Impresje

piątek, 10 grudnia 2010

Kobieta w literaturze VI

PICKERING
Słuchajcie, Doolittle, dlaczego wy nie weźmiecie ślubu z tą waszą kobitą? Nie pochwalam tego rodzaju niemoralności. 

DOOLITTLE
Stanley Holloway jako
Alfred P. Doolittle
Niech prezes jej to powie, nie mnie. Ja jestem gotów. To przecie ja cierpię, nie ona. Żadnej nie mam władzy nad nią. Kawalera muszę przed nią odstawiać, prezenta dawać, sukienki kupować... po prostu grzech. Za parobka przy niej jestem, a wszystko dlatego, żem nieślubny chłop. Dobrze ona to wie - kto by ją na małżeństwo nabrał! Prezesunio mnie posłucha i żeni się z Elizą, póki młoda i nie zna się na rzeczy. Bo jak nie, to prezes pożałuje, a jak tak - to ona pożałuje. Ale z dwojga złego niech już ona sobie w kaszę pluje, a nie pan. Zawszeć pan chłop, a ona tylko baba, co i tak na przyjemności się nie wyzna. 
[str. 71, Akt II]

***   ***   ***


(Po imprezie w ambasadzie - przyp. Elenoir)

Audrey Hepburn jako
Eliza Doolittle
ELIZA
Słyszałam, jak pan się modlił: "Dzięki Bogu, że to już koniec..."

HIGGINS niecierpliwie
Czyż nie słusznie? Czy ty sama nie czujesz zadowolenia? Od dziś jesteś wolna i możesz robić, co ci się podoba.

ELIZA starając się opanować, z rozpaczą
Ale co?! Czego mnie pan nauczył? Do czego jeszcze jestem zdolna? Gdzie mam iść? Co mam robić? Co się ze mną stanie?

(...)

HIGGINS, któremu przychodzi do głowy dobra myśl
Tak, tak, przychodzi mi na myśl, że moja matka może cię wyswatać za kogoś odpowiedniego.

ELIZA
Pod tym względem stałam wyżej, gdy byłam kwiaciarką uliczną...

HIGGINS
Nie rozumiem, co chcesz przez to powiedzieć?

ELIZA 
Sprzedawałam kwiaty bez myśli o sprzedawaniu siebie... Teraz, gdy pan zrobił ze mnie damę, nie mam nic innego do sprzedania oprócz siebie. Ach, trzeba było mnie zostawić, gdzie mnie pan znalazł... 
[str. 112-113, Akt IV]

***   ***   ***


Tytuł: Pigmalion (Pygmalion)
Autor: George Bernard Shaw
Tłumaczenie: Florian Sobieniowski
PIW 1972
Pierwsze wydanie: 1912

Zdjęcia: My Fair Lady, 1964, reż. George Cukor

***   ***   ***

18 komentarzy:

  1. Uwielbiam ten musical z Audrey. Jest cudowny i prześmieszny. I oczywiście ścieżka dzwiękowa z filmu... cudowna!

    OdpowiedzUsuń
  2. Rzeczywiście, film jest bardzo zabawny, choć spłyca treść dramatu Shawa. Zwłaszcza to zakończenie...

    Na youtube obejrzałam i usłyszałam kilka piosenek w wykonaniu Julie Andrews, która grała Elizę w scenicznej wersji musicalu, i myślę, że śpiewała jednak lepiej niż pani dubbingująca Audrey Hepburn.

    OdpowiedzUsuń
  3. Kocham Audrey i nic mnie nie obchodzi, że nie umiała śpiewać ;) Ja też nie umiem i jakoś żyję ;D

    OdpowiedzUsuń
  4. Audrey nie śpiewa brzydko, ma taki specyficzny śmieszny głos. Jak słyszę cokolwiek w wykonaniu tej aktorki od razu się uśmiecham. Szczególnie posłuchajcie sobie jej wykonania "Just you wait" w filmie śpiewa ją na samym początku i końcu, a w środku zastępują ją ktoś inny.

    OdpowiedzUsuń
  5. Czytałam gdzieś, że chodziło raczej o zbyt małą skalę głosu Audrey Hepburn, ale nie interesowałam się tym jakoś specjalnie, więc nie będę się sprzeczać:).

    Hepburn bardziej pasowała do roli Elizy ze względu na aparycję, natomiast jeśli chodzi o wokal, to ja preferuję jednak Julie Andrews.

    A tak w ogóle to w tym moim wpisie (i całym cyklu Kobieta w literaturze) chodzi o coś zupełnie innego:).

