Impresje

wtorek, 10 sierpnia 2010

SAGA ZMIERZCH

Tytuł: Zmierzch (Twilight), Księżyc w nowiu (New moon), Zaćmienie (Eclipse)
Autorka: Stephanie Meyer
Pierwsze wydanie: odpowiednio 2005, 2006 i 2007
Tłumaczenie: Joanna Urban
Wydawnictwo Dolnośląskie
Stron: 416, 476, 552

Ocena: 1, 2-, 2+

Zarzekałam się, że nie przeczytam książek Stephanie Meyer, ale potrzebowałam czegoś lżejszego i jakoś tak się skusiłam. Co prawda na razie zapoznałam się tylko z trzema pierwszymi tomami, ale myślę, że mogę już coś na temat całego tego cyklu napisać. Powstają już nawet książkowe parodie tej sagi, więc nikt mi chyba nie zarzuci (i co ważniejsze - sama sobie nie zarzucę) podążania za tłumem wielbicieli wampirów. Nie ukrywam, że sięgając po te książki, chciałam zrozumieć, dlaczego stały się tak popularne i wywołały modę na młodzieżową literaturę "wampiryczną".

Pierwsza część, "Zmierzch", to kompletne dno - na kilkuset stronach po prostu wieje nudą. "Księżyc w nowiu" jest odrobinkę ciekawszy, może dzięki temu, że na początku książki jest mniej "boskiego" Edwarda, a więcej sympatycznego Jacoba; niestety potem ten pierwszy wraca... W tym tomie pojawia się wreszcie coś jakby fabuła. "Zaćmienie" jest pod tym względem dużo lepsze - sporo się dzieje i nawet byłam ciekawa, jak to się wszystko skończy. "Przed świtem" dopiero przede mną.

Cykl ten ma mnóstwo wad, ale dwie najpoważniejsze to grafomański styl autorki oraz postać Belli Swan.

Wszystkie książki mają formę pamiętnika Belli, która na początku pierwszego tomu ma około 17 lat, więc siłą rzeczy są to zapiski nastolatki. Tylko że mentalnie to ona jest, moim zdaniem, o kilka lat młodsza. Stephanie Meyer uczyniła z niej wielbicielkę twórczości Emily Brontë, Jane Austen i Szekspira, ale już nie zdolną naśladowczynię ich stylu, niestety. Najgorzej wypadają opisy Edwarda Cullena, no koszmar jakiś. W każdym tomie ta dziewucha zachwyca się marmurowym torsem i złotymi oczyma młodego boga - swojego ukochanego. Brrr.... Niektóre akapity po prostu ominęłam, budziły we mnie zbyt duży niesmak. 

Bella wyróżnia się z tłumu dziewcząt bladą cerą, notorycznym potykaniem się o własne stopy oraz nieprzeciętną głupotą. Nie mówię, że nie jest inteligentna, ale przecież nie można nazwać mądrą osoby, której sens życia sprowadza się do gapienia się z otwartą buzią na (bardzo przystojnego, owszem) chłopaka. Z punktu widzenia tego całego Edwarda Bella ma jeszcze jedną interesującą cechę - on nie "słyszy" jej myśli, choć w przypadku innych osób wampir nie ma z tym problemu. Podejrzewam, że gdyby znał te kiczowate i płytkie "przemyślenia" swojej dziewczyny, to czym prędzej by ją puścił kantem i wyjechał z kraju, może nawet na inny kontynent. Ciekawa byłam, czy kiedy Cullenowie wreszcie uczynią Bellę wampirem, to ona trochę zmądrzeje, ale w trzecim tomie nadal tego nie zrobili i podejrzewam, że i w czwartym to się nie stanie. Na głupotę nie ma lekarstwa, więc pewnie i po przemianie pozostałaby równie płytką egocentryczką, co za ludzkiego życia. Ale nawet kiedy problem ten jest jeszcze rozważany, Bella zamierza po prostu spędzić całą wieczność z Edwardem; nie myśli o zwiedzaniu świata, o poznaniu nowych ludzi i wampirów, o szansie na wielowymiarowy rozwój intelektualny czy emocjonalny, o osiągnięciu czegoś. Nie. Tylko ten Edward i Edward. To nie miłość, ale maniakalna obsesja, którą należałoby leczyć. 

