Impresje

czwartek, 26 maja 2011

KOBIETY

Tytuł: Kobiety (Women)
Autor: Charles Bukowski
Pierwsze wydanie: 1978
Tłumaczenie: Lesław Ludwig

Wydawnictwo: Noir sur Blanc
ISBN: 83-7392-051-X
Stron: 430

Ocena: 2/5


Pod wpływem wpisu Anny zarezerwowałam sobie tę powieść w bibliotece jeszcze w styczniu, ale oddano ją dopiero niedawno i stąd zwłoka w lekturze. "Kobiety" znajdują chyba wielu amatorów, o ile można sądzić po liczbie pieczątek z datami zwrotu. Mnie ta książka nie przypadła do gustu, zastanawiałam się nawet, czy zdołam dotrwać do ostatniej strony.

Oczekiwałam nie wiadomo jakich kontrowersji, a otrzymałam nudnawe wynurzenia pisarza po pięćdziesiątce. Główny bohater, Henry Chinaski, uchodzi za alter ego Bukowskiego. Pije, sypia z kobietami, zarabia na życie pisząc i prezentując swoją twórczość na wieczorach autorskich. I tak na okrągło. Niezwykłe jest tylko to, że choć Chinaski jest wstrętnym egocentrykiem i szowinistą, w dodatku niezbyt dbającym o swoją higienę osobistą, mnóstwo młodych i atrakcyjnych kobiet pakuje się do jego łóżka.
Chinaski w oczach swoich i "znawców" uchodził za nonkonformistę, ale moim zdaniem brak złudzeń, obojętność wobec uczuć innych osób i alkoholizm wcale nie są takie oryginalne. Poza tym nie wydaje mi się, żeby postawa Chinaskiego była jego świadomym wyborem; sprawiał raczej wrażenie, że na nic innego po prostu go nie stać, a za całym tym pozorowanym, wystudiowanym luzem drzemały spore pokłady strachu i kompleksów. 

Zastanawiam się, po co w ogóle Bukowski napisał tę książkę. Najprawdopodobniej po prostu dla kasy (Chinaski tak by zrobił). Przesłania brak. Nie ma tu regularnej fabuły, powieść wypełniają opisy kolejnych - krótszych i dłuższych - związków głównego bohatera (ze szczególnym uwzględnieniem wyglądu jego partnerek i scen łóżkowych). Chinaski jest postacią bardzo statyczną, a pozostali bohaterowie są ledwo zarysowani. Liczyłam na interesujące opisy obyczajowości Los Angeles w latach siedemdziesiątych albo intrygujący portret środowiska amerykańskich pisarzy, ale nic z tego - Chinaski/Bukowski olewał wszystkich i wszystko, więc oczywiście nie pisał o nikim i o niczym, co nie było z nim bezpośrednio związane. OK, pod niektórymi jego wypowiedziami nawet ja mogłabym się podpisać, ale właśnie dlatego wydały mi się banalne.
Wszędzie panuje chaos. Ludzie po prostu rzucają się na wszystko w zasięgu ręki: komunizm, zdrową żywność, zen, surfing, balet, hipnozę, terapię grupową, orgie, rowery, zioła, katolicyzm, podnoszenie ciężarów, podróże, ucieczkę od rzeczywistości, wegetarianizm, Indie, malarstwo, rzeźbę, pisanie, komponowanie, dyrygenturę, wyprawy z plecakiem, jogę, kopulację, hazard, alkoholizm, wędrówki bez celu, mrożony jogurt, Beethovena, Bacha, Buddę, Chrystusa, transcendentalną medytację, heroinę, sok z marchwi, próby samobójstwa, szyte na miarę garnitury, podróże odrzutowcem do Nowego Jorku, dokądkolwiek... Te fascynacje zmieniają się nieustannie, mijają, ulatują bez śladu. Ludzie po prostu muszą znaleźć sobie jakieś zajęcia w oczekiwaniu na śmierć. To chyba dobrze, że istnieje jakiś wybór. [str. 261]
To prawda, ale jednak truizm.

Moim zdaniem "Kobiety" mogą się wydać interesujące tylko osobom, których fascynuje Charles Bukowski i którym będzie się chciało doszukiwać się w tej powieści tropów autobiograficznych. Autor nie ma nic ciekawego do powiedzenia (a w każdym razie nic, co usprawiedliwiłoby długość tej książki), a i swoim stylem mi nie zaimponował. Przebrnęłam przez całość chyba tylko dlatego, że niemal do ostatniej strony spodziewałam się sceny, w której jedna z partnerek Chinaskiego odpłaci mu pięknym z nadobne, ale to oczywiście nie nastąpiło. 

39 komentarzy:

  1. Bukowski miał dość osobliwy gust jeżeli chodzi o kobiety, to apropo tych piękności pchających mu się do łóżka:) Tropów autobiograficznych w sumie nie ma co się doszukiwać ponieważ jest on oczywisty. Zresztą Bukowski nigdy tego nie ukrywał. Osobiście uważam, że książka jest naprawdę dobra. Ten cytat to może i truizm, ale warto brać pod uwagę, że w latach 70 - tych wszyscy byli zachłyśnięci konsumpcjonizmem, nie do końca zdając sobie z niego sprawę.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja sam nie wiem czy chcę to przeczytać. Dlaczego? Średnio interesuje mnie życie podstarzałych amantów o bogatym życiu erotycznym.

