Anna, w ramach krążącego ostatnio w "książkowej" blogosferze łańcuszka, poprosiła mnie o odpowiedź na następujące pytania:
1. Do jakiego kraju, miasta, miejsca chciałabyś pojechać zainspirowana lekturą? Jaka to była książka? A może już w takim miejscu byłaś? W takim razie jak wypadła konfrontacja?
Nie lubię upałów (od kilku dni mam kiepski humor) i panikuję (tzn. krzyczę, uciekam i szukam schronienia) już na sam widok większości stawonogów, więc raczej nie podążę śladami Karen Blixen ani tym bardziej Tomka Wilmowskiego, choć nie ukrywam - chciałabym: noc przy ognisku, pośród afrykańskiej sawanny, w blasku gwiazd, nie przyćmionym światłami cywilizacji. Chyba jednak nigdy się nie odważę. Jestem domatorką i nie umiem się obyć bez pewnych podstawowych wygód... Zresztą równie dobrze mogłabym pojechać do cioci na wieś i powłóczyć się nocą po polach; owadów tyle samo, co w Afryce (ale mniejsze), dzikich zwierząt raczej brak... tylko że pomyślano by niechybnie, że do reszty zwariowałam:)
O wiele bardziej realna jest wyprawa do Anglii, szczególnie do Londynu, choć raczej nie ze względu na jakąś konkretną książkę czy też literaturę w ogóle; chciałabym zwiedzić miejsca związane z Tudorami, których dziejami niezmiennie się interesuję.
2. Jakie i dlaczego było Twoje największe rozczarowanie literackie w wykonaniu ulubionego autora/autorki?
Nie mam ulubionego autora ani ulubionej autorki. Często bywa też tak, że jeśli jakaś książka szczególnie mi się spodoba, to po prostu boję się sięgnąć po inną pozycję tego pisarza/tej pisarki, właśnie ze strachu przed rozczarowaniem.
3. Czy w przypadku powieści zwracasz uwagę na jakiś szczególny rys bohaterów np. strój, spożywane potrawy itp.?
Na pewno nie na potrawy:) Nie przykładam zbyt dużej wagi do tego, co ja sama jem, więc tym bardziej nie interesuje mnie specjalnie menu książkowych bohaterów. Za to przykuwają moją uwagę opisy życia codziennego zawarte w powieściach sprzed lat i wieków, może dlatego, że pojawiają się tam przeważnie tylko mimochodem, ukradkiem. Szkoda. Na przykład w ogóle nie mogę zlokalizować łazienki w Longbourn... musiało ich tam być co najmniej kilka, choć Jane Austen o żadnej nie wspomina. Hmm.
Pozwolę sobie przerwać łańcuszek - te upały mnie dobijają, staram się ograniczyć wszelki wysiłek, również umysłowy, do niezbędnego minimum :(
Pozwolę sobie przerwać łańcuszek - te upały mnie dobijają, staram się ograniczyć wszelki wysiłek, również umysłowy, do niezbędnego minimum :(
Dziękuję za odpowiedź. Zaskoczyłaś mnie brakiem ulubionego autora;)
OdpowiedzUsuńTak, opisy codziennego życia w danych powieściach są fascynujące. Jako fanka herbaty b. lubię czytać o piciu tejże w lit. angielskiej;) Te filiżanki, tacki, łyżeczki itp.;) Naturalnie inne zwyczaje są także interesujące.
A co do łazienki/toalety - może to były kwestie niewymowne dla Austen?;)
Tak właśnie jest - raczej nie mam ulubionego autora czy autorki, mam za to kilkanaście ulubionych książek, do których często wracam.
OdpowiedzUsuńHerbata to również mój ulubiony napój, ale z jej picia nie robię jakichś wielkich ceremonii. W ogóle dla mnie liczy się bardziej to, co jem czy piję, a nie to, w jaki sposób zostało to podane. Podobnie jest z książkami - na ogół wszystko mi jedno, czy czytam najnowsze wydanie, czy takie sprzed 50 lat w wytartej okładce.
