Impresje

środa, 18 listopada 2009

Biblioteka 5 in lodz

W Łodzi powoli powstaje dość szczególna biblioteka "5 in lodz"***. Nie będzie można wypożyczyć żadnej znajdującej się tam książki, co więcej - tylko w nadzwyczajnych sytuacjach wolumin będzie mógł opuścić przeznaczone mu miejsce. Jak rozumiem, książki będzie tam można tylko o g l ą d a ć, i to tylko ze stosownej odległości.
Pomysłodawcy tego projektu wysłali do wielu znanych osób z całego świata prośby o podarowanie bibliotece 5 książek, które, z różnych względów, miały na nich szczególny wpływ. Przy czym nie chodzi o książki nowe, prosto z księgarni, ale takie, z którymi dana osoba miała (mniejszy lub większy) fizyczny kontakt. Jeżeli ofiarodawca aktualnie nie posiada w swoich zbiorach tych ważnych dla siebie pozycji, może kupić nową książkę, potrzymać ją przez rok w domu i dopiero wtedy przesłać do Łodzi.
Założyciele biblioteki są zapewne przekonani (i chyba słusznie), że egzemplarz zaszczycony choć przez chwilę bezpośrednim fizycznym kontaktem ze znaną osobistością będzie miał większą wartość dla potencjalnych zwiedzających. Będzie można się wtedy przekonać, jak celebryci traktują książki, ale przede wszystkim dowiedzieć się, jakie utwory przyczyniły się do tego, że są tym kim są, że osiągnęli sukces. Książki będą prezentowane w budynku zabytkowej łódzkiej elektrociepłowni, w przezroczystych sześcianach. W zamian ofiarodawcy otrzymają oryginalne jeansy i wieczną chwałę.

Oczywiście do  mnie organizatorzy tego przedsięwzięcia się nie zwrócili (jeszcze), więc (póki co) to odwiedzającym mój blog przedstawię (w porządku chronologicznym) zbiór arcydzieł, które ukształtowały mą wyjątkową osobowość:)

1. "Ania z Zielonego Wzgórza" Lucy Maud Montgomery
Będący w moim posiadaniu egzemplarz jest strasznie zaczytany, dość mocno przybrudzony i już dawno rozpadł się na dwie części. Nic dziwnego, ponieważ czytałam tę książkę naprawdę sporo razy, szczególnie, gdy miałam zły humor albo gdy było mi smutno. Chętnie zanurzałam się w atmosferze Avonlea, gdzie najbardziej nieprzyjemną osobą była Józia Pye. W niczym, poza imieniem, nie przypominam głównej bohaterki, nie mam aż takiej wyobraźni i nigdy nie byłam egzaltowana, ale ją i niemal wszystkich bohaterów darzyłam i darzę ogromną sympatią, zwłaszcza Marylę, Mateusza i panią Linde. Wpływ tej książki na mnie jest może trudno uchwytny, ale na pewno spory.

2. "Duma i uprzedzenie" Jane Austen
W pewnym okresie życia chyba wszystkie dziewczyny sięgają po romanse. Muszą mieć jednak wyjątkowe szczęście, aby przy okazji trafić na dobrą literaturę. Lubię poczucie humoru tej autorki, a jeśli sytuacja wymaga bycia ironiczną, to staram się dorównać w tej sztuce panu Bennetowi. Naturalnie był też czas (teraz już bardzo odległy), gdy miałam nadzieję "złapać" jakiegoś pana Darcy'ego, ale, choć lubię czytać, przede wszystkim jestem realistką i szybko zrozumiałam, że ideały nie istnieją. Tę książkę obłożyłam w kolorowy papier, więc nie jest specjalnie zniszczona, choć wracam do niej, wracam.

3. "Mistrz i Małgorzata" Michaiła Bułhakowa
Tej powieści zażyczyłam sobie na prezent z okazji 18. urodzin (do dziś zresztą przy tego typu okazjach proszę o książki). Od tamtej pory czytałam ją już wiele razy. Uczta dla wyobraźni i szkoła subtelnych aluzji. Podziwiam autora za nieujarzmioną wyobraźnię, poczucie humoru i za pracowitość, dzięki której pisał tę książkę właściwie przez kilkanaście lat, bez nadziei, że kiedyś będzie wydana. Może ta twórczość byłą ucieczką od mrocznej rzeczywistości? Bawiły mnie przygody Behemota i Korowiowa, współczułam Małgorzacie i Mistrzowi, a nawet Piłatowi, podziwiałam Wolanda. A Bal u Szatana! Chciałabym kiedyś obejrzeć dobrą filmową adaptację tego rozdziału. Ta książka również jest obłożona, w gazetę.