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie zawsze bywało tak kolorowo:)

    OdpowiedzUsuń
  4. drze Kohoutek, w latach siedemdziesiątych ta książka mogła być rzeczywiście inaczej odbierana, ale ja ją oceniam z własnej, subiektywnej, dwudziestopierwszowiecznej perspektywy. Rozumiem, że innym może się ta książka podobać, ale mnie cudzy cynizm po prostu nudzi (mam mnóstwo własnego), a cudze erotyczne ekscesy zupełnie nie interesują; tymczasem w tej powieści niczego więcej nie ma; wyrażone w niej poglądy Bukowskiego na życie, ludzi itd. można streścić w kilku zdaniach.

    Poza tym nie ukrywam, że wyżej cenię pisarzy z wyobraźnią, którzy nie tylko potrafią przetwarzać na literaturę znaną sobie rzeczywistość i znanych sobie ludzi, ale którzy umieją również zmyślać nowe światy i wiarygodnie pisać o nieistniejących osobach. OK, można popełnić jedną czy dwie książki autobiograficzne, ale wszystko ma przecież swoje granice...

    Piotrze, wiesz, spróbować możesz, zdaniem wielu osób to pisarz kultowy, a nuż Ci się spodoba?

    OdpowiedzUsuń
  5. Elenoir: Bukowski ma tylko samo zwolenników jak i przeciwników, i rozumiem, że tego typu proza może się nie podobać. Napisałaś jednak "ale ja ją oceniam z własnej, subiektywnej, dwudziestopierwszowiecznej perspektywy". Nie wiem czy dobrze się nad tym zastanowiłaś. Znajomość okoliczności powstawania utworu oraz tło życia autora to sprawy elementarne w interpretacji tekstu literackiego. Dwudziestopierwszowiecznej perspektywy można odczytywać Grocholę albo Chmielewską ale nie klasyków.

    OdpowiedzUsuń
  6. @ Elenoir

    Fanką Bukowskiego trudno mnie nazwać, ale "Kobiety" przeczytałam z zainteresowaniem - jak wiesz;). W Chinaskim uwiódł mnie jego niekłamany luz - dla mnie to facet, który chce mieć po prostu w życiu święty spokój czyli prześliznąć się przez nie bez komplikacji. A że jest antypatyczny i nie chciałabym go spotkać na swojej drodze - to już inna sprawa;)

    Co to jest wg Ciebie regularna fabuła? Zwróć proszę uwagę, że z korowodu kobiet, które pojawiły się w powieści (i łóżku Chinaskiego;)), jedna pozostała i zaczął rodzić się nawet związek. Z "Hollywood" wiem, że ta znajomość okazała się trwalsza niż inne.

    Wydaje mi się, że do Bukowskiego nie można przede wszystkim podchodzić ze śmiertelną powagą;) A już na pewno nie oczekiwać literatury na miarę Joyce'a czy Manna;)

    @ dr Kohoutek

    Piszesz: "Znajomość okoliczności powstawania utworu oraz tło życia autora to sprawy elementarne w interpretacji tekstu literackiego". Pachnie mi to szkolnym podejściem. Czy do interpretacji "W malinowym chruśniaku" naprawdę potrzebny Ci życiorys Leśmiana?;)))) Myślę, że nie trzeba znać biografii Bukowskiego, żeby cieszyć się jego twórczością. Oczywiście dodatkowa wiedza może wzbogacić interpretację, ale nie jest konieczna.

    OdpowiedzUsuń
  7. czytanki.anki: Mój komentarz odniósł się do wcześniejszej wypowiedzi Elenoir. Tło życia autora, to nie jego biografia, lecz wiedza o czasach w których przyszło mu żyć - wiedza historyczna. Zgadam się, że w interpretacji tekstu literackiego nie należy mieć klapek na oczach, tylko kierować się sercem, ale brak wiedzy lub nie branie pod uwagę pewnych okoliczności z poza tekstu może prowadzić do nadinterpretacji lub krzywdzącej oceny. Podejście te nie jest szkolne (w szkole choć było to bardzo dawno temu pamiętam że było tak jak pani nauczycielka powiedziała i basta). J. M. Rymkiewicz kiedyś powiedział: "Zamiast więc mówić, co to dzieło znaczy w czyimś rozumieniu, lepiej jest dowiedzieć się i odpowiedzieć jakim piórem to dzieło zostano zapisane i na jakim papierze(...)"

    OdpowiedzUsuń
  8. Tło życia autora to nie jego biografia - oczywiście, ale też to tło ma fundamentalny wpływ na biografię każdego z nas, nie uważasz?;)

    Nadinterpretacja, krzywdząca ocena itp. - uważam, że piękno leży w oku patrzącego, a więc ilu odbiorców, tyle interpretacji. Nie ma wzorców, które powiedzą, że rację mają np. zwolennicy lub przeciwnicy "Kobiet" Bukowskiego;).