    OdpowiedzUsuń
  6. Kobieta jako towar / kobieta niezamężna jako niepełnowartościowa jednostka społ. - ciekawe, czy to w ogóle kiedyś się zmieni? Tyle czasu minęło od powstania tej sztuki, a pewne stereotypy nadal są aktualne. Mało tego - jestem zdania, że to same kobiety nakręcają spiralę m. in. dbania o siebie czyli "opakowania";( Co napisawszy idę przeczytać artykuł na ten temat w nowej "Zadrze";)

    OdpowiedzUsuń
  7. Wydaje mi się, że jednak sporo się od tamtej pory zmieniło. Ja - kobieta jeszcze niezamężna;) - wcale nie czuję się towarem. Stereotypy istnieją, ale z drugiej strony dostępne są też inne wzorce - od nas zależy to, czy im się podporządkujemy. Oczywiście uogólniam - zdaję sobie sprawę, że wiele zależy od wychowania i od wieku.
    Prawie spadłam z krzesła, kiedy przeczytałam ten fragment wypowiedzi pana prezydenta w trakcie niedawnej rozmowy z Barackiem Obamą na temat polskich wojsk w Afganistanie:

    - "Jeśli mamy razem iść na dalekie polowanie, to najpierw musimy mieć gwarancję, że nasz dom, nasze kobiety, nasze dzieci są bezpieczne. Wtedy się lepiej poluje - perswadował polski prezydent". [źródło: tvn24.pl]

    Bronisław Komorowski wydaje się dość sympatyczną osobą, a jednak palnął coś takiego...
    Z kolei moja ciocia (też po pięćdziesiątce) bardzo się litowała nad moim P., kiedy powiedziałam, że nie lubię i nie umiem gotować;). Sądzi chyba, że jeśli ja nie zrobię obiadu, to P. nic nie je;)).
    To pokolenie już tak ma.

    OdpowiedzUsuń
  8. Pokolenie mam i cioć to jedno, ale terror bycia piękną "nakręcany" jest przez młode pokolenie. Osobiście nie byłam nigdy - przynajmniej jawnie - obiektem uwag typu: mogłabyś schudnąć/utyć itp., ale wiem, że takie często można usłyszeć. Pal licho złośliwość "koleżanek", ale sama myśl, żeby zmieniać inną kobietę tak, aby była bliska ideałowi z okładek magazynów świadczy o o utrwalonych już wzorcach. Dlaczego wszystkie mamy być chude i piękne?

    Ja też nie czuję się towarem, ale podsłuchując nastolatki i b. młode kobiety często myślę, że wpadły w sidła takich stereotypów;( I zaczynam się zastanawiać, czy one się odchudzają dla własnej przyjemności czy żeby xińska przestała im dokuczać z powodu braku talii.

    Pan prezydent podobne rzeczy mówił już podczas kampanii wyborczej, więc on chyba ma takie widzenie świata;)

    OdpowiedzUsuń
  9. Nie utrzymuję bezpośrednich kontaktów z pokoleniem nastolatków, więc nie bardzo się w ich sytuacji orientuję. Chyba każda dziewczyna, przynajmniej w pewnym wieku, marzy o tym, by być ładną, modnie ubraną i popularną. Ja taka nigdy nie byłam, ale też nikt mi z tego powodu nie dokuczał, choć wobec niektórych dziewczyn chłopcy (i niektóre dziewczyny) byli mniej oględni. Wydaje mi się, że jeśli akceptujesz siebie i masz w nosie głupawe teksty otoczenia, to owo otoczenie w końcu się znudzi i da ci spokój. Grunt to pewność siebie i wewnętrzne przekonanie o własnych zaletach.

    Tylko że ostatnio inteligencja, elokwencja, erudycja itd. bardzo straciły na znaczeniu, przynajmniej tak to jest prezentowane w mediach. Nie jest ważne, czy masz coś sensownego do powiedzenia, ale to, jak wyglądasz, nawet jeśli uroda to wynik operacji plastycznych, dobrego makijażu i retuszu. Można być nikim i małym kosztem osiągnąć sukces, więc trudno się dziwić, że sporo młodych dziewczyn to właśnie stawia sobie za cel.

    Odchudzałam się kiedyś (z dziesięć la temu), całe dwa tygodnie - dla własnej przyjemności:). Nic to oczywiście nie dało. Potem schudłam w ogóle się nie odchudzając, tak jakoś wyszło, i nie za dobrze się to dla mnie skończyło. Jednego jestem pewna - nie dałabym się pokroić żadnemu chirurgowi plastycznemu. Ja się boję nawet pobierania krwi!;)

    OdpowiedzUsuń
  10. W młodym wieku (zwłaszcza w okresie godowym;)) wygląd jest b. ważny, chyba większość kobiet przez ten etap przechodzi. szkoda mi jedynie nastolatek, które z kości odchudzają się na ości;)

    Masz rację - pewność siebie jest ważna, plus przymioty, których inni nie mają. Inteligentnych (ale nie kujonów) raczej się szanuje - tak było u mnie w klasie.

