Tytuł: Reflektorem w mrok. Wybór publicystyki
Autor: Tadeusz Żeleński (Boy)
Wybór, wstęp i opracowanie: Andrzej Z. Makowiecki
Wydawnictw: PIW, 1978
Seria: Biblioteka klasyki polskiej i obcej
Stron: 653
Ocena: 5/5
Tadeusz Żeleński odczuwał, wydaje mi się, nieustającą potrzebę zabierania głosu, wygłaszania opinii, zajmowania stanowiska. Postawa często spotykana, zwłaszcza w naszych czasach, kiedy opinia "eksperta" albo celebryty właściwie zastąpiła już informację.
Autor: Tadeusz Żeleński (Boy)
Wybór, wstęp i opracowanie: Andrzej Z. Makowiecki
Wydawnictw: PIW, 1978
Seria: Biblioteka klasyki polskiej i obcej
Stron: 653
Ocena: 5/5
Tadeusz Żeleński odczuwał, wydaje mi się, nieustającą potrzebę zabierania głosu, wygłaszania opinii, zajmowania stanowiska. Postawa często spotykana, zwłaszcza w naszych czasach, kiedy opinia "eksperta" albo celebryty właściwie zastąpiła już informację.
Również Boy poruszał tematy, w których nie był fachowcem. Robił to z pozycji człowieka wykształconego, doświadczonego, nieobojętnego na to, co się wokół niego dzieje, racjonalisty. Przecież nie trzeba się specjalizować w prawie karnym, żeby krytykować karę śmierci, tak jak nie trzeba być pedagogiem, żeby uznać, że nauka religii w szkole nie ma sensu. Oczywiście - niektóre zagadnienia trochę spłaszczał, ale przecież co do istoty problemu miał na ogół rację.
"Reflektorem w mrok" to wybór artykułów/felietonów/esejów Żeleńskiego, które w okresie międzywojennym ukazywały się najpierw w prasie, a potem większość z nich wydawano w postaci książek. Tu podzielono je na bloki tematyczne:
Żeleński przytacza te wspomnienia nie tylko z sentymentu do lat młodości. Te felietony to, jak sądzę, kolejny element prowadzonej przez niego kampanii odbrązawiania pisarzy. Nie chciał, żeby i jego znajomi jawili się kolejnym pokoleniom zastygli w pomnikowych pozach.
Nie samą literaturą Tadeusz Żeleński żył. Choć my nazywamy czasy, w których trudnił się publicystyką, dwudziestoleciem międzywojennym, to dla Boya i jemu współczesnych był to okres powojenny, lata odbudowy i scalania niepodległego wreszcie państwa. Żeleński obserwował i z entuzjazmem opisywał gwałtowne przemiany obyczajowe, wierzył w jakiś ogólnonarodowy, zgodny, wspólny pęd ku lepszemu, ramię w ramię...
Takie rzeczy to nie u nas.
W granicach II Rzeczpospolitej znalazły się ziemie należące do niedawna do trzech zaborów, a więc podlegające trzem różnym systemom prawnym, mniej lub bardziej restrykcyjnym. Ich ujednolicaniem zajmowała się Komisja Kodyfikacyjna. Jej działalność, zwłaszcza w zakresie tworzenia przepisów dotyczących ślubów cywilnych, rozwodów, aborcji i kary śmierci, była szeroko komentowana, również przez Boya.
Uważał on, że prawo powinno nadążać za przemianami społecznymi i dopuszczać możliwość ślubów cywilnych, rozwodów i aborcji - również ze względów społecznych. Co więcej: państwo i prawo powinny być świeckie! Nawet dziś dla wielu osób, zwłaszcza duchownych, to wcale nie jest takie oczywiste, a co dopiero wtedy! Żeleński nie krył się ze swoim antyklerykalizmem.