    Z Rymkiewiczem mi nie po drodze. Uważam, że opublikowany utwór staje się "własnością" odbiorców i autor nie może mieć pretensji (czy też oczekiwań) co do indywidualnych ocen. Rozumiem, że artysta tworzy z potrzeby ducha i na pewno uzewnętrznia swoje odczucia, ale na tym koniec;) To jak z dzieckiem wychowywanym przez lata wg własnych przekonań, a później wypuszczanym w świat;)

    OdpowiedzUsuń
  9. czytanki.anki: Dokładnie, tło ma wpływ na każdego z nas, tak jak ma wpływ na utwory pisarzy. Cała dyskusja zmierza jednak w złym kierunku. Moja wypowiedź odnosiła się do zdania: "oceniam z własnej, subiektywnej, dwudziestopierwszowiecznej perspektywy", które było odpowiedzią na mój wcześniejszy wpis. Uważam, że ocenianie literatury z przed 100, 50, czy choćby 20 lat z perspektywy otaczającej nas obecnie rzeczywistości jest nieuczciwe. Indywidualna ocena, a wypisywanie głupot to dwie różne sprawy.

    OdpowiedzUsuń
  10. dr Kohoutek szacun jak Ty potrafisz ocenić dzieło z innej perspektywy niż swoja własna, szacun.
    Czy wielkie klasyki nie dlatego nimi są, że można je oceniać z każdej perspektywy w każdym stuleciu i wciąż sie bronią?
    jestem na etapie Judy Hardy'ego, jest fantastyczny a czytam go w ciemno.

    OdpowiedzUsuń
  11. @ dr Kohoutek

    A z jakiej Twoim zdaniem perspektywy jak nie własnej mamy odbierać i oceniać sztukę? Czy masz pewność, że potrafisz wczuć się w amerykańskie realia AD 1975?

    Poza tym daj innym prawo do własnego zdania. Jaką masz gwarancję, że Twój odbiór jest prawidłowy,a Elenoir - nie? Czy są jakieś wzorce interpretacji? Zwróć uwagę, że Elenoir użyła kilka razy wyrażenia "moim zdaniem" i nie narzuca innym swojego zdania.

    OdpowiedzUsuń
  12. Stwierdzenie że się z kimś nie zgadam nie jest narzucaniem komuś własnego zdania. dea: wybacz ale nie zrozumiałaś mnie. Ocenianie dzieła, nie uwzględniając realiów w jakich powstało uważam za płytkie. Wielkie dzieła o uniwersalnych wartościach, aktualnych przez wieki pod każdą szerokością geograficzna to jednak nie była działka Bukowskiego:) Ale masz racje takie książki świadczą o klasie pisarza. Jednak nie zawsze oceniamy książkę z pozycji w której siedzimy. Wielu profesorów i ludzi pióra doceniło powieści Masłowskiej mimo, że język, środowisko, realia które opisywała były im zupełnie obce. Szacun, respekt i bez ciśnień:)

    OdpowiedzUsuń
  13. Krytycy i ich oceny to dla mnie inna bajka;) Z racji wykształcenia mają raczej inną percepcję utworu niż laicy.

    OdpowiedzUsuń
  14. dr Kohoutek, jako filolog śmiem się nie zgodzić.
    Odbiór dzieł bez znajomości realiów nie jest płytszy tylko inny, z innej perspektywy (czasem wręcz świeży, bogatszy). Np taka "Zakonnica" Diderota naprawdę nie potrzebuje otoczki, żeby odebrać ją właściwie. Proust nie traci na swym pięknie gdy się nie wie, że opisy przyrody to sceny erotyczne

    OdpowiedzUsuń
  15. O tak, to b. ciekawe doświadczenie zanurzyć się w książkę, o której nic nie wiemy;) To może być jak skok na głęboką i nieznaną wodę;)

    OdpowiedzUsuń
  16. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  17. Dwie na jednego! Jest mi bardzo miło:) dea: Jako posiadacz bogatej kolekcji przepalonych żarówek po części się z Tobą zgadzam, ale czy nie jest przyjemnie to wszystko wiedzieć. Gdy zagłębiamy się w książce i widzimy więcej od innych. Proust może nie tarci na swym pięknie, ale treść traci na znaczeniu.

    czytanki.anki: Kiedyś popularna papierośnica Joanna Chmielewska powiedziała: "po co mam studiować filologię skoro się mogę tego nauczyć sama". Mam na myśli że jesteś przesadnie skromna i nigdy nie śmiałbym nazwać ciebie laikiem. Zazwyczaj zanurzam się w książce, o której wiem niewiele, masz racje to przyjemne, ale to nie znaczy nie wiedzieć nic. Do każdej lektury przystępujemy z bagażem literackich doświadczeń i wszechstronną wiedzą.

    OdpowiedzUsuń
  18. Ależ śmiej;) Piszę z pozycji zwykłego odbiorcy, który nie ma fachowego przygotowania do wyrażania sądów o sztuce. Uważam jednak, że krytycy nie mają monopolu na wiedzę i każdy ma prawo do własnego zdania o sztuce.

