzasadniać wolnością kobiety czy jej komfortem psychicznym”. [źródło: Agata Szczerbiak, Polityka]
CO ZA HIPOKRYZJA I NIKCZEMNOŚĆ!!! Czy biskupi, politycy albo inni ortodoksi popierający ten projekt gotowi są osobiście zająć się choćby jednym cudzym dzieckiem, które przyjdzie na świat z bardzo poważną wadą genetyczną, chore lub umierające? Nie, kobieta i jej rodzina, jeśli ją ma, zostają z tym problemem absolutnie sami, do końca życia ich lub dziecka. Nie można zmuszać ludzi do takiego heroizmu. Jeśli ktoś jest gotowy na takie poświęcenie, to obecne przepisy mu je umożliwiają. Jeśli nie, powinien mieć wybór - i to rzeczywisty, a nie iluzoryczny.

Takie prawo, gdyby weszło w życie, uderzy przede wszystkim w kobiety niezamożne, bo te lepiej sytuowane już teraz załatwiają badania i zabieg prywatnie, w Polsce albo za granicą. 

Na piątek planowany jest duży protest w Warszawie o godz. 16 i zachęcam do udziału wszystkich, którzy mają taką możliwość (z niektórych miast będą nawet autokary, info znaleźć można na facebooku). Ja nie mogę się wybrać, ale jeśli coś będzie się działo wtedy w Krakowie, to też będę. MUSIMY ZNOWU UPOMNIEĆ SIĘ O SWOJĄ GODNOŚĆ, WOLNOŚĆ I O SWOJE PRAWA, I TO TE NABYTE.

 

Udało się w CZARNY PONIEDZIAŁEK 3 października 2016, marsze były liczne, a więc skuteczne. W niedzielnym proteście pod kurią w Krakowie było jednak bardzo mało osób; mainstreamowe media nie poświęcają tej sprawie tyle czasu, ile powinny, więc nie wszyscy w ogóle zdają sobie sprawę z tego, co się dzieje.  W CZARNY PIĄTEK ZNOWU MUSZĄ NAS ZOBACZYĆ I USŁYSZEĆ! Ta sprawa dotyczy nas wszystkich.


poniedziałek, 19 marca 2018

SENDLEROWA. W UKRYCIU

Tytuł: Sendlerowa. W ukryciu
Pierwsze wydanie: 2017
Autorka: Anna Bikont

Wydawnictwo Czarne
ISBN: 978-83-8049-609-5
Stron: 478

Dziwnie czytało się tę książkę w dniach, kiedy fatalna nowelizacja ustawy o IPN wywołała międzynarodowy skandal, a przedstawiciele partii (niestety) rządzącej brnęli w zaparte i próbowali wszystkim wmówić, że my, Polacy, my wszyscy z Ulmów, a do zbrodni w Jedwabnem czy pogromu kieleckiego doszło chyba w jakimś innym wymiarze, zamieszkanym przez antysemitów, szmalcowników i komunistów, którzy przecież Polakami z definicji nie są. Im dłużej czytałam pracę Anny Bikont, tym bardziej przychylałam się do często cytowanej (nieco niecenzuralnej) opinii Piłsudskiego o naszym wspaniałym narodzie.

czwartek, 8 marca 2018

Kobieta w literaturze LI

Z okazji Dnia Kobiet dłuższy niż zwykle cytat. Źródło: wspomnienia Nathaniela Williama Wraxalla, fragment z pierwszego tomu "Polski stanisławowskiej w oczach cudzoziemców", opracowanie i wstęp - Wacław Zawadzki, PIW 1963, str. 537-543.

