Strona tytułowa wydania z 1620 roku |
Autor: Christopher Marlowe
Pierwsze wydanie: ?
Tłumaczenie i posłowie: Juliusz Kydryński
Wydawnictwo Literackie
Seria dawnej literatury angielskiej
ISBN: 83-08-00867-4
Stron: 82
Teatr elżbietański kojarzy się nam przede wszystkim z twórczością Szekspira, o wiele rzadziej wspomina się natomiast Christophera Marlowe'a. Obaj urodzili się w Anglii w 1564 roku, obaj tworzyli dramaty i pisali poezję, a jednak pamiętamy przede wszystkim o tym pierwszym. Szekspir pozostawił po sobie znacznie więcej dzieł niż Marlowe (w końcu przeżył go o 23 lata) i był obdarzony większym niż Marlowe talentem (przynajmniej ja tak uważam), ale warto, jak sądzę, zajrzeć również do twórczości Kita.
Nie udaję, że znam się na teatrze elżbietańskim czy też na teatrze w ogóle - oceniam dramaty pod kątem językowym. W przypadku sztuk z tego okresu jest to bardzo trudne, ponieważ często nie sposób stwierdzić, na ile znane nam dziś wersje dramatów są rzeczywiście dziełem Szekspira, Marlowe'a czy jeszcze innego autora (pisałam już na ten temat we wpisie o "Zakochanym Szekspirze", we fragmencie Kradzieże tekstów i piractwo), a które ich fragmenty to poprawki anonimowych dramaturgów. Nie mam zatem pewności, kogo tak naprawdę chwalę i do kogo mam pretensje.
Nie inaczej jest w przypadku "Tragicznej Historii Doktora Fausta". Nie wiadomo dokładnie, kiedy sztuka została napisana ani kiedy miała miejsce jej premiera. Nie zachował się, oczywiście, rękopis dramatu. W Posłowiu Juliusz Kydryński przytacza przypuszczenia profesora Władysława Tarnawskiego, który sądził, że premiera "Fausta" odbyła się prawdopodobnie w 1589 roku, ale kontrowersyjna sztuka szybko zeszła z afisza i powróciła nań po dłuższym czasie, ze zmianami dokonanymi przez cenzorów lub na ich życzenie.
Zachowały się dwa wydania: quarto z 1604 (tekst A) i quarto z 1616 roku (tekst B). Żadne z nich nie było pierwszym wydaniem, żadne nie opierało się na rękopisie. Różnią się między sobą. Tekst B zawiera więcej fragmentów, których autorstwo jest wątpliwe, a które dodatkowo "umoralniają" sztukę, więc większość specjalistów przyznaje wyższość tekstowi A.
Przypuszcza się, że Marlowe nie napisał niektórych środkowych części "Fausta", "w których dzieło wyraźnie obniża swój lot", jak pisze Juliusz Kydryński, ja natomiast bez owijania w bawełnę powiem, że fragmenty te są okropne, po prostu okropne. Z założenia miały pewnie rozbawić publiczność, a w tamtych czasach na widowni nie zasiadały na ogół elity kulturalne i intelektualne. Poziom dowcipów był zatem raczej marny, co widać też w niektórych sztukach Szekspira. Może oryginał Marlowe'a nie był wystarczająco "zabawny"?
Łatwo się domyślić, o czym traktuje ta sztuka. Chorus informuje nas o tym już na początku:
Chorus. Dziś nasza Muza nie pragnie się chełpić
Niebiańskim wierszem, odbywając marsze
Po trazymeńskich polach, gdzie Mars wiązał
Kartagińczyków szyki; ni miłością
Bawiąc się płochą na królewskich dworach,
Kiedy przewraca się państwo; ani też
Sławiąc blask dumnych i zuchwałych czynów;
Musimy tylko, panowie, pokazać
Kształt losów Fausta, dobrych i niedobrych,
I o cierpliwe upraszając sądy,
Mówić o Fauście od jego dzieciństwa.
A wiec urodził się z biednych rodziców
W Niemczech, w miasteczku, co zwało się Roda;
W dojrzalszych latach bywał w Wittemberdze,
Gdzie go krewniacy głównie wychowali.
Tak wkrótce się odznacza w teologii,
Która owocnym jest polem szkolarstwa,
Że wnet go stopniem doktora uczczono,
Prześcignął bowiem wszystkich, którzy rozkosz
Znajdują w słodkich dysputach o sprawach
Owych niebiańskich nauk; póki wreszcie,
Pełnego wiedzy i pychy, woskowe
Skrzydła nie wzniosły go wyżej, niżeli
Mógł sięgnąć, więc niebiosa się zmówiły
Na jego zgubę; gdy skrzydła stopniały,
Popadł w diabelskie praktyki i teraz,
Syty swej uczoności złotych darów,
Przeklętą magią karmi się w nadmiarze;
Nic dlań słodszego od magii; przedkłada
Ją ponad wszystkie największe rozkosze.