    Myślę, że do lektury przystępujemy przede wszystkim z bagażem WŁASNYCH doświadczeń i przez nie filtrujemy utwór. Dlatego też mimo, że mam inne zdanie niż Elenoir, nie będę jej wmawiać, że Bukowski zachwyca, jak nie zachwyca;)

    OdpowiedzUsuń
  19. Nikt nikomu nie próbuje wmówić czegokolwiek. Ta dyskusja chyba za daleko zaszła, bo gdzieś zagubiła się w niej myśl przewodnia. Pozdrawiam i zapraszam na moje śmieci.

    OdpowiedzUsuń
  20. Kulturalna dyskusja nigdy nie jest zła i myślę, że Elenoir nam wybaczy;)

    OdpowiedzUsuń
  21. Ciekawie się ta dyskusja rozwinęła. Nawet zaczęłam pisać komentarz (oczywiście długaśny), ale jeszcze nie skończyłam, a muszę lecieć na badania okulistyczne. Coś mi będą wlewać do oka, więc odpiszę, kiedy tylko odzyskam wzrok:).

    OdpowiedzUsuń
  22. Nie jestem recenzentką, a moje blogowe wpisy nie są recenzjami. To raczej zapiski czytelniczki-amatorki, z długim stażem, ale jednak amatorki. Często to podkreślam. Poza tym mój blog nosi tytuł "Impresje" i nie jest to nazwa przypadkowa. Nie udaję, że jestem krytyczką literacką.

    Ja również, podobnie jak Anna i Dea, uważam, że każdy czytelnik ma prawo ocenić książkę subiektywnie, z własnej perspektywy, według swojego gustu i opierając się na takiej wiedzy, jaką akurat w danym momencie swego życia dysponuje. Owszem, brak znajomości kontekstu, w jakim dany utwór powstał, biografii autora i innych jego książek może niekiedy prowadzić do powstania interpretacji utworu innej niż w sytuacji, kiedy czytelnik dysponuje szeroką wiedzą na te tematy. Ale przecież nie może być inaczej. Gdyby każdą lekturę musiało poprzedzać gruntowne przestudiowanie życiorysu pisarza, kilku opracowań naukowych na temat epoki, w której tworzył, i np. stosu roczników statystycznych, to ciekawa jestem, kto - poza specjalistami - czytałby książki. W dodatku przecież nie zawsze z góry wiadomo, o czym dana książka jest, a co za tym idzie - po jakie pomoce naukowe sięgnąć;).

    OdpowiedzUsuń
  23. drze Kohoutek, piszesz:
    Uważam, że ocenianie literatury z przed 100, 50, czy choćby 20 lat z perspektywy otaczającej nas obecnie rzeczywistości jest nieuczciwe. Indywidualna ocena, a wypisywanie głupot to dwie różne sprawy.

    Nie zgadzam się z Tobą. To, że niektóre sceny "Tragicznej historii doktora Fausta" Marlowe'a śmieszyły publiczność teatralną w XVI wieku nie oznacza, że muszą bawić i mnie, przeciwnie - uważam je za okropne, choć inne partie tej sztuki cenię. Nie mam również ochoty wynosić pod niebiosa opisów z "Pieśni o Rolandzie" na przykład, które mogły kiedyś wzruszać rycerzy i ich damy, ale dziś wydają się niedorzeczne. Nie wiem jak Ty, ale ja potrafię docenić wyjątkowość dzieła na tle epoki i jednocześnie zjechać niektóre jego aspekty z dwudziestopierwszowiecznej perspektywy.

    Tyle rozważań ogólnych, przejdę teraz do konkretów. W "Kobietach" Bukowski pisze o wydarzeniach z lat siedemdziesiątych XX wieku. Przecież to całkiem niedawno, znam ówczesne realia z opowieści krewnych, z innych książek i z filmów, a nawet wysiliłam się tak dalece, że w trakcie lektury zapoznałam się z życiorysem tego autora (w internecie). Uważam, że do przeczytania tej akurat książki to aż nadto. Bukowski pisze niemal wyłącznie o romansach, które wyglądają tak, jakby paleolit jeszcze się nie skończył. I zupełnie mnie nie obchodzi, czy to jego osobiste wspomnienia, na ile Chinaski to on sam - tak czy owak zanudziła mnie ta historia. Główny bohater jest postacią bardzo statyczną (autor sugeruje na ostatnich stronach, że nieco dojrzewa, ale...), z innymi rozmawia tylko o jakichś bzdetach, więc praktycznie niczego konkretnego się o nich nie dowiadujemy. OK, nie każda powieść musi być epokowa, uniwersalna itd., ale niech chociaż będzie o CZYMŚ. Uważam, że "Kobiety" Bukowskiego tego podstawowego warunku nie spełniają. Jeśli uważasz inaczej, to spróbuj mnie oświecić i napisz, dlaczego Twoim zdaniem ta książka jest taka dobra.

    Anno, kiedy pisałam o braku regularnej fabuły chodziło mi o to, że ja zauważam w tej powieści raczej kolejne sekwencje podobnych wydarzeń, a jakiegoś głównego wątku trochę mi brakowało. Jeśli otworzyłoby się tę książkę w dowolnym miejscu (np. kiedy Chinaski dostrzega jakąś atrakcyjną kobietę), to łatwo się domyślić, co wydarzy się na kolejnych stronach, zero zaskoczenia.

