Autorka: Dubravka Ugrešić
Pierwsze wydanie: 1988
Tłumaczenie: Danuta Cirlić-Straszyńska
Wydawnictwo Czarne
ISBN: 83-89755-20-3
Stron: 293
Ocena: 4-/5
To jedna z tych książek, które nie sposób właściwie zrozumieć i odebrać (moim zdaniem), jeśli nie pozna się choćby zarysu biografii autorki. Pojęłam to mniej więcej w połowie lektury, poszperałam w internecie i zostałam oświecona: to po prostu ostra satyra na środowisko literatów, literaturoznawców i krytyków, którego Dubravka Ugrešić - jako pisarka i pracownik Instytutu Literatury Uniwersytetu w Zagrzebiu - była przecież częścią.
Wydarzenia opisane w powieści rozgrywają się w latach osiemdziesiątych, w ciągu kilkudniowych międzynarodowych Zagrzebskich Rozmów Literackich, których temat przewodni brzmi: "Literatura współczesna, jej nurty, odnogi i ujścia w kontekście dialektyki i wydarzeń zachodzących w świecie". Czyli nuda straszna, ale też żaden z uczestników nie spodziewał się niczego innego. Minister (chyba Kultury) widział to tak:
Będą się tu obijać przez cztery dni, pleść trzy po trzy, pobrzękiwać kieliszkami. Ci zasrani ignoranci nawet nie potrafią się nauczyć obcego języka, a zachciało im się być ze światem na ty. A i tamci z zagranicy - co to za pisarze! Ze wschodu przyjeżdżają tu po biustonosze i majtki dla żon, a z zachodu, żeby się napić "schlivovitzy" i najeść "chevapchiciów"... (...) I to ma być wymiana kulturalna?! Ci tutejsi wtykają cudzoziemcom swoje książczyny, które tamci z reguły zostawiają "przez zapomnienie" w pokojach hotelowych. Może sprzątaczka sobie weźmie. No jasne, skoro nie znają naszego języka. I są tu po to, żeby nam wtrynić swoje książki. Które my, idioci, wydrukujemy. Żeby coś nam nie umknęło. Żebyśmy byli w kontakcie ze światem. A czy świat jest w kontakcie z nami? Czy ma nas w dupie... [str. 34-35]
I rzeczywiście tak to mniej więcej wyglądało. Prawie, bo w tym roku ktoś (a na końcu okaże się, kto mianowicie) postanowił tę imprezę trochę literatom urozmaicić.
Ciekawe, jak w dzisiejszych czasach wyglądają takie spędy? Raczej nie przymusza się już pisarzy do "poetyckiego przeżycia fabryki" kiełbas, ale wzajemnej zawiści i podejrzliwości, hipokryzji i obłudy pełza między nimi chyba tyle samo.
Obraz literata, który wyłania się z tej powieści, jest, najoględniej mówiąc, zniechęcający. Mogę się założyć, że po wydaniu tej książki koledzy i koleżanki po piórze Dubravki Ugrešić doszukiwali się w niej aluzji do siebie samych. Nie można jednak autorce zarzucić, że po prostu wyżywa się na swoim środowisku - owszem, jest ironiczna, ale i autoironiczna. I myślę, że właśnie sarkazm, wykpiwanie absurdów i celne obserwacje obyczajowe są największą zaletą tej powieści.
Dostaje się lokalsom za bezmyślne zachłystywanie się wszystkim, co pochodzi z tamtej strony żelaznej kurtyny...
