Impresje

sobota, 28 lipca 2018

SEANS W DOMU EGIPSKIM

Tytuł: Seans w Domu Egipskim
Pierwsze wydanie: 2018
Autorka: Maryla Szymiczkowa (czyli Jacek Dehnel, Piotr Tarczyński)

Wydawnictwo: Znak
Seria: trzecie śledztwo profesorowej Szczupaczyńskiej
ISBN: 978-83-240-4785-7
Stron: 299


W finale "Rozdartej zasłony" Zofia z Glodtów Ignacowa Szczupaczyńska stała w tłumie wiwatującym na cześć Najjaśniejszego Pana, ale nie podzielała już powszechnego entuzjazmu i wzruszenia, jakie towarzyszyły tej krótkiej wizycie. Zakończone niedawno śledztwo zmusiło ją do dostrzeżenia wreszcie niesprawiedliwości i bezzasadności modelu społecznego, w którym kobiety codziennie i stale są dyskryminowane dlatego, że są kobietami - bez względu na ich status majątkowy, ale oczywiście tych uboższych dotykało to szczególnie.

Iluminacja ta była niestety wyjątkowo krótkotrwała, bo w "Seansie" nie ma już nawet śladu po tego rodzaju refleksjach. Nie oczekiwałam oczywiście, że Zofia Szczupaczyńska zacznie organizować manify we wciąż jeszcze dziewiętnastowiecznym Krakowie, ale liczyłam, że chociaż we własnym domu zaznaczy swoją indywidualność w sposób bardziej otwarty niż do tej pory. Ale nie, profesorowa poczyna sobie całkiem śmiało, ale zawsze dba o pozory i o to, żeby mąż o niczym się, broń Boże, nie dowiedział. Kiedy chce wymknąć się niezauważona na wieczór sylwestrowy, dolewa mu do bawarki laudanum...

A może to właśnie Ignacy oderwał się na chwilkę od lektury "Czasu" albo od pochłaniania obiadu i spacyfikował jej domniemane emancypacyjne zapędy? Trudno powiedzieć, bo mimo że między wydarzeniami opisywanymi w obu powieściach mijają ponad trzy lata, to autorzy zupełnie ten okres pomijają, skupiając się wyłącznie na sprawach bieżących. Szkoda. Myślę, że należałoby uzupełnić narrację o jeden czy dwa akapity, w których wyjaśniono by, co też w tym czasie działo się z profesorową. Oczywiście książka i bez tego bardzo mi się podobała, ale tego rodzaju drobna dygresja byłaby dodatkową wisienką na smacznym torcie. Być może ucierpiałaby na tym odrobinę struktura powieści, ale oddani fani pani Zofii byliby usatysfakcjonowani. 

wtorek, 10 lipca 2018

Marzenie Hernando

W poprzednim numerze "Polityki" natrafiłam na bardzo interesujący artykuł Andrzeja Hołdysa o synu Krzysztofa Kolumba i jego zamiłowaniu do map i książek. Całość można znaleźć w tygodniku, ale mam nadzieję, że autor nie obrazi się za to, że zacytuję tu kilka obszernych fragmentów.

(...) Hernando miał jedno marzenie: chciał zgromadzić pod jednym dachem wszystkie książki, jakie ukazały się na świecie. Zaraz po zakończonej niepowodzeniem konferencji w Badajoz powrócił do Sewilli, aby rozpocząć budowę domu, który wedle jego planów miał stać się największą biblioteką ówczesnej Europy. Był w niej tak rozmiłowany, że – jak przyznał w testamencie spisanym kilka lat przed śmiercią – „nigdy się nie ożenił, ponieważ kobieta nie dałaby mu tego, co dały mu książki”.