Tytuł: Kochanek Wielkiej Niedźwiedzicy
Pierwsze wydanie: 1937
Autor: Sergiusz Piasecki
Nota biograficzna, edytorska, bibliograficzna, posłowie: Włodzimierz Bolecki
Wydawnictwo: Świat Książki 1994
ISBN: 83-7129-074-8
Stron: 445
Władek Łabrowicz przez trzy sezony był przemytnikiem na pograniczu polsko-białoruskim, po czym stwierdził, że jest to zajęcie bez przyszłości. O tym mniej więcej jest ta książka. Niby nic ciekawego, a jednak okazała się bestsellerem. Na sukces wydawniczy złożyło się kilka przyczyn.
Pierwsze wydanie: 1937
Autor: Sergiusz Piasecki
Nota biograficzna, edytorska, bibliograficzna, posłowie: Włodzimierz Bolecki
Wydawnictwo: Świat Książki 1994
ISBN: 83-7129-074-8
Stron: 445
Władek Łabrowicz przez trzy sezony był przemytnikiem na pograniczu polsko-białoruskim, po czym stwierdził, że jest to zajęcie bez przyszłości. O tym mniej więcej jest ta książka. Niby nic ciekawego, a jednak okazała się bestsellerem. Na sukces wydawniczy złożyło się kilka przyczyn.
Przede wszystkim - tak chwalony przez krytyków talent narracyjny Sergiusza Piaseckiego (1901-1964). "Kochanek Wielkiej Niedźwiedzicy" nie jest żadnym literackim majstersztykiem, bo też autor wcale profesjonalnym pisarzem nie był, a i amatorsko parał się beletrystyką dopiero od niedawna, ale może właśnie dlatego mógł nie zawracać sobie głowy stylami i prądami i skupił się niemal wyłącznie na fabule, którą wielu współczesnych twórców ma, niestety, w niemal zupełnej pogardzie.
Narracja jest tu pierwszoosobowa i jeśli ma jakiś styl, to jest to w pewnej mierze styl opowieści z celi, snutej nieśpiesznie i z barwnymi szczegółami. Piasecki napisał tę książkę w półtora miesiąca 1935 roku, kiedy odsiadywał wyrok w więzieniu na Świętym Krzyżu. Mogę się założyć, że gdyby wtedy sprawniej posługiwał się językiem polskim, zajęłoby mu to jeszcze mniej czasu, tym bardziej że nie musiał robić żadnego researchu, bo w przeszłości, właśnie w pierwszej połowie lat dwudziestych, kiedy toczy się akcja powieści, sam był przemytnikiem. Oraz agentem polskiego wywiadu, dopóki go nie wywalili - jedni piszą, że z powodu bójek, inni, że przez kokainę. Cóż było robić? Wziął się Piasecki za kradzieże i rozboje, za co w końcu skazano go w 1927 roku na karę śmierci, ale w drodze łaski zmieniono wyrok na 15 lat więzienia z możliwością warunkowego zwolnienia po 10 latach. Wszczynał bunty, więc przenoszono go do kolejnych placówek, aż w końcu trafił do jednego z najcięższych więzień II RP, czyli na Święty Krzyż właśnie.
Już wcześniej ojciec dopatrzył się u syna talentu literackiego, zachęcał go do pisania i w więzieniu Piasecki pisać zaczął. Jego pierwszym językiem był rosyjski, ale powieści tworzył w języku polskim, który tak na serio zaczął sobie przyswajać dopiero za kratami. Dlaczego nie pisał po rosyjsku? Nie wiem, może dlatego, że jako zdeklarowany antykomunista i uczestnik wojny polsko-radzieckiej (walczył po naszej stronie) na publikacje w ZSRR liczyć nie mógł? A pisać musiał, to była jego - jak twierdził - "potrzeba organiczna, nieodzowna i niezwalczona".
Wróćmy do książki. Piasecki nie tylko sprawie opowiada historię, ale za pomocą niewielu dostępnych mu środków bardzo sugestywnie oddaje niebezpieczeństwo i koloryt pracy przemytników, egzotykę ówczesnego pogranicza. Tej powieści nie trzeba przenosić na ekran, bo w trakcie lektury czytelnik ma to wszystko przed oczami: ciemną od brudu i dymu spelunę rozbrzmiewającą dźwiękami harmonii; cichą, tonącą w poświacie księżycowej, a przecież niebezpieczną granicę; mroczną, odstręczającą podszewkę dużego miasta; bezpieczną kryjówkę pod gałęziami jodły w lesie. Tego świata już nie ma (OK, parę jodeł zostało), nie ma ludzi, którzy by go dobrze pamiętali.