    OdpowiedzUsuń
  24. Kiedy mężczyzna spotyka kobietę, to często znajomość idzie w jednym kierunku;) Czysta biologia;) Mnie tylko zdziwiło, że jednak nie miał nic przeciwko stałemu związkowi i coś zaczęło się wykluwać.
    Narobiłaś mi smaku na kolejną jego książkę;)

    OdpowiedzUsuń
  25. Nie było mnie ale już jestem. Zresztą zostałem wezwany do tablicy. Elenoir: Każda książka jest o CZYMŚ, tylko nie zawsze to coś odpowiada wszystkim. Pisałem już, że rozumiem iż "Kobiety" Bukowskiego mogą ci się nie podobać, więc nie mam zamiaru cię przekonywać. Proza Bukowskiego jest bardzo "męska", brudna. Jego bohater traktuje kobiety przedmiotowo, w ten sposób zakłada maskę za którą ukrywa swoje kompleksy i wrażliwość. Pisałaś:
    "Nie wiem jak Ty, ale ja potrafię docenić wyjątkowość dzieła na tle epoki i jednocześnie zjechać niektóre jego aspekty z dwudziestopierwszowiecznej perspektywy".
    I właśnie o to chodzi. To jest złoty środek, którego w ocenie przytoczonego przez ciebie cytatu mi zabrakło. Ale to jest tylko moja subiektywna opinia:)

    czytanki.anki: "Facet potrzebuje wielu kobiet tylko wtedy, kiedy żadna z nich nie jest nic warta. Można utracić tożsamość, pieprząc się na prawo i lewo"

    OdpowiedzUsuń
  26. Wrócę jeszcze na chwilkę do tego, co powiedziała Dea:
    Odbiór dzieł bez znajomości realiów nie jest płytszy tylko inny, z innej perspektywy (czasem wręcz świeży, bogatszy).

    Ja również tak uważam. Z drugiej strony nie chcę uchodzić za pewną siebie ignorantkę, zdaję sobie sprawę ze swoich niedostatków, w każdym razie w porównaniu z np. filologami. Często oceniam książki raczej intuicyjnie niż na podstawie jakichś konkretnych argumentów. Potrafię ocenić styl, ale nie umiem analizować np. konstrukcji utworu. I pewnie dlatego wydawcy czasopism, w których ukazują się recenzje, jakoś nie ustawiają się w kolejce po moje teksty;))).

    Anno, no właśnie, czysta biologia, w końcu jesteśmy tylko maszynami przetrwania dla naszych genów. Mogę o tym czytać w książkach popularnonaukowych, ale w beletrystyce nie mam ochoty.
    Owszem, cel znajomości między kobietą i mężczyzną jest często jeden, ale przecież zanim pójdą do łóżka, przechodzą jeszcze przez etap flirtu i uwodzenia i o tym można coś ciekawego napisać. Czysty seks w wydaniu Chinaskiego nużył mnie śmiertelnie.

    W ogóle nie zdziwiła mnie ta jego wolta pod koniec. Może stwierdził, że czas nie stoi w miejscu, że atrakcyjnym kobietom będzie się wydawał coraz mniej pociągający (nawet tym, które lecą na Artystów), więc warto przywiązać do siebie jakąś wrażliwą, zaradną dziewczynę, póki jeszcze zostało mu trochę osobistego uroku. I pewnie nie bez znaczenia była fakt, że potrafiła dobrze gotować...

    drze Kohoutek, szkoda, że nie napiszesz, dlaczego "Kobiety" tak Ci się podobają - nie po to, żeby mnie przekonać, ale po to, żeby zaprezentować swoją opinię. No ale to Twój wybór.

    Rzeczywiście nie przepadam z "męską" prozą, jeśli owa "męskość" to tylko eufemistyczne określenie na wulgarność i ordynarność. Tak, tego nie lubię. Ale jeśli w książce jest COŚ jeszcze, to wydaje mi się, że potrafię wznieść się ponad swoje uprzedzenia i docenić jej zalety. Patrick Bateman z "American Psycho" robił z kobietami znacznie gorsze rzeczy, a jednak książka Ellisa spodobała mi się bardziej niż powieść Bukowskiego.

    Uważasz, że w mojej opinii o "Kobietach" zabrakło złotego środka. Widzisz, chodzi o to, że ja nie piszę o zaletach, jeśli ich nie dostrzegam:).

    OdpowiedzUsuń
  27. Dlatego że wówczas byłaby to recenzja, a nie komentarz. Do tego typu wpisów mam bloga. Nie mam również najmniejszej ochoty tracić czasu na jałową dyskusję, w której obie strony najwyraźniej mają problemy ze zrozumieniem siebie nawzajem. Jak się naprawdę wysilę to potrafię wznieść się ponad wulgarność i ordynarność i dostrzec coś jeszcze. Jeśli zamieszczę recenzje "Kobiet" to cię powiadomię.

