Impresje

środa, 29 sierpnia 2012

KRONIKI JAKUBA WĘDROWYCZA

Tytuł: Kroniki Jakuba Wędrowycza
Pierwsze wydanie: 2001
Autor: Andrzej Pilipiuk
Wydawnictwo: Fabryka Słów
ISBN: 978-83-7574-047-9
Stron: 296

Ocena: 2/5


Rzadko sięgam po polską fantastykę, nie dlatego, że uważam, że nasi autorzy piszą gorzej, tylko dlatego, że trudniej wyłowić dobre książki spośród mnóstwa woluminów o łudząco do siebie podobnych okładkach. Nie mogłam jednak nie słyszeć o Andrzeju Pilipiuku - jego nazwisko widnieje na wielu z nich. Ba, kilka lat temu postanowiłam sprawdzić, skąd się bierze popularność tego autora. Przeczytałam pierwszy tom trylogii "Kuzynki", ale wydał mi się słaby nawet jak na  powieść czysto rozrywkową i na kolejne nie miałam już ochoty. Słyszałam jednak dużo dobrego o cyklu o Jakubie Wędrowyczu, więc wypożyczyłam sobie pierwszą część. Kolejne rozczarowanie, tym większe, że autor miał niezły pomysł na tytułową postać, ale nie wykorzystał tkwiącego w niej potencjału.

Ów bohater to Jakub Wędrowycz, który mimo osiemdziesiątki na karku pozostaje najlepszym cywilnym (tzn. nie duchownym) egzorcystą w Polsce. Mieszka we wsi Stary Majdan, w okolicy Wojsławic, na wschodnich rubieżach naszego kraju, ale jeśli trzeba, potrafi cofnąć się w czasie i jako carski kurier dotrzeć pocztowymi końmi wszędzie tam, gdzie jest potrzebny. Na skutek aktywności ruchów New Age i desakralizowania cmentarzy poprzez grzebanie na nich doczesnych szczątków komunistów popyt na jego usługi stale wzrasta

Szkoda tylko, że opowiadania Pilipiuka w niewielkim stopniu traktują o przygodach egzorcysty, który walczy ze zjawami i potworami na zabitej dechami prowincji. Dotyczą raczej przypadków wiecznie zapitego żula o wybitnie odpychającej aparycji, który uważa alkohol (zwłaszcza własnoręcznie pędzony bimber) za najlepsze remedium na wszelkie zło: niebezpiecznego dżina ukrywającego się w dywanie czy wszy na własnej głowie, wszystko jedno.
Na Wędrowycza nie ma mocnych, z łatwością radzi sobie z każdym przeciwnikiem, co, niestety, sprawia, że akcję każdego kolejnego opowiadania śledziłam się z coraz mniejszym napięciem. Przyczyniła się też do tego bardzo szkicowa konstrukcja bohaterów i niekiedy zbyt szczątkowa fabuła - wydawałoby się, że wszystko dopiero się rozkręca, a tu szast-prast i finał.

Od znużenia nie uchroniły mnie pseudozabawne wstawki, które pojawiają się między niektórymi opowiadaniami, np. przepis na hot doga zaczynający się tak: "za pomocą pętli z linki hamulcowej łapiemy średnio wyrośniętego psa". To nie mój typ poczucia humoru i nie ten rodzaj absurdu, który mi odpowiada. Zresztą może w tym przypadku "absurd" to zbyt daleko idący eufemizm, fabuła "Głowicy", "Świńskiej rebelii" czy "Przeciw pierwszemu przykazaniu" to nie tyle absurd, ile nonsens i bzdura.

Gdyby Andrzej Pilipiuk lepiej pilnował proporcji między literackimi i komediowymi walorami swoich opowiadań, "Kroniki Jakuba  Wędrowycza" byłyby daleko przyjemniejszą lekturą.

25 komentarzy:

  1. Aleś wybrała, Pilipiuka było sięgnąć, jeśli już koniecznie chciałaś go sprawdzić, któryś ze zbiorów zwanych bezjakubowymi (choćby "2586 kroków" czy "Rzeźnika drzew"). Które są lepsze, ale to też nic wielkiego choć osobiście je lubię.

