W pewien czerwcowy dzień wybraliśmy się na małą wycieczkę do Dolinek Krakowskich. Nie do wszystkich, rzecz jasna, a tylko do dwóch. Wyprawa była bardzo przyjemna, zwłaszcza że spora część trasy wiodła przez las, gdzie upał aż tak nie doskwierał.
Autobusem numer 278 pojechaliśmy z Ronda Ofiar Katynia do miejscowości Dubie. Na to połączenie należy kupić bilet aglomeracyjny, a docelowy przystanek (Dubie Skrzyżowanie) jest na żądanie, więc trzeba zasygnalizować kierowcy, że chce się tam wysiąść.
W tej okolicy jest tak ładnie, że nawet zwykła wieś wygląda malowniczo. Skierowaliśmy się na północ i wkrótce dotarliśmy do Doliny Racławki, przez którą przepływa rzeczka Racławka, wzdłuż której wiedzie szlak - początkowo zielony (o ile dobrze pamiętam), a potem żółty. Trasa jest łatwa, płaska, leśna, tylko tu i ówdzie, kiedy szlak zbliża się bezpośrednio do wody, pojawiają się większe kamienie i odrobina błota. Ta dolinka jest stosunkowo mało uczęszczana, więc jeśli ma się czasem dość zatłoczonego Krakowa, to warto wybrać się właśnie do niej.
Racławka |
Nie dotarliśmy do końca Doliny Racławki, bo skręciliśmy w prawo i weszliśmy do Wąwozu Stradlina. I tu już było naprawdę pusto - spotkaliśmy wszystkiego trzy osoby. Szlak wiódł nadal przez las, trochę pod górę, wzdłuż koryta potoku, którym woda spływa podobno tylko kilka razy w roku, przede wszystkim w czasie wiosennych roztopów.
Wąwóz Stradlina |
Okazało się, że nie należy wędrować tym wąwozem do samiutkiego jego końca. Żółty szlak w pewnym momencie odbija w prawo, w pola, ale my ten zakręt początkowo przeoczyliśmy. Kiedy przeszliśmy przez podmokłe w tym miejscu dno wąwozu, minęliśmy leżący konar (ja z racji nikczemnego wzrostu prześlizgnęłam się pod nim), błotnistą kotlinkę pełną fruwających muszek, a wreszcie wpakowaliśmy się w pokrzywy, doszliśmy do wniosku, że coś tu jest chyba nie tak. Porównaliśmy wskazania GPS-u z przebiegiem szlaku na papierowej mapie, cofnęliśmy się nieco, spotkaliśmy żabę, a następnie wróciliśmy na właściwą trasę.
To było naprawdę fajne uczucie, kiedy z lasu tak nagle wyszliśmy na otwartą, szeroką przestrzeń, malowniczą jak jedna z domyślnych tapet w Windowsie. Wokoło łany zielonych jeszcze zbóż, nad nami błękitne niebo i więcej ptaków niż ludzi (oprócz nas tylko jeszcze jedna para turystów).
I teraz uwaga: po wyjściu z wąwozu stosunkowo szybko należy skręcić z piaszczysto-żwirowej drogi w zarośniętą dróżkę wiodącą przez pola. Niestety fakt, że żółty szlak tutaj odbija, nie jest w żaden sposób oznaczony, więc trzeba po prostu kierować się mapą.
Aż do Szklar trasa wiodła przez pola, a tylko przed samą wsią przez mały lasek. To kolejna ładna, bardzo malowniczo położona miejscowość, ale jeden jej fragment lepiej jednak minąć z zamkniętymi oczami, jeśli nie chce się doznać niestrawności na gruncie estetycznym. Otóż w pobliżu kościółka znajduje się posesja ozdobiona rzeźbami bardzo wątpliwej urody. Na zdjęciu może tego dobrze nie widać, ale te stwory udające lwy opierają lewe łapy na czymś w rodzaju kartuszy, które jednak są puste - może właściciel ma nadzieję na jakiś tytuł i herb w przyszłości... Na podwórku stał jeszcze ptak z rozpostartymi skrzydłami, stworzony w podobnej manierze pseudoartystycznej, ale niestety nie uwieczniliśmy go na zdjęciu, bo aparat nam się akurat zaciął. Może ma wbudowany jakiś czujnik kiczu.
Szklary |
Za Szklarami |
Ujrzeliśmy i przeżyliśmy, a następnie wędrując dalej żółtym szlakiem opuściliśmy Szklary i ruszyliśmy w kierunku Będkowic. Początkowo szliśmy lokalną asfaltówką, potem wzdłuż lasu, a następnie już cały czas lasem aż do Doliny Będkowskiej.
Ta dolina jest jedną z najbardziej zatłoczonych, bo znaczna jej część jest dostępna dla samochodów, mieszkają w niej ludzie, jest tam pole namiotowe, coś w rodzaju pensjonatu, można zjeść i powspinać się na skałki. Kupiliśmy sobie lody i czym prędzej ruszyliśmy dalej szlakiem niebieskim, a potem zielonym aż do Bębła. Od miejsca, w którym skręca się z asfaltówki w las, robi się znowu stosunkowo pusto. Mijaliśmy po drodze źródełko, z którego wypływa potok Będkówka. Oczywiście cała rodzinka moczyła w nim nogi, uwieczniając te chwile na fotografiach. To chyba jakiś zwyczaj, bo kiedy byliśmy tam poprzednio, to samo czyniła jakaś wycieczka dzieciaków. Niektórzy ludzie widocznie muszą wleźć do każdej kałuży czystej wody, jaką tylko przyuważą, zwłaszcza jeśli jest to akurat pomnik przyrody.
Ostatni rzut oka w kierunku Doliny Będkowskiej |
W Bęble wsiedliśmy do autobusu linii 210 (tu też obowiązuje bilet aglomeracyjny) i wróciliśmy do Krakowa.
Papierowa też się przyda |
*** *** ***
A poza tym uważam, że wyrok Trybunału Konstytucyjnego z 9 marca 2016 roku powinien zostać opublikowany.
przepiękne miejsca.. uwielbiam takie wędrówki. Ostatnio uskuteczniam takie po Jurze Krakowsko-Częstochowskiej. Dolinki krakowskie w planach ale nie wiem kiedy, bo to dłuższa wyprawa by była. Kuszą Jerzmanowice, Dolina Będkowska i tamtgejsze skałery :) Kiedyś na pewno...
OdpowiedzUsuńDo samych Jerzmanowic jeszcze nie dotarłam, Będkowska jest fajna, tylko - jak wspomniałam - nieco zatłoczona, podobnie jak Kobylańska - tam też mnóstwo osób się wspina. W pozostałych dotąd nie byłam. W pobliżu jest też bardzo ładna Dolina Sąspowska, która należy już do Ojcowskiego Parku Narodowego. A może wrzucisz jakąś relację ze swoich wędrówek?:)
Usuńeeee nie... nie mam na to za bardzo czasu, jedynie wrzucam fotki na facebooku, blog jest czysto i okołoksiazkowy raczej :)
OdpowiedzUsuńSzkoda, bo lubię czytać o cudzych wyprawach i szukać inspiracji:).
Usuńhej ... naszukałam sie tego posta :) mam z przyjacielem taką stronke o naszych wypadach, narazie w powijakach ale to początki https://weekendnaszlakublog.wordpress.com/ - zapraszam jak cos :)
OdpowiedzUsuńSuper, dzięki za info:). Rano tylko przejrzałam pobieżnie, ale pewnie będę zaglądać:).
Usuń