Fabuła jest schematyczna, bohaterowie czarno-biali, a autorka jedzie cały czas na najniższych instynktach dorastających czytelniczek. Która z nich, szarych myszek, bez żadnych szczególnych zalet i talentów, nie chciałaby zostać wybranką pięknego, bardzo bogatego, szlachetnego i wszechstronnie utalentowanego dżentelmena, który w dodatku okazuje się nieśmiertelnym wampirem-wegetarianinem? No prawie każda przecież, toteż utożsamiają się, biedaczki, z tą tępawą Bellą. I stąd wziął się prawdopodobnie fenomen "Zmierzchu" - wszak większość kobiet (w tym i ja, nie wypieram się) to romantyczne przeciętniary:) 

Nie wiem, jak oceniłabym te powieści, gdybym przeczytała je w wieku np. piętnastu lat, ale w każdym razie w tym właśnie okresie mojego życia (jakże już odległym...) obejrzałam w telewizji "Wywiad z wampirem" i spodobał mi się bardzo; jakiś czas później przeczytałam też książkę Ann Rice, ale już z mniejszym entuzjazmem. Nie oszalałam wtedy na punkcie rasy wampirów, choć zazdrościłam im nieśmiertelności. Nawiasem mówiąc początkowo byłam po stronie Louisa, ale z czasem zaczęłam lepiej rozumieć Lestata... 

*** 
Ostatecznie można sięgnąć po "Zmierzch", bo sporo jest do niego odniesień w tzw. popkulturze, ale uprzedzam - kiczu i grafomanii jest tam mnóstwo. Na szczęście szybko się to czyta.

***   ***   ***
Obiecuję, że w najbliższym czasie zamieszczę tu wrażenia z "nieco" bardziej ambitnych lektur;))

35 komentarzy:

  1. O Dżisus!!! Elenoir Ty faktycznie przeżywasz kryzys blogowy ;DDDD 1500 stron tortur, a i tak ciekawie napisałaś... może sam zabiorę się za ponętna Bellę ;-)... wiesz... tak żeby trochę się odmłodzić ;-)

    OdpowiedzUsuń
  2. Saga nie jest arcydziełem, ale ja osobiście żywię do niej ogromny sentymen.
    Nie zgodze się, że bohaterowie są czarno-biali, czególnie w przypadku Belli i Jacoba.
    Pani Meyer spłycia ksiażkę, a szkoda bo mogła sporo zrobić z postacią Edwarda. Ja jednak za wiele od amerykanek z małych miejscowości nie oczekuję.
    Styl jest prosty, zakończenia przewidywalne ale ma coś co przyciąga jednak. Na plus biorę jeszcze poczucie humoru, które autorka włożyła w usta swoich bohaterów. Szczególnie to widać w 4 części do której nie dotarłaś.
    Myślę, że warto też docenić wstrzemięźliwość Edwarda w sprawach łóżkowych. W obecnych czasach ciężko znaleźć książkę dla młodzieży, która byłaby kultowa i w tak delikatny sposób traktowałaby tą strefę. Choć nie dziwie się Belli, że była napalona bo chętnie bym się z nią zamieniła.
    Filmowa Bella jest jeszcze gorsza od książkowej, nie dość, że nudna to brzydka i ma ciąglę nie zadowoloną minę.
    Pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Świetna recenzja :D ;) Na razie nie czytałam jeszcze tych książek, ale mam je w domu, może listopadową depresyjną porą po nie sięgnę, kto wie? Na razie czytałam tylko "Intruza" i mam bardzo mieszane uczucia. Chociaż dobre i to, że czytałam w oryginale, bo podobno polskie tłumaczenia sa kiepskie.