   Powszechne rozprzężenie obyczajów wśród sfer wyższych jest jedną z nie najmniej dziwnych i charakterystycznych cech kraju i stolicy, o których piszę. Ani Petersburg, ani Neapol nie przewyższa Warszawy pod tym względem. Wszystkie zasady moralne, wiążące, oczyszczające i umacniające społeczeństwo, wydają się być wśród Polaków w zaniku. Armia, dwór, Kościół, każdy odcinek życia prywatnego i publicznego, są tu jednako skażone. [...]
   Jeśli taki jest stan warstw wyższych, trudno się spodziewać, by płeć piękna była wolna od wad cechujących mężczyzn. Tu już nie galanteria, lecz po prostu wyuzdanie rządzi bez żadnych hamulców. Samo słowo dyskrecja jest wyśmiewane jako nonsens; zaryzykuję nawet twierdzenie, że kobiety dobrze urodzone czerpią tu więcej zaszczytów z pozycji swych kochanków niż mężów. Przykład Stanisława w niemałym stopniu wpływa na pogłębienie się deprawacji dworu, która właśnie za czasów jego panowania osiągnęła poziom nie mający precedensu od czasów Augusta II, okresu dobrze znanego z zepsucia obyczajów. Brak królowej, której obecność nałożyłaby niechybnie hamulce dworzanom i damom, sprzyja rozluźnieniu obyczajów wśród kobiet. Jedną z naturalnych konsekwencji tego stanu rzeczy jest łatwość rozwodów i ich powszechność. Wprost boję się mówić o tym, co widziałem i wiem na ten temat, tak nieprawdopodobnie to wygląda. Udowodnienie zdrady małżeńskiej jest uznane za prawną przyczynę rozwodu; ale w zasadzie wystarczy nie więcej niż niezgodność charakterów, niechęć lub znużenie. Kobiety o manierach i prowadzeniu się bez zarzutu są porzucane przez mężów po czterech, trzech latach lub nawet roku małżeństwa, a czasem po kilku miesiącach. Dowodów na poparcie tego stwierdzenia dostarcza aż zbyt wiele każdy tydzień.

sobota, 24 lutego 2018

Kobieta w literaturze L

Tym razem właściwie w prasie. Źródło cytatu: "Posłaniec Serca Jezusowego", z przełomu lat dwudziestych i trzydziestych (niestety nie wiem, z którego roku czy numeru konkretnie).

   Czy to jest prawdą - pyta ktoś z okolic Parchacza, wojew. lwowskie - że Matka Boska 2-go lipca rozdaje dzieciom w niebie jagody? U nas dużo rodziców, a zwłaszcza matek, którym dzieci pomarły, nie jedzą żadnych jagód do święta Matki Boskiej Jagodnej, to jest do 2-go lipca. Mówią, że Matka Boska tego dnia rozdaje w niebie jagody, a dziecko takiej matki, która przed tem świętem złakomiła się na jagody, omija - i mówi: »Twoję jagódkę Twoja matka zjadła«. Dlatego rodzice do tego czasu nie jedzą jagód, żeby ich dzieci przy rozdawaniu nie omijała Matka Najśw. Proszę mi wyjaśnić w Posłańcu, czy to prawda, bo byłam nieraz na odpuście w święto Nawiedzenia i nigdy o tem nie słyszałam; ani w religijnych książkach tego nie wyczytałam, a od ludzi dużo o tem słyszę. Przecież dusze w niebie nie potrzebują pokarmów!  

niedziela, 18 lutego 2018

"Everything is connected"

Wciąż nie mogę się pogodzić z tym, że jeden z najfajniejszych seriali, jakie widziałam w ciągu kilku ostatnich lat, został zakończony już po drugim sezonie. "Holistyczna agencja detektywistyczna Dirka Gently'ego" nawiązuje w pewnym stopniu (podobno niewielkim) do powieści Douglasa Adamsa, których akurat nie czytałam. Serial nie jest może arcydziełem, ale ma jedną z najbardziej pokręconych fabuł, jakie oglądałam (zwłaszcza pierwszy sezon), fajnie napisane postaci, świetnych aktorów, dobre dialogi i poczucie humoru. Oczywiście nie każdy zaakceptuje taki poziom dziwności, ale warto dać się wciągnąć w ten klimat. Mnie tak zauroczył, że zaraz po obejrzeniu drugiego sezonu, wróciłam do pierwszego (który widziałam mniej więcej rok temu), a potem jeszcze raz obejrzałam drugi...

wtorek, 6 lutego 2018

Kobieta w literaturze XLIX

Źródło cytatu: "Podróż po Polsce", Jacques-Henri Bernardin de Saint-Pierre, fragment z pierwszego tomu "Polski stanisławowskiej w oczach cudzoziemców", opracowanie i wstęp - Wacław Zawadzki, PIW 1963, str. 207-208

Portret Anetki Tyszkiewiczówny, Josef Grassi, 1796 r.

