Tytuł: Lawinia
Autorka: Ursula K. Le Guin
Pierwsze wydanie: 2008
Tłumaczenie: Łukasz Nicpan
Wydawnictwo: Książnica
ISBN: 978-83-245-7772-9
Stron: 352
Ocena: 3/5
To pierwsza powieść Ursuli K. Le Guin, po którą sięgnęłam, więc nie bardzo wiedziałam, czego mam się spodziewać. Zwłaszcza że większość jej twórczości zalicza się do sf i fantasy, tymczasem "Lawinia" to, można chyba tak powiedzieć, reinterpretacja "Eneidy" Wergiliusza. Książkę zauważyłam na bibliotecznej półce z nowościami, a że widziałam w internecie sporo entuzjastycznych recenzji, zabrałam ją ze sobą do domu. Szczerze mówiąc ja tego powszechnego entuzjazmu nie podzielam.
Od razu się tu przyznam, że "Eneidy" nie czytałam. Ani "Iliady", ani "Odysei", z wyjątkiem tych kilku fragmentów, które przerabia się w liceum. Za to lubiłam mity, zwłaszcza greckie. Okazało się, że nieznajomość starożytnego eposu nie przeszkadza w lekturze "Lawinii", a orientowanie się w mitologii nie pomaga. O ile w "Eneidzie" bogowie stale wtrącali się do życia śmiertelników, o tyle w Lacjum opisywanym przez Le Guin żądzą raczej bóstwa domowe, siły przyrody, tradycja.
Ale do rzeczy, czyli do fabuły. Jest mniej więcej XII w. p.n.e. Niedawno skończyła się wojna trojańska. W Lacjum, krainie położonej na południe od Rzymu, który jeszcze wtedy nie istniał, pod sprawnymi i sprawiedliwymi rządami króla Latynusa od kilkunastu lat panuje pokój i dostatek. Latynowie zajmują się przede wszystkim uprawą roli oraz hodowlą owiec, świń i krów. Żyją w zgodzie z rytmem przyrody i licznych świąt. Są bardzo pobożni i wielkie znaczenie przypisują przepowiedniom. Ci spokojni rolnicy muszą jednak od czasu do czasu chwytać za broń - nie wszyscy sąsiedzi Latynów są do nich przyjaźnie nastawieni.
Tymczasem nadszedł czas, aby za któregoś z nich wydać córkę Latynusa - Lawinię. Najpoważniejszym kandydatem wydaje się Turnus, władca Rutulów i krewny Amaty, matki Lawinii. Sama Lawinia nie pała do tego związku zbytnim entuzjazmem, przepowiedziano jej bowiem innego męża. Od kilku już lat odwiedzała, przeważnie wraz z ojcem, Albuneę, "święty las na wzgórzach". Modlili się i składali ofiary, aby w nocy, we śnie, oczekiwać rady od swoich przodków. Podczas jednego z takich "seansów" Lawinia spotkała zjawę z przyszłości, Wergiliusza (70-19 r. p.n.e.). Umierający poeta ukazał jej przyszłość, opowiedział Lawinii o Eneaszu, jej mężu, czyli po prostu streścił swój epos. I bardzo żałował, że tak zmarginalizował jej postać. Również ojciec Lawinii zostaje we śnie ostrzeżony, by nie wydawał córki za Latyna, ale za cudzoziemca, które wkrótce przybędzie do jego kraju. I faktycznie wkrótce do Lacjum przypłynęli na swych okrętach Trojańczycy pod wodzą Eneasza, a cel ich podróży również wyznaczyła przepowiednia. Latynus zamierzał wydać za niego swą córkę, co nie spodobało Turnusowi i wielu Latynom. Doszło do walk, traktatów, łamania traktatów, pojedynków. Zwyciężyli oczywiście ci, którzy byli wierni proroctwom.
W tym mniej więcej miejscu Wergiliusz kończy swą opowieść, ale Lawinia ją kontynuuje. I chyba ta część książki podobała mi się najbardziej.
***
Właśnie Lawinia, której (podobno) w "Eneidzie" Wergiliusz nie udzielił prawa głosu, w tej opowieści jest narratorką i kluczową postacią. Z kobiecego punktu widzenia mówi o bezsensie wojny, wybuchającej tylko po to, aby mężczyźni mogli się wykazać. W rozmowach z Wergiliuszem dziwiła się, jak Eneasz mógł podczas ucieczki z Troi zgubić swoją żonę, a potem, kiedy przebywał w podziemnych zaświatach, wcale jej tam nie szukać. Skrytykowała wizję tych zaświatów zawartą w eposie, bo nie mogła pojąć, dlaczego Wergiliusz umieścił tam niemowlęta, które nie zdążyły przecież zrobić niczego złego.
Lawinia była samodzielna, inteligentna, mądra. Wergiliusz żałował, że nie zdąży już zmienić poematu tak, aby oddać jej sprawiedliwość. Ale i tak zapewnił jej nieśmiertelność.
Zainteresowały mnie opisy religijnych obrzędów, postać Lawinii bardzo mi się spodobała, ale cała książka już trochę mniej. Może za bardzo nastawiłam się na epickość, podczas gdy ta powieść jest bardziej kameralna. Styl autorki też mnie jakoś na kolana nie rzucił - nie jest zły, ale świetny też nie. Niektóre zwroty, np. "pogoda pod psem", trochę dziwnie brzmiały w ustach kogoś, kto żył 1200 lat p.n.e. W innym miejscu Lawinia mówi, że ona i inne postaci są "przypadkowe", co chyba miało znaczyć, że są, jak to się mówi, igraszką losu. Być może to kwestia tłumaczenia, tego nie wiem.
Podsumowując: książka niezła, nawet przyjemnie się czyta, ale tylko tyle. No i podobała mi się okładka:)
"Pogoda pod psem" powiadasz. Na pewno kwestia tłumaczenia. Giun jeszcze nie czytałem, ale bardzo chciałbym, kobieca sf to może być ciekawe zjawisko.
OdpowiedzUsuńNawiasem mówiąc bardzo przyjemny design Eleno i nie waż się go zmieniać! ;-)
Też mi się wydaje, że za to trzeba winić tłumacza, ale tak czy owak styl powieści był poprawny, ale mnie nie zachwycił.
OdpowiedzUsuńA zmiana szablonu jest konieczna, o czym pisałam w poprzednim poście i komentarzach do niego. Tylko nie znalazłam jeszcze równie ładnego.
Właściwie wątki mitologiczne itp. zniechęcają mnie, ale może dam się skusić, zwłaszcza że w mojej bibliotece ta książka jest dostępna. Absolutnie zgadzam się co do okładki, jest "klimatyczna".
OdpowiedzUsuń