    OdpowiedzUsuń
  4. 'gdyby znał te kiczowate i płytkie "przemyślenia" swojej dziewczyny, to czym prędzej by ją puścił kantem i wyjechał z kraju, może nawet na inny kontynent.' - hahahahah! Dobre! Ja czytałam tylko drugą część i była straszna.

    OdpowiedzUsuń
  5. Krzysztofie, blogowy tak, ale czytelniczy chyba nie - brnę właśnie m.in. przez "Ucieczkę od wolności".
    Poza tym wcale nie uważam, że trzeba koniecznie czytać tylko arcydzieła, że każda lektura powinna skutkować przeżyciem silnego katharsis, zmienić o 180 stopni jakieś moje poglądy. Nie traktuję czytania jak religijnego misterium, a książek jak komunii.
    Lubię czytać po prostu dla przyjemności i rozrywki. Czasami sięgam również po pozycje adresowane do młodzieży i wcale się tego nie wstydzę;) Nie powinno się z góry skreślać tego rodzaju książek, nawet jeśli osiągnęliśmy już jakiś "poważny wiek". Od czasu do czasu wracam do twórczości Lucy Maud Montgomery, Małgorzaty Musierowicz, a "Tajemnicę zielonej pieczęci" Hanny Ożogowskiej nadal uważam za jedną z zabawniejszych książek jakie kiedykolwiek czytałam:)
    Toteż do "Zmierzchu" podeszłam pełna dobrych chęci:) Książki tego typu czytam bardzo szybko, więc i "tortury" nie trwały długo. Myślę, że ktoś, kto czyta same wybitne lektury, szybko przestaje właściwie je doceniać.

    Miss Jacobs, rozumiem Cię, każdy ma chyba takie książki czy przedmioty, które w jakimś okresie życia wywarły na nim wrażenie, spełniły jakąś rolę, i odczuwa się do nich potem sentyment, bez względu na wszystko. Też tak mam, choć nie w przypadku "Zmierzchu".

    Moim zdaniem Bella ma praktycznie same wady, a Jacob niemal same zalety.
    Zgadzam się, że postać Edwarda jest kiepsko wymyślona i niedopracowana. Być może w kolejnych częściach cyklu okaże się, że tak naprawdę on cały czas manipuluje uczuciami i zachowaniem Belli, bo założył się z Jasperem, że potrafi robić z niej idiotkę przez co najmniej 5 lat na przykład:)

    Mam natomiast zupełnie odmienne zdanie co do stylu pani Meyer - on nie jest prosty, tylko prostacki i kiczowaty.

    Ekranizacji nie oglądałam i nie wiem, czy się kiedyś na to zdobędę, ale przypuszczam, że aktorzy nie musieli się zbytnio wysilać...
    Również pozdrawiam:)

    ksiazkowo, nie przypuszczam, żeby jakość tłumaczenia miała znaczący wpływ na moją ocenę tej książki - o tych marmurowych, chłodnych torsach pewnie jest i w oryginale. Żeby chociaż autorka wymyśliła w kolejnych tomach jakieś inne określenia na wstrząsającą podobno urodę Edwarda... W ogóle nie rozumiem, dlaczego musiała ciągle pisać, że Bella przytula się do torsu Edwarda, tak jakby samo "przytula się" nie wystarczało.

    Lilithin, wyobraź sobie, że pierwszy jest jeszcze gorszy:)

    OdpowiedzUsuń
  6. Również zastanawiałam się czy nie sięgnąć po tą sagę, gdyż ciągle słyszałam same wzdychania nad tymi książkami i filmami. Chciałam po prostu zobaczyć nad czym tak świat oszalał. Jednak po twojej recenzji chyba sobie odpuszcze ich czytanie :).

