Impresje

sobota, 31 lipca 2010

"Metamorphosis" Philipa Glassa

Trzecia i czwarta część "Metamorphosis" to adaptacja muzyki stworzonej przez Philipa Glassa dla przedstawienia teatralnego na podstawie jednego z najbardziej znanych opowiadań Franza Kafki pt. "Przemiana" (a w j.ang. właśnie "Metamorphosis"). Z kolei dwie pierwsze wywodzą się od muzyki skomponowanej przez niego do filmu dokumentalnego "The Thin Blue Line" w reżyserii Errola Morrisa (pierwsze słyszę). Piąta została napisana później i zamyka cykl. [Źródło: wikipedia i classicalarchives.com]

Oczywiście nie oglądałam tej sztuki w teatrze, a opowiadanie przeczytałam dopiero teraz. Po raz pierwszy usłyszałam "Metamorphosis Five" w jednym z pierwszych odcinków drugiego sezonu "Battlestar Galactica". (Owszem, scenarzyści i scenografowie tego serialu często obrażają mój zdrowy rozsądek, ale oglądam ze względu na fajny pomysł, klimat i ciekawych bohaterów). Chciałam to usłyszeć jeszcze raz, pogrzebałam w internecie i dowiedziałam się tego wszystkiego, o czym pisałam w pierwszym akapicie.

Najbardziej podobają mi się części druga i piąta. Wykonanie - pani Branka Parlić. Miłego słuchania:)



Opowiadanie Kafki zaczyna się w ten sposób:
Gdy Gregor Samsa obudził się pewnego rana z niespokojnych snów, stwierdził, że zmienił się w łóżku w potwornego robaka.
Tekst można znaleźć np. w Polskiej Bibliotece Internetowej.

czwartek, 29 lipca 2010

FORSOWANIE POWIEŚCI-RZEKI

Tytuł: Forsowanie powieści-rzeki
Autorka: Dubravka Ugrešić
Pierwsze wydanie: 1988
Tłumaczenie: Danuta Cirlić-Straszyńska
Wydawnictwo Czarne
ISBN: 83-89755-20-3
Stron: 293

Ocena: 4-/5

To jedna z tych książek, które nie sposób właściwie zrozumieć i odebrać (moim zdaniem), jeśli nie pozna się choćby zarysu biografii autorki. Pojęłam to mniej więcej w połowie lektury, poszperałam w internecie i zostałam oświecona: to po prostu ostra satyra na środowisko literatów, literaturoznawców i krytyków, którego Dubravka Ugrešić - jako pisarka i pracownik Instytutu Literatury Uniwersytetu w Zagrzebiu - była przecież częścią.

Wydarzenia opisane w powieści rozgrywają się w latach osiemdziesiątych, w ciągu kilkudniowych międzynarodowych Zagrzebskich Rozmów Literackich, których temat przewodni brzmi: "Literatura współczesna, jej nurty, odnogi i ujścia w kontekście dialektyki i wydarzeń zachodzących w świecie". Czyli nuda straszna, ale też żaden z uczestników nie spodziewał się niczego innego. Minister (chyba Kultury) widział to tak:

piątek, 23 lipca 2010

SZEŚĆ ŻON HENRYKA VIII

Tytuł: Sześć żon Henryka VIII
Autorka: Antonia Fraser
Pierwsze wydanie: 1992
Tłumaczenie: Irena Szymańska, Agnieszka Nowakowska
Wydawnictwo: Rachocki i S-ka
ISBN: 83-86379-04-9
Stron: 546

Ocena: 4+/5



Kojarzę trzy książki pod tym samym lub podobnym tytułem:
"The Six Wifes of Henry VIII" Alison Weir (1991);
"The Wifes of Henry VIII"/"The Six Wifes of Henry VIII" Antonii Fraser (1992);
"The Six Wifes: The Queens of Henry VIII" Davida Starkey'a (2003).

Dwie ostatnie ukazały się również w Polsce. Książkę Starkey'a mam, a Fraser wypożyczyłam sobie niedawno z biblioteki (młodzieżowej!). Dzieje Henryka VIII i jego małżeństw znam też z innych publikacji - temat ten przewija się przecież w każdej książce traktującej o Tudorach. Niby wszystkie są o tym samym, ale w każdej można znaleźć interesujące szczegóły, pominięte przez innych autorów (może dlatego, że nie chcieli się powtarzać?).