I nie ma już takich przemytników. Dziś szmuglem zajmują się wyspecjalizowane międzynarodowe grupy przestępcze, wtedy - przypadkowa zbieranina ludzi, którym się w życiu nie powiodło (choć i pospolitych przestępców wśród nich nie brakowało). Taki Władek - tułał się po Wilnie bez pracy, więc od razu przystał na propozycję dawnego kolegi z wojska i przeniósł się do Rakowa na granicy polsko-białoruskiej, żeby zostać przemytnikiem.
Władek, a wraz z nim czytelnik, poznaje kulisy tego zawodu, który może nie wymagał żadnych kwalifikacji, ale odwaga i/lub desperacja były do jego wykonywania niezbędne. Przemytnicy zarabiali dobrze, a nawet świetnie, ale często jeszcze szybciej wydawali pieniądze - na wódkę i kobiety. Chwytali bieżący dzień, bo następnego mogli zginąć od kuli pograniczników albo osobistych wrogów. Oko za oko, ząb za ząb, ale wobec przyjaciół byli lojalni i oddani.
Władek, a wraz z nim czytelnik, poznaje kulisy tego zawodu, który może nie wymagał żadnych kwalifikacji, ale odwaga i/lub desperacja były do jego wykonywania niezbędne. Przemytnicy zarabiali dobrze, a nawet świetnie, ale często jeszcze szybciej wydawali pieniądze - na wódkę i kobiety. Chwytali bieżący dzień, bo następnego mogli zginąć od kuli pograniczników albo osobistych wrogów. Oko za oko, ząb za ząb, ale wobec przyjaciół byli lojalni i oddani.
Wprawdzie "Kochanek Wielkiej Niedźwiedzicy" miejscami (patrz - drugi cytat) przypomina nieco western (z tą różnicą, że tu przestępstwa popełnia się raczej pieszo, a nie konno), ale ponieważ chyba każdy, kto się za tę lekturę zabiera, zna choć trochę biografię Piaseckiego, siłą rzeczy traktuje powieść jak fabularyzowany reportaż albo może pamiętnik.
I apoteozę wolności. Zupełnie inaczej odbiera się opisy niebezpiecznych wędrówek Władka po oświetlonym opiekuńczym blaskiem Wielkiej Niedźwiedzicy pograniczu, kiedy się wie, że autor od ośmiu lat mieszka w brudnej, zimnej więziennej celi, prawdopodobnie licho odziany i bardzo głodny. Znalazł się tam co prawda głównie z własnej winy, ale przyczyniły się też do tego takie okoliczności jak niedawne wojny i powszechna bieda. W każdym razie ta diametralna różnica w położeniu Piaseckiego - przemytnika i Piaseckiego - więźnia zjednuje mu jeśli nie od razu sympatię, to co najmniej współczucie czytelnika, a wypływająca z niemal każdej strony tęsknota za utraconą wolnością nadaje powieści charakter uniwersalny. Trudne lata na pograniczu Piasecki wspomina z takim sentymentem i w tak żywych barwach jak inni ludzie szczęśliwe, ale odległe dzieciństwo.
"Kochanek Wielkiej Niedźwiedzicy" to trzecia powieść napisana przez tego autora. Dwie pierwsze skonfiskowane zostały przez władze więzienia - jedna z powodów politycznych, druga z obyczajowych. Kolejna trafiła po ocenzurowaniu do wydawnictwa "Rój", a konkretnie do Melchiora Wańkowicza, który zachwycił się talentem Piaseckiego i rozpoczął kampanię na rzecz jego ułaskawienia, co rzeczywiście nastąpiło w sierpniu 1937 roku. Przyczynił się do tego z pewnością sukces powieści. W ciągu dwóch lat ukazały się cztery polskie wydania i cztery tłumaczenia (na angielski, szwedzki, duński i czeski, potem następne).
Tu ważna uwaga: istnieje kilka wersji "Kochanka". Już pierwszy polski wydawca dokonał w tekście Piaseckiego wielu niepotrzebnych skrótów i innych zmian, potem sam Piasecki to i owo poprawiał. W każdym razie jedyną wersją w pełni przez niego zaakceptowaną jest ta z 1969 roku (Londyn, Polska Fundacja Kulturalna) i kolejne oparte na tym wydaniu.
Powieść Piaseckiego to właściwie gotowy scenariusz filmu przygodowego i - jak wyczytałam w nocie bibliograficznej - ekranizację czy też adaptację zrobili Włosi w 1972 i w 1983 roku. Z kolei w 1985 roku na motywach tej powieści powstał polski film "Przemytnicy", który jednak - podobno - nie oddaje atmosfery i kolorytu książkowego oryginału.