    OdpowiedzUsuń
  7. Ale się uśmiałam widząc twoje oceny, jeeej, jesteś na skrajnej skrajności przeciwników tego cyklu. :D

    OdpowiedzUsuń
  8. Czyżby wydźwięk mojej poprzedniej wypowiedzi był aż tak ironiczny!? ;-) Elenoir, pochwalam i powiem nawet więcej! Równie często czytam pozycje rozrywkowe (np. część horrorów zalicza się do nich), a częściej wracam do bajek (np. Bracia Grimm). A ten "poważny wiek", to chyba jeszcze nie ja ;-)Poza tym zgadzam się z każdym dalszym słowem, a i tak uważam, że jesteś "twarda" ;DDD
    I jeszcze w temacie. Powtarzam teraz dookoła, że chyba w tych nielicznych polskich biblioteczkach domowych będzie widniał Mickiewicz i saga "Zmierzch". Od czasów "H. Pottera" to chyba największy komercyjny sukces. Wieszcz, to chyba teraz przewraca się w grobie ;-) Boję się zapytać jaką następną książkę zrecenzujesz :-]
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  9. Niestety, moim zdaniem z tłumaczeniem jest naprawdę źle.

    Kilka przykładowych zdań:
    "Is it naptime already, Alice?" - "Co, zdrzemnęło się babuleńce?"
    "No one too scary then?" - "No co, nie przeraziłby jej absztyfikant z piekła rodem?"
    "Very sexy, really." - "Jesteś bardzo atrakcyjną młodą kobietą."
    "He stepped up to the counter and filled a tray with food." - "Doszedłszy do lady, mój towarzysz zapełnił tacę różnymi wiktuałami."

    Edward miał mówić językiem nie z tej epoki i przywodzić tym na myśl XIX-wiecznych dżentelmenów. W polskiej wersji ze 'staromodnymi' zwrotami mamy do czynienia ze dwa razy - raz, kiedy bohater mówi coś na kształt: "przynieś kajdany o pani" (nie przytoczę dokładnie, bo nie pamiętam) i drugi raz, kiedy wyskakuje z tą 'atrakcyjną młodą kobietą' (sama przyznasz, że takich słów prędzej użyje Twój dziadek, aniżeli chłopak /zwłaszcza, kiedy miał na myśli, że jesteś gorąca i seksowna ;) /). W oryginale Edward wysławia się bardzo formalnie, nieco sztywno. U 'nas' tego nie widać zupełnie. Tłumaczka na siłę chce jego język dopasować do języka innych nastolatków. Zniekształcenie większości wypowiedzi Edwarda jest całkowitym zniekształceniem postaci. To, co miało obrazować jego urok, całkowicie zniknęło w polskiej wersji...

    Ale on to jeszcze nic, moim zdaniem najbardziej oberwało się Belli. Jak wiadomo, to z jej perspektywy przedstawiona zostaje niemal cała saga. A więc to jej myśli i spostrzeżenia wysuwają się na pierwszy plan. Te, które tyczą się jej ukochanego, najeżone są wypowiedziami i określeniami typu: 'mój młody bóg', 'marmurowe usta', 'owionął mnie jego słodki oddech' itd. itd. Przez większość czasu Bella wychodzi na kompletną idiotkę, ślepo zapatrzoną w swego królewicza. Jej ciągłe zachwyty mogą być nużące i drażniące. I w takim nasileniu występują tylko w polskiej wersji.
    Dalej... 'Oryginalna' Bella jest zabawna - stale operuje ironią i sarkazmem, stale rzuca cięte uwagi (choć niestety tylko w myśli, a czasem niektórym mogłaby powiedzieć coś ostrzejszego :D). Nasza tłumaczka większość jej wypowiedzi albo spłyciła, albo skróciła, albo całkowicie pominęła. Moim zdaniem to największa zbrodnia na tej książce.

    Całkowite zniszczenie dialogów spłyca książkę do granic możliwości. Zamiast być świadkiem rozmowy dojrzałych 17-latków, czytelnik ma wrażenie, że czyta wypowiedzi dzieciaków z podstawówki. I tu z kolei największą ofiarą naszej tłumaczki padł Jacob - jego 'se', 'Edzio', 'ejno' i inne tego typu 'kwiatki' w mniemaniu tłumaczki mają chyba przywoływać na myśl slang młodzieżowy. Cóż... Dosyć nietrafiony zabieg.

