Impresje

środa, 2 marca 2011

TABLETKI Z KRZYŻYKIEM

Autor: Szymon Hołownia
Tytuł: Tabletki z krzyżykiem. Pierwsza pomoc w lękach związanych z Bogiem, końcem świata, czyśćcem i duchami
Pierwsze wydanie: 2007

Wydawnictwo: Znak
ISBN: 978-83-240-0835-3
Stron: 334

Ocena: ?


Wymienionych w podtytule lęków nie odczuwam (prawdopodobnie ja skończę się wcześniej niż świat), ponieważ jestem ateistką i sceptyczką. Sięgnęłam po "tabletki z krzyżykiem" ze zwykłej ciekawości. Książki Szymona Hołowni sprzedają się nieźle i mają niemal same pozytywne recenzje, również na blogach, ale ja zainteresowałam się tym autorem z innego powodu - zdarza mi się czasami zajrzeć na jego blog na newsweek.pl i pamiętam, że o katastrofie smoleńskiej i o tym, co się potem działo na Krakowskim Przedmieściu, pisał całkiem rozsądnie. Ciekawa byłam zatem, co ma do powiedzenia na tematy religijne.

Czytało mi się tę książkę trochę jak mitologię, opis wierzeń jakiegoś egzotycznego ludu albo jak dziwną nieco bajkę. Szymon Hołownia jest zdeklarowanym katolikiem, który wierzy we wszystko to, czego naucza kościół, który nigdy nie wątpi. Owszem, jest dociekliwy, ale nie zadaje pytań, na które nie można znaleźć odpowiedzi w Katechizmie Kościoła Katolickiego, teologii i książkach religijnych naukowców. Nie pyta, czy Bóg istnieje - pyta, czy Bóg karze za dowcipy o sobie, i czy przeszczepiona wątroba zmartwychwstanie w dawcy, czy w biorcy. 

Książka składa się z pytań i odpowiedzi, pogrupowanych w kilka działów (tabletki o sławnych ludziach, fundamentalne, okołonaukowe, pośmiertne). Pytania wydają się nieco prowokacyjne i kojarzą mi się z tytułami artykułów w tabloidach, np.: Dlaczego król Dawid poszedł do łóżka z sąsiadką? Który tom przygód Harry'ego Pottera podyktował szatan? Czy Bóg pragnie, byśmy się pocięli? 
Szymon Hołownia nie znalazł odpowiedzi na wszystkie pytania, a niektóre z odpowiedzi są pokrętne i nielogiczne, przynajmniej z mojego punktu widzenia. Chciałam dla przykładu streścić odpowiedź na ciekawe pytanie o to, czy Jezus nie mógł umrzeć ze starości (tak sformułował to pytanie autor, a w rzeczywistości chodzi o to, dlaczego Jezus umarł za ludzi na krzyżu), ale jej sens są w stanie uchwycić jedynie ludzie głęboko wierzący.

Sądzę, że ja i Szymon Hołownia nie znajdujemy się może po przeciwnych stronach barykady, bo ani on nie strzela do ateistów, ani ja - do osób wierzących, ale światopoglądowo różnimy się bardzo. Upewniłam się co do tego, kiedy przeczytałam, że on rozmawia ze św. Faustyną. 
Z radością powitam wszystkich, którzy wyzwą mnie teraz od dewotów i fantastów, ale ja po prostu wiem swoje, wiem, czego doświadczam, rozmawiając z nią w łagiewnickim klasztorze, gdzie umarła, czy w warszawskiej kaplicy przy Żytniej, gdzie się modliła i spotykała z przychodzącym Jezusem. Jest przyjacielem, mistrzem i trenerem przyglądającym się, jak wspinam się po ścianie, którą on już dawno pokonał. (...) Relacja ze "swoim" świętym to coś niesłychanego - przyjaźń, zaufanie, radość ze spotkania, Amerykańscy naukowcy powiedzieliby pewnie, że to wszystko psychologiczna projekcja, sprawka chemii mózgu lub promieniowania czakramu energetycznego znajdującego się, jak wiadomo, pod Krakowem. Szczerze mówiąc - mam ich wynurzenia w nosie. Gdy człowiek kocha i jest kochany, eksploruje obszary świata niedostępne uzbrojonym w pipetę jegomościom. [str. 101-102]
Dodam, że w innym miejscu autor kpi sobie ze spirytualistów, których działalność kościół potępia. Moim zdaniem rozmawianie z duchami niczym się nie różni od rozmawiania ze świętymi.
Proszę też zwrócić uwagę na końcówkę cytatu - to nie jedyne zdanie, w którym Szymon Hołownia pisze o naukowcach tak protekcjonalnie. 
Przede wszystkim trzeba odpędzić się od pokusy zamiany wiary w wiedzę. Współczesne chrześcijaństwo znajduje się między młotem a kowadłem - postęp nauki sprawia, że mamy odpowiedzi na coraz więcej pytań, kurczy się sfera tajemnicy. My, chrześcijanie, wiemy jednak, że istnieje obszar, którego nauka nigdy nie zbada, do którego nigdy nie dotrze. [str. 232]
"My, chrześcijanie, wiemy..." Powinno być chyba: "My, chrześcijanie, wierzymy..."
Boję się ludzi, którzy nigdy nie wątpią. 