   Polacy są na ogół bardzo gościnni; dobrze przyjmują cudzoziemców, których kolejno zapraszają do siebie. Szlachta niemiecka uważa polską za dumną. Polacy rzeczywiście są hardzi w stosunku do równych sobie oraz do tych, którym są potrzebni; z bardzo dobrym natomiast przyjęciem spotykają się osoby obdarzone jakimkolwiek talentem oraz ci, którzy mają wiele pieniędzy do wydania. 

sobota, 3 lutego 2018

GOTOWI NA PRZEMOC

Tytuł: Gotowi na przemoc. Mord, antysemityzm i demokracja w międzywojennej Polsce (Primed for Violence: Murder, Antisemitism, and Democratic Politics in Interwar Poland)

Pierwsze wydanie: 2017
Autor: Paweł Brykczyński
Tłumaczenie: Michał Sutowski

Wydawnictwo Krytyki Politycznej
Seria Historyczna
                                       ISBN: 978-83-65853-20-2
                                       Stron: 278

Odnoszę wrażenie, że opinia publiczna za bardzo skupiła się w ostatnich dniach na grupce neonazistów, którzy uczcili urodziny Hitlera tortem ze swastyką ułożoną z wafelków. Uważam, że realnym problemem jest znaczący wzrost nastrojów nacjonalistycznych i ksenofobicznych oraz promowanie takich postaw przez obecną władzę i partyjne media.

Dominuje w nich narracja, w której stawia się znak równości między nacjonalizmem i patriotyzmem, czemu towarzyszy wybielanie lub wręcz fałszowanie historii naszego państwa. Minister MSWiA Joachim Brudziński wiele razy powtórzył ostatnio, że "Polska jest narodem ofiar, a nie sprawców". To nieprawda. Oczywiście trudno spekulować o dokładnych proporcjach, ale wśród Polaków zdarzali się i zbrodniarze, i bohaterowie. Nie ponosimy odpowiedzialności za czyny tych pierwszych i nie mamy prawa uważać się kogoś lepszego z powodu etnicznego pokrewieństwa z tymi drugimi.

wtorek, 9 stycznia 2018

GOMBROWICZ. JA, GENIUSZ

Tytuł: Gombrowicz. Ja, geniusz
Pierwsze wydanie: 2017
Autorka: Klementyna Suchanow

Wydawnictwo Czarne
ISBN: 978-83-8049-557-9
Stron: 583 i 599


W wywiadzie przeprowadzonym przez Justyną Sobolewską dla "Polityki" Klementyna Suchanow powiedziała, że chciała napisać książkę nie dla "gombrowiczologów", ale przede wszystkim dla ludzi młodych, nawet nastolatków, "dla których Maisons-Laffitte nie jest oczywistością"; myślała też o czytelniku zagranicznym. Szczerze mówiąc ja tego podejścia w jej pracy nie dostrzegam. Owszem, miejscami styl autorki jest nieco mniej formalny (i trochę nieprzejrzysty, zwłaszcza w pierwszym tomie) niż to zazwyczaj w biografiach bywa, ale poza tym ta książka napisana jest w sposób, który jednak wymaga od czytelnika posiadania co najmniej elementarnych informacji o twórczości Gombrowicza i życiu literackim w Polsce między- i powojennej. Nie uważam tego jednak za wadę, bo też nie wierzę, że na tę pozycję rzucą się ludzie, którzy nie czytali choćby "Ferdydurke", i którym nazwiska Giedroyc czy Witkacy nic nie mówią.