    Rzadko sięgam po polską fantastykę, nie dlatego, że uważam, że nasi autorzy piszą gorzej, tylko dlatego, że trudniej wyłowić dobre książki spośród mnóstwa woluminów o łudząco do siebie podobnych okładkach.
    Mogę mailem podrzucić jak chcesz kilka nazwisk, którym można przyjrzeć się bliżej czy tam nawet tytułów. ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Trudno trafić na dobrą książkę Pilipiuka, bo napisał ich już mnóstwo, a z Waszych komentarzy wynika, że czytalne są tylko nieliczne:). Może dam temu autorowi trzecią szansę, ale nie w najbliższym czasie.

      Proszę o mail, jeśli to możliwe, to raczej z tytułami, żebym nie sięgnęła znowu po niewłaściwą książkę jakiegoś pisarza;). Nie obiecuję, że skorzystam z podpowiedzi już teraz, ale będę je miała na uwadze.

      Usuń
  2. Zgadzam się z Maeg. Nie od tego się zaczyna w przypadku Pilipiuka. Ja czytałem Wędrowycza, kiedy pałałem już sporą sympatią do tego autora. O tym jednak nie mogłaś wiedzieć.

    Ja przeczytałem wszystkie części przygód Wędrowycza i zdecydowanie przypadły mi one do gustu. Są to luźne, przyjemne książki, które czyta się z szerokim uśmiechem na ustach. I tak właśnie było w moim przypadku. Jest to specyficzne poczucie humoru, ale do mnie przemówiło.

    Zdecydowanie polecam zbiory opowiadań Pilipiuka. Którykolwiek... Wtedy można spokojnie ocenić autora.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Właśnie przeczytałam zbiór opowiadań Pilipiuka i spokojnie stwierdzam, że mi się nie spodobał:).

      Usuń
  3. Dukaja poczytaj, jak chcesz ambitnej polskiej fantastyki. Mi na przykład szczególnie do gustu przypadł zbiorek "Xavras Wyżryn".

    Zgadzam się z Maeg, lepiej zaczynać od zbiorów bezjakubowych. I osobiście odradzam "Oko Jelenia", cały cykl, bo cały czas czeka się, aż w końcu zrobi się Wędrowyczowo. A polecić mogę trylogię "Norweski dziennik", mi bardzo przypadł do gustu. Moim zdaniem biorąc do ręki książkę Pilipiuka należy przede wszystkim oczekiwać literatury lekkiej, rozrywkowej i napisanej w sposób, który się łatwo czyta.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czytałam "Inne pieśni" i "Extensę", wieki temu, a w mniej odległej przeszłości - "Wrońca". Może rzeczywiście powinnam znowu przeczytać coś Dukaja. Na półce czyha "Lód", ale prędzej zdecyduję się na "W kraju niewiernych" albo "Króla bólu". Zobaczy się.

      "Kroniki Jakuba Wędrowycza" nie są nawet poprawnie napisane (znaczy: zbyt wiele rzeczy tam się kupy nie trzyma), więc nie spełniają tych minimalnych wymagań, które stawiam literaturze czysto rozrywkowej.

      Usuń
  4. Ja tam Jakuba lubię. I bimber. Ale moje lubienie może wynikać z faktu, że byłem o krok od kariery "wiecznie zapitego żula o wybitnie odpychającej aparycji :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A podzielasz jego cokolwiek ekscentryczne upodobania kulinarne i wolne od subtelnej zadumy nad względnością czasów i pojęć poglądy polityczne?:)

      Usuń
    2. Myślę, że jednak chodzi o bimber :P

      Usuń
    3. Jako osoba, która nigdy w życiu nie była pijana, nie jestem w stanie polubić tego bohatera:). Zresztą nie rozumiem, dlaczego Pilipiuk zasugerował w jednym z opowiadań ("Hochsztapler"), że ta cała żulerskość Wędrowycza to tylko pozór.

      Usuń
  5. A mi to już z daleka pachniało "To nie mój typ poczucia humoru i nie ten rodzaj absurdu, który mi odpowiada", więc nigdy nie zdecydowałam się jednak sięgnąć po jego książki. Gdybym miała jeszcze jakieś wątpliwości, to Ty z pewnością byś je rozwiała :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cóż, koledzy polecają powyżej inne utwory Pilipiuka, w tramwajach często widzę ludzi czytających jego książki, więc może to ze mną coś jest nie tak i nie powinnaś sugerować się moimi opiniami:).