4. "Ferdydurke" Witolda Gombrowicza
To była lektura chyba w IV klasie liceum. Oczywiście kojarzyłam wcześniej scenę z wbijaniem uczniom do głów, że "Słowacki wielkim poeta był", ale dopiero po przeczytaniu całości zrozumiałam, o co w tej książce chodzi i nawet napisałam na ten temat strasznie "mądre" i poważne wypracowanie na polskim:) Problem formy bardzo mnie wtedy zafrapował. Zaczęłam zastanawiać się, co jest we mnie autentyczne, a co jest przyjętym bez zastanowienia i dla wygody (a może też z konieczności) konwenansem. Czy da się żyć bez formy, kształtowanej przez wychowanie i obcowanie z innymi ludźmi. Czy bez tych ludzi da się istnieć, czy jedyny człowiek na Ziemi byłby jeszcze człowiekiem w naszym rozumieniu tego słowa. Przecież określając siebie jako mądrą albo głupią, ładną albo brzydką, dobrą albo złą, dokonując wyborów i ocen "moralnych" muszę porównać się do innych znanych mi osób, konieczny jakiś punkt odniesienia. A jeśli przed formą uciec się nie da, to jaka będzie dla mnie najlepsza? I czy mogę tak do końca sama się na jakąś zdecydować?
Nie wiem, czy jest to teraz lektura obowiązkowa, ale moim zdaniem powinna być. Warto przeczytać tę książkę właśnie u progu dorosłości. Własny egzemplarz nabyłam mniej więcej rok temu na allegro w dobrym stanie i po okazyjnej cenie.

Nie potrafię wskazać piątej książki o wpływie porównywalnym do tych wyżej wymienionych. Może kiedyś dopiszę coś do tej listy, może ją diametralnie zmienię.Obecnie przedstawia się właśnie tak.

Jeśli macie ochotę napiszcie, czym wy obdarowalibyście taką bibliotekę. I dlaczego.

*** Wymyślił ją pan Andrzej Walczak, współwłaściciel Grupy Atlas i współtwórca Fundacji Sztuki Świata. W ostatniej Polityce znajduje się wywiad z owym panem.

16 komentarzy:

  1. "Będzie można się wtedy przekonać, jak celebryci traktują książki, ale przede wszystkim dowiedzieć się, jakie utwory przyczyniły się do tego, że są tym kim są, że osiągnęli sukces."
    Jakoś nie mogę przekonać się do tego, że bycie znanym z tego, że się jest znanym, to sukces. Dla mnie to dość karkołomne założenie, a sam sukces pojmowany w ten sposób jest po prostu pusty.
    Mam też dziwne przekonanie, że w dużej mierze książki zostaną wybrane nie przez samych zainteresowanych, lecz przez ich PRowców...

    OdpowiedzUsuń
  2. Słowa "celebryci" użyłam tu w trochę trochę szerszym znaczeniu, jako synonim znanych "osobistości". Podobno wśród nich są pisarze, aktorzy, muzycy, również z zagranicy - nie podam teraz konkretnych nazwisk, bo nam jeden dysk wysiadł i nie mogę zajrzeć do Polityki. No i pan Walczak nie chciał za bardzo uchylać rąbka tajemnicy.

    A co do PRowców... może niektórzy rzeczywiście się nimi posłużą. Ale poważni ludzie (do których, mam nadzieję, należy większość poproszonych o książki) tego nie zrobi. W każdym razie uważam, że to ciekawy pomysł.

    OdpowiedzUsuń
  3. Jak najbardziej ciekawy. Tylko trzeba pamiętać, że efekt należy przepuścić przez pewne filtry.

    OdpowiedzUsuń
  4. Pewnie masz rację. Może niektórzy (miejmy nadzieję, że bardzo nieliczni) będą chcieli wypaść trochę lepiej i wyślą same traktaty filozoficzne. Ja takich zapędów nie mam, więc bez skrupułów i obaw wymieniłam m. in. powieść dla młodzieży i romans. Ciekawa jestem, jakie książki Ty byś wybrał?

