Tytuł: Jonathan Strange i pan Norrell
Autorka: Susanna Clarke
Pierwsze wydanie: 2004
Wydawnictwo Literackie
Tłumaczenie: Małgorzata Hesko-Kołodzińska
ISBN: tom I 83-08-03619-8;tom II 83-08-03661-9; tom III 83-08-03696-1
Stron: w sumie 1203
Ilustracje (nie ma ich w polskim wydaniu): Portia Rosenberg
Ocena: 4+/5
Edycja z 2011 roku: po powtórnej lekturze zmieniłam zdanie: 5/5
Edycja z 2011 roku: po powtórnej lekturze zmieniłam zdanie: 5/5
Już kilkaset lat trwa kryzys angielskiej magii. Jej uprawianie sprowadza się do studiowania starych ksiąg i pisania prac historycznych. Stała się nieszkodliwym hobby, któremu oddawali się dżentelmeni w zaciszu swoich ciepłych bibliotek, choć była zajęciem znacznie mniej popularnym niż polityka czy myślistwo. Magia stanowiła rozrywkę jedynie intelektualną - zastosowanie jej w praktyce byłoby poniżej godności owych dżentelmenów, ponieważ niebezpiecznie zbliżałoby ich do pospolitych sztukmistrzów i oszustów, którzy za kilka gwinei "uprawiali czary" w brudnych budach na ulicach większych miast.
Tymczasem ich średniowieczni i renesansowi poprzednicy wysługiwali się elfami oraz w imponujący sposób wykorzystywali magię dla celów własnych i narodowych (np. pomagali angielskim wojskom na bitewnych polach). Tworzyli zaklęcia, a nie tylko o nich czytali. Najsłynniejszym z nich był Król Kruków, wychowany przez elfy i rządzący kiedyś północną częścią Anglii, do dziś wspominany przez jej mieszkańców.
Na początku XIX wieku powszechnie uważano, że nikt w kraju nie praktykuje magii. Okazało się, że jest inaczej.
Powierzchowność i sposób bycia Gilberta Norrella wcale nie wskazywały, że to on jest jedynym prawdziwym magiem tej epoki - miał około pięćdziesięciu lat, był drobny i niepozorny. Magii nauczył się sam z ksiąg i prawdopodobnie z obawy o swoją cenną bibliotekę niemal nie opuszczał swojej siedziby w hrabstwie York. Kontaktami ze światem zewnętrznym w imieniu panna Norrella zajmował się jego dysponent, Childermass.
O tym, że pan Norrell używa zaklęć wiedziało bardzo niewiele osób (w zasadzie tylko on i służba), ale wszystko zmieniła wizyta dwóch przedstawicieli Uczonego Towarzystwa Magów Yorku. Pan Norrell był niesłychanie próżny i pochwalił się im swoimi osiągnięciami, a wkrótce potem zaprezentował swoje umiejętności pozostałym członkom Towarzystwa - sprawił, że rzeźby i posągi w katedrze w Yorku poruszały się i przemawiały, podczas gdy on sam pozostawał oczywiście w swoim opactwie Hurtfew.
Pan Norrell uznał, że po Yorku przyszedł czas na Londyn - postanowił wspomóc rząd w walce z Napoleonem. Problem polegał na tym, że mag nie znał się na wojnie, a politycy na magii i dlatego dopiero po pewnym czasie jego usługi okazały się przydatne, a nawet niezbędne. Co więcej pojawiły się głosy, że jeden czarodziej to za mało, powstawały projekty otworzenia szkoły magii...
Nic nie mogło zdenerwować pana Norrella tak jak podobne pomysły. Uważał się za najlepszego i jedynego maga w całej Anglii i na wszelkie sposoby starał się uniemożliwić studiowanie magii innym. Jedyny wyjątek uczynił dla Jonathana Strange'a.
Był to młody, zamożny człowiek, który wcześniej nie za bardzo wiedział, co ze sobą zrobić, ale pod wpływem przepowiedni jakiegoś włóczęgi postanowił zająć się magią. Ożenił się i przeprowadził do Londynu, aby zostać uczniem pana Norrella.