    Wracając jeszcze do Belli. Wszelkie 'sójki w bok', 'zrzucania z pantałyku', 'puszczania perskiego oka' (czy ta pani w ogóle wie, o czym mówi się teraz 'perskie oko'? ;)) i inne zwroty, powtarzane w sadze setki razy padają z jej ust. I to ona jawi się przez to jako osoba o miernym zasobie słownictwa, nudna i nieciekawa. A przecież prawdziwa Bella wcale taka nie jest...

    Można by tu jeszcze podać miliony przykładów i rozwlec się na ten temat, ale myślę, że tych kilka uwag wystarczy dla zobrazowania tego, co sądzę o jakości naszego tłumaczenia ;)

    OdpowiedzUsuń
  10. Katarzyno, ja też chciałam sprawdzić, dlaczego wątek wampirów stał się tak popularny i moje wnioski (zresztą niezbyt odkrywcze) przytoczyłam wyżej. Z tego co pisze Futbolowa, warto czytać tylko w oryginale...

    clevereo, no popatrz, a ja zawsze tak się staram trzymać jak najdalej od wszelkiego radykalizmu... ;)

    Krzysztofie, nie potraktowałam Twoich słów aż tak poważnie, ale uznałam za okazję do zaznaczenia kilku moich poglądów na temat książek i czytelnictwa. Może kiedyś powstanie na ten temat osobna notka, ale coś mi się zdaje, że mogłabym nią obrazić sporo osób piszących blogi o podobnej tematyce;) Może kiedy będę w wyjątkowo złośliwym nastroju...;}
    Nie wiem, o czym będzie następny wpis - w kolejce czekają Jared Diamond i Maria Janion.
    Oczywiście również pozdrawiam;)

    Futbolowa, no to mnie zmartwiłaś. Z Twojej wypowiedzi wynika, że może niesłusznie aż tak bardzo zjechałam styl Stephanie Meyer. Przyznam, że chciałam sobie ściągnąć angielską wersję, żeby porównać sobie jakieś fragmenty (na pewno nie całość, nie jestem masochistką), ale żaden link nie zadziałał:( Nic nie zmieni jednak faktu, ż w pierwszym tomie fabuły nie ma praktycznie wcale i że o Belli nadal będę miała niskie mniemanie. Mimo wszystko dostrzegłam kilka jej samokrytycznych wypowiedzi, tylko że nic z nich nie wynikało. Wiedziała, że postępuje źle i egoistycznie, ale brnęła w to dalej. Erich Fromm zgadza się ze mną co do jej uczucia do Edwarda: "A przecież taka miłość, której można doświadczyć tylko wobec jednej osoby, nie jest miłością, lecz sadystyczno-masochistycznym przywiązaniem". Otóż to;)

    Ale najgorsze ze wszystkiego jest to, że mamy "Masona i Dixona" w tłumaczeniu tej pani! Właśnie zdałam sobie z tego sprawę. Pynchona podobno w ogóle trudno przełożyć, a jeśli weźmie się za to ktoś niezbyt kompetentny...

    OdpowiedzUsuń
  11. Czytało mi się dobrze i ja tam Sagę lubię :D Chociaż mam 23 lata, mało tego, jeszcze do kina chodzę z wszystkimi moimi dziewczynami :D Normalnie jak nastolatka:P Ale plakatu Pattisona ani tego wilkołaka w pokoju nie mam (hah). :D
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  12. Angielska wersja na pewno znajduje się na chomiku. Sama ściągnęłam, zanim zakupiłam książkę (muszę się przyznać, że nie jestem mistrzem angielskiego, ale książka napisana jest na tyle prostym językiem, że można ją spokojnie zrozumieć) :)
    Oczywiście, nie ma co mówić, że Meyer jest wielką pisarką. Moim zdaniem nie ma zachwycającego pióra, ani przesadnie ciekawego pomysłu na fabułę. Po prostu stworzyła przyjemne czytadło, umiejscowiła w nim 'ideał' mężczyzny i biedne, przeciętne dziewczę, to nic dziwnego, że miliony się zakochały...