W obu przypadkach liczy się treść:)
Cóż, gdyby Jane Austen użyła w swojej powieści słowa "ubikacja", to pewnie nikt by jej nie wydał. Myślę jednak, że pewne decyzje jej bohaterek byłyby lepiej rozumiane przez współczesnych czytelników, gdybyśmy poznali prozę życia ówczesnej starej panny lub ubogiej wdowy. Jane Austen o tym tylko napomyka. W "Dumie i uprzedzeniu" pisze, że bracia Charlotty Lucas bardzo się ucieszyli z jej zamążpójścia, bo w przeciwnym razie musieliby ją pewnie utrzymywać. Gdyby panna Lucas za bardzo wybrzydzała, spotkałby ją pewnie los panny Bates z "Emmy". Z kolei z "Mansfield Park" dowiadujemy się, co się działo, gdy romantyczna dziewczyna wychodziła za mąż z miłości, nie zważając na majątek kawalera (vide mama Fanny Price).
Osobiście sama nie lubię słowa "ubikacja";) Łazienka, toaleta - ok. Ubikacja kojarzy mi się z siermiężnym PRL-em, nie wiem, dlaczego.
OdpowiedzUsuńAusten pewnie nie domyślała się, jak bardzo zmienią się czasy w ciągu stulecia. Ale chyba byłaby zachwycona widząc, że kobiety nie muszą wychodzić za mąż z powodów finansowych;)
Dla mnie to słowo jest neutralne i, w tym przypadku, bardziej precyzyjne:)
OdpowiedzUsuńNie muszą, ale niektóre chcą:) Myślę, że ówczesne panie pozazdrościłyby nam również swobody w zakresie ubioru, zwłaszcza w takie upały. Kobiece stroje z tamtej epoki, o ile mogę sądzić na podstawie ekranizacji powieści Austen, były równie niepraktyczne i latem, i zimą.
Niepraktyczne, ale czasem urocze;)
OdpowiedzUsuńA czy widziałaś film Becoming Jane? Muszę przyznać, że dość ciekawy.
Tak, oglądałam, ale wydał mi się trochę banalny. Znacznie bardziej podobał mi się "Zakochany Szekspir" - ten film również traktuje o znanym pisarzu i jego miłosnych perypetiach, ale jego twórcy wykazali się o wiele większym polotem, pomysłowością i poczuciem humoru.
OdpowiedzUsuńHistoria Jane została pokazana "po bożemu", może dlatego. Mnie się podobał ze względu na samą fabułę, bo życiorys Austen jest mi mało znany.
OdpowiedzUsuń"Szekspir" natomiast podobał mi się za pierwszym razem, w kinie, ale przy kolejnych seansach w tv wyłączałam się po kilku minutach. Mimo humoru, o którym piszesz, i znacznie lepszej obsady. Teraz przyszło mi na myśl, że może właśnie ten humor zaczął mnie drażnić;)
Ja też nie jestem austenolożką, ot, przeczytałam to i owo w sieci, eony temu przebrnęłam nawet przez "Listy wybrane Jane Austen", które jednak są nudne i niczego nie wnoszą - zdaje się, że jej siostra, Cassandra, zniszczyła na jej prośbę te co ciekawsze.
OdpowiedzUsuńNawiasem mówiąc wczoraj obejrzałam ekranizację "Mansfield Park". Coś okropnego, film ratuje tylko niejaki Blake Ritson w woli Edmunda oraz Jemma Redgrave jako pani Bertram.
Mnie "Zakochany Szekspir" podobał się i w kinie, i w telewizji, i na komputerze. Za pierwszym razem tak samo jak za piątym, a jeszcze bardziej po przeczytaniu książki, do której linkowałam w poprzednim komentarzu.