Impresje

poniedziałek, 18 kwietnia 2011

Wiosenne przesilenie

Zaczęłam "Ex Libris" Fadiman, "Na plebanii w Haworth" Przedpełskiej-Trzeciakowskiej i "Raj utracony" Miltona. Najlepiej idzie mi czytanie "Raju utraconego", mimo że jest to lektura powtórna. Milton miejcami nudzi straszliwie, ale niektóry fragmentu jego poematu są genialne. 
Tak się sprawy mają, więc wątpię, czy zdążę coś napisać o którejś z tych książek przed wyjazdem na święta (może się wyrobię z Fadiman, bo to najkrótsze). Nie mogę się ostatnio skoncentrować na czytaniu, wciąż mnie coś wybija z rytmu, a tu jeszcze mama mnie straszy, że będę musiała piec jakieś placki. Może chce kogoś otruć.

***

Obejrzałam właśnie pierwszy odcinek serialu "Gra o tron" na podstawie powieści George'a R.R. Martina. Bez fajerwerków, ale nie jest źle. Spodobała mi się zwłaszcza Emilia Clarke jako Daenerys. Natomiast Winterfell wygląda jakoś dziwnie. chodzi mi konkretnie o wieże zamku. Nie przypominam też sobie, żeby ciała Dzikich w wiosce za murem były porozrywane - to jest po prostu nielogiczne. Poza tym szczegółem twórcy serialu dość wiernie trzymają się pierwowzoru. Czekam niecierpliwie na kolejne odcinki.

***

Pierwszy raz słyszę o obchodzeniu rocznicy pogrzebu. Wydaje mi się to niepotrzebne i dziwiaczne, bo przecież kilka dni temu obchodzono rocznicę śmierci osób zmarłych w wyniku katastrofy lotniczej pod Smoleńskiem. No ale cóż, niektórzy lubią celebrować celebrację. Jeszcze jedna okazja, żeby pokazać się elektoratowi z zafrasowaną losami Polski miną i poudawać, że chodzi o ideały, a nie o kasę i stołki. Co poniektórzy pewnie żałowali, że koło kościoła Mariackiego albo Wawelu nie poustawiano barierek, przez które można by widowiskowo przeskakiwać, poprzepychać się trochę z ochroną czy strażą miejską, a potem  chwalić się ranami odniesionymi w bohaterskim boju... Za ojczyznę, w błyskach fleszy.
PO nie musi mnie straszyć PiS-em - już się ich boję.

***

W empiku dziś i jutro można kupić książki z rabatem 30%. Promocja dotyczy książek zamawianych przez internet, przy czym zamówienie musi opiewać na kwotę większą nić 50 zł. [źródło]

***

Wypadałoby napisać coś o świętach, a przy okazji dam upust swojemu wrodzonemu sentymentalizmowi. 
Kiedy ja i moja siostra byłyśmy małe, tzn. miałyśmy około 5-6 lat, często zostawałyśmy same w domu. Widocznie rodzice nie bali się, że możemy go podpalić albo zalać... Zbliżały się święta wielkanocne, więc wpadłyśmy na genialny pomysł: postanowiłyśmy zrobić pisanki, co najmniej tak śliczne jak te pokazywane w telewizji. Wzięłyśmy jajka z lodówki i zaczęłyśmy je ozdabiać - oklejałyśmy je kolorową włóczką, malowałyśmy mazakami... Starałyśmy się bardzo. Wszystko na darmo. Niby skąd miałyśmy wiedzieć, że te jajka trzeba najpierw ugotować?? Niestety trzeba je było wyrzucić i całe nasze poświęcenie poszło na marne:(.

9 komentarzy:

  1. A nie dało się ich (tych jajek) podziurawić na wydmuszki? Zachowałyby się elementy dekoracyjne. Chyba że chodziło o ich (owych elementów) unicestwienie właśnie, a nie o samą surowiznę - w takim wypadku nie miałyście szans od początku ;P

    Fadiman można spokojnie czytać na raty, ale to już pewnie zauważyłaś sama :)

    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. Czas nie sprzyja czytaniu, to się chyba przesilenie nazywa. Krokusy przekwitają, bez dostaje pąków, okna mus myć, kto miałby głowę do jakiegoś tam czytania:P

    OdpowiedzUsuń
  3. Czekam z niecierpliwością na Twoje wrażenia po lekturze książki pani Fadiman...