    OdpowiedzUsuń
  13. :D Twoja recenzja jest genialna. Musze przeczytać ją moim dziuniom w pracy, bo 2 z 4 sie zachwycały całą sagą. Ale nic dziwnego, skoro ich mózgoczaszki generalnie pracują na dużo wolniejszych obrotach.. a koła zębate nie haczą tam gdzie powinny ;)))) oczywiście żartuję.
    Nie, w sumie nie żartuję. Nie chcę urazić nikogo komu się to podobało, bo sama tego nie czytałam (i nie mam zamiaru) ale wydaje mi się że ten cały boom na wampiry jest nieco przegięty, chociaż z drugiej strony, niech Ci młodzi czytają.. chociaż takie książki. Dla nastolatek to pewnie jest rewelacja. Więc, cóż.
    Ja już jestem na to za stara - jak i na wiele innych rzeczy ;))))

    OdpowiedzUsuń
  14. Tucha, mnie się plakat filmowy akurat podobał:) Grunt to robić to, na co ma się ochotę i dobrze się przy tym bawić:)

    Futbolowa, jeszcze tam spróbuję.
    W jednym rozdziale Harry'ego Pottera jest więcej fabuły niż w jednym tomie "Zmierzchu";)

    Mary, pozwolę sobie nie zgodzić się z pierwszym zdaniem twojego komentarza:) Jeśli koleżanki lubią sagi, to poleć im "Sagę rodu Forsyte'ów" Galsworthy'ego;)

    OdpowiedzUsuń
  15. a gdzieś można przeczytać Twoją recenzję?:)
    Koleżanki nie lubią sag , one w ogóle nie lubią ksiażek, one lubią tylko Meyer ;D

    OdpowiedzUsuń
  16. Nie można, bo czytałam to po raz pierwszy dawno temu, a po raz drugi mniej więcej przed dwoma czy trzema laty, kiedy kupiłam sobie komplet (czyli "Sagę rodu Forsyte'ów", "Nowoczesną komedię" oraz "Koniec rozdziału") na allegro, a wtedy jeszcze tego bloga nie było:) Jeśli sięgnę po te powieści ponownie, zrelacjonuję to tutaj. To bardzo ciekawy obraz angielskiej klasy średniej (niższej i wyższej) w epoce wiktoriańskiej i u progu nowych czasów. Myślę, że warto znać, ale tym koleżankom tego nie polecaj, jeśli nie chcesz, żeby Cię ostatecznie nie znienawidziły;)

    OdpowiedzUsuń
  17. Chyba za dużo tych "nie" wstawiłam w ostatnim zdaniu, ale blogger niestety nie oferuje funkcji edytowania komentarzy...

    OdpowiedzUsuń
  18. :))) ale wiesz.. ja sama ostatnio kręcę się koło tej książki /sagi. Pamiętam był kiedyś serial w tv chyba.. ale dawno temu.
    W każdym razie epoka wiktoriańska i Anglia w ogóle to coś co mnie bardzo interesuje. Dzięki za przypomnienie mi tego tytułu. Poszukam sobie na allegro jakiegoś tańszego wydania :)

    OdpowiedzUsuń
  19. moim zdanie "Zacmienie" jest dużo gorsze od "Zmierzchu" i pod względem mdlącej relacji Bella-Edward, jak i ilości błędów. Być może i w tej części więcej się dzieję, jednak i tak żadnej rewelacji zaobserwować nie możemy.

    Osobiście uważam, że znacznie lepszą książką pani Meyer jest "Intruz".


    Pozdrawiam Lena173
    www.recenzje-leny.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  20. Elenoir, naprawdę nie sądziłam, że znajdę u Ciebie recenzję "Zmierzchu". Całkowicie się z Tobą zgadzam i ja również nie mogę zdzierżyć Belli. Płytka, pusta i nie potrafi wybrać lepszego faceta. Poza tym, S. Meyer nie wykorzystała całego potencjału, jaki mają jej postacie. Nie będę się rozpisywać, bo szkoda mi słów na tę sagę. Moja niechęć jest ogromna (żeby nie było, przeczytałam wszystkie części). Za to uwielbiam wampiry, ale te pijące krew i nie błyszczące się w słońcu ;).

