Impresje

niedziela, 28 kwietnia 2013

ZATRUTE CIASTECZKO

Tytuł: Zatrute ciasteczko (The Sweetness at the Bottom of the Pie)
Pierwsze wydanie: 2009
Autor: Alan Bradley
Tłumaczenie: Jędrzej Polak

Wydawnictwo: Vesper
ISBN: 978-83-61524-38-0
Stron: 366
Ocena: 3+/5


Prawdopodobnie wszyscy oprócz mnie czytali już tę książkę (i kolejne tomy serii), więc proszę nie spodziewać się po moim wpisie oryginalności. Zwłaszcza że nigdy nie była moją mocną stroną. Moją - raczej złą - stroną jest natomiast przywiązanie do pewnych schematów.

Więc najpierw o treści. Czas akcji: rok 1950. Miejsce: Anglia. Główna bohaterka: jedenastoletnia Flawia de Luce, inteligentna, rezolutna, odważna. I samotna, mimo że w starym rodzinnym dworze mieszka z ojcem, dwiema starszymi siostrami i ogrodnikiem. Ojciec zauważa istnienie córek tylko wtedy, gdy łamią ustalone przez niego zasady. Matka od wielu lat nie żyje. Z Dafne i Ofelią Flawia toczy nieustanne wojny, w których nie przebiera się w środkach (w użyciu bywają kneble, trucizny i złośliwe plotki). Większość czasu dziewczynka spędza w laboratorium chemicznym zmarłego wuja, znajdującym się w jednym ze skrzydeł budynku. Szczególnie interesują ją trucizny. Niezbyt wesołe dzieciństwo, prawda?

Kiedy na grządce ogórków znajduje umierającego mężczyznę, postanawia się wykazać i znaleźć mordercę jeszcze zanim zrobią to lekceważący ją początkowo policjanci. Nie muszę chyba dodawać, że świetnie sobie poradziła.

środa, 24 kwietnia 2013

MIASTECZKO MIDDLEMARCH

Tytuł: Miasteczko Middlemarch (Middlemarch: A Study of Provincial Life)
Pierwsze wydanie: 1871-1872
Autorka: George Eliot (Mary Ann Evans)
Tłumaczenie i przedmowa: Anna Przedpełska-Trzeciakowska

Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
ISBN: 83-7255-810-8
Stron: tom I 499, tom II 467
Ocena: 3+/5



(SPOILERY)

Wydane po raz pierwszy w 1874 roku "Miasteczko Middlemarch" podobno wyróżniało się swego czasu realistycznym przedstawieniem angielskiej prowincji i wewnętrznych przemian bohaterów. Cóż, mnie o wiele bardziej podoba się opis francuskiej prowincji i jej mieszkanców w "Pani Bovary" (1856 r.), bo choć mam dla George Eliot dużo sympatii, to muszę jednak stwierdzić, że do poziomu Flauberta nawet się nie zbliżyła. Nie zamierzam tu porównywać obu tych powieści; to tylko luźne skojarzenie, które wzięło się stąd, że i w "Middlemarch" pewien młody lekarz poślubia kobietę, której nie jest w stanie zapewnić takiego poziomu życia, o jakim ona marzy, co oczywiście kończy się katastrofą, ale zupełnie innego rodzaju. Gdyby ktoś chciał się pokusić o jakieś analizy porównawcze, to sensowniej byłoby napisać o "Middlemarch" i "Portrecie damy" Henry'ego Jamesa.