    Co do świąt to ja pamiętam jak kiedyś z siostrami urządziliśmy sobie na mieszkaniu Lany Poniedziałek w Wielką Środę. Oj, była bura (mnie jak zwykle udało się uniknąć sprzątania, bo jako grzeczny synuś zamknąłem się w pokoju i udawałem, że się uczę) Siostry wypominają mi to do dziś :D

    OdpowiedzUsuń
  4. Dzięki za info o promocji w empiku, wczoraj mi umknęła;)

    OdpowiedzUsuń
  5. maiooffko, już nie pamiętam, może nie dało się ich przedziurawić, bo zbyt intensywnie okeiłyśmy te jajka włóczką:). A ohydne te pisanki były na pewno - ja do dziś nie posiadam absolutnie żadnych zdolności plastycznych, a u mojej siostry jeszcze się wtedy nie rozwinęły.
    Fadiman rzeczywiście czytam na raty, nie potrafię inaczej - tyle w jej tekstach dobra, szczęścia, erudycji itd., że aż mnie chwilami nieco mdli. Może z zazdrości:)).

    zacofany.w.lekturze, bzów jeszcze w tym roku nie widziałam, a szkoda, bo to jedne z moich ulubionych kwiatów (uznaję tylko te kwiaty, które pachną). Okna myć lubię, ale umyjemy je raczej po świętach - spędzę ten okres poza Krakowem, więc ich wygląd nie będzie mnie raził:).

    Charlie, "z niecierpliwością"? Wolne żarty:).
    Już prawie skończyłam, ale uczucia mam mieszane.

    Ja i moja siotra byłyśmy z kolei bardzo grzeczne i nic takiego nie przyszłoby nam do głowy:(. A propos Lanego Poniedziałku... ten zwyczaj chyba powoli zanika. Z moich obserwacji wynika, że bawi się w to już tylko dzieciarnia, młodzież raczej nie. A może poza naszym osiedlem jest inaczej?

    Anno, w "stacjonarnym" empiku widziałam plakat z informacją, że do każdej zakupionej książki dodają za darmo jakąś powieść Moniki Szwai. Jesteś zainteresowana?;)

    OdpowiedzUsuń
  6. Też nie rozumiem afery wokół rocznicy pogrzebu, bez przesady.
    Promocja empikowa bardzo mi się spodobała wczoraj i czekam na wysyłkę :)
    Fadiman jakoś mnie nie zachwyciła, ale jestem odosobniona w tej opinii.
    A przesilenie działa na mnie podobnie w ten sposób, że czytam, ale nie piszę.

    OdpowiedzUsuń
  7. Elenoir, jak Ty mnie dobrze znasz!;))))
    Widziałam plakat, jakoś nie uległam. Natomiast internetowa oferta była na tyle nęcąca, że skończyło się na 4 książkach.

    OdpowiedzUsuń
  8. Mówisz, że w Twojej okolicy tradycję Lanego Poniedziałku kultywują tylko dzieci? A u mnie przeważnie młodzież, i to młodzież czupurna, co całymi hordami się snuje z wiadrami pełnymi wody - strach z domu wychodzić. A i z okna jakiś worek pełen wody czasem poleci... ale to już jest raczej przykre wykrzywienie tej - skądinąd uroczej - tradycji.

    OdpowiedzUsuń
  9. Lilithin, a ja nawet ostatnio mniej czytam. Kiedy w ubiegłym tygodniu jechałam pociągiem do domu na święta, wolałam wypatrywać przez okno dzikich zwierzaków niż czytać. Widziałam dwie sarenki, dwa bociany, sporo bażantów obu płci i (chyba) zająca. Miła odmiana po zabetonowanym Krakowie, który oglądam na co dzień.

    Anno, to chyba była najciekawsza promocja z okazji tegorocznych dni książki. Szkoda, że trwała tak krótko:).

    naiu, u nas kiedyś też tak było, ale od kilku już lat coraz mniej tych hord. W ten poniedziałek nie widziałam ani jednej osoby z wiadrem czy choćby psikawką. Może to wina pogody? Tradycja Lanego Poniedziałku teoretycznie jest fajna, ale niestety kultywuje ją chyba wyłącznie łobuzeria.

    OdpowiedzUsuń

"Błogosławieni, którzy nie mając nic do powiedzenia, nie ubierają tego w słowa". Z drugiej strony lubię meandrujące dyskusje, więc komentarze nie na temat również są tu mile widziane;).

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.