Żeleńskiego oburzała buta, hipokryzja i pazerność duchowieństwa, które uzurpowało sobie prawo do wpływania na każdy niemal aspekt życia wiernych (i niewiernych). W cyklu felietonów pt. "Dziewice konsystorskie" piętnował obłudę i groteskę tzw. rozwodów kościelnych (właściwie: unieważnień małżeństwa), które ludzie zamożni mogli sobie po prostu kupić, choć rozwodom cywilnym kościół ostro się sprzeciwiał, w domyśle - bo łamały jego monopol na orzekanie o tym, co na ziemi jest nierozerwalne. Boy podpadł kościołowi również serią artykułów o aborcji, wydanych potem w zbiorze pt. "Piekło kobiet" (w poprzednim wpisie zamieściłam kilka cytatów). W dwóch tekstach ("Przedwiośnie" i "Literatura mniejszości seksualnych") wspomniał też o homoseksualizmie (choć tylko w męskim wydaniu), ale potraktował to zjawisko raczej jak ciekawostkę obyczajową.
Tadeusz Żeleński nie stronił również od mniej poważnych spraw. Pisał np. o karnawale "wczoraj i dziś", o zmianach w dziedzinie savoir-vivre'u, o ogłoszeniach drobnych, o zazdrości w małżeństwie, podrwiwał sobie z kodeksu honorowego Boziewicza, który regulował zasady pojedynkowania się (wznowiło go niedawno Wydawnictwo Bona, można go również przeczytać w PBI).
Zresztą, nawet jeśli kogoś nie interesują podejmowane przez Boya tematy, jeśli czasami irytuje go trochę nazbyt kokieteryjny styl czy pobrzmiewająca nieco fałszywie przesadna skromność, to i tak polecam mu lekturę tekstów Żeleńskiego - choćby dla przyjemności płynącej z obcowania z piękną polszczyzną. Zapewne to kwestia wprawy nabytej podczas tłumaczenia wybitnej literatury francuskiej, kwestia wyobraźni i słuchu; takie zwroty nie biorą się znikąd:
nieustanny głód podrażnień (str. 64)
ciekawy przykład "mimetyzmu" (czy jak się to nazywa), zawsze reprodukował czyjąś indywidualność, zwykle nie na jego miarę (str. 87)
tajemnicza czepność słów drastycznych (624)
Itd. Pozazdrościć.
Pierwszy tekst w zbiorze to wygłoszony przez Tadeusza Żeleńskiego w wielu polskich miastach odczyt pt. "Jak zostałem literatem". Był kimś znacznie więcej - jedną z najwybitniejszych osobistości polskiej kultury.
Od początku roku jego twórczość należy do tzw. domeny publicznej. "Reflektorem w mrok" można sobie przeczytać w CBI lub kupić na allegro za parę złotych. Mam nadzieję, że wkrótce wszystkie teksty Boya będą równie łatwo dostępne.
Raz po raz w trakcie lektury trafiałam na uroczo staroświeckie nieznane słówko: eskamotować (zręcznie coś ukryć lub skraść), pazdur (1. pazur, 2. w budownictwie ludowym ozdoba z drewna umieszczana na szczycie dachu), sztrozak (?), rzadzizna (1. pot. o czymś bardzo rzadkim, 2. wada wewnętrzna odlewu w postaci drobnych pustek), butada (ekstrawagancki żart lub pomysł), fakunda (gadatliwość), fatydyczny (proroczy), preferans (rodzaj gry w karty), kraszuarka (spluwaczka), ażiotaż (spekulacja), prostracja (1. skrajne wyczerpanie nerwowo-psychiczne, 2. leżenie na brzuchu z rozłożonymi rękami, będące w chrześcijaństwie wyrazem pokory wobec Boga i głębokiej modlitwy), zaakaparować (przeciągnąć na swoją stronę), zaszłapane (?) itd. A wiecie, że w dwudziestoleciu międzywojennym garsonka była "popularnym określeniem dziewczyny wyemancypowanej i nowoczesnej (od tytułu powieści V. Margueritte'a La Garçonne, Chłopczyca, 1924)"?