    OdpowiedzUsuń
  5. Musiałbym się nad tym głębiej zastanowić. Ale tak na szybko, to z pewnością "Przedwiośnie" (http://ramzelsworld.blogspot.com/2007/07/przedwionie.html) [powód podany w linku]. Oraz cała seria "Przygody trzech Detektywów" (http://pl.wikipedia.org/wiki/Przygody_Trzech_Detektyw%C3%B3w), wraz z jej kontynuacją - z przedrostkiem "Nowe". Są to historie młodych detektywów na które polowałem za czasów młodości w bibliotece. I nie mam najmniejszej wątpliwości, że przyczyniły się one do mego logicznego myślenia, zwracania uwagi na (pozornie) nieistotne szczegóły oraz dochodzenia prawdy. Są to cechy z których jestem dumny, choć nie zawsze są one mile widziane w otoczeniu...

    OdpowiedzUsuń
  6. O tych detektywach nigdy wcześniej nie słyszałam, więc zapoznałam się z wyjaśnieniami na wikipedii.
    Widzę, że i dla ciebie ważne są książki poznane w dzieciństwie. Wśród wybranych przez mnie pozycji nie ma żadnej, którą przeczytałam po 20. roku życia, a przecież czytałam niemało.

    OdpowiedzUsuń
  7. Nie obdarowałabym takiej biblioteki żadnym egzemplarzem. Dlaczego? Nie podoba mi się jej "idea". Książki istnieją po to, aby je czytać - miejsce, w którym czytelnik może sobie tylko popatrzeć na okładki, nie jest dla mnie żadną atrakcją, wszak jedną z funkcji bibliotek jest swoje zbiory UDOSTĘPNIAĆ.

    Poza tym litości, czy sławni ludzie to bogowie, abyśmy my, maluczcy nie mogli przejrzeć dotykanych przez nich książek? Śmieszne.

    OdpowiedzUsuń
  8. Przecież to nie ma być zwykła biblioteka publiczna, raczej projekt artystyczny. Wydaje mi się, że ma pokazywać rolę literatury w życiu znanych osób, propagować czytanie jako jeden ze sposobów osiągania sukcesu. W jednym miejscu będzie można zobaczyć jakiś wycinek biografii wielu ludzi, których znamy z książek, gazet, telewizji, kina. Z tego właśnie punktu widzenia jest to dla mnie interesujący pomysł.

    Nie dziwię się, że książki nie będą ogólnie dostępne, chyba każdy wie, jak się ludzie (zwłaszcza szkolne wycieczki) zachowują w takich miejscach. Jeśli zainteresuje nas komplet utworów należący do jakiejś osoby, to cóż prostszego niż zapamiętać tytuły i poszukać ich w księgarni czy tradycyjnej bibliotece?

    OdpowiedzUsuń
  9. U mnie jest głośno o tym, a pochodzę właśnie z Łodzi. Cieszy mnie, ze taka inicjatywa powstaje właśnie tutaj.

    OdpowiedzUsuń
  10. A moja lista to:
    1. Wiliam Faulkner, Światłość w sierpniu – po lekturze tej książki, już dawno temu, uznałam, że mam za mały talent, żeby zostać pisarką.

    2. Ian McEwan, Na plaży w Chesil – paradoksalnie, ponieważ wcale nie jest to moja ulubiona książka McEwana, ale jest to jego pierwsza powieść, która przeczytałam i od tamtej pory mam kogoś, kogo mogę nazywać ulubionym pisarzem. Jestem absolutnie bezkrytyczna i biorę wszystko, co Ian McEwan napisze.

    3. Grey Owl, Sejdżio i jej bobry – książka dla trochę starszych dzieci, z tak cudownie naiwną wizją świata, że nawet teraz płaczę, kiedy ją czytam. To chyba jedyna książka, nad którą płaczę. I lubię, kiedy Big B mówi do mnie boberku.