    OdpowiedzUsuń
  28. @ Elenoir

    Ok, przyjmuję Twój punkt widzenia;)

    OdpowiedzUsuń
  29. W prawdziwej rozmowie, kiedy nie trzeba się troszczyć o ortografię, interpunkcję i poprawne budowanie zdań, porozumielibyśmy się pewnie łatwiej:). Z drugiej strony takie spotkanie jest mało prawdopodobne, bo pewnie dzielą nas wszystkich setki kilometrów, a dyskusja w sieci jest lepsza niż nic:).

    OdpowiedzUsuń
  30. A dla mnie cała dyskusja, która z każdym komentarzem jałowieje, do niczego nie dąży, bo przecież oczywiste jest, że inaczej się książkę ocenia mając szerszy kontekst (na czasy w którym powstawała, życie autora etc.) i więcej lat na karku (czytaj: doświadczenie) :D

    Elenoir, nie spodziewałem się innej oceny, bo Buk prezentował zawsze skrajny cynizm i szowinizm. Warto jednak podkreślić, że potrafi pisać, a sam fakt poróżnienia czytelników (w ocenie jego twórczości) jest dla mnie czymś nadzwyczaj dobrym bo... skłania do dyskusji :-)

    OdpowiedzUsuń
  31. Wiadomo, że inaczej (pytanie: czy lepiej?) ocenia się książkę znając ów kontekst, ale spieraliśmy się o to, czy w ogóle można oceniać książki bez posiadania dodatkowych informacji.

    Krzysztofie, jesteś wobec mnie trochę niesprawiedliwy:). To, że nie identyfikuję się z bohaterem powieści, nie oznacza automatycznie, że książka mi się nie spodoba. "Kobiety" nie przypadły mi do gustu z innych względów, o czym zresztą pisałam. Przypuszczam, że sięgnę jeszcze kiedyś po inną książkę Bukowskiego, może wtedy dostrzegę jego talent.

    OdpowiedzUsuń
  32. Kurdesz (ten nad kurdeszami), ominęła mnie taka ciekawa dyskusja... I to przy tak nieciekawej (subiektywnie patrząc) książce.

    Z Bukowskim mi zdecydowanie nie po drodze, wszystkie moje dotychczasowe próby kończyły się fiaskiem góra w połowie. Owszem, było mi żal tego biednego gościa, który nic tylko musi sobie udowadniać, że jeszcze może, ale nigdy nie udało mi się u Bukowskiego znaleźć niczego co by mnie zainteresowało. Może za słabo się starałam (ale nie mam zamiaru tego zmieniać), a może to kolejna książka, którą moje studia pozbawiły głębi. Nie wiem.

    Wiem za to, że znam towarzystwa, w których jak się człowiek przyzna, że nie lubi Bukowskiego, to od razu albo usłyszy, że jest niewłaściwej płci, albo że jest feminist(k)ą, albo, że nie jest prawdziwym facetem. Ja co prawda z pewnością jestem feministką, ale cyniczny i nieco szowinistyczny Philip Marlowe Chandlera jest jedną z moich ukochanych postaci literackich... więc może jednak to nie tylko to?

    W ogóle frustruje mnie takie podejście do niektórych książek. Lubisz "Mgły Avalonu"? Jesteś feministką. Nie lubisz? Jesteś podłym szowinistą. Z Bukowskim na odwrót (szowinista i podła feministka)...

    Piszę oczywiście, nie o Twoim, Elenoir, podejściu, tylko tak ogólnie mi się ulało na myśl o Bukowskim. Wybacz. :)


    Co zaś się tyczy tła w czytaniu książek: do dziś dziękuję siłom wyższym, że kiedy pierwszy raz oglądałam (w teatrze) "Czarownice z Salem" ("The Crucible") Millera nie miałam pojęcia o McCarthym i mogłam spokojnie docenić uniwersalną wymowę tej sztuki, a nie tylko traktować ją jako alegorię McCarthyzmu. Wniosek? Znajomość tła może wzbogacać odbiór, ale może też go zubażać. :)

    OdpowiedzUsuń
  33. Ysabell, głos w tej dyskusji można zabrać w każdej chwili:).

    Szczerze mówiąc, to ja opinie takich "towarzystw" mam gdzieś. To, że książka uchodzi za kultową, nie musi automatycznie oznaczać, że jest dobra; a nonkonformizm nie uczyni z nikogo utalentowanego pisarza.

    Mój światopogląd, system wartości mogą wpłynąć na interpretację książki, ale na jej ogólną ocenę w niewielkim tylko stopniu.

    "Czarownice z Salem" widziałam kiedyś w bibliotece, ale przekroczyłam już wtedy mój limit wypożyczeń. Muszę się znów rozejrzeć.
    A skoro już wspomniałaś o teatrze... twórcy przedstawień nawet najklasyczniejszą klasykę zawsze próbują pokazać z zupełnie nowej perspektywy, często wręcz wbrew ich pierwotnemu kontekstowi, nadają mu nowy. Moim zdaniem czytelnik może to samo robić z książką.

