Impresje

sobota, 28 sierpnia 2010

MAURYCY

Tytuł: Maurycy (Maurice)
Autor: E.M. Forster
Pierwsze wydanie: 1971
Tłumaczenie: Maria Olejniczak-Skarsgard
Wydawnictwo: ATEXT
ISBN: 83-85156-35-6
Stron: 247

Ocena: 4-/5

Ostatnio czytam kilka książek jednocześnie, co dawniej bardzo rzadko mi się zdarzało. Teraz dopasowuję lektury do swojego nastroju i aktualnej zdolności do koncentracji. Z biblioteki mogę wypożyczyć do sześciu tytułów i chyba właśnie to mnie gubi, zwłaszcza że od tej instytucji dzieli mnie zaledwie kilka minut spaceru, toteż chodzę tam dość często...
Od dawna chciałam przeczytać "Maurycego", a teraz przypadkowo zauważyłam tę powieść na bibliotecznej półce. Najwyraźniej nie jest zbyt popularna wśród czytelników, bo z karteczki, na której bibliotekarz przybił mi datownikiem datę zwrotu, wynika, że ostatnio była wypożyczona w 1998 roku.
Wczoraj popołudniu zajrzałam do tej książki z zamiarem przerzucenia kilku czy kilkunastu pierwszych stron i sprawdzenia, której mnie ta powieść najbardziej się spodoba. Skończyłam czytać wieczorem. No cóż, bardzo lubię Forstera (oprócz "Maurycego" czytałam jeszcze "Pokój z widokiem", "Howards End" i "Drogę do Indii"), a poza tym książka bardzo mnie wciągnęła.

wtorek, 24 sierpnia 2010

W międzyczasie

Od zamieszczenia tu ostatniego wpisu minął już ponad tydzień, więc spieszę donieść (nie dosłownie spieszę, po prostu lubię ten zwrot), że kolejny powstaje. Będzie rekordowy pod względem długości, choć przecież na tym polu odniosłam już sporo sukcesów:) Ponadto z pewnością okaże się niezawodnym lekiem na najcięższe przypadki bezsenności - mnie samej oczy się zamykają, kiedy go piszę. Zdecydowałam się nawet na to wyznanie, żeby się od tego zajęcia choćby tylko na chwilkę oderwać:)

Chodzi o "Ucieczkę od wolności" Ericha Fromma. To lektura zdecydowanie frapująca, ale pewnie można ją streścić w kilku akapitach. Ja jednak na tym nie poprzestanę. Lepiej coś zapamiętuję, kiedy opowiem to sobie po swojemu, a najlepiej - kiedy o tym napiszę. Nie bardzo wychodzi mi przyswajanie informacji, które tylko usłyszałam. W każdym razie główne tezy pracy Fromma postanowiłam umieścić tu. Czytanie tego typu książek nie ma sensu, jeśli nie poświęca im o wiele więcej uwagi i miejsca niż beletrystyce.
Napisanie postu, którego nie będę się musiała jakoś bardzo wstydzić, wymaga ponownego przeglądania książki, na co w innym wypadku pewnie tak szybko bym się nie zdecydowała. Dla mnie jest to zajęcie pożyteczne, innych efekt może śmiertelnie zanudzić. Zresztą zauważyłam, że osobom zaglądającym tu od czasu do czasu najbardziej podobają się moje wpisy krytyczne, o słabych książkach, kiedy daję upust swojej ironii i złośliwości:) Sarkazm mam zawsze nad podorędziu, toteż takie posty powstają na ogół w okamgnieniu (lub w mgnieniu oka). Inne, nad którymi się biedzę przez kilka dni, mało kto doczytuje do końca. Nic to:) Pocieszam się, że znów osiągnęłam wagę, jaką miałam w pierwszej klasie liceum;) Zwrócono mi uwagę, że wciąż się tym chwalę, ale ja się tym nie przejmuję;)

poniedziałek, 16 sierpnia 2010

JABŁKO

Tytuł: Jabłko (The Apple)
Autor: Michel Faber
Pierwsze wydanie: 2006 (za granicą niektóre opowiadania były publikowane wcześniej)
Tłumaczenie: Maciej Świerkocki
Wydawnictwo: W.A.B.
ISBN: 978-83-7414-318-9
Stron: 207

Ocena: 3-/5

Chyba wszystkich czytelników "Szkarłatnego płatka i białego" zaskoczyła niejednoznaczna końcówka tej powieści, taki książkowy cliffhanger, sugerujący, że autor podpisał z wydawnictwem kontrakt na kilka tomów przygód Sugar. Ten zbiór opowiadań trudno jednak nazwać kontynuacją powieści; owszem, spotykamy ponownie niektórych bohaterów, ale podglądamy te wydarzenia z ich życia, które miały miejsce albo zanim William Rackham poznał Sugar, albo długo po zakończeniu ich związku. 