"Reflektorem w mrok" to wybór artykułów/felietonów/esejów Żeleńskiego, które w okresie międzywojennym ukazywały się najpierw w prasie, a potem większość z nich wydawano w postaci książek. Tu podzielono je na bloki tematyczne:
- Młoda Polska, Przybyszewski, Wyspiański
- Dziewice konsystorskie i okupanci w sutannach
- Piekło kobiet i zaułki paragrafów
- "Ludzki obyczaj ciekawy jest nadzwyczaj..."
- Literackie prowokacje
- O języku nie całkiem serio
Z tekstów skupionych w tym pierwszym bloku wyłania się obraz Młodej Polski zupełnie inny niż ten zapamiętany przeze mnie z lekcji polskiego. "Istotnie, mówić o oddziaływaniu Przybyszewskiego nie mówiąc o alkoholu, to byłoby tyle, co
pisać dzieje Napoleona, a nie wspomnieć o wojsku". Właśnie.
Żeleński wspomina barwną cyganerię krakowską z przełomu wieków, klimat ówczesnych kawiarni, działalność Zielonego Balonika, premierę "Wesela". Wiele miejsca poświęca Stanisławowi Przybyszewskiemu, którego przyjazd do Krakowa w 1898 roku zelektryzował miasto. W "Znaszli ten kraj?..." przytacza taką scenę:
Żeleński wspomina barwną cyganerię krakowską z przełomu wieków, klimat ówczesnych kawiarni, działalność Zielonego Balonika, premierę "Wesela". Wiele miejsca poświęca Stanisławowi Przybyszewskiemu, którego przyjazd do Krakowa w 1898 roku zelektryzował miasto. W "Znaszli ten kraj?..." przytacza taką scenę:
Oto melodia, która mi się przyplątała mimo woli i która mnie prześladuje od chwili, gdy zamierzyłem dalej snuć swoje wspomnienia na marginesie Moich współczesnych Przybyszewskiego. I widzę bardzo wyraźnie taką scenę. Świt, filująca lampa dogasa, okno balkonu otwarte na ogród, z którego wnika chłód poranka i ćwierkanie ptaszków. Stach śpi głęboko w fotelu, cała jego gromadka, z zielonkawymi twarzami, kipi porozkładana, gdzie tam któremu padło, a w środku, pod stołem, leży młody medyk Szyszka, muzykalny jak Cygan, i rżnie może od godziny na skrzypcach Znaszli ten kraj Moniuszki. Gra leżąc z głową wspartą o pustą flaszkę i raz po raz trąca smyczkiem o blat stołu, co oryginalnie rwie na strzępy tę płynną melodię, bogacąc ją kaprysem niespodzianek. Obok mnie Ludwik Janikowski, ze swoją genialną trupią czaszką, zanosi się od płaczu siedząc na podłodze. Zdaje się, że popłakujemy wszyscy, ale on szlocha, ryczy... A Szyszka gra i gra, aż wreszcie zmęczona ręka grajka wypuściła smyczek, zrobiło się cicho, Janikowski siorbał tylko nosem, i tylko ćwierkanie ptaszków, i chrapanie Stacha... [str. 75]I jeszcze jeden cytat:
Kawiarnie miały rozmaite stopnie. Jedne sale otwarte były dla wszystkich, inne tylko dla wybranych, jak ów słynny „Paon”. Tam było pianino, były przybory malarskie, tam Przybyszewski genialnie fuszerował Szopena, a Wyspiański, zawsze poważny, zamyślony, zwykł był przypinać papier do blejtramu i kreślić swoje uduchowione portrety.Nie uznaję pijaństwa, ale z dwojga złego wolałabym, żeby wieczorem po "plantacjach" włóczyli się schlani artyści niż - jak obecnie - pijana smarkateria i brytyjska żulerka. No ale dość dygresji. Żeleński upstrzył relację o tamtych czasach anegdotami o ludziach, którzy współtworzyli krakowską bohemę. I wcale nie byli to sami artyści. Np. taki Zdzisław Gabryelski - "meloman, filozof i oryginał, zarazem właściciel największego w Krakowie składu fortepianów", ciekawie opisany w "Fortepianie Stacha".