(...) wszyscy tu chodzą po kolanach w błocie, lecz z nosem w najnowszym numerze "Variety", żeby im nie umknął jakiś film w nowojorskich kinach (...) [str. 189]
... i przybyszom stamtąd, którzy ruszają na wschód tylko po to, żeby coś przeżyć i się dowartościować:
Co ich tak przyciągało? Może chęć przeżycia strachu? Przyjeżdżali ze swych krajów rumiani, świeży, nawitaminizowani, nie obciążeni, aby przeżyć coś interesującego, a dokładniej - coś strasznego. Z jakąż gotowością przyjmowali paranoję jako sposób życia, bajdurzyli o tym, że ktoś ich śledzi i podsłuchuje, dziecinnie stosowali znane metody, jak wkładanie petów w tarczę telefonów lub zawieszanie nitki na futrynie, bez wymaganych dokumentów rozjeżdżali się pociągami do innych miast w słodkim lęku, że będą zatrzymani. (...) Wszyscy oni chyba lubowali się w absurdach i okropnościach życia, które nie było ich udziałem. (...)Ci ludzie bawili się w koszmar, mocno zaciskając w garści paszporty. A co najciekawsze, niektórzy zostawali dłużej, niż to było przewidziane, inni wracali na zawsze zainfekowani. Czym? Między innymi tym, że wielu z nich pierwszy raz w życiu miało okazję stać się - kimś. [str. 60-62, refleksję tę snuje pisarz rosyjski]
U nas również wszystko, co zachodnie, otaczano wręcz kultem, ale chyba nie w każdej dziedzinie nasze kompleksy były uzasadnione. Cóż, ja automatyczne kopiowanie obcych wzorców uważam za pójście na łatwiznę, a wtrącanie (kiedy nie jest to potrzebne) np. anglicyzmów za poważny obciach, prawie tak duży, jak noszenie koszulki z Che Guevarą. W trakcie mundialu aż mnie skręcało, gdy komentator używał słów "corner" albo "defensor"...
*** *** ***
Mniej więcej do połowy czytanie szło mi jak po grudzie. Może dlatego, że nie ma tutaj właściwie jednego głównego bohatera - autorka skupia się na jednej postaci, po czym przechodzi do następnej, a wszystkie dziwnie się nazywają:) Kilka charakterystyk jest naprawdę dobrych. Natomiast nie podobały mi się autobiograficzne krótkie notki jakby z pamiętnika autorki, które znajdują się na początku i na końcu książki. Nie wnoszą niczego do fabuły, nie są szczególnie interesujące ani błyskotliwe. Rozumiem, że Dubravka Ugrešić chciała w ten sposób zamanifestować swoje "ja", odróżnić się od innych chorwackich pisarzy, którzy podobno unikali pisania w pierwszej osobie, ale wyszło jej to raczej średnio.
Książkę polecam i myślę, że coś jeszcze tej autorki przeczytam, może jakieś eseje.
*** *** ***
Gratis kilka cytatów.
***
U Pipa coś było nie w porządku z czasem. Z czasem w sensie ogólnym, z tym olbrzymim, wskazującym wiek zegarem, według którego ludzie nastawiają swoje życie. Jakby w pewnym momencie potknął się czy zagapił, i zgubił krok. Albo, powiedzmy, zapomniał się nakręcić i w porę nie zwrócił na to uwagi. Takich rzeczy zrazu się nie dostrzega. Nagle przejrzał i zrozumiał, że jego znajomi żyją innym życiem, że między nimi a nim powstała niewidzialna granica. [str. 90]
***
(Rozmowa dwóch rosyjskich pisarzy, trochę już wstawionych)- Słuchaj no, Troszyn, chcę cię o coś zapytać.
- Pytaj.
- Jesteśmy pierwszym krajem socrealistycznym na świecie czy nie?
- Jesteśmy, Witia - odparł Troszyn z udaną powagą.
- W takim razie dlaczego im wszystkim jest lepiej?
- Którym wszystkim?
- Wszystkim! Chyba wiem, co mam na myśli, mówiąc "im wszystkim", no nie?
- Może im lepiej. Za to nie są pierwsi - odpowiedział Troszyn.
- Ależ ty jesteś mądry. Nigdy bym na to nie wpadł. [str. 127]
***
(Rozmowa pisarza amerykańskiego z chorwackim)- Napisz powieść. wielką - rzekł poważnie Marc.- Jak mogę napisać wielką powieść, prowadząc małe życie? - Pipo skierował to pytanie raczej do siebie. [str. 192]
***
(Rozważania Pipa)Nie ma wyjścia. Nie ma innego życia poza powszednim, oto najskuteczniejsza formuła na przetrwanie. Wśród przeżuwaczy i parzystokopytnych duszno jest i smrodliwie, ale przynajmniej ciepło. A w samotniach - pusto. Przestać marzyć. Albo chociaż zaprogramować marzenia od nowa... [str. 272]
O tej książce słyszałam już gdzieś, ale nigdy nie zainteresowałam się, co ktoś miał do powiedzenia na jej temat. Domyślałam się jedynie, ze to będzie o pisarzu (o pisaniu albo o czytaniu). Cóż, moje domysły może nie trafiają w sedno, ale Twoja recenzja spowodowała, że teraz wezmę książkę w ręce, jeśli się gdzieś napatoczy.