O dziwo współpracowało im się całkiem nieźle - pan Norrell, niekiedy trochę samotny, zyskał inteligentnego słuchacza, a Strange robił dobrą minę do złej gry. Wkrótce młodszy mag wyruszył do Portugalii, aby pomóc Wellingtonowi w wojnie przeciwko Francuzom. Po powrocie postanowił opuścić pana Norrella i znaleźć elfa, który nauczyłby go magii Faerie, a może nawet magii Króla Kruków.
*** *** ***
Może się wydawać, że powyżej dużo napisałam o fabule, ale tak nie jest. Powieść liczy sobie trzy tomy (w każdym razie w Polsce, podobno w Wielkiej Brytanii był jeden tom, a jeszcze starczyło miejsca na klimatyczne ilustracje), przy czym nie stanowią one odrębnych opowieści - trzeba przeczytać wszystkie. Każdy z nich zawiera wiele przypisów, niektóre z nich są nawet krótkimi opowiadaniami.
Wbrew pozorom (które i mnie kiedyś zwiodły) nie jest to typowa książka dla dzieci, a w każdym razie myślę, że nie okaże się ona dla nich tak urocza, jak dla starszych trochę czytelników.
To bardzo dobra pozycja. Nie chodzi tylko o niebanalną fabułę i ciekawych bohaterów - cała powieść jest napisana naprawdę świetnym stylem. Najczęściej porównuje się go do sposobu pisania Jane Austen i Dickensa, sama autorka wspomina też o inspirowaniu się prozą innych pisarzy (m.in. Ursuli Le Guin). Trzeba przyznać, że Susanna Clarke dobrze wybrała sobie wzorce i potrafiła z nich skorzystać.
W powieści znajdziemy szczyptę satyry na ówczesne angielskie społeczeństwo (w opisach obyczajów towarzyskich szczególnie widać nawiązania do Austen), polityków i wojsko. Autorka świetnie sportretowała kilka charakterystycznych dla epoki typów ludzkich - intryganta i obłudnika (Drawlight); bogatego lenia, który wszędzie szukał rozrywki, nawet kosztem innych (Lascelles); oddanego inteligentnego służącego (Stephen Black, Childermass). Świetnie opisała również postaci autentyczne.
Trudno tu zacytować konkretne fragmenty, bo bez znajomości kontekstu mogą nie wydawać się tak zabawne. Najwięcej można ich znaleźć w pierwszym tomie, kolejne części są trochę bardziej mroczne.
Podobało mi się też to, że autorka nie zastosowała schematów powielanych przez wielu twórców literatury fantasy.
Po pierwsze, akcja toczy się w niemal historycznych realiach, przeważnie w miejscach, które faktycznie istnieją po dziś dzień. Bohaterowie mieszkają przy prawdziwych ulicach i robią zakupy w rzeczywiście istniejących sklepach (jeden z nich pojawił się też u Jane Austen). W powieści pojawiają się też znane postacie historyczne - Wellington, król Jerzy III, jego dzieci, lord Byron, John Murray (wydawca książek m.in. Austen, Dickensa, Byrona).
Po drugie, nie ma tu sztywnego podziału na dobrych i złych magów - obaj mają swoje wady, ale są to wady typowo ludzkie. A elfy to złośliwe, przebiegłe i niebezpieczne istoty.
Magia nie jest tu darem, który należy do wybranych - do pewnego stopnia zaawansowania każdy może być czarodziejem, wystarczy odpowiednio przyłożyć się do nauki.
"Jonathan Strange i pan Norrell" na pewno nie zbliży się do popularności Harry'ego Pottera czy "Władca pierścieni" - ta powieść nie ma chyba takiego rozmachu i tak uniwersalnego przesłania. Niemniej jednak jest to wspaniała lektura i warto mieć ją w swojej biblioteczce - to książka, do której się wraca.
Bardzo chętnie przeczytam inną powieść Susanny Clarke, gdy tylko znajdę ją w bibliotece albo w nierujnującej cenie na allegro.