      Usuń
  6. Typ humoru jak typ humoru, ale te opowiadania są też bardzo słabe stylistycznie. A w necie jest zdecydowanie zbyt dużo rozentuzjazmowanych recenzji Jakuba, więc autorka powyższego tekstu spełniła swój obywatelski obowiązek. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Styl mi nie przeszkadzał, bo nie oczekiwałam fajerwerków pod tym względem, zaskoczyła mnie za to bardzo tak słaba, niedopracowana konstrukcja opowiadań. Nie wiem, może Pilipiuk po prostu rozmienia swój talent na drobne, produkując jedną powieść za drugą, wydając kolejne zbiory opowiadań.

      Usuń
  7. :) Zawsze mnie zastanawia, po co ludzie się męczą nad kiepską książką...
    Chyba trochę szkoda czasu, można go było poswięcić na cos znacznie przyjemniejszego niż męczenie się nad tym "wiecznie zapitym żulem o wybitnie odpychającej aparycji". Czyż nie?
    A już tym bardziej, jesli to nie Twój typ humoru.
    No takie moje zdanie. Nie męczę książki jesli do mnie trafia.
    :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Może i racja, ale miałam ostatnio trochę spraw na głowie (np. ślub), zresztą nadal mam, i potrzebowałam jakiejś niewymagającej myślenia rozrywki:).

      Usuń
  8. No niestety Jakubowe przygody w ogóle rządzą się zasadą im głupiej tym lepiej. To na prawdę literatura niskich lotów, a pisze to facet, który pochłania na prawdę mało ambitne dziełka ;-) Pozdrawiam
    Michał

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie wiem, co czytuje Andrzej Pilipiuk, mogę oceniać tylko to, co publikuje.
      Również pozdrawiam:).

      PS. Poprawna pisownia to "naprawdę".

      Usuń
  9. Pierwsze spotkanie z Jakubem mnie ubawiło. Taka rzeczywiście nieskomplikowana przaśna nawalanka, potem skusiłam się na któryś kolejny tom (właściwie nie ja, tylko mąż, bo lubi) - no i już gorzej, zdechło mi ubawienie.
    Zdecydowanie wolę opowiadania, zwłaszcza te Syberią podszyte (z bohaterem Pawłem Skórzewskim).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zaczynam wierzyć, że wśród tak WIELU utworów Pilipiuka jest choć jeden dobry, tylko szkoda, że do tej pory nie udało mi się na taki trafić:).

      Usuń
  10. Próbowałam z Pilipiukiem, ale mi nie wyszło. Wędrowycz mi nie podszedł zupełnie, próbowałam jeszcze "Kuzynki" i pamiętam tylko, że słabo to było i chyba o wampirach / wampirzycach (ale jak jednak o czymś innym to nie krzyczcie, bo mi po prostu zupełnie ta książka z głowy wyparowała).

    Czytałaś "Opowieści z meekhańskiego pogranicza"? Jeśli nie to polecam. Pisałam o nich swego czasu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czytałam "Kuzynki" kilka lat temu, ale też niewiele zostało mi w pamięci:). "Opowieści" polecało mi już kilka osób, więc pewnie kiedyś przeczytam.

      Usuń
  11. Ech, ja darzę Wędrowycza sentymentem:) Pilipiuk tym zbiorem opowiadań wprowadził pewną świeżość, a może raczej "nieświeżość" do polskiej fantastyki te ładnych kilka lat temu.

    Czytałem to studentem będąc i wtedy również uważałem bimber tudzież spirytus za lek na całe to zło:) A przepisu na hot doga nawet na studiach nigdy nie zastosowałem, a głodnym się bywało:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie śledzę na bieżąco zmian w polskiej fantastyce i może to dobrze, skoro coś takiego jak "Kroniki Jakuba Wędrowycza" znacząco kiedyś na nią wpłynęły:).

      W Krakowie można było ostatecznie poratować się obwarzankami, które sprzedawali i sprzedają praktycznie na każdym rogu. Pamiętam, że kiedyś kosztowały 70-80 groszy:).

      Usuń

"Błogosławieni, którzy nie mając nic do powiedzenia, nie ubierają tego w słowa". Z drugiej strony lubię meandrujące dyskusje, więc komentarze nie na temat również są tu mile widziane;).

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.