    Niestety często się zdarza, że pod piękną powłoką nic się nie kryje, "wydmuszka" po prostu;( Nie mam nic przeciwko dbaniu o siebie, ale o duchu też warto pomyśleć. A np. młodzi pytani o zainteresowania, często wzruszają ramionami. Żal (jak mawia młodzież;))

    OdpowiedzUsuń
  11. Anoreksja czy bulimia mają chyba trochę inne, poważniejsze przyczyny niż tylko chęć wyglądania jak modelki czy aktorki. Mnie coś takiego nie grozi - lubię słodycze;).

    Muszę jeszcze coś dodać do mojego poprzedniego komentarza. Właściwie to chcę się do czegoś przyznać. Otóż i mnie zdarzyło się podśmiewać się z wyglądu jednej z koleżanek w liceum. Nie w jej obecności, ona o niczym nie wiedziała, ale za jej plecami - owszem. Teraz strasznie mi wstyd z tego powodu. Postanowiłam tu o tym napisać, żebyście nie odnieśli wrażenia, że ja zawsze taka tolerancyjna byłam.

    OdpowiedzUsuń
  12. Ja się nie wyśmiewałam, ale obecnie nieco się burzę, kiedy widzę osoby z dużą nadwagą (czyli 20 kg i więcej) wcinające śmieciowe jedzenie. Przy czym myślę tu o ich zdrowiu, nie wyglądzie.

    Ostatnio w pociągu jechało dwóch kolegów w wieku ok. 20 lat, jeden rozmiar XXL, drugi mu leciutko (bez chamstwa) dokuczał: no posuń się, powinieneś dwa bilety kupować itp. "Chudy inaczej" przyjmował to z humorem, mnie też trudno było się nie uśmiechać.

    Anoreksja i bulimia - tak, to bardziej skomplikowane problemy. Mnie też nie grożą, z tych samych powodów co Tobie;) Dzień bez słodyczy i lektury to dzień stracony;)

    OdpowiedzUsuń
  13. Z nadwagi czy otyłości nigdy się nie śmiałam, bo może ona być skutkiem jakiejś choroby czy przyjmowanych leków. Zresztą w pewnym okresie mojego życia ważyłam 60 kg (a jestem niska), więc nie miałam prawa nikomu tego wytykać.

    Jedzenie, a właściwie złe odżywianie stało się chyba takim samym nałogiem i plagą jak papierosy czy alkohol, ale jest traktowane raczej jak problem estetyczny, a nie medyczny i finansowy - osoby otyłe i z nadwagą wydają przecież mnóstwo pieniędzy na jedzenie i na "cudowne" środki odchudzające, podczas gdy długie spacery są całkowicie darmowe.

    OdpowiedzUsuń
  14. Na dentystę też wydają;)) Afrykańczycy i Chińczycy mają o wiele zdrowsze zęby (przyglądałam się;))), bo nie jedzą wszystkich tych batoników, czekoladek itp. Dobrze, że niektóre szkoły zakazały umieszczania u siebie automatów z podobnymi "przekąskami".
    Ale pora kończyć to narzekanie, marudzę jak staruszka;)

    OdpowiedzUsuń
  15. Wydaje mi się, że "dzisiejsza młodzież" nie jest ani lepsza, ani grosza niż np. my byliśmy w ich wieku, tylko po prostu troszkę inna. Ja na ogół czuję się dość młodo:)). Kiedy np. kupuję bilet ubrana w fioletową czapkę z pomponem i różowy szalik, to kasjerki/kasjerzy pytają, czy normalny albo ulgowy, a jakieś dwa lata temu, to nawet czy czasem nie szkolny... ;)

    OdpowiedzUsuń
  16. Z grubsza masz rację. Ale kiedy jakiś czas temu szłam za grupą studentów, byłam zszokowana ich rynsztokowym językiem. My inaczej się wysławialiśmy;)))

    Tak, pytania o bilet ulgowy są zabawne;)

    OdpowiedzUsuń
  17. No nie wiem. Mam kilkoro kuzynów starszych ode mnie o kilka lat, którzy zawsze klęli jak szewc. Co więcej - chcąc nie chcąc uczą się tego ich dzieci. Ich rodzicom i dziadkom wydaje się, że to bardzo zabawne, kiedy kilkuletnie dziecko używa rynsztokowych słów.

    Mnie się zdarza zakląć, ale rzadko. Pamiętam zresztą, że w wypracowaniu maturalnym użyłam kilka razy słowa "cholerny", ale tylko w brudnopisie, bo na czysto brakło mi odwagi - nie byłam pewna, czy to dopuszczalne:). Pisałam m.in. o McMurphym z "Lotu nad kukułczym gniazdem".

    OdpowiedzUsuń
  18. Mnie też się zdarza kląć, ale nie robię tego publicznie - i o to mi głównie chodzi;(

    OdpowiedzUsuń

"Błogosławieni, którzy nie mając nic do powiedzenia, nie ubierają tego w słowa". Z drugiej strony lubię meandrujące dyskusje, więc komentarze nie na temat również są tu mile widziane;).

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.