Ale nadmiar życia nie dał się zamknąć w ciasnej sali, przelewał się na ulice. I dopiero od czasu, jak wdarła się do niego sztuka, pokazało się, że ten i mały, smutny Kraków jest cudownym miastem, że trudno by wymarzyć piękniejszą ramę dla tych nocnych biesiad i wędrówek. Młodzi cyganie nie umieli się rozstać z sobą o żadnej godzinie, koczowali po kawiarniach, snuli się, mówiąc wiersze, nocami po starych zaułkach i ulicach, tłukli się do bram Wawelu, zmieniali, dzięki uprzejmości gospodarza, w swoje obozowisko skład fortepianów w Krzysztoforach, gdzie długie rzędy czarnych zwierzów szczerzyły w nocy fantastycznie swoje białe uzębienie... „Świt już, świt... już gasną latarnie... Ta noc czy mi ujdzie bezkarnie, czy nie sięgnie za zapłatę po życie...” – pisał młodziutki wówczas i wątły Perzyński. Czasem rewolucjonizowano mieszkania szanownych obywateli krakowskich, czasem zapraszano przez okno obcych ludzi z ulicy. Czasem zdarzało się, że jeden z wędrowców, obejmując rękami gruby kasztan na plantacjach, wołał drugiego na pomoc naiwnymi słowami: „Potrzymaj drzewko, bo się chwieje...” Z nastaniem nocy Kraków zmieniał się w miasto z nieprawdziwego zdarzenia. Kraków odrabiał cyganerię za cały wiek i za całą Polskę.
[Cygan nieznany, str. 57-58]
Żeleński przytacza te wspomnienia nie tylko z sentymentu do lat młodości. Te felietony to, jak sądzę, kolejny element prowadzonej przez niego kampanii odbrązawiania pisarzy. Nie chciał, żeby i jego znajomi jawili się kolejnym pokoleniom zastygli w pomnikowych pozach.
Polska była podobno zawsze krajem „indywidualistów”, mamy też w każdym pokoleniu indywidualności ciekawych sporo i życie artystyczne dość bujne, ale ubożymy je nie umiejąc się z nim obchodzić. Z dwojga złego raczej „plotka” niż kanonizacja, raczej artysta w szlafroku niż w brązie na co dzień! Z pewnością szlafrok będzie bliższy prawdy od pomnika i lepiej pozwoli nam zrozumieć żywego człowieka. Historia bez anegdoty, to kuchnia bez soli. Nie umiemy żyć z literaturą po prostu, jak z przyjacielem, jak z kochanką; obcałowujemy ją po rękach jak matronę albo biskupa. Każde proste słowo, każdy żart brane są za złe i wykładane opacznie, jak gdyby uśmiech nie był bardzo naturalną formą obcowania duchów. [Cichy jubileusz, str. 51]Najsłynniejsze były obrachunki Boya z Mickiewiczem i Fredrą. Poproszono go napisanie przedmowy do "Dzieł" Mickiewicza. I wtedy, i teraz wiadomo, że Mickiewicz wielkim poetą był, więc Żeleński zajął się tymi fragmentami jego życiorysu, które dotąd przeważnie skrzętnie pomijano, bo nie pasowały cokolwiek do wizerunku wieszcza.
Mickiewicz był to posąg z brązu w naszym narodowym kościele: czuwano pilnie, aby na tym posągu nie było rysy. [str. 463]Nieco inaczej Boy postąpił z Fredrą - zajął się nie tyle jego życiorysem, ile raczej analizą twórczości. Współcześni literaturoznawcy nie znajdą w niej pewnie niczego odkrywczego, ale mnie, amatorce, wydały się orzeźwiające.
[...]
Życie ma swój patos i ma swój komizm, i dopiero te dwie rzeczy razem dają pełnię prawdy.