"Tabletki z krzyżykiem" są napisane bardzo lekkim stylem, miejscami trochę nawet infantylnym czy wręcz, jak już wspomniałam, tabloidowym, który z czasem zaczął mnie nużyć. Autor nie używa tu skomplikowanej terminologii teologicznej, ale stosuje chrześcijańską odmianę logiki, która nie dla wszystkich jest zrozumiała. Na końcu każdego działu i potem jeszcze na końcu książki znaleźć można obszerną bibliografię.

Książka spodobać się może osobom wierzącym, chcącym pogłębić swoją wiedzę o religii, którą wyznają. Ateiści pod wpływem tej lektury utwierdzą się dodatkowo w swojej niewierze.

Nie potrafię ocenić "Tabletek z krzyżykiem". Trochę mnie ta książka zmęczyła, ale też zachęciła do przeczytania Starego Testamentu. (Ciekawe, czy można wypożyczyć Biblię z biblioteki...) Przeczytałam ją jednak, bo żyjemy w państwie niemal wyznaniowym, dlatego uważam, że dobrze od czasu do czasu poczytać o religii obecnej, czy się tego chce, czy nie, w wielu dziedzinach naszego życia. 

12 komentarzy:

  1. O, a który tom Harrego Pottera podyktował ten szatan, bo zaintrygowałaś? :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Właśnie kończe jego książke i podobnie jak Ty mam mieszane uczucia. Denerwował mnie po pewnym czasie, właśnie dość infantylny język. Lektura zajeła mi ok 2 tygodni. Musiałam odkładać i wracać po pewnym czasie, żeby ochłonnąc i nie przesadzić.
    Sama jestem osobą wierzącą i rozumiem, że głównym celem pana Szymona było pogłębienie mojej wiedzy i zachęcenie mnie w spósób łatwy i miły do rozwoju, tylko tu pojawia się problem.
    Mnie nie do końca ta lektura przekonała.
    Owszem uważam, że nie nawracanie w każdym możliwym zdaniu osób niewierzących, jest milowym krokiem do przodu, jeśli chodzi o literaturę religijną.
    Dowiedziałam się, wielu nowych informacji, ale nie jestem pewna mojej opini także. Po całkowitym przeczytaniu, pewnie spróbuję podsumować moje luźne obecnie przemyślenia.

    Książka ciekawa napewno, ale niestety nie wybitna jak dla mnie.

    OdpowiedzUsuń
  3. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie jestem wielkim fanem Hołowni, a tę książkę uważam za najsłabszą, jaką napisał (choć nie czytałem jeszcze "Boga"). Doceniam jednak to, że potrafi w sposób lekki pisać o kwestiach wiary - odświeżyło to bardzo nasz polski język "około-religijny".

    Zainteresowało mnie to, że o katolicyzmie piszesz jako o "wierzeniach jakiegoś egzotycznego ludu albo jak o dziwnej nieco bajce". Rozumiem, że jesteś ateistką, ale jeśli dobrze pamiętam, to kiedyś wspomniałaś, że wychowałaś się jako katoliczka, więc chyba jakieś pojęcie musisz mieć o tym, czym jest to wyznanie. Ponadto żyjesz w społeczeństwie i kulturze, w których nie sposób nie zetknąć się z przejawami tej religijności. Czy polscy katolicy to rzeczywiście tak egzotyczny dla Ciebie lud, skoro wśród nich żyjesz?