Lady Antonia Fraser (ur. w 1932 r.) jest cenioną autorką książek historycznych, laureatką kilku nagród z tej dziedziny; jej drugim mężem był Harold Pinter. W bardzo przejrzysty sposób przedstawiła tutaj dzieje kolejnych królowych, dowiadujemy się sporo o ich pochodzeniu, genezie i przebiegu ich małżeństw z królem, a także o, przeważnie tragicznym, finale poszczególnych związków. Autorka skupia się naturalnie na osobach kolejnych królowych, ale przybliża również aktualną sytuację polityczną w Anglii i Europie (zwłaszcza we Francji, w Hiszpanii, a potem w Cesarstwie, oraz na Półwyspie Apenińskim), ponieważ jej znajomość jest konieczna, żeby zrozumieć wiele decyzji podejmowanych przez Henryka VIII, również tych dotyczących jego mariaży. Moim zdaniem jednak, zanim ktoś sięgnie po tego typu publikację, powinien najpierw przeczytać jakąś bardziej zwięzłą biografię tego władcy, np. klasyczną pracę Alberta Frederica Pollarda. Znajomość ogólnego zarysu tej historii zdecydowanie ułatwia wniknięcie w jej szczegóły.

niedziela, 18 lipca 2010

AUTOSTOPEM PRZEZ GALAKTYKĘ

Tytuł: Autostopem przez Galaktykę
Autor: Douglas Adams
Pierwsze wydanie: 1979
Tłumaczenie: Paweł Wieczorek
Wydawnictwo: Albatros
ISBN: 83-7359-201-6
Stron: 240

Ocena: 3/5


Hen, daleko, w nieobjętych przez mapy peryferiach niemodnego końca Zachodniej Spirali Galaktyki świeci małe, niecieszące się uznaniem, żółte słońce.
W odległości około stu pięćdziesięciu ośmiu milionów kilometrów krąży wokół niego całkowicie nieważna, mała niebieskozielona planeta, a zamieszkujące ją, pochodzące od małpy, formy życia są tak zadziwiająco prymitywne, że uważają zegarki elektroniczne za dość inteligentny pomysł [str. 7].
Tak właśnie wyglądała nasza Ziemia z perspektywy Forda Perfecta - współautora przewodnika "Autostopem przez Galaktykę", który przybył do nas, aby przeprowadzić badania terenowe do nowego wydania i, niestety, utknął tutaj na piętnaście nudnych lat. Podawał się za bezrobotnego aktora, co tłumaczyło pewną jego ekscentryczność, i czekał na okazję (tzn. jakiś latający talerz, który podrzuciłby go dalej). Zawarł kilka przyjaźni, m.in. z Arturem Dentem, pracownikiem lokalnego radia. Większość owego feralnego dnia, którego rozpoczęła się ta opowieść, Artur spędził leżąc w błocie przed żółtym buldożerem, protestując w ten sposób przeciw zrównaniu jego domku z ziemią i wybudowaniu w tym miejscu obwodnicy. Od tego monotonnego i męczącego zajęcia oderwał go Ford, informując o zbliżającym się końcu świata, w każdym razie

piątek, 16 lipca 2010

Kobieta w literaturze V

Daleka jestem od świętowania choćby nie wiem jak okrągłych rocznic wzajemnego masowego wyżynania się w imię religii i polityki, ale i tak od dawna zamierzałam zamieścić w ramach mojego cyklu "Kobieta w literaturze" parę cytatów z "Krzyżaków", więc chyba teraz jest najwłaściwszy moment.

***   ***   ***
Lecz tymczasem służba klasztorna powydobywała z wiklinowych koszów wino i przysmaki, a z czeladnej dziewki służebne poczęły wynosić misy pełne dymiącej jajecznicy, a okolone kiełbasami, od których rozszedł się po całej izbie mocny a smakowity zapach wieprzowego tłuszczu. Na ten widok wezbrała we wszystkich ochota do jedzenia - i ruszono ku stołom.
Nikt jednak nie zajmował miejsca przed księżną, ona zaś, siadłszy w pośrodku, kazała Zbyszkowi i Danusi usiąść naprzeciw przy sobie, a potem rzekła do Zbyszka:
- Słuszna, abyście jedli z jednej misy z Danusią, ale nie przystępuj jej nóg pod ławą ani też trącaj ją kolany, jak czynią inni rycerze, bo zbyt młoda.
Na to on odrzekł:
- Nie uczynię ja tego, miłościwa pani. chyba za dwa albo za trzy roki, gdy mi Pan Jezus pozwoli ślub spełnić i gdy ta Jagódka doźrzeje: a co do nóg przystępowania, choćbym i chciał - nie mogę, boć one w powietrzu wiszą.
- Prawda - odpowiedziała księżna - ale miło wiedzieć, że przystojne masz obyczaje.