*** *** ***
Ulubioną książką Susanny Clarke jest "Emma" Jane Austen [źródło]. Mam jednak wrażenie, że w omawianej tutaj powieści o wiele więcej jest "Rozważnej i romantycznej". Pojawia się sklep Graya, gdzie i panny Dashwood załatwiały sprawunki, a kiedy poznajemy opowieść Drawlighta o tym, jak pomógł zapobiec małżeństwu bogatej panny z nieposażnym żołnierzem, przypominamy sobie przechwałki Roberta Ferrarsa.
No to będę szukać, zachęciłaś mnie do lektury tej książki, uwielbiam takie klimaty:)
OdpowiedzUsuńWiesz dlaczego bardzo lubię Twój blog? Bo czytasz książki zupełnie inne niż ja i gdyby nie Twoje pisanie, na niektóre pozycje pewnie nigdy bym nie trafiła, bądź też nie zwróciła na nie uwagi;-) O tej autorce np. słyszę pierwszy raz i już dopisałam sobie tytuł do listy - zachęcona Twoją recenzją oczywiście.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie
Kiedyś przeczytam tę książkę, to znaczy kiedy wpadnie mi przez przypadek w ręce, a ja przez przypadek nie będę czytał żadnego horroru albo innej książki z fantastycznego wyzwania :-)
OdpowiedzUsuńJoanno, skoro tak, to na pewno Ci się spodoba:)
OdpowiedzUsuńSkarletko, ja też czasami dzięki blogom sięgam po książki, na które wcześniej nie zwróciłam uwagi. Dzieję się tak, bo raczej nie śledzę nowości wydawniczych.
cedro, należy unikać monotematyczności, również przy wyborze lektur:)
Wprawdzie czytałem te książki kilka lat temu, ale zapadły mi w pamięć jako bardzo przyjemne, dowcipne i pomysłowe. Skojarzyły mi się też z dokonaniami Neila Gaimana. Cieszę się, że Tobie także się podobały. Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńmonotematyczność ma swoje niezaprzeczalne plusy
OdpowiedzUsuńsnoopy, mnie ta powieść prozy Gaimana nie przypominała wcale (czytałam "Nigdziebądź", "Koralinę", "Amerykańskich bogów" i "Księgę cmentarną"). Jedyne powiązanie między tymi autorami, które przychodzi mi do głowy, to pochlebne opinie Gaimana na temat "Jonathana Strange'a i pana Norrella" umieszczone na okładce. No, może przejawiają czasami zbliżone poczucie humoru...
OdpowiedzUsuńcedro, pewnie ma, np. osoba czytająca tylko horrory albo tylko powieści historyczne po pewnym czasie staje się w ich dziedzinie ekspertem. Myślę jednak, że to strasznie nudne:)
Ech, więc ja nie przyłączę się do zachwytów nad książką Susanny Clarke. Twoja recenzja brzmi baardzo zachęcająco, i gdyby nie to, że już dwa razy do niej podchodziłam, pewnie bym ją wypożyczyła lub kupiła. ;)
OdpowiedzUsuńRaz dotarłam do połowy pierwszego tomu, drugi raz zmęczyłam go cały, ale po resztę nie sięgnęłam. Wydała mi się strasznie nudna... No ale ja od fantastyki wymagam różnych fajerwerków fabularnych, więc to pewnie dlatego. ;)
Witam,
OdpowiedzUsuńJako że to jedna z moich ulubionych książek, bardzo się cieszę, że Ci się podobała :)
Tak przy okazji, "Damy z Grace Adieu" to tak naprawdę tomik opowiadań, z których sporo dzieje się w tym samym swiecie i dotyczy tych samych postaci, co "Jonathan Strange i pan Norrell" :)
ninedin, słyszałam, że to opowiadania dziejące się w tym samym świecie, co "Jonathan..." i to mnie właśnie w nich pociąga:) Jak tylko będę miała okazję, to na pewno przeczytam.
OdpowiedzUsuń