    I jeszcze jedno. Gdybyś kiedyś miała ochotę na nieco poważniejszą lekturę w tej tematyce polecam Ci gorąco książki czeskiego księdza Tomasza Halika, a zwłaszcza "Co nie jest chwiejne jest nietrwałe. Labiryntem świata z wiarą i wątpliwościami". To człowiek, który przemawia i inspiruje nawet Czechów, jeden z najbardziej ateistycznych narodów świata.

    PS. Usunąłem poprzedni post, bo chciałem poprawić literówkę. Ten post jest dokładną kopią tego wymazanego, tyle że bez błędu.

    OdpowiedzUsuń
  5. Koniec końców nie przeczytałem jeszcze żadnej jego książki. Ostatnio wiele się u mnie zmieniło, przede wszystkim mój stosunek do wiary. Zwątpiłem, po prostu. Ale sięgnę po niego tak jak ty - z czystej ciekawości.

    OdpowiedzUsuń
  6. Seso, to właśnie jedno z tych tabloidowych pytań, które mają intrygować, natomiast z treścią tekstu są tylko luźno związane. W odpowiedzi autor przytacza różne stanowiska kościoła, a raczej kilku duchownych. Niektórzy z nich widzą w książkach o Harrym Potterze promocję magii i okultyzmu, inni - pochwałę wartości takich jak przyjaźń, odwaga, pomoc słabszym.

    biedronko, sądzę, że Szymon Hołownia chciał przede wszystkim pogłębić swoją wiedzę (to wynika ze wstępu), ale postanowił podzielić się efektem swoich poszukiwań z czytelnikami. Takie książki są najwyraźniej potrzebne, skoro tak dobrze się sprzedają (widywałam je na półce z bestsellerami w empiku).

    OdpowiedzUsuń
  7. snoopy, no tak, książki Hołowni są na pewno o wiele bardziej interesujęce niż typowe niedzielne kazanie albo przeciętna katecheza. “Tabletki” traktują raczej o zagadnieniach “peryferyjnych”, ciekawa jestem, jak autor w innych książkach pisze o sprawach fundamentalnych.

    Dobrze zapamiętałeś – moi rodzice są katolikami, a i ja wyznawałam tę religię przez kilkanaście lat (byłam nawet w oazie;)); potem jakiś czas byłam agnostyczką, a ateistką jestem od mniej więcej dziesięciu lat.
    Ponad 90% Polaków deklaruje katolicyzm, ale w rzeczywistości większość z nich (nie wszyscy) to poganie i heretycy. Ilu z nich przeczytało Biblię? Ilu rozumie liturgię mszy świętej? Ilu sięgnęło po Katechizm Kościoła Katolickiego? Ilu przeczytało jakąkolwiek encyklikę? Bardzo niewielu. Większość od czasu do czasu chodzi do kościoła, przyjmuje sakramenty i księdza po kolędzie. Bo tak robili rodzice, bo tak wypada, bo Polak=katolik. Z nauki kościoła katolickiego wybierają sobie to, co im pasuje (można o tym przeczytać np. tutaj).
    Polski katolicyzm jest bardzo powierzchowny, więc nawet ktoś, kto się w tej religii wychował, tak naprawdę nie wie o niej prawie nic. I dlatego właśnie szczegółowe rozważania o aniołach, o czyśćcu, o niebie i piekle, o świętych – patronach szatniarek czy strażników miejskich wydały mi się takie egzotyczne. Zresztą przez te wszystkie lata nabrałam dystansu do wszystkich religii.

    Nie mam chwilowo ochoty na kolejne książki o tej tematyce, ale zapamiętam sobie tytuł, który polecasz. Widzę tam słowa “chwiejność” i “wątpliwości”, więc może ta pozycja bardziej przypadnie mi do gustu.

    Grześku, przeczytać można, wyrobisz sobie swoją opinię o tym autorze. Gdybym ja miała wątpliwości, to ta książka tylko by je pogłębiła, ale może w Twoim przypadku skutek będzie odwrotny?