***    ***    ***
- Nie dziwowałbym się, choćbyś była głupia, boś od tego niewiasta, ale że rozum masz, to się dziwuję.

środa, 14 lipca 2010

Kabaret Starszych Panów - wcale nie taki pruderyjny...

Czytam, owszem, nawet sporo, ale napiszę o tym chyba dopiero wtedy, kiedy temperatury zaczną oscylować koło 25 stopni. Póki co, zupełnie z innej beczki, trzy skecze KSP.


"Ach, ta ściana tak cienka" - Jeremi Przybora, Krystyna Walczakówna oraz Barbara Krafftówna




"Portugalczyk Osculati" - Barbara Brylska (niesamowita!!!), Jeremi Przybora, Wiesław Michnikowski

wtorek, 13 lipca 2010

Łańcuszek

Anna, w ramach krążącego ostatnio w "książkowej" blogosferze łańcuszka, poprosiła mnie o odpowiedź na następujące pytania:

1. Do jakiego kraju, miasta, miejsca chciałabyś pojechać zainspirowana lekturą? Jaka to była książka? A może już w takim miejscu byłaś? W takim razie jak wypadła konfrontacja?

Nie lubię upałów (od kilku dni mam kiepski humor) i panikuję (tzn. krzyczę, uciekam i szukam schronienia) już na sam widok większości stawonogów, więc raczej nie podążę śladami Karen Blixen ani tym bardziej Tomka Wilmowskiego, choć nie ukrywam - chciałabym: noc przy ognisku, pośród afrykańskiej sawanny, w blasku gwiazd, nie przyćmionym światłami cywilizacji. Chyba jednak nigdy się nie odważę. Jestem domatorką i nie umiem się obyć bez pewnych podstawowych wygód... Zresztą równie dobrze mogłabym pojechać do cioci na wieś i powłóczyć się nocą po polach; owadów tyle samo, co w Afryce (ale mniejsze), dzikich zwierząt raczej brak... tylko że pomyślano by niechybnie, że do reszty zwariowałam:)
O wiele bardziej realna jest wyprawa do Anglii, szczególnie do Londynu, choć raczej nie ze względu na jakąś konkretną książkę czy też literaturę w ogóle; chciałabym zwiedzić miejsca związane z Tudorami, których dziejami niezmiennie się interesuję.

2. Jakie i dlaczego było Twoje największe rozczarowanie literackie w wykonaniu ulubionego autora/autorki?

Nie mam ulubionego autora ani ulubionej autorki. Często bywa też tak, że jeśli jakaś książka szczególnie mi się spodoba, to po prostu boję się sięgnąć po inną pozycję tego pisarza/tej pisarki, właśnie ze strachu przed rozczarowaniem.

3. Czy w przypadku powieści zwracasz uwagę na jakiś szczególny rys bohaterów np. strój, spożywane potrawy itp.?

niedziela, 11 lipca 2010

Kobieta w literaturze IV

Czwartek

"Ten Portugalczyk, narzeczony Dedé, zapytał w pewnej chwili, skąd bierze się we mnie tyle pogardy dla kobiet i zaraz wszyscy go poparli. 
  Pogarda? Ależ skąd! Uwielbiam raczej... Choć co prawda dotychczas nie umiałem odkryć czym jest ona dla mnie w porządku duchowym, wrogiem czy sprzymierzeńcem? A to oznacza, że połowa ludzkości mi się wymyka.
  Ta łatwość pomijania kobiety! One jak gdyby nie istniały! Widzę naokoło mnóstwo ludzi w spódnicach, z długimi włosami, o cienkim głosie, a mimo to używam słowa "człowiek" jak gdyby ono nie było rozłamane na mężczyznę i kobietę, a także w innych słowach nie dostrzegam rozdwojenia, które wprowadza w nie płeć.
  Odpowiedziałem Portugalczykowi, iż jeśli w ogóle może być mowa o mojej pogardzie, to tylko na gruncie artystycznym... tak, jeśli zdarza mi się nimi gardzić to ponieważ są złe, fatalne jako kapłanki piękności, objawicielki młodości. Tutaj złość moja wzbiera, w tym nie tylko drażnią ale i oburzają mnie te złe artystki. Artystki, tak, bo czar jest ich powołaniem, estetyka ich zawodem, urodziły się aby zachwycać, są niejako sztuką. Ale cóż za partactwo! Cóż za oszustwo! Biedna piękności! I biedna młodości! Wy znalazłyście się w kobiecie po to aby sczeznąć, ona w gruncie rzeczy jest pośpieszną waszą niszczycielką, patrz, ta dziewczyna jest młoda i piękna w tym celu jedynie aby stać się matką! Czyż piękność, czyż młodość nie powinny być czymś bezinteresownym, nie służącym niczemu, wspaniałym darem natury, ukoronowaniem?... Ale w kobiecie ten czar słuzy do płodzenia, on podszyty jest ciążą, pieluszkami i to oznacza koniec poematu. Chłopiec zaledwie dotknie się dziewczyny, oczarowany nią i sobą z nią, już staje się ojcem, ona - matką - a więc dziewczyna to twór, który niby to praktykuje młodość a właściwie służy do likwidowania młodości.