    4. Alistair MacLean, Działa Nawarony – bo ile z was było przez jakieś długie miesiące Dusty’m Millerem, alianckim żołnierzem, zbereźnikiem i mistrzem sabotażu? I miało w swojej drużynie pułkownika Andreę Stavrosa i kapiatna Keitha Mallory’ego, wybitnego himalaistę? Ile z Was wspinało się w czasie burzy na pionowe urwisko, na szczycie którego czekali niemieccy żołnierze? Nic nie odbierze mi tych wspomnień.

    5. I na koniec, nieco żartobliwie – Jamie Oliver w domu: przez gotowanie do lepszego życia. Dlaczego? Nie wiem, czy fakt, że w sumie polubiłam gotowanie – tak, tak, tylko dzięki książce Jamie’ego - zmieni moje życie, ale wydaje mi się, że to coś znaczy. Tylko jest jeszcze za wcześnie, żeby powiedzieć co. Bo ja kiedyś naprawdę nie lubiłam gotować.

    Ja przepraszam, że tak niegrzecznie wklejam linka do siebie, ale też o tym pisałam :)
    http://pikfe.wordpress.com/2009/12/16/5-in-lodz/

    Pozdrawiam
    pikfe

    OdpowiedzUsuń
  11. Przyznaję, że żadnej z tych książek nie znam. Faulknera czytałam tylko "Absalomie, Absalomie", a McEwana - "Pokutę" i "Amsterdam".

    Chyba nigdy nie przeczytam żadnej książki o gotowaniu. Nie lubię tego robić, toteż na ogół nie jadam niczego, co wymagałoby spędzenia w kuchni więcej niż pół godziny (najlepiej jeszcze mniej). Ja nudzę się już po 10 minutach... I to się raczej nigdy nie zmieni.

    Również pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  12. No wiesz, ja całej też nie przeczytałam ;) Ja też nie lubiłam gotować i byłam pewna, że to się nie zmieni, a jednak stało się inaczej. Nie znaczy to oczywiście, że Ty pokochasz któregoś dnia gotowanie. Ja może za samym gotowaniem nie przepadam tak, jak za dobrym jedzeniem :)

    OdpowiedzUsuń
  13. Ja chyba prawie nie mam kubków smakowych, więc nie odczuwam żadnej motywacji, żeby nauczyć się gotowania. Równie dobrze mogłabym jeść codziennie zupę pomidorową, byleby po niej był jakiś deser:)

    OdpowiedzUsuń
  14. Moje ksiązki to :
    1) "Ania z zielonego wzgórza" L.M. Montgomery
    bo dzięki tej książce jestem nauczycielką
    a moja córka ma na imię Anna
    2) "Lesio" J. Chmielewska, bo to pierwsza książka tej autorki, którą przeczytałam i do dziś czytam wszystko
    3) "Zaginiona róża" Sardar Ozkan (nad O 2 kropki) - bo to magiczna opowieść o poszukiwaniu
    4 i 5 To "Biała wilczyca" i "Wszystkie marzenia świata" - Theresa Revay, bo to fantastyczne połączenie historii miłosnej z historią Europy i są to książki nad, którymi płakałam z żalu, że chyba nie ma już takiej miłości.....
    Ale inna sprawa, że ja nie lubię rozstawać się z moimi książkami...... a czy sławni ludzie potrafią czy kupią nowe egzemplarze w księgarni?

    OdpowiedzUsuń
  15. Ja w ogóle nie umiem pozbywać się książek, nie lubię ich nawet pożyczać. Nie znam żadnych sławnych osób, więc trudno mi odpowiedzieć na Twoje pytanie:).

    O "Ani" pisałam, "Lesia" też bardzo lubię, natomiast o pozostałych książkach nie słyszałam.

    PS Ciekawa jestem, czy córcia ma na drugie Kordelia;).

    OdpowiedzUsuń
  16. Nie, na drugie ma imię po mnie a tak właściwie z obu imion pierwszegi i drugiegio powstała kombinacja :Anda, którą może znacie z "Godziny pąsowej róży". Jeśli nie znasz pozostałych książek(Zaginiona róża, Biała wilczyca, Wszystkie marzenia świata) - to polecam gorąco!!! wszystkie wydawnictawa "Świat Książki"

    OdpowiedzUsuń

"Błogosławieni, którzy nie mając nic do powiedzenia, nie ubierają tego w słowa". Z drugiej strony lubię meandrujące dyskusje, więc komentarze nie na temat również są tu mile widziane;).

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.