Impresje

sobota, 30 czerwca 2018

Dziewięć

Przy okazji ósmej rocznicy pisałam, że o kolejnej prawdopodobnie zapomnę, tak się jednak nie stało, chyba dzięki refleksjom, które spłynęły na mnie po obejrzeniu relacji z Okrągłego stołu blogerów i wydawców na Big Book Festivalu. Winę za opóźnienie, z jakim pojawia się ten wpis, ponosi FIFA, ale mecze 1/8 finału dopiero w sobotę, a zatem...

Dziewiąty rok istnienia Impresji postanowiłam "uświetnić" fotografią tytułów, które w tym okresie pojawiły się w naszym mieszkaniu i zdążyły już rozproszyć się na różnych półkach. Przy okazji zyskałam jakieś pojęcie o tempie, w jakim powiększa się kubatura naszych zbiorów, co jest o tyle istotne, że wkrótce będę musiała podjąć pewne decyzje co do zakupu nowych szafek.



U większości blogerów piszących o literaturze fotografia ta wzbudzi co najwyżej uśmiech politowania, ewentualnie - u tych bardziej empatycznych - odruch współczucia, bo takie stosiki mogliby prezentować co miesiąc albo co dwa. Nie o ilość jednak chodzi, choć rzeczywiście należę do osób, które lubią otaczać się półkami wypełnionymi, a nawet przepełnionymi książkami. Niektóre z nich to pozycje wyczekiwane i kupione zaraz po premierze, na inne decydowałam się ze względu na naprawdę okazyjne ceny. Nigdy nie wybieram książek z założeniem, że pozbędę się ich zaraz po przeczytaniu.

środa, 13 czerwca 2018

Kobieta w literaturze LV

Źródło: "Pod klątwą. Społeczny portret pogromu kieleckiego. Tom 2. Dokumenty", Wydawnictwo Czarna Owca 2018, str. 625-627.

9.2. Ida Gerstman, podróżująca pociągiem, 11/7/1946

Źródło: Archiwum ŻIH, Relacje, sygn. 301/4567


   Kraków, 11 VII 1946 r.
   Ida Gerstman, ur. 23 VIII 1923 w Komarnie k. Lwowa, córka Jakuba i Sabiny z Heislerów. Przed wojną mieszkała we Lwowie, Gródecka 99. Obecnie Kraków, Wiślisko 15 m. 7. Okupację przeżyła we Lwowie i w Krakowie na papierach aryjskich.
   Protokołowała M. Holender

   Do Kielc przyjechałam we wtorek 2 VII wieczorem. We środę do godziny 9-ej rano panował zupełny spokój. O godzinie 9-ej rano [4 lipca] słyszałam w urzędzie hipotecznym, od znajomego Żyda, że tłum otoczył dom na Plantach 7, gdzie mieścił się Komitet Żydowski, kibuc i gdzie mieszkali repatrianci powracający z Rosji. W tymże urzędzie mówili Polacy, że Żydzi w swojej obronie rzucali na ludność granatami. Urzędnik niejednokrotnie wyganiał mnie i kilku Żydów, między innymi Marka Kaunera (Kraków, Wybickiego 48 m. 3; obecnie ciężko ranny w szpitalu; wskutek ekscesów w Kielcach, w szpitalu w Łodzi). Prosiłam go, by mi pozwolił schować się pod ławką, ale to było bezskuteczne, ponieważ twierdzili, że kończą urzędowanie i musimy wyjść. A mogli przy dobrej woli nas zamknąć w biurze i w ten sposób uratowaliby wielu Żydów. Nie pomogły prośby. O 2.30 kierownik wygonił nas, byśmy poszli, bo jeszcze nas kto tu zobaczy. Bałam się bardzo wyjść na ulicę, ponieważ słyszałam, że napadają na Żydów i mordują. Ale nie miałam innego wyjścia. Na ulicach widziałam, jak bito Żydów i kopano nogami. Postanowiłam z moim znajomym, który w tymże dniu przyjechał do Krakowa, Markiem Kaunerem, dojść do następnej stacji, by ominąć napady uliczne. Kauner szedł przede mną z aryjczykiem, który go chciał ratować, a ja postępowałam za nimi o parę kroków w tyle. 

czwartek, 7 czerwca 2018

PAN WHICHER W WARSZAWIE

Tytuł: Pan Whicher w Warszawie
Pierwsze wydanie: 2012
Autorzy: Agnieszka Chodkowska-Guyrics i Tomasz Bochiński

Wydawnictwo: Instytut Wydawniczy Erica 2012
ISBN: 978-83-62329-68-7
Stron: 494


Powieść "Pan Whicher w Warszawie" była dla mnie swego rodzaju intermedium między pierwszymi i drugimi tomami "Polski stanisławowskiej w oczach cudzoziemców" i "Pod klątwą" Joanny Tokarskiej-Bakir. W bibliotece rozglądałam się właściwie za tak ostatnio chwalonymi kryminałami Wojciecha Chmielarza, oczywiście wszystkie były wypożyczone, więc zgarnęłam z półki to, co było, i co miało - jak mi się wydawało - jakiś potencjał.

Moją uwagę przyciągnął tekst z okładki: "Książę detektywów Scotland Yardu na tropie zbrodni w ogarniętej powstańczą gorączką XIX-wiecznej Warszawie"; z kolei informacja o tym, że książkę napisały dwie osoby, nieco moje zainteresowanie ostudziła, ale tylko na chwilkę - wszak Dehnel i Tarczyński znakomicie sobie poradzili, więc może w przypadku kryminałów retro duety po prostu się sprawdzają?