wtorek, 6 lipca 2010

WIEKI ŚWIATŁA

Tytuł: Wieki Światła
Autor: Ian R. MacLeod
Pierwsze wydanie: 2003
Tłumaczenie: Wojciech M. Próchniewicz
Wydawnictwo: MAG
ISBN: 87-7480-023-2
Stron: 400


Ocena: 5-/5

(...) jest to powieść po prostu dobrze napisana, miejscami napisana pięknie. MacLeod wykazuje się tyleż wyobraźnią, co wrażliwością pisarską.
Całkowicie zgadzam się z tą opinią Jacka Dukaja i polecam felieton, z którego ją zaczerpnęłam. Ewentualnie można jeszcze przeczytać poniższą wypowiedź mojego autorstwa. Z góry ostrzegam: zawiera ona dużo spoilerów, myślę jednak, że znajomość fabuły nie powinna zniechęcić do czytania nikogo, kto lubuje się w świetnych, silnie oddziałujących na wyobraźnię opisach, które są najmocniejszą stroną tej powieści.

Ian R. MacLeod wykreował alternatywną wizję historii Anglii, w której w 1678 roku skończyły się Wieki Królów i rozpoczął się pierwszy Wiek Przemysłu. Cezurę tę wyznaczyło odkrycie przez Wielkiego Mistrza z Painswick, Joshuę Washtaffe'a, eteru.
Ale eter jest niepodobny do innych pierwiastków i nie dotyczą go prawa fizyki. Jest nieważki i bardzo trudny do okiełznania. W postaci oczyszczonej rozświetla dziwoblaskiem ciemność, ale w jasnym świetle rzuca cień. Co dziwniejsze i jednocześnie najważniejsze dla wszystkich gałęzi przemysłu i bytów ludzkich, które pomaga utrzymać, eter reaguje na ludzką wolę. Cechowy, po wielu latach terminowania, może za jego pomocą kontrolować procesy przemysłowe w swym fachu. [str. 31]

sobota, 3 lipca 2010

MIŁOŚĆ WYCZYTANA Z NUT

Autorka: Aleksandra Tyl
Tytuł: Miłość wyczytana z nut
Pierwsze wydanie: 2010
Wydawnictwo: Prozami
ISBN: 978-83-928657-3-5
Stron: 302

Ocena: 1/5


Na ogół szerokim łukiem omijam tzw. "literaturę kobiecą", ale tę akurat książkę otrzymałam w nagrodę za rozwiązanie krzyżówki z "Archipelagu", postanowiłam zatem ją przeczytać, a przy okazji  przetestować wydawnictwo Prozami, z którym zetknęłam się po raz pierwszy. Owa firma przedstawia się tak:
Jesteśmy wydawnictwem młodym, ale działającym prężnie i rozwijającym się niezwykle dynamicznie. Pracują u nas ludzie o otwartych umysłach, którzy specjalnie dla Was, drodzy Czytelnicy, wyszukują literackie perły, przykuwające uwagę, godne prawdziwego zainteresowania. Chcemy promować współczesną prozę - książki, które będą dla Was inspirujące, które zafascynują Was swoją treścią, a przede wszystkim takie, po które sięgać będziecie z prawdziwą przyjemnością, do których będziecie wracać i odkrywać je na nowo. [źródło]
Nie wierzcie im. "Literackie perły", no jasne. Dwie przyjaciółki dobiegają trzydziestki i odczuwają silną potrzebę zmian, tzn. rozglądają się za odpowiednim mężem i lepiej płatną pracą. Jedna z nich, Eliza, ma szczęście - o jej względy zaczęło zabiegać aż dwóch absztyfikantów naraz! Trochę apodyktyczny i skupiony głównie na sobie zamożny lekarz, z perspektywami na jeszcze większą zamożność oraz romantyczny i wrażliwy skrzypek, członek orkiestry kameralnej. Dziewczyna musi dokonać trudnego wyboru między pieniędzmi i miłością. Wybiera źle, ale w finalne, oczywiście, miłość zwycięża, jakżeby inaczej.