Piasecki napisał jeszcze sporo innych książek, ale generalnie nie wiodło mu się na odzyskanej w końcu wolności najlepiej. Po drugiej wojnie światowej w Polsce nie był wydawany (komunistów nienawidził) aż do końca lat osiemdziesiątych. W tym roku we wrześniu przypada pięćdziesiąta rocznica śmierci tego autora, więc może znowu będzie o nim głośniej? Na zachętę kilka cytatów:
Wziąłem czapkę i wyszliśmy z mieszkania na ulicę.
Znaleźliśmy się na olbrzymim, jak okiem sięgnąć zastawionym wozami, placu. Środek rynku zajmował duży piętrowy prostokąt sklepów. Po brzegach placu były również żydowskie sklepy, herbaciarnie, zajazd i restauracje. W pobliżu sklepów były ustawione stragany wędrownych kramarzy i szewców. Z trudnością torowaliśmy sobie drogę w gęstym tłumie.
Nad placem można by zawiesić olbrzymią chorągiew Bachusa. Pili wszyscy. Pili wszędzie. Pili stojąc, leżąc, siedząc. Pili na wozach, między wozami i pod wozami. Pili mężczyźni i kobiety. Matki poiły małe dzieci, żeby i one się zabawiły na kiermaszu; poiły i niemowlęta: aby nie płakały. Widziałem nawet, jak pijany chłop zadarł koniowi pysk w górę i wlewał mu do gardła wódkę z butelki. Chciał wracać do domu i zamierzał popisać się przed „światem” szybką jazdą. [str. 25-27]
Poszedłem ciemnym zaułkiem. W głowie mi szumiało od wiśniaku. W pewnym miejscu zatrzymałem się. Obejrzałem niebo. Znalazłem Wielką Niedźwiedzicę. Wyjąłem z kieszeni nagan i naładowałem go. Było przyjemnie trzymać w dłoni wygiętą, chropowatą rączkę rewolweru. Mrużąc lewe oko celowałem do poszczególnych gwiazd. Potem roześmiałem się. Przyszło mi na myśl, że teraz mam dwoje najlepszych przyjaciół: Wielką Niedźwiedzicę, w skład której wchodzi siedem gwiazd, które nieraz pomagały mi w drodze, wskazując prawdziwy kierunek, i nagan, naładowany siedmioma nabojami, który, w razie potrzeby, może skutecznie mnie obronić.
Będąc w Doprze słyszałem od przestępców, że cyfra siedem jest złodziejską szczęśliwą liczbą. Może mniemanie to powstało dlatego, że cyfra 7 kształtem swym przypomina wytrych. [str. 171]
Kluczę wciąż po pograniczu. Trawi mnie smutek. Żre niepokój.
Wychodzę na trakt. Wiatr pędzi po nim zżółkłe, mokre liście. Słupy telegraficzne stoją smutne, zmokłe, ciemne...
Zima idzie. Wyczuwam w powietrzu jej oddech. Niedługo legnie biała ścieżka...
Tę noc spędziłem w głębi leśnej, w pobliżu drugiej linii. Uniosłem w górę olbrzymie, srebrne od starości ciężkie łapy jodły i wlazłem pod nie... Panowała tam cisza. Pachniało żywicą i pleśnią. Miałem posłanie z wieloletniego igliwia. Tam bywa sucho i ciepło w najsroższe zimy.
Nie spałem prawie całą noc. Widziałem niezwykłe rzeczy. Słyszałem głosy żywych i umarłych... Tej nocy zrozumiałem i przemyślałem wiele rzeczy, których nie umiem wyrazić słowami, lecz które żyją we mnie, a które nigdy nie nachodzą ludzi śpiących w łóżkach. [str. 407]
Poszedłem powoli w kierunku Wielkiego Sioła. Wkrótce znalazłem się obok słupów granicznych. Stały ponuro... Wrogo patrzyły na siebie, jak zapaśnicy ważący w skupieniu swe siły...Z lewa padł strzał karabinowy. Potem przebrzmiało kilkanaście wystrzałów, budząc echa w pobliskich wąwozach i lasach.„Pewnie dzicy przeszli granicę”.Obejrzałem się wokoło... Cisza... Pustka...Księżyc leje na pograniczu blade, zimne promienie. Gwiazdy lśnią mgławo. Górą ciągną chmury. Przemykają się przez nie znane ludziom kordony. A na północno-zachodzie cudnie lśni klejnotami gwiazd wspaniała Wielka Niedźwiedzica.Była to rocznica śmierci Saszki Weblina, nie koronowanego króla granicy.Był to koniec mego trzeciego sezonu.Była to moja ostatnia noc na pograniczu. [str. 411]