Tak, jednolitość posągu osiągnięto nieco sztucznie. Tymczasem wspaniały tragizm jego życia leży nie w jednolitości, ale w jego walkach i rozdarciach. Nie ma potrzeby go powiększać ani upiększać; jest dość wielki i piękny. Mickiewicz to nie posąg; to człowiek ze swymi wzlotami i upadkami, to wielki twórca, którego nieszczęścia ojczyzny wzbiły na najwyższy szczyt i złamały go na nim [str.466]
[Mickiewicz a my]
Nie samą literaturą Tadeusz Żeleński żył. Choć my nazywamy czasy, w których trudnił się publicystyką, dwudziestoleciem międzywojennym, to dla Boya i jemu współczesnych był to okres powojenny, lata odbudowy i scalania niepodległego wreszcie państwa. Żeleński obserwował i z entuzjazmem opisywał gwałtowne przemiany obyczajowe, wierzył w jakiś ogólnonarodowy, zgodny, wspólny pęd ku lepszemu, ramię w ramię...
Takie rzeczy to nie u nas.
W granicach II Rzeczpospolitej znalazły się ziemie należące do niedawna do trzech zaborów, a więc podlegające trzem różnym systemom prawnym, mniej lub bardziej restrykcyjnym. Ich ujednolicaniem zajmowała się Komisja Kodyfikacyjna. Jej działalność, zwłaszcza w zakresie tworzenia przepisów dotyczących ślubów cywilnych, rozwodów, aborcji i kary śmierci, była szeroko komentowana, również przez Boya.
Uważał on, że prawo powinno nadążać za przemianami społecznymi i dopuszczać możliwość ślubów cywilnych, rozwodów i aborcji - również ze względów społecznych. Co więcej: państwo i prawo powinny być świeckie! Nawet dziś dla wielu osób, zwłaszcza duchownych, to wcale nie jest takie oczywiste, a co dopiero wtedy! Żeleński nie krył się ze swoim antyklerykalizmem.
Ewolucja, którą przechodzimy, zasługuje na to, aby ją śledzić z cała bacznością. O k u p a c j a kraju, o której nieraz mówiłem, postępuje. Dzieje się to zwłaszcza dzięki osobliwej konfiguracji frontów politycznych. Jeżeli Sienkiewicz w Potopie porównał Rzeczpospolitą do postawu czerwonego sukna, które sobie wydzierają królewięta, to dziś można by powiedzieć, że wszystkie bez wyjątku partie wydzierają sobie czarną połę sutanny.Czy to nam czegoś nie przypomina?
[Ku czemu Polska idzie..., str. 226]
Jednym z najpospolitszych sposobów, używanym od niepamiętnych czasów, jest wmówienie w publiczność, że nie to jest niemoralne, co niemoralne stosunki stwarza, ale że niemoralny jest ten, który je ujawnia i wskazuje. A drugi sposób to utożsamienie sprawy księżej ze sprawą Boga, kleru z religią. Ale to zużyty sposób.I tu się Boy mylił. Sposób ten nadal stosuje się, i to z powodzeniem.
[Rozmyślania wielkopostne, str. 193]
Żeleńskiego oburzała buta, hipokryzja i pazerność duchowieństwa, które uzurpowało sobie prawo do wpływania na każdy niemal aspekt życia wiernych (i niewiernych). W cyklu felietonów pt. "Dziewice konsystorskie" piętnował obłudę i groteskę tzw. rozwodów kościelnych (właściwie: unieważnień małżeństwa), które ludzie zamożni mogli sobie po prostu kupić, choć rozwodom cywilnym kościół ostro się sprzeciwiał, w domyśle - bo łamały jego monopol na orzekanie o tym, co na ziemi jest nierozerwalne. Boy podpadł kościołowi również serią artykułów o aborcji, wydanych potem w zbiorze pt. "Piekło kobiet" (w poprzednim wpisie zamieściłam kilka cytatów). W dwóch tekstach ("Przedwiośnie" i "Literatura mniejszości seksualnych") wspomniał też o homoseksualizmie (choć tylko w męskim wydaniu), ale potraktował to zjawisko raczej jak ciekawostkę obyczajową.