    OdpowiedzUsuń
  8. Gdy zacząłem swą przygodę z Hołownią byłem zauroczony - wreszcie jest w naszym kraju ktoś, kto inteligentnie i dowcipnie potrafi pisać o religii; ktoś, kto krytykuje polską zaściankową i płytką religijność nie z pozycji wojującego ateusza, ale z pozycji człowieka wierzącego, wymagającego WIEDZY RELIGIJNEJ od siebie i od innych.
    Z czasem mój entuzjazm nieco opadł - po ostatniej książce Hołowni - "Bóg. Życie i twórczość" - sam nie wiem, czy jego pisanie jeszcze mnie zachwyca, czy też 'popowe' wtręty i umizgi do masowej publiki mnie odrzucają.
    Niewątpliwie Szymon Hołownia jest autorem, którego warto poznać, bez względu na własny światopogląd. Choćby dla tego, że w poruszanej przez siebie tematyce konkurencji, niestety, w Polsce nie ma.

    OdpowiedzUsuń
  9. Elenoir,
    ty normalnie jesteś zimna ateistka ;-) 10 lat?!!! To w Twoim wieku powinno zacząć się już myśleć o "wieczności" ;D
    Wiesz doskonale i powtórzę to wręcz z religijnym fanatyzmem, że wspaniale idealizujesz wiarę (katolicką).
    Hołownia? Stał się medialnym celebrytą, cokolwiek to znaczy. Może to i dobrze, że jego książki napisane są takim "prostym" językiem - w sam raz dla laików, bo sama stwierdzasz, że owe "iks %" to wierzący "od niedzieli do niedzieli" (laicy), a w tym też należy upatrywać sukces jego książek, choć oczywiste jest, że medialność i reklama robią swoje.

    OdpowiedzUsuń
  10. insider, owszem, Hołownia krytykuje tutaj np. ludzi, dla których Wielka Sobota wiąże się tylko z przepychankami przy święceniu jajek w kościele. Może wyjdę na antyklerykalistkę, zresztą może nią nawet jestem, ale brakowało mi tu stwierdzenia, że za taki (niski) poziom religijności Polaków odpowiadają przede wszystkim księża. Nie żeby mi zależało na rozwoju katolicyzmu w Polsce; wskazuję tylko na pewną niekonsekwencję ze strony autora.

    Hołownia ma taki trochę luzacki styl, co mi w sumie dopowiada, ale wolę już wpisy na jego blogu (tak z raz na miesiąc), bo tam tych żarcików tylu nie ma.

    Krzysztofie, jaka zimna? Powiedziałabym raczej, że zdeklarowana:). O wieczności wolę nie myśleć, bo mnie już nie będzie. Przetrwają może jakieś moje atomy, część DNA, nie ja.

    Ja idealizuję wiarę? Raczej nie, po prostu uważam, że jeśli dorosła osoba nie przeczytała nawet nigdy Biblii, to nie powinna twierdzić, że jest katolikiem.

    Nie wiem, czy Hołownia jest medialnym celebrytą, a nawet jeśli jest, to ja nie mam mu tego za złe. On ma przynajmniej jakieś poglądy, którymi może się z widzami/czytelnikami podzielić, podczas gdy wielu ludzi zrobiło karierę większą niż on, choć nie mają absolutnie nic do powiedzenia (czasami mają za to coś do pokazania).

    OdpowiedzUsuń
  11. zaczęłam tak jak Insider - ucieszyłam się, że Hołownia jest zarazem rozgarnięty i wierzący. i tak jak Insider skończyłam - zmęczona jego żarcikami. nie ma nic bardziej męczącego, niż facet, który non-stop próbuje być zabawny/błyskotliwy/zajmujący. porzuciłam tę książkę po kilkudziesięciu stronach i fruuu sprzedana na allegro. jeśli chodzi o mój status: podobnie jak Elenoir jestem niewierząca ale ciekawa 'egzotycznego ludu'

    OdpowiedzUsuń
  12. Na początku "Tabletek" można przeczytać zalecenie, aby zażywać najwyżej pięć dziennie. Może to znużenie książką i stylem autora pojawia się tylko wtedy, gdy czytelnik nie zastosuje się do tej rady? (Ja się nie zastosowałam).

    OdpowiedzUsuń

"Błogosławieni, którzy nie mając nic do powiedzenia, nie ubierają tego w słowa". Z drugiej strony lubię meandrujące dyskusje, więc komentarze nie na temat również są tu mile widziane;).

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.