Oto ten człowiek, siedzi w swej pracowni. [str. 7-8]
Odwołanie się już na samym początku do historii Ikara sugeruje, jak potoczą się losy Fausta. Przestały mu wystarczać wiedza oferowana przez uniwersytety i sława uczonego, wezwał Mephistophilisa i zawarł z nim pakt: przez dwadzieścia cztery lata ów diabeł miał mu wiernie służyć, a w zamian za to po upływie umówionego czasu będzie mógł zabrać sobie jego duszę. Cyrograf podpisano, rzecz jasna, krwią.
Przez prawie ćwierć wieku Mephistophilis spełniał wszystkie zachcianki Fausta - dostarczał mu bogactw, wiedzy, np. z dziedziny astronomii czy biologii, sprowadzał duchy, pomagał popisywać się na zagranicznych dworach, razem podróżowali po Europie.
Faust miewał chwile zawahania, od czasu do czasu ze strachu przed wiecznym potępieniem chciał się nawrócić i błagać Boga o miłosierdzie, ale szatan zawsze zdążył go od tego odwieść - pogróżką, błyskotką, sztuczkami. Pewnego razu Faust zażyczył sobie Heleny Trojańskiej i na jej widok wygłosił słynny monolog (w filmie "Zakochany Szekspir" jest scena przesłuchania, podczas którego wszyscy aktorzy i kandydaci na aktorów, oprócz Thomasa Kenta, cytują właśnie ten fragment "Fausta"):
Oczywiście w końcu spotkała Fausta kara, tzn. przyszły diabły i porwały go do piekła. Musiał zostać potępiony, bo próbował pokonać ograniczenia narzucone mu przez religię, ówczesny stan wiedzy i zwyczaje społeczeństwa. Wypadało wierzyć, a on chciał wiedzieć. Dążył do doskonałości. A może po prostu uniósł się nie dość wysoko, może brakło mu czasu i dlatego doleciał tylko do piekła, które - jak mówił Mephistophilis - znajduje się "pod niebiosami"? Może niebo było już na wyciągnięcie ręki?
Tak dywagować może sobie współczesny czytelnik, w XVI wieku większość widzów była pewnie przekonana, że Fausta spotkała zasłużona kara. Czy ich zdanie podzielał autor - Christopher Marlowe? Wątpię, ale więcej napiszę na ten temat przy okazji omawiania "Śmierci w Deptford" Burgessa.
Sztuka opisuje dwadzieścia cztery lata z życia Fausta, ale autor najwięcej miejsca poświęcił przede wszystkim paktowi z diabłem i dramatycznemu zakończeniu. Środkowe sceny są nie dość, że kiepskie, to w dodatku bardzo słabo ze sobą powiązane. Takie wypełniacze. Warstwa psychologiczna, w każdym razie moim zdaniem, leży - te próby nawrócenia się Fausta pojawiają się co jakiś czas ni z tego, ni z owego, a już po chwili on zupełnie o nich zapomina i cieszy się z nowej kochanki czy sztuczki.
Na koniec ostatni monolog Fausta. Dramatyczny, prawda?
Faust. Więc to oblicze wysłało na morzeMężczyźni...
Tysiąc okrętów i zniszczyło ogniem
Wieże Ilionu, pozbawione szczytów?
Unieśmiertelnij mnie swym pocałunkiem,
Słodka Heleno! [Całuje ją.] Duszę wysysają
Ze mnie jej wargi. Patrzcie, ulatuje!
Heleno, oddajże mi mą duszę.
Tutaj zostanę, w tych wargach jest niebo.
Prochem jest wszystko, co nie jest Heleną.
Będę Parysem i dla twej miłości
Splądruję zamiast Troi Wittenbergę,
Ze słabym Menelausem będę walczył,
Nosząc twe barwy na pierzastym hełmie;
Tak, potem zranię Achillesa w piętę
I do Heleny wrócę po całusa.
Ach, tyś piękniejsza niż wieczorne niebo,
Strojne urodą swoich gwiazd tysięcy,
Jaśniejsza niźli płomienny Jupiter,
Kiedy się zjawił nieszczęsnej Semele;
Śliczniejsza niźli sam monarcha niebios
W ramionach lekkomyślnej Aretuzy.
Nikt, ty jedynie będziesz mą kochanką. [str. 63, oryginał]
Oczywiście w końcu spotkała Fausta kara, tzn. przyszły diabły i porwały go do piekła. Musiał zostać potępiony, bo próbował pokonać ograniczenia narzucone mu przez religię, ówczesny stan wiedzy i zwyczaje społeczeństwa. Wypadało wierzyć, a on chciał wiedzieć. Dążył do doskonałości. A może po prostu uniósł się nie dość wysoko, może brakło mu czasu i dlatego doleciał tylko do piekła, które - jak mówił Mephistophilis - znajduje się "pod niebiosami"? Może niebo było już na wyciągnięcie ręki?
Tak dywagować może sobie współczesny czytelnik, w XVI wieku większość widzów była pewnie przekonana, że Fausta spotkała zasłużona kara. Czy ich zdanie podzielał autor - Christopher Marlowe? Wątpię, ale więcej napiszę na ten temat przy okazji omawiania "Śmierci w Deptford" Burgessa.