    OdpowiedzUsuń
  34. Nie przeczytałem akurat tej książki Bukowskiego, to znaczy po przejrzeniu kilku rozdziałów już kilka tygodni po terminie oddania książki, wydawało mi się, że powinienem ją oddać. Kilka innych przeczytałem. To tak na wstępie, raczej nie w celu pochwalenia się znajomością autora (bo to nie ta klasa co Mann, Musil, Broch), a bardziej by udowodnić, że w dyskusji brać udział mogę. (Komentarze nie na temat chyba właśnie nie budują meandrujących dyskusji, są to bardziej symulatory obecności). Do rzeczy, muszę pochwalić Cię, gdyż znalazłem bardzo dobre zdanie: "za całym tym pozorowanym, wystudiowanym luzem drzemały spore pokłady strachu i kompleksów". Mniej więcej to powiedział Bukowski o tej książce w jakimś wywiadzie. Wybitnym pisarzem nie był, ale chociaż umiał pisać z humorem. jeśli nie w tej, to w innej książce zmontował parę śmiesznych scenek. Miał, jeśli się nie mylę naśladować składnię zdania Hemingwaya, ale efekt trochę inny. Parafrazując go: Był (Bukowski) dobry, kiedy był dobry. I vice versa. Świata to pisarstwo nie zmieni, ale poprawi nastrój trywialnym żartem i zgrabnie czasami napisaną metaforą. ale przecież wniosków metafizyka nie znajdziesz raczej w głowie fizycznego pracownika, a takim był Bukowski przez większość życia. Rację jednak masz. Blog jeden z najlepszych z tych o literaturze, tak swoją drogą. mytek_87

    OdpowiedzUsuń
  35. Cieszę się, że udało mi się po części choćby trafnie odgadnąć motywy autora, choć brakowało mi postulowanej przez dra Kohoutka "znajomości okoliczności powstawania utworu oraz tła życia autora";)).

    Czytam dla rozrywki i/lub z ciekawości, nie po to żeby przy każdej książce przeżywać katharsis. Często wydaje mi się, że w literaturze wszystko już było, więc szukam w niej dobrego stylu, oryginalnych metafor, klimatu epoki albo miejsca, zdań-cacek do kolekcji cytatów. Albo chociaż zajmującej fabuły. W "Kobietach" niestety niczego takiego nie znalazłam, stąd niska ocena tej powieści, ocena - wciąż to podkreślam - subiektywna:).

    Dziękuję za komplement, choć wydaje mi się niezasłużony. Prowadzę ten blog już dwa lata, a jakoś nie zauważam żadnych postępów w mojej "twórczości". Może dlatego, że traktuję Impresje dość lekko, nie cyzeluję w nieskończoność moich wpisów. Dwa portale proponowały mi współpracę, gdybym się zdecydowała, to może pisałabym do nich teksty bardziej profesjonalne lub do profesjonalności pretendujące. Wolę jednak mniej zobowiązujący blogowy luz:). To chyba świadczy o tym, że nie jestem zbyt ambitna.

    OdpowiedzUsuń
  36. dobra, złamię regułę, którą wymyśliłem w tamtym poście (jest zawarta w nawiasie w tamtym moim poście) i dodam na koniec swojej bytności tutaj komentarz niezwiązany merytorycznie z książka. No w tym akapicie z twojej ostatniej wypowiedzi padają dwa wnioski zaprzeczające sobie, przeciwstawne.Dowód: Jakby nie było postępów, to by portale się nie zgłosiły i by stale dziewuszki, kobiety i nastoletnie laski nie odwiedzały strony. Postęp, jeżeli jest widoczny w dorosłym pisaniu, jak ty twierdzisz, w twoim "nieprofesjonalnym tworzeniu", bo lekkim, nie analitycznym wszechstronnie, i niewnikliwym interpretacyjnie, polega nie na zmianie stylu, punktu widzenia, czy czegoś innego,a tylko na zachowaniu regularności cechującej te teksty we wszystkich składowych. Postępy widoczne, to może robić pisarz, zmieniając z powieści na powieść konwencję, przechodząc od dzieł z rozbudowanym światem zewnętrznym,tłem historycznym i politycznym, do dzieł z rozbudowanym światem wewnętrznym, czyli, z psychiką, jak i ze światem zewnętrznym. pisarz powinien, jeśli chce być lepszy, właśnie cyzelować, krytyk ma zbudować sobie zaufanie czytelnika poprzez regularne opinie o niezmiennych wartościach. Jak to mówią: "Tak mi się przynajmniej wydaje". Na marginesie: Po ostatnim zdaniu wynoszę, że wnioski na temat książek większości piszącym wychodzą bliżej prawdy, niż wnioski o własnej osobie. Już koniec mądrości wybitnego teoretyka. pisz, póki chwalą, nawet jeśli niezbyt trafnie.

    OdpowiedzUsuń
  37. Komentarze na blogu - to temat nadający się na osobny wpis. OK, nie zawsze stają się częścią dyskusji, czasami tworzą nie meandry, a raczej przypadkowe cieki wodne, które nagle się zaczynają i równie nagle się kończą. No ale co z tego? Z zainteresowaniem obserwuję, jak różni ludzie tu zaglądają. Staram się odpowiadać na wszystkie komentarze, choć czasami robię to tylko z wrodzonej, a raczej wyuczonej uprzejmości.