Tadeusz Żeleński nie stronił również od mniej poważnych spraw. Pisał np. o karnawale "wczoraj i dziś", o zmianach w dziedzinie savoir-vivre'u, o ogłoszeniach drobnych, o zazdrości w małżeństwie, podrwiwał sobie z kodeksu honorowego Boziewicza, który regulował zasady pojedynkowania się (wznowiło go niedawno Wydawnictwo Bona, można go również przeczytać w PBI).
Zresztą, nawet jeśli kogoś nie interesują podejmowane przez Boya tematy, jeśli czasami irytuje go trochę nazbyt kokieteryjny styl czy pobrzmiewająca nieco fałszywie przesadna skromność, to i tak polecam mu lekturę tekstów Żeleńskiego - choćby dla przyjemności płynącej z obcowania z piękną polszczyzną. Zapewne to kwestia wprawy nabytej podczas tłumaczenia wybitnej literatury francuskiej, kwestia wyobraźni i słuchu; takie zwroty nie biorą się znikąd:
nieustanny głód podrażnień (str. 64)
ciekawy przykład "mimetyzmu" (czy jak się to nazywa), zawsze reprodukował czyjąś indywidualność, zwykle nie na jego miarę (str. 87)
tajemnicza czepność słów drastycznych (624)
Itd. Pozazdrościć.
Pierwszy tekst w zbiorze to wygłoszony przez Tadeusza Żeleńskiego w wielu polskich miastach odczyt pt. "Jak zostałem literatem". Był kimś znacznie więcej - jedną z najwybitniejszych osobistości polskiej kultury.
Od początku roku jego twórczość należy do tzw. domeny publicznej. "Reflektorem w mrok" można sobie przeczytać w CBI lub kupić na allegro za parę złotych. Mam nadzieję, że wkrótce wszystkie teksty Boya będą równie łatwo dostępne.
***
Raz po raz w trakcie lektury trafiałam na uroczo staroświeckie nieznane słówko: eskamotować (zręcznie coś ukryć lub skraść), pazdur (1. pazur, 2. w budownictwie ludowym ozdoba z drewna umieszczana na szczycie dachu), sztrozak (?), rzadzizna (1. pot. o czymś bardzo rzadkim, 2. wada wewnętrzna odlewu w postaci drobnych pustek), butada (ekstrawagancki żart lub pomysł), fakunda (gadatliwość), fatydyczny (proroczy), preferans (rodzaj gry w karty), kraszuarka (spluwaczka), ażiotaż (spekulacja), prostracja (1. skrajne wyczerpanie nerwowo-psychiczne, 2. leżenie na brzuchu z rozłożonymi rękami, będące w chrześcijaństwie wyrazem pokory wobec Boga i głębokiej modlitwy), zaakaparować (przeciągnąć na swoją stronę), zaszłapane (?) itd. A wiecie, że w dwudziestoleciu międzywojennym garsonka była "popularnym określeniem dziewczyny wyemancypowanej i nowoczesnej (od tytułu powieści V. Margueritte'a La Garçonne, Chłopczyca, 1924)"?
Boy przeszedł w tym roku do domeny publicznej, zapewne wkrótce przynajmniej podstawowe jego książki będą w sieci. A "Reflektorem w mrok" to znakomite wprowadzenie w jego pisarstwo, czytałem kilka razy aż wreszcie przerzuciłem się na dzieła wszystkie. Język jest cudnej urody, jędrny i obrazowy.
OdpowiedzUsuńWspominałam o tym przejściu do domeny publicznej. Sporo tekstów już w sieci jest, ale są rozproszone. Póki co.