Sztuka opisuje dwadzieścia cztery lata z życia Fausta, ale autor najwięcej miejsca poświęcił przede wszystkim paktowi z diabłem i dramatycznemu zakończeniu. Środkowe sceny są nie dość, że kiepskie, to w dodatku bardzo słabo ze sobą powiązane. Takie wypełniacze. Warstwa psychologiczna, w każdym razie moim zdaniem, leży - te próby nawrócenia się Fausta pojawiają się co jakiś czas ni z tego, ni z owego, a już po chwili on zupełnie o nich zapomina i cieszy się z nowej kochanki czy sztuczki.
Nie wystawię temu utworowi żadnej oceny, bo o ile podobał mi się początek i koniec sztuki, o tyle środek wcale. Mimo wszystko warto zapoznać się z tym utworem, np. w ramach rozgrzewki przed lekturą "Fausta" Goethego, który jeszcze przede mną.
Na koniec ostatni monolog Fausta. Dramatyczny, prawda?
Ja akurat tę sztukę Marlowe'a bardzo lubię. Niesamowicie miesza konwencje tragedii i wcześniejszego średniowiecznego moralitetu. Bardzo lubię te sceny, gdy na scenie pojawia się siedem grzechów głównych, które ty uznałaś za wypełniacze ;). A jeśli idzie o warstwę psychologiczną, to rzeczywiście leży i kwiczy. Dopiero Szekspirowi udało się stworzyć portrety psychologiczne, które przemawiają do nas nawet dziś :) Marlowe opowiada historię upadku człowieka, który chciał mieć wszystko, ale ten człowiek jest raczej pewnym "schematem" a nie postacią z krwi i kości.
OdpowiedzUsuńFajnie, że sięgasz po takie lektury. Co cię do tego zainspirowało?
No, scena z grzechami głównymi nie była jeszcze taka zła. Miałam nawet zacytować we wpisie fragment wypowiedzi Pychy, ale już mi się wtedy nie chciało przepisywać. A zatem dziś to czynię:
OdpowiedzUsuńJestem Pycha. Gardzę wszelkimi rodzicami. Jestem podobna do pchły Owidiusza: mogę się wślizgnąć w każdy zakątek ciała jakiejś dziewki; czasem jako peruka ocieniam jej czoło; albo jak wachlarz z piór całuję jej usta; rzeczywiście, robię - czegóż ja nie robię! [str. 39]
Nie miała to być scena zbyt subtelna i nie jest, ale ujdzie. Natomiast rozmowa Wagnera z Gburem, wizyta w Rzymie, rozmowa stajennego Robina, Ralfa i Winiarza, scena z Handlarzem koni nic (poza wątpliwym dowcipem) nie wnoszą i, jak na mój gust, są trochę za rubaszne i za pospolite w porównaniu z resztą dramatu.
Zainteresowałam się tym autorem pod wpływem filmu "Zakochany Szekspir":). Kiedy oglądałam go po raz pierwszy, jeszcze w kinie, skupiałam się przede wszystkim na wątku miłości Willa i Violi, ale podczas kolejnych seansów (to jeden z moich ulubionych filmów, więc wracam do niego od czasu do czasu) zaczęłam zwracać większą uwagę na pozostałych bohaterów i postanowiłam dowiedzieć się o nich czegoś więcej.
Te sceny, o których piszesz to takie właściwie "zniżenie" tego co się dzieje na płaszczyźnie głównej. Np. to, co osiągnął handlarz koni jest komiczne i złudne. Ale to co osiągnął Faust jest dokładnie tym samym: złudzeniem, niczym wartościowym. Możemy to odczytywać w ten sposób, że sceny te ośmieszają protagonistę. No i takie właśnie "zniżanie" akcji jest zaczerpnięte z tradycji dramatu średniowiecznego. Choć, masz rację, dla współczesnego czytelnika, jest to raczej ciężko strawne ;)
OdpowiedzUsuńPoza, tym też uwielbiam "Zakochanego Szekspira", ale oglądałam go tak dawno, że nie pamiętam pobocznych postaci. Chyba sobie ten film dzięki Tobie odświeżę :)
No tak, efekty są podobne, ale cele Fausta i Handlarza bardzo się różniły - pierwszy chciał się wzbogacić - pod względem materialnym, ale też intelektualnym, a drugi chciał po prostu zarobić; pierwszy stracił duszę, drugi - pieniądze.
OdpowiedzUsuńRozumiem sens tych scen (choć o dramacie, zwłaszcza średniowiecznym, nie mam pojęcia), ale oceniałam tu nie intencje autora, a tekst i robiłam to z pozycji czytelnika z XXI wieku.
Przed seansem polecam lekturę mojego postu o "Zakochanym Szekspirze":).
Sceny, o których mówicie (tzn. Handlarz, personifikacje grzechów etc.) prawdopodobnie wcale nie zostały napisane przez Marlowe'a. Zostały dopisane przez kogoś mniej utalentowanego, choć najwyraźniej bardzo ambitnego, oryginalny tekst się nie zachował. Marlowe jest autorem tylko fragmentu początkowego oraz finału.
OdpowiedzUsuńWspomniałam przecież o takiej możliwości w moim wpisie.
Usuń