piątek, 2 lipca 2010

Wybory prezydenckie

Pozwolę sobie zacytować fragment artykułu Jerzego Baczyńskiego, redaktora naczelnego tygodnika "Polityka" [podkreślenia - moje]:
Znów wybory, tym razem decydujące. Zapomnijmy o pierwszej turze: to w niedzielę 4 lipca, tego jednego dnia, wybierzemy prezydenta Rzeczpospolitej na długie 5 lat. Przypominamy uparcie, że nie wybieramy ani wersji katastrofy smoleńskiej, ani marketingowego wizerunku kandydata, ani zwycięzcy kampanii wyborczej, ale osobę, która będzie miała istotny wpływ na nasze życie i  losy kraju w niespokojnych, niepewnych czasach. Urok demokracji polega na tym, że choć o wynikach decydują miliony, każdy indywidualnie ponosi odpowiedzialność za głosowanie na pana X, pana Y czy rezygnację z wyboru. (...)
Ten podział na Polskę narodowo-katolicko-patriotyczną i tę drugą, liberalno-europejsko-materialistyczną, bardzo wzmocniony kampanią wyborczą, wydaje mi się sztuczny, przesadny i bezproduktywny. Nie daj Boże, byśmy uwierzyli, że należymy do wrogich plemion. Kiedy opadnie bitewny pył, zostaniemy z tą samą listą problemów do rozwiązania – drogi, szkoły, służba zdrowia, emerytury, pomoc społeczna… Da się o nich rozmawiać w kategoriach racjonalnych (i zapewne tylko tak), redukując zawartość ideologii.
Wojna jest potrzebna politykom – zwłaszcza niektórym – lud na wojnie zawsze dostaje w tyłek. Nie ma dziś żadnych powodów obiektywnych, nic takiego nie dzieje się w Polsce i wokół nas, żeby wybierać wodza i iść na wojenkę. Nie dajmy się podpuszczać. A o tym, który z kandydatów jest lepszym katolikiem, niech zadecyduje Sąd Ostateczny. (...)
Przecież, tak naprawdę, mimo przybieranych póz i masek, dobrze znamy obu kandydatów i ich polityczne formacje. Jest oczywistą oczywistością, że wybór Bronisława Komorowskiego oznacza umocnienie Donalda Tuska i kontynuację umiarkowanych (może nawet zbyt pragmatycznych) rządów PO; wybór Jarosława Kaczyńskiego musi zapowiadać przewlekły konflikt z obecną ekipą, zapewne konflikty z sąsiadami Polski, podgrzewanie społecznych frustracji, być może powrót do mętnej rewolucyjnej ideologii i retoryki IV RP. Jak za prezydentury Lecha Kaczyńskiego, która do czasu katastrofy smoleńskiej była raczej źródłem powszechnego zażenowania niż patriotycznej dumy. Cóż, niewiele mnie obchodzą osobiste urazy, fobie, frustracje Jarosława Kaczyńskiego, nie myślę stać się ich więźniem. Rozumiem, że dla wielu Polaków uczucia Jarosława Kaczyńskiego są bardzo ważne. Ale urna wyborcza to nie jest najlepszy sposób wyrażania współczucia. Polska jest ważniejsza.
Święte słowa. Oczywiście ja oddam głos na Bronisława Komorowskiego. Polityką interesuję się od lat i uważam, że nie istnieje żaden obiektywny powód głosowania na Jarosława Kaczyńskiego, przeciwnie - istnieje mnóstwo przeciwwskazań. Szerzej piszę na ten temat TUTAJ.

Weźmy udział w wyborach. Szanse obu kandydatów są podobne, więc każdy głos się liczy. Myślę, że warto - jeśli nawet nie z sympatii do Komorowskiego, to choćby na pohybel IV RP i jej twórcom.