UsuńNie mów, że przeczytałeś WSZYSTKIE tomy! :)
Nie mówię:P Jeszcze sporo mi zostało:P
UsuńNotka pierwsza klasa - i cytaty, i słówka smakowite. Będę czytać.;)
OdpowiedzUsuńAniu, a ja sugerowałem jakiegoś Boya do dyskusji, może teraz spojrzysz łaskawszym okiem:D
UsuńTrochę chaotyczna mi ta notka wyszła, pewnie przez te cytaty właśnie, ale styl Żeleńskiego tak bardzo mi się spodobał, że nie mogłam się powstrzymać:). Zresztą: jeden dobry cytat wart jest setek zachęcających recenzji.
UsuńAnia wspominała o "Dziewicach konsystorskich" jako ewentualnej propozycji do Klubu czytelniczego. Może razem z "Piekłem kobiet"?
UsuńTaka była i moja sugestia. Jest nas już dwoje lobbystów:)
UsuńWniosek jest przyjęty, czeka tylko na stosowny termin.;)
UsuńOj, ale zachęciłaś! Do walorów językowych prozy Boya akurat mnie przekonywać nie trzeba, więc już choćby dla tego bym się zapaliła do przeczytania "Reflektorem...", ale to zaangażowanie Boya w sprawy społeczne, odbrązawianie "wielkich polskich pisarzy" (wspaniała inicjatywa, im bliżej prawdziwego życia, tym lepiej, pełniej, smaczniej, i oczywiście zupełnie inne spojrzenie na twórczość), obrazki z epoki, codzienność powojenna, cytaty, cytaty, cudo! Aż mi żal, że póki co żadnym sposobem nie znajdę dla niego czasu. A Kraków moim zdaniem zachował do dziś trochę tej atmosfery, o której pisze Boy, choć faktycznie wieczorami po plantach nie snują się już podtrzymujący drzewka pijani artyści, a prędzej rozwrzeszczani Brytyjczycy.
OdpowiedzUsuńZa to zaangażowanie często obrywał, i od lewej, i od prawej strony, a jednak pisał nadal. Na pewno nie był człowiekiem idealnym, ale na pewno - ciekawym. Jeśli kiedyś znajdziesz czas, to bardzo polecam.
UsuńMiałam, miałam, ale nie przeczytałam całości, tylko kawałek, ten, o którym wspominają dziewczyny z "Przyślę panu list i klucz", czyli Dziewice i Piekło.
OdpowiedzUsuńNo i o meblach Wyspiańskiego. Potem mnie jakoś Boy zmęczył (choć nie odmawiam mu absolutnie niczego) i książkę oddałam, bo miałam pożyczoną.
Te teksty trzeba sobie dawkować, co za dużo, to niezdrowo:). "Reflektorem w mrok" czytałam, ze sporymi przerwami, kilka tygodni, długo tez nie mogłam ubrać w słowa moich wrażeń.
UsuńTe meble muszę kiedyś sobie obejrzeć w muzeum. Pewnie nie wolno na nich siadać...
Szanowna Autorko. Na stronie CBI, niestety, otrzymujemy komunikat -
OdpowiedzUsuńUtwór chroniony prawem autorskim. Publikacja cyfrowa jest dostępna na stanowiskach komputerowych w czytelniach Biblioteki Narodowej.
This work is protected by copyright. Digital publication is accessible on computer in the reading-rooms of the National Library.
Domena publiczna?
W kwietniu, kiedy powstawał powyższy wpis, książka była dostępna. Wiem, że teraz nie jest, i jakiś czas temu pisałam w tej sprawie do CBN. Wyjaśniono mi, że chodzi o "prawa autorskie osób współuczestniczących w wydaniu publikacji", czyli np. autora przedmowy i niektórych przypisów - te nie należą jeszcze do domeny publicznej. Ze względów technicznych CBN nie jest w stanie udostępnić samych tekstów Boya, ale trwają prace nad nowym oprogramowaniem, które ma to umożliwić. Zakończą się one prawdopodobnie na początku przyszłego roku.
Usuń