    Podejrzewam, że gdyby znał te kiczowate i płytkie "przemyślenia" swojej dziewczyny, to czym prędzej by ją puścił kantem i wyjechał z kraju, może nawet na inny kontynent A za ten fragment, to ja Cię po prostu uwielbiam :).

    OdpowiedzUsuń
  21. Cóż za litania pochwalnych komentarzy... W takim razie nieco mi głupio, ale powtórzę: świetnie się ubawiłem tym tekstem. Zwłaszcza fragment, który lilithin wyodrębniła. Pięknie tę książkę zjechałaś. Tak pięknie, że aż mam ochotę przeczytać. :-)

    OdpowiedzUsuń
  22. Leno, moim zdaniem relacja między Bellą i Edwardem była równie idiotyczna we wszystkich częściach. Może kiedyś przeczytam jeszcze "Przed świtem", żeby poznać finał całej tej historii (zapewne tragiczny i romantyczny zarazem), ale po inne książki Stephanie Meyer zdecydowanie nie sięgnę.
    Pozdrawiam:)

    Barbaro, ja też nie sądziłam, że kiedyś o tych książkach tutaj napiszę;) Niby kicz, ale popularny, więc przeczytałam ja, przeczytałaś Ty... Mogłam się do tego publicznie nie przyznawać, może straciłam w czyichś oczach, ale nie chcę pozować na osobę, która czyta same arcydzieła, bo tak nie jest.

    cedro, ja szczerze mówiąc nie wiem, skąd te pochwały. Może, ze względu na moje wrodzone malkontenctwo, najlepiej udają mi się krytyczne "recenzje"? Zachęcanie do lektury wychodzi mi chyba znacznie gorzej:) Czego dowodem będzie następna notka, która pojawi się prawdopodobnie jutro i zanudzi wszystkich, zwłaszcza jeśli prognozy odnośnie upałów się sprawdzą...

    OdpowiedzUsuń
  23. Elenoir, kiedy pisałam poprzedni komentarz, nie maiłam nic złego na myśli ;). I wcale nie uważam, że pozujesz na osobę, która czyta same arcydzieła. Poza tym, wątpię, abyś straciła w czyichś oczach, no może trochę - dzięki tak niskim ocenom. Przyznaję się, czytałam "Zmierzch" i wcale się tego nie wstydzę, choć moje pierwsze spotkanie z tą sagą miało miejsce krótko po tym, jak pierwsza część ukazała się w Polsce (i nawet z niecierpliwością czekałam na tom II ;).

    OdpowiedzUsuń
  24. Wiem, wiem:) Dlatego, kiedy Ci odpowiadałam, w pierwszym zdaniu wstawiłam uśmieszek:) Zresztą, mam przekorną naturę (podobno po tacie) i lubię czasami zrobić coś, czego się nikt po mnie nie spodziewa i co kogoś może trochę oburzyć, a jeszcze lepiej - zgorszyć;) Bestsellerów dla nastolatek się nie brzydzę, ale zwykle czekam, aż nieco stracą na popularności i jakieś zaczytane egzemplarze stają się dostępne w bibliotece dla kogoś spoza kręgu rodziny i znajomych pań bibliotekarek i panów bibliotekarzy.

    OdpowiedzUsuń
  25. Mnie Saga nigdy nie przyciągała, ale słysząc coraz to kolejne "ochy" i "achy" przyjaciół, postanowiłam przeczytać (raczej spróbować) pierwszą część, Zmierzch. Pierwsze rozdziały w ogóle mi nie zaimponowały. Miałam nadzieję, że wkrótce pojawi się jakaś fabuła. Niestety, nie. Wiem, że może nie powinnam, ale zniechęciłam się książką i ani myślę o przeczytania drugiej.