Nie będę tutaj streszczać tych utworów, napiszę o nich bardziej ogólnie niż to mam w swoim zwyczaju. 
Przede wszystkim nie wszystkie opowiadania mi się podobały, mam tu na myśli zwłaszcza "Czekoladowe serduszka z Nowego Świata", "Jak panu Bodleyowi dokuczyła mucha" oraz "Lekarstwo". Podczas lektury tych utworów miałam wrażenie, że czytam kilkanaście stron wydartych z kilkusetstronicowej powieści, migawki z życia bohaterów, o których dowiaduję się zbyt mało, żeby się tymi ich przeżyciami przejąć. Te opowiadania jako odrębne historyjki wydały mi się średnio ciekawe.

niedziela, 15 sierpnia 2010

STRZELBY, ZARAZKI, MASZYNY

Tytuł: Strzelby, zarazki, maszyny. Losy ludzkich społeczeństw (Guns, Germs, and Steel: The Fates of Human Societies)
Autor: Jared Diamond
Pierwsze wydanie: 1997
Tłumaczenie: Marek Konarzewski
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
ISBN: 83-7255-115-4
Stron: 545

Ocena: 4+/5

W epoce wielkich odkryć geograficznych (XV-XVI w.) Europejczycy zaczęli wyprawiać się coraz dalej w poszukiwaniu bogactw, nowych szlaków handlowych oraz ziem do podbicia, które można by szybko zamienić na rynki zbytu. Kiedy docierali do nowego kontynentu, zastawali tam zwykle ludzi żyjących - w porównaniu z nimi - bardzo prymitywnie. Autochtoni mieli znaczną przewagę liczebną, znali teren i lokalne warunki, ale i tak Europejczycy nie mieli na ogół większych problemów z ich zdziesiątkowaniem i podbiciem. W 1532 roku w bitwie pod Cajamarca oddział stu kilkudziesięciu Hiszpanów pod dowództwem Francisca Pizarra wyrżnął kilka tysięcy Inków i wziął do niewoli ich władcę, Atahualpę. O ich zwycięstwie przesądziło bezpośrednio przede wszystkim posiadanie koni, stalowego uzbrojenia i opancerzenia, broni palnej. Do czynników pośrednich zaliczyć można groźne dla mieszkańców Nowego Świata zarazki, które przywieźli ze sobą Europejczycy, oraz ich zdecydowaną przewagę technologiczną i naukową.
Wkrótce obie Ameryki, Afryka, Australia i część Azji stały się koloniami europejskich państw.

wtorek, 10 sierpnia 2010

SAGA ZMIERZCH

Tytuł: Zmierzch (Twilight), Księżyc w nowiu (New moon), Zaćmienie (Eclipse)
Autorka: Stephanie Meyer
Pierwsze wydanie: odpowiednio 2005, 2006 i 2007
Tłumaczenie: Joanna Urban
Wydawnictwo Dolnośląskie
Stron: 416, 476, 552

Ocena: 1, 2-, 2+

Zarzekałam się, że nie przeczytam książek Stephanie Meyer, ale potrzebowałam czegoś lżejszego i jakoś tak się skusiłam. Co prawda na razie zapoznałam się tylko z trzema pierwszymi tomami, ale myślę, że mogę już coś na temat całego tego cyklu napisać. Powstają już nawet książkowe parodie tej sagi, więc nikt mi chyba nie zarzuci (i co ważniejsze - sama sobie nie zarzucę) podążania za tłumem wielbicieli wampirów. Nie ukrywam, że sięgając po te książki, chciałam zrozumieć, dlaczego stały się tak popularne i wywołały modę na młodzieżową literaturę "wampiryczną".

wtorek, 3 sierpnia 2010

Z głupoty ludzkiej można się śmiać, ale z drugiej strony czuję się wobec niej niekiedy bezsilna.

Oglądałam część transmisji z próby przeniesienia krzyża spod Pałacu Prezydenckiego do kościoła św. Anny, wcześniej kilkanaście relacji na youtube. Ci ludzie, którzy koczują tam już od tygodni, to przeważnie osoby co najmniej niezrównoważone psychicznie, fanatycy religijni i polityczni, bałwochwalcy, nacjonaliści i chuligani. Dyskusja z nimi jest bezsensowna, a służby porządkowe mają związane ręce - każda bardziej zdecydowana interwencja stworzy nowych "męczenników" i podgrzeje jeszcze atmosferę. Zresztą tam nie ma przecież rodzin ofiar, a całą sprawę popiera tylko jedna opcja polityczna, która wykorzystuje tę tragedię dla własnych celów politycznych, o czym świadczy choćby powstanie zespołu Macierewicza.

Bardzo trafnie skomentował tę całą sprawę Mariusz Janicki w ubiegłotygodniowej "Polityce":
Problem krzyża to nie tylko kwestia politycznego zawłaszczenia symbolu religijnego. Krzyż to także, od samego początku (taka była intencja fundatorów krzyża), symbol uczczenia samej żałoby, objaw wzruszenia własnym wzruszeniem, uwznioślenia żalu, upamiętniania pamięci; naród czci własną wielkość, dobroć, uczucia. Czci czczenie. Bronisław Łagowski powiedział niedawno, że polski patriotyzm polega na kulcie patriotyzmu. Polska żałoba w znacznej mierze polega na kulcie żałoby. Dlatego ten krzyż jest tak ważny, dlatego nie wystarcza tablica, ale musi być pomnik. Pamięć ofiar udźwignęłaby skromna, kamienna tablica; jest takich wiele rozsianych po świecie, a poświęconych właśnie tym, którzy zginęli, a nie polegli w katastrofach lotniczych. Ale dla uczczenia samych żałobników to za mało. Ci chcą pamiętać, jak się szlachetnie smucili, jak patriotycznie płakali i jak to pomogło Sprawie. Żywi muszą mieć pomnik. I nie można wykluczyć, że po zabraniu krzyża sprzed Pałacu, będzie tam postawiony nowy, dla upamiętnienia zabrania krzyża. I tej lepszej, słuszniejszej i godniejszej żałoby. [str. 6, "Polityka" nr 31 (2767); podkreślenia - moje]