OdpowiedzUsuńA obserwacje na temat anglicyzmów mamy podobne. Mnie bardzo z kolei razi, gdy ktoś pisząc notkę bądź wypowiadając się na forum pisze jakieś dziwne skrótowce. I ja mam obowiązek to znać, bo nikt nie raczy wytłumaczyć, najwyżej Cię obśmieją i wyrzucą, bo z laikiem nikt nie chce rozmawiać. Na szczęście obracam się na takich stronach, żeby nie spotykać już takich ludzi.
A jeśli chodzi o TV to zawsze powtarzam uczniom - telewizja nigdy nie była i nie będzie autorytetem w sprawie poprawności języka (z wyjątkiem specjalnych programów). I tego się trzymam.:)
Mnie ta książka napatoczyła się w bibliotece; kojarzyłam nazwisko autorki, ponieważ cytowała ją Maria Janion w "niesamowitej słowiańszczyźnie", i postanowiłam zapoznać się z jej twórczością.
OdpowiedzUsuńSkróty forumowe na ogół rozumiem, natomiast sama nie stosuję, myślę, że normalnym ludziom ich używanie nie imponuje.
Przyznam się jednak, że ja sama mówię, że kogoś "followuję" np. na twitterze - bo nie znam dobrego polskiego odpowiednika:)
Miałam podobne odczucia co do tej powieści, zwłaszcza że bardzo lubię lit. opisującą kręgi akademickie itp. Szczególnie zapadły mi w pamięć sceny traktujące o zderzeniu kultur.
OdpowiedzUsuńJeśli mogę, to gorąco polecam "Czytanie wzbronione" - i do refleksji, i do pośmiania się.
Myślałam właśnie o esejach, tylko nie wiem, skąd tę książkę wziąć:) W mojej bibliotece nie ma, na allegro nie ma... może wznowią?
OdpowiedzUsuńA co to znaczy folllować? Ja naprawdę nie wiem.
OdpowiedzUsuńWłaściwie to "followować", od "follow":) Na twitterze to oznacza "śledzenie" czyichś wypowiedzi/twittów. Ja jednak wolę mówić, że kogoś "folołuję";) Krytykuję używanie anglicyzmów, kiedy nie jest to konieczne, ale sama nie zawsze ich unikam.
OdpowiedzUsuńSą takie pojęcia, które nie mają w naszym języku prostego odpowiednika i jeśli nie nazwie się tego np. po angielsku, trzeba podać całą definicję. Tak jest np. w przypadku słów lead, coaching, lobby, topless, peeling, leasing, fast food itd. Być może dla niektórych z tych wyrazów stworzone zostaną kiedyś rodzime odpowiedniki, ale dla większości pewnie nie, co najwyżej spolszczona zostanie pisownia.
Jeszcze w kwestii Ugresic - "Czytanie..." jest dostępne w merlinie;)
OdpowiedzUsuńDzięki za informację:) Ale. Po pierwsze raczej nie czytam kilku książek tego samego autora pod rząd (chyba, że tworzą jakiś cykl), więc sprawa nie jest aż tak pilna. Po drugie z zasady nie kupuję książek po cenie okładkowej (1,51 zł to żadna różnica), zwłaszcza gdy dochodzą do tego koszty przesyłki. Może po prostu jesienią zapiszę się do większej biblioteki:) Pozdrawiam;)
OdpowiedzUsuńMnie chyba też nie zdarza się czytać tego samego autora pod rząd - z chęci złapania oddechu. Choć odruch taki mam, nie przeczę;)
OdpowiedzUsuń