    OdpowiedzUsuń
  26. Fabuła pojawia się dopiero w drugim tomie, pod koniec książki. Ja niestety lubię (właściwie muszę) wiedzieć, "co dalej", więc zwykle dość ostrożnie podchodzę do różnego rodzaju sag albo seriali. Wiem, że jak już zacznę oglądać/czytać, to przepadło: muszę skończyć:) Rzadko się poddaję:)
    Nie dziwię się jednak, że się zniechęciłaś i myślę, że nie powinnaś żałować nieprzeczytania reszty cyklu.

    Przyjaciołom można wybaczyć zachwyt twórczością Stephanie Meyer; jest wiele gorszych wad... ;)

    OdpowiedzUsuń
  27. Masz rację, lepiej zawsze skończyć niż zniechęcić się i zostawić książkę. Nawet jeśli zachęcę się do ostatniej książki, w której podobno "dzieje się jakaś akcja"- tak mówią moi przyjaciele, a raczej fani sagi- będę zmuszona przeczytać resztę:(

    OdpowiedzUsuń
  28. Wiem, że może trochę za późno, ale jeśli ktoś chce wziąć udział w konkursie "pisarskim", zapraszam na stronę tornadorecenzji.wordpress.com! Do wygrania: książki-nagrody! Szczególnie zapraszam autorkę tego bloga! Zapraszam!

    OdpowiedzUsuń
  29. Morska, daleka jestem od stwierdzenia, że każdą rozpoczętą książkę/serię trzeba koniecznie doczytać do końca. Myślę, że to nie ma sensu, bo z lektury, która nas irytuje i męczy, i tak niczego nie wyniesiemy, może poza bólem głowy. Zawsze można do niej wrócić za jakiś czas.

    Konkursowa, dzięki za zaproszenie, ale ja zupełnie nie czuję się na siłach:) Choć może każdy, kto - nawet nieprofesjonalnie - pisze o cudzych książkach, powinien przynajmniej raz pokusić się o napisanie choćby krótkiego opowiadanka? Zaowocowałoby to niewątpliwie większą wyrozumiałością wobec innych autorów;)

    OdpowiedzUsuń
  30. Rzeczywiście, na siłę można przeczytać wszystko- nawet te najnudniejsze książki i najbardziej bezsensowne. Jednak nie jest to dobry krok, bo wiadomo, czytając "nie zachwycającą nas" książkę, omijamy większość tekstu oraz nie skupiamy się na nim. Ja sama kiedyś natrafiłam na nieciekawą powieść i, już myślałam, że ją skończę... Oczywiście jednak nie mogłam tego doczytać, jedynie na siłę. Teraz z niej nic nie pamiętam, jedynie krótki wątek, który mnie zainteresował.

    OdpowiedzUsuń
  31. W takim razie zapraszam do wzięcia udziału w głosowaniu, które odbędzie się od 1 do 7 września:)

    OdpowiedzUsuń
  32. Całą Sagę czytałem, polecam!

    OdpowiedzUsuń
  33. A propos sagi Zmierzchu to osobiście uważam, że druga była najgorsza ze wszystkich (zero dreszczyku, takie flaki z olejem). Natomiast jeśli chodzi o ekranizację to była taka sobie. Gdybym miała wyreżyserować te filmy, to w roli Edwarda za nic nie pojawiłby się Robert, a Kristen nie dostałaby głównej roli. Rosalie także nie trafiona i przechodząc do akcji to ominęli wiele ważnych scen

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pasowali idealnie! Ciesze się, że dajesz swój temat... Ale nadal uważam, że Saga Zmierzch jest cudowna jako książka i jako film. ;) SERDECZNIE POLECAM OBIE TE WERSJE!!

      Usuń
  34. Jeśli w pierwszym tomie był jakiś dreszczyk, to ja go nie zauważyłam. Moim zdaniem to najnudniejsza część. Ekranizacji tych powieści nie oglądałam i nie zamierzam.

    OdpowiedzUsuń

"Błogosławieni, którzy nie mając nic do powiedzenia, nie ubierają tego w słowa". Z drugiej strony lubię meandrujące dyskusje, więc komentarze nie na temat również są tu mile widziane;).

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.