    Z pierwszego zdania Twojej wypowiedzi wnioskuję, że chcesz już zakończyć tę "niemerytoryczną" dyskusję, ale poruszyłeś frapujący mnie temat (moja blogowa pisanina), więc ja po prostu muszę dorzucić swoje kolejne trzy grosze - jestem egocentryczką i lubię pisać o sobie (zresztą jak większość blogerów).

    Propozycje współpracy z portalami czy wydawnictwami absolutnie nie świadczą o dobrym czy choćby przyzwoitym poziomie blogu, bo takie oferty składa się również ludziom piszącym naprawdę kiepsko, nagminnie popełniającym rażące błędy językowe. To żaden wyznacznik jakości.

    Nie silę się na Bóg wie jakie analizy czy interpretacje, bo takowe w wykonaniu amatorki byłyby żenujące, pretensjonalne i śmieszne. Uważam jednak, że każdy, kto cokolwiek i gdziekolwiek publikuje (nawet non profit), a już zwłaszcza gdy pisze o literaturze, powinien dbać o przyzwoity poziom swoich tekstów. Nie chodzi mi o to, żeby moje wpisy zmieniły się w felietony, eseje lub prawdziwe recenzje. Chciałabym przynajmniej precyzyjniej niż dotychczas wyrażać swoje opinie, bo tymczasem więcej w nich słów niż sensownych treści. Niestety zupełnie nie wiem, jak ten cel osiągnąć, jak się wyrabia i ćwiczy styl wypowiedzi.

    PS. Nie uzależniam prowadzenia blogu od otrzymywania pochwał:).

    OdpowiedzUsuń
  38. Pisałem, że to mój ostatni wpis, bo nie chcę by doszło do takiej wymiany komentarzy przypominającej rozmowy na imprezie. A zdarza się, że na innych blogach właśnie więcej komentarzy jest w estetyce programu "Co za tydzień" niż w takiej, z której przynajmniej z punktu widzenia niewidocznego podglądacza dowiedzieć się czegoś o myśleniu danej osoby, jeśli nie mogę o książce. Niech mi ktoś udowodni, że na blogach tak się nie dzieje. wiadomo - to determinuje samowładza blogowicza w internecie.
    Radzić nie będę, jak wyrobić i wyćwiczyć styl wypowiedzi,bo gdybym sam miał taki, by uznawać się za autorytet, to założyłbym swojego bloga. A tak tylko czytam klasyków, i nie tylko, teraz np. "Książka twarzy" Marka Bieńczyka. Można czytać jakichś polskich eseistów i krytyków i próbować odnaleźć te ślady błyskotliwości w ich tekstach, a potem starać się jakoś ich metodę przenieść do głowy zmutowanej postaci. To pisanie zależy od głębi duszy i wiedzy. Trudno osiągnąć jedno i drugie,a następnie sprawić by wzajemnie na siebie oddziaływały, tak by było to widać w stylu wypowiedzi. ale to tylko gdybanie teoretyka, które nie jest żadną praktyczną radą. Ważne, że ma się chociaż krytyczny stosunek do takiego Tomasza Piątka, czy Bukowskiego, czy kogo tam jeszcze nisko oceniasz. bo zbyt często ich dokonania są tylko plażowymi rozgwiazdami na tle prawdziwie oświecająco pięknych gwiazd w literaturze. niech ludzie ich kupują, czytają, ale niech mają świadomość, że oni nie przebijają swoich wielkich poprzedników, nawet nie biegną za nimi z pasją, (no Bukowski to jednak biegł z pasją) do niespodziewanej mety,jakim jest kanon, tylko obiegają trasę jakimiś bocznymi ścieżynkami, bo na głównej drodze nie byłoby dla nich miejsca. Tyle ode mnie,koniec kadzenia i wchodzenia w ten dziwny ton z ostatniego zdania. P.S. Ja trochę inaczej rozumiem "żenujące", "pretensjonalne" i "śmieszne", ale już głowy zawracać nie chcę. ciau.Tymoteusz.

    OdpowiedzUsuń
  39. Tymoteuszu, chyba zbyt poważnie traktujesz blogi. Owszem, zdarzają się takie, na których znaleźć można tylko recenzje, ale większość blogów (np. mój) to po prostu prywatny kącik w sieci, w którym obok rzeczy ważnych trzyma się różne bibeloty - imponderabilia. Zdarzają mi się wpisy zupełnie "niemerytoryczne" (w przeciwieństwie do postów o książkach tytuły tych tekstów nie są pisane wyłącznie dużymi literami) i takowe komentarze.

    Zastanawiałam się (miałam weekend bez komputera:)) trochę nad kwestią własnego stylu i doszłam do wniosku, że aby sobie wyrobić własny, trzeba mieć po prostu literacki talent. Oczywiście, musi on być uzupełniony czytaniem dobrych książek czy innego rodzaju tekstów, ale jeśli się nie ma tego "czegoś", to można czytać do upadłego, a i tak pozostanie się grafomanem.

    Dziękuję za rozmowę i pozdrawiam:).

    OdpowiedzUsuń

"Błogosławieni, którzy nie mając nic do powiedzenia, nie ubierają tego w słowa". Z drugiej strony lubię meandrujące dyskusje, więc komentarze nie